Logo Tyfloświat

Niewidomi tłumacze z powodzeniem pracują w Polsce od co najmniej kilkudziesięciu lat. Zajmują się tłumaczeniami pisemnymi i ustnymi, pracują na własny rachunek oraz dla prestiżowych instytucji międzynarodowych. Niemniej jednak do tej pory, zarówno w literaturze akademickiej, jak i w ogóle w przestrzeni publicznej, nie poświęcano im zbyt dużo miejsca. Realizowany przeze mnie projekt, którego efektem jest obroniona rozprawa doktorska, miał na celu zmianę tej sytuacji.
Zanim przejdę do omawiania meritum sprawy, chciałbym zaznaczyć, że osobom, które udzieliły mi obszernych informacji na temat wykonywania przez nich zawodu tłumacza, zagwarantowałem anonimowość. Z tego względu w poniższym tekście jedyną osobą wymienioną z imienia i nazwiska mogę być ja. Ponieważ mam poważną dysfunkcję narządu wzroku oraz od z górą dziesięciu lat zajmuję się tłumaczeniami, niniejszy artykuł oparty został również i na moich własnych doświadczeniach.
Dostępny czy niedostępny – oto jest pytanie?
To pytanie zadałem wszystkim osobom, z którymi przeprowadziłem wywiady. Respondenci zgodnie stwierdzili, że zawód ten jest dostępny. Takie przekonanie o dostępności pracy z językiem towarzyszyło badanym już od końca szkoły podstawowej (realizowanej przez wszystkich biorących udział w badaniu w trybie ośmio- lub siedmioletnim). To właśnie dostępność zawodu tłumacza była główną siłą napędową, która popchnęła ich w kierunku języków. Często był to czynnik ważniejszy niż przekonanie o posiadaniu zdolności językowych.
To jednak nie koniec, lecz dopiero początek historii. I to właśnie od historii chciałbym zacząć ten tekst. Dostępność zawodu tłumacza ewoluowała na przestrzeni minionych kilkudziesięciu lat, a ponieważ w prowadzonym przeze mnie badaniu wzięły również udział osoby, których staż tłumaczeniowy przekraczał 40 lat, warto przybliżyć ich doświadczenia.
Od maszyny brajlowskiej do smartfona
Do początku lat dziewięćdziesiątych dominowały analogowe formy wsparcia niewidomych, zajmujących się przekładem pisemnym. Procedura przekładu była następująca: najpierw widzący lektor odczytywał tekst źródłowy, a następnie osoba niewidoma pisała tłumaczenie na czarnodrukowej maszynie do pisania. Po wprowadzeniu, gdzieś na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, przenośnych magnetofonów, czynności te można było rozdzielić. A zatem lektor mógł przeczytać tekst, a niewidomy tłumacz – w dogodnym dla niego momencie – odsłuchać go z taśmy i przetłumaczyć. Oczywiście oznaczało to, że niewidomy musiał biegle pisać bezwzrokowo na klawiaturze maszyny do pisania oraz posiadać magnetofon. Organizowanie udziału widzącego lektora ułatwiało tzw. stypendium lektorskie, dzięki któremu osoba niewidoma mogła sfinansować koszty zatrudnienia tegoż. Osoba taka musiała również posiadać pewne kompetencje. Wskazana była systematyczność i – o co podobno nie było wcale tak łatwo – umiejętność poprawnego czytania.
Jedynym sprzętem specjalistycznym, którego używała w omawianym okresie pewna grupa niewidomych był Optacon. To sprowadzane z zagranicy urządzenie pozwalało na dotykowe odwzorowanie tekstu czarnodrukowego. Dla niewidomych tłumaczy był to zatem sposób na uzyskanie niezależnego dostępu do słowników i innych materiałów w czarnodruku. Niestety urządzenie to było bardzo drogie, a tym samym jego dostępność – ograniczona.
Sytuacja zaczęła zmieniać się powoli na początku lat dziewięćdziesiątych, wraz z pojawieniem się komputerów osobistych. Szybko jednak okazało się, że rozwój technologii informatycznych zarówno wspomaga niewidomych tłumaczy, jak też i tworzy dla nich nowe wyzwania. Pierwsze symptomy tego zjawiska pojawiły się już w połowie lat dziewięćdziesiątych. Wtedy to większość klientów oraz nauczycieli przekładu przechodziła z tekstowego DOS-a na zawierający wiele elementów graficznych Windows. Sytuacja ta okazała się problematyczna dla wielu osób niewidomych, ponieważ, jak informowali uczestnicy badania, nie było wówczas narzędzi, dających niewidomym dostęp do systemu Windows. Problemy pojawiły się np. w obszarze kompatybilności używanych formatów plików tekstowych.
Ewolucja technologii cyfrowych doprowadziła do upowszechnienia się nie tylko nowego oprogramowania, lecz także zarezerwowanych do tej pory dla garstki zamożnych entuzjastów technologii, takich jak skanery. Z każdym z tych aspektów wiązały się nowe wyzwania dla osób niewidomych. O ile po pewnym czasie udało się udostępnić system Windows, to praca ze skomplikowanymi dokumentami w dalszym ciągu pozostaje wyzwaniem. Podobnie skanowanie, chociaż przyniosło niewidomym wiele nowych możliwości, nie daje stuprocentowej gwarancji jakości, a zatem nie może być wyłącznym źródłem informacji o dokumencie np. dla tłumaczy tekstów technicznych.
Najnowszą rewolucję stanowią mobilne technologie cyfrowe, takie jak smartfony czy tablety. Wydaje się, że dopiero w ostatnich latach ujawniają one swój potencjał w zakresie wsparcia niewidomych tłumaczy. Nie wszyscy jednak, o czym zawsze warto pamiętać, będą mogli skorzystać z tego typu form asysty.
Warsztat pracy niewidomego tłumacza
Jak zatem wygląda obecnie warsztat pracy niewidomego tłumacza?
Podstawą dla osób całkowicie niewidomych jest i na pewno pozostanie brajl. O ile w codziennym użytku synteza mowy jest w stanie zastąpić nam z powodzeniem pismo brajlowskie, a także przyspieszyć odbiór informacji, to niezależną pracę z tekstem powinno wspierać użycie pisma brajlowskiego. Osoba niewidoma ma tutaj do wyboru kilka opcji. Po pierwsze, monitor brajlowski, który – w połączeniu z komputerem, tabletem bądź telefonem – pozwoli na brajlowską reprezentację tekstu. Po drugie, notatnik brajlowski. To urządzenie przyda się zwłaszcza tłumaczom konferencyjnym. W tej odmianie przekładu niezbędne jest bowiem robienie notatek. Wreszcie przydać może się także drukarka brajlowska, gdyż tekst wydrukowany to co innego niż tekst odbierany za pomocą monitora brajlowskiego. Być może w przyszłości, gdy pojawią się wreszcie tablety brajlowskie, dadzą one poczucie kontroli nad całością tekstu zbliżone do posiadania go na kartce papieru.
Tłumaczenie jest pracą, w której liczą się szczegóły. Stąd konieczność posługiwania się pismem brajlowskim przez osoby całkowicie niewidome. Dotykowa reprezentacja tekstu pozwoli nam sprawdzić, czy nie wstawiliśmy zbyt wielu spacji bądź czy pisane słowo jest rzeczywiście tym, o które nam chodziło. Pracujący z syntezatorami mowy znają bardzo wiele przykładów na to, że syntezator czasami potrafi przeczytać coś zupełnie innego niż jest napisane. Ponadto brajl spełnia nieocenioną rolę w nauce języka obcego. Pisownię czy interpunkcję najlepiej poznać właśnie dzięki dotykowej, a nie głosowej, reprezentacji tekstu.
Nie oznacza to jednak, że dobry syntezator mowy nie przyda się tłumaczowi. Jest to nieocenione narzędzie do czytania dłuższych tekstów czy zapoznawania się z informacjami, niezbędnymi do wykonania dobrego przekładu. Często informacji tych musimy pozyskać bardzo wiele i niekoniecznie  w tym procesie będzie nam zależało na bardzo szczegółowym poznaniu tekstu, które umożliwia nam pismo brajlowskie. Synteza mowy przydaje się również przy ocenie i wycenie otrzymanego zlecenia. Dzięki niej szybko zapoznamy się z tekstem i bez trudu odpowiemy na pytanie, czy jesteśmy w stanie podjąć się zlecenia. Dzięki upowszechnianiu się syntezy mamy do dyspozycji różne głosy w większości języków, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć, w tym rosyjskim, chińskim czy arabskim.
A zatem stanowisko pracy niewidomego tłumacza powinno składać się ze sprzętu brajlowskiego oraz syntezatora mowy. Taka kombinacja umożliwia najbardziej wszechstronne wykorzystanie nowoczesnych technologii.
Ze względu na koszty i złożoność obsługi, zakup oraz biegłe posługiwanie się tymi wszystkimi narzędziami może stanowić wyzwanie. Wprawdzie istnieją programy, umożliwiające wsparcie niewidomych w zakupie np. urządzeń brajlowskich, jednak, jak twierdzili biorący udział w badaniu, czasami urzędnikom trudno wytłumaczyć, że pracującemu z tekstem niewidomemu niezbędne jest kosztujący nierzadko kilkanaście tysięcy złotych notatnik czy monitor brajlowski. Ponadto wskazywano na niesprawiedliwość kryterium dochodowego, stosowanego przy przyznawaniu niektórych form wsparcia. Zaś jeśli chodzi o obsługę, to nawet zawansowanemu użytkownikowi programów do odczytu ekranu może ona sprawić kłopot. Korzystanie z wielu aplikacji w różnych kontekstach wymaga znajomości dziesiątek lub nawet setek skrótów klawiaturowych. Aby osobom widzącym uzmysłowić złożoność tego zjawiska, wystarczy poprosić je o to, by bez używania myszy przygotowały nawet prosty dokument w Wordzie czy prezentację w PowerPoincie. Warto również odnotować, że specjalistyczne programy dla niewidomych nie powstały z myślą o użytkownikach korzystających ze środowiska wielojęzycznego, co dodatkowo utrudnia posługiwanie się nimi przez tłumaczy.
Przed niewidomymi tłumaczami stoi zatem zadanie niełatwe. Dlatego trzeba się na nie szykować co najmniej od początku studiów. Warto korzystać ze wszystkich dostępnych narzędzi. Nawet jeśli ostatecznie nie zdecydujemy się na pracę w zawodzie tłumacza, to i tak nabyta w trakcie edukacji wiedza posłużyć może do wykonywania wielu, interesujących zawodów. Tak właśnie było w przypadku osób, z którymi przeprowadziłem wywiady w trakcie realizacji projektu. Niemal wszyscy mieli drugie czy nawet trzecie zawody, w których pracowali. Języki są zatem dobrą podstawą do wykonywania satysfakcjonującej pracy w godnych warunkach.
Nie samym tekstem tłumacz żyje
Warsztat to jednak tylko podstawa. Przecież tłumaczenia, jak na razie, same się nie robią. I tutaj osoba niewidoma również napotka na dodatkowe komplikacje. Zacznijmy od słowników. Nie wszystkie są dostępne. Generalnie zasada jest taka, że te udostępniane w Internecie, są bardziej dostępne niż te, które można kupić na płycie CD lub DVD. Dlatego być może należałoby stworzyć bazę informacji o dostępnych słownikach i narzędziach tłumacza.
I tutaj dochodzimy do największej bolączki tłumaczy z niepełnosprawnością wzroku: niedostępności specjalistycznego oprogramowania dla tłumaczy. Trzeba zaznaczyć, że obecnie większość tłumaczeń odbywa się nie za pomocą edytora tekstu, lecz specjalnie przygotowanego narzędzia dla tłumaczy. Takie wspomagane komputerowo tłumaczenie (ang. CAT – Computer Assisted Translation) niesie ze sobą bardzo wiele korzyści. Komputer pamięta wszystkie zdania, tzw. segmenty, które przetłumaczyliśmy i, gdy tylko napotka na segment zbliżony do znanego mu już, od razu proponuje tłumaczenie lub jego fragment. Programy te zawierają również narzędzia, umożliwiające zarządzanie bazami terminologicznymi. Oznacza to, że jeśli nauczymy komputer specjalistycznych słówek wraz z ich tłumaczeniami, będzie on nam je podsuwał, gdy tylko pojawią się w tekście. Dzięki temu nasz przekład będzie nie tylko bardziej efektywny, ale również bardziej spójny.
Problem polega na tym, że wiodące narzędzia CAT są całkowicie niedostępne dla osób posługujących się programami do odczytu ekranu. Sytuację pogarsza fakt, że firmy produkujące CAT-y w ogóle nie są zainteresowane dostosowaniem ich do możliwości wykorzystywanego przez nas oprogramowania. Wyjątkiem, potwierdzającym tę smutną regułę, jest firma Western Standard, która rozwija program Fluency Now. Dzięki współpracy z międzynarodową społecznością tłumaczy z niepełnosprawnością wzroku, The Round Table, deweloperzy z Western Standard w krótkim czasie uwzględnili uwagi niewidomych i uczynili sprzedawane przez nich narzędzie dostępnym. Dzięki temu niewidomi mogą cieszyć się zaletami, wynikającymi ze stosowania narzędzi CAT.W miarę dostępne jest również internetowe narzędzie CAT o wdzięcznie brzmiącej nazwie MateCAT, dostępne pod adresem www.matecat.com. Z tego ostatniego można korzystać za darmo, logując się przez konto Google.
Niedostępność narzędzi CAT jest tym bardziej frustrująca, że współpraca z nimi pozwoliłaby na wyeliminowanie większości kłopotów z formatowaniem i układem dokumentu. To właśnie te obszary sprawiają najwięcej kłopotów osobom z niepełnosprawnością wzroku, zajmującym się tłumaczeniami. Obecnie, dla osób całkowicie niewidomych, jest to problem nie do przeskoczenia. Wprawdzie kontrola formatowania przy pomocy programu do odczytu ekranu jest możliwa, jednak czasochłonność tego procesu wyklucza jego zastosowanie w codziennej pracy.
Asysta warunkiem niezależnej pracy
Czasem nie ma innego wyjścia, jak skorzystanie z pomocy asystenta. Osoba taka wykonuje pozamerytoryczne, techniczne czynności związane z przekładem, które niewidomemu wykonać jest trudno lub też w ogóle nie ma do nich dostępu. Wielu doświadczonych tłumaczy z niepełnosprawnością wzroku do tego wniosku doszło już dawno. Jednak wobec niewystarczającego wsparcia ze strony państwa w tym obszarze, zmuszeni byli oni do poszukiwania (i nierzadko opłacania) asystentów na własną rękę. Z tego powodu często asystentem mogli być partnerzy bądź rodzina badanych. Jedna z osób do tego stopnia dopracowała ten mechanizm, że na stale współpracowała z osobą widzącą, która zajmowała się większością technicznych spraw związanych z przekładem. Taki model działania wydaje się najlepszą praktyką. Jednak bez finansowego wsparcia państwa jego wykorzystanie sprzyja nierównościom na rynku pracy, gdyż to niewidomy tłumacz sam musi opłacić taką asystę, a co za tym idzie jest albo mniej konkurencyjny (z powodu wyższych cen) albo musi więcej pracować od widzących tłumaczy (aby zarobić dodatkowe pieniądze na asystę).
Czynnik ludzki jest bardzo ważny dla wielu tłumaczy z niepełnosprawnością wzroku. Od najmłodszych lat ktoś motywował większość z nich do dalszej pracy i samorozwoju, wbrew stereotypowemu postrzeganiu osób z niepełnosprawnościami jako wykonujących prace proste i niewymagające dużego zaangażowania intelektualnego. Mogła to być rodzina, nauczyciele czy też widzący bądź niewidzący rówieśnicy. Rola tych osób jest nie do przecenienia w życiowych trajektoriach większości tłumaczy, z którymi mogłem się spotkać.
Bardzo ważne jest, aby świadczone wsparcie miało charakter emancypacyjny i pomagało osobom niewidomym zdobywać jak największą niezależność. Dotyczy to zwłaszcza czasu, w którym kształtują się postawy oraz poglądy u młodych ludzi. Dlatego tak ważne jest przygotowywanie osób niewidomych, nie tylko tych pracujących później w zawodzie tłumacza, do niezależnego życia, w którym decydują o intensywności i rodzaju udzielanego im wsparcia.
A co z tłumaczeniami ustnymi?
Wielu Czytelnikom może wydać się, że tłumaczenia ustne są o wiele bardziej atrakcyjną ścieżką kariery dla niewidomego od zajmowania się przekładem tekstu pisemnego. Mnie, jak też i niektórym z respondentów, tak też się wydawało. Jednak okazuje się, że wcale nie jest to takie proste. Po pierwsze, aby wykonać tłumaczenie ustne, trzeba wyjść z domu i dotrzeć na miejsce, w którym odbywa się tłumaczone wydarzenie czy konferencja. Nie dla wszystkich jest to zadanie proste. Czasem takie konferencje mogą bowiem odbywać się w innym mieście lub nawet innym kraju, co oznacza konieczność dojazdu pociągiem czy też podróży samolotem. Co zrobić, gdy miejsce konferencji jest oddalone od miasta, a dojazd do niego możliwy jest wyłącznie samochodem? Rozwiązań jest kilka. W każdym razie znowu przyda się pomoc osób widzących. Pocieszające jest to, że tłumaczenia ustne powinny być realizowane zawsze w zespołach dwuosobowych. Nie ma, co oczywiste, obowiązku pomocy nam, a i my nie musimy mówić zawczasu, że mamy jakąś niepełnosprawność. Natomiast często zdarza się tak, że organizatorzy czy też nasi koledzy lub koleżanki z kabiny chętnie pomogą. Takie są moje doświadczenia. Czasem jednak tak dobrze nie jest, o czym wspominały niektóre osoby, z którymi przeprowadziłem wywiad. To jednak nie koniec trudności dla tłumacza ustnego. Musi on bowiem mieć rozeznanie w terenie i np. wiedzieć, gdzie znajdują się toalety. Nawet najbardziej pomocny kolega z kabiny nie zaprowadzi nas tam podczas jego zmiany.
W trakcie samej pracy trudności sprawiają elementy i odniesienia wizualne. Prelegent tłumaczy, co znajduje się na prezentacji, a my musimy (nie widząc jej) składnie oddać, gdzie znajduje się czerwona a gdzie szara linia na wykresie. Czasem nawet ustalenie płci prelegenta jest trudne. Dotyczy to głównie osób z krajów egzotycznych. I w tym wypadku również warto skorzystać z pomocy kolegi. Chociaż, co warto zaznaczyć, widzący tłumacze ustni też czasem mają z tym problem.
Osobnym wyzwaniem są tzw. tłumaczenia konsekutywne. W tym wypadku nie siedzimy w kabinie, lecz jesteśmy na scenie, tuż obok tłumaczonego przez nas mówcy. Nie tłumaczymy na bieżąco, a dopiero po wysłuchaniu jakiejś porcji tekstu nadchodzi nasza kolej. I tu pojawia się kolejne wyzwanie. Osoby widzące posiłkują się w takich sytuacjach notacją, sporządzaną ołówkiem na specjalnym bloczku. Z przyczyn oczywistych tego typu notacja nie wchodzi w grę w przypadku osób niewidomych. Jest jednak kilka sposobów na korzystanie z notacji. Wielu niewidomych tłumaczy posługuje się w tym celu brajlem, np. używając notatników brajlowskich. Przydadzą się tutaj skróty brajlowskie. Moją autorską metodą było wykorzystanie wyposażonego w syntezator mowy laptopa do sporządzania notacji. Po latach przyznaję, że system ten był trudny, choć nie niemożliwy, do użycia w realnych warunkach. W literaturze naukowej oraz wśród badanych przeze mnie osób powstał również pomysł na użycie dyktafonu cyfrowego do zapisu tekstu wyjściowego w taki sposób, by tłumaczenie miało quasi symultaniczny charakter. Inni tłumacze natomiast po prostu informują klienta, że z powodu braku możliwości wykonywania notacji proszą o krótsze fragmenty do tłumaczenia.  Z mojego doświadczenia wynika, że system oparty na użyciu notatnika i pisma brajlowskiego zdaje się być najskuteczniejszym, chociaż nie pozbawionym wad, rozwiązaniem.
Należy także koniecznie wspomnieć, że tylko stosunkowo niewielka grupa z badanych przeze mnie osób zajmowała się przekładem ustnym. Być może jest tak ze względu na mobilny charakter tego zajęcia i konieczność nieustannego kontaktu z ludźmi. Nie wszystkim taka praca odpowiada. W tym wypadku bowiem, w przeciwieństwie do tłumaczeń pisemnych, trudno jest nie ujawnić informacji o posiadanej niepełnosprawności. Wreszcie mamy też i cechy naszego charakteru, które bardziej lub mniej predysponują nas do wykonywania tego zawodu. Z własnego doświadczenia, oraz na podstawie zebranych informacji, mogę powiedzieć, że tłumaczenia ustne są dostępne i możemy je wykonywać.
Czy tłumaczyć każdy może?
Na koniec warto postawić sobie takie pytanie. Odpowiedź brzmi: oczywiście, że nie. Nigdy nie było moim zamierzeniem, by tłumaczenia stały się dla niewidomych nowym zawodem standardowym, zastępując np. masaż. Nie wszyscy mają predyspozycje do tego, aby tłumaczyć. Jednak dla tych, którzy zastanawiają się nad wyborem ścieżki rozwoju zawodowego, cenną informacją może okazać się wiedza o dostępności tego zawodu dla osób z dysfunkcją wzroku.
Dr Wojciech Figiel pracuje w Instytucie Lingwistyki Stosowanej Uniwersytetu Warszawskiego. Ukończył studia magisterskie w ILS UW z językami angielskim i hiszpańskim na specjalizacji „tłumaczenia ustne”. Aktywnie pracuje w zawodzie tłumacza oraz prowadzi zajęcia w Instytucie Lingwistyki Stosowanej. Można się z nim skontaktować pod następującym adresem: w.figiel@uw.edu.pl
Rozprawa doktorska pt. „Tożsamość i status tłumaczy z dysfunkcją wzroku” autorstwa p. Wojciecha zdobyła główną nagrodę w XIV edycji organizowanego przez Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych konkursu „Otwarte drzwi” na najlepsze prace magisterskie i rozprawy doktorskie podejmujące tematykę niepełnosprawności.
Projekt „Warunki pracy tłumaczy z dysfunkcją wzroku” został sfinansowany ze środków Narodowego Centrum Nauki przyznanych na podstawie decyzji numer DEC-2013/09/N/HS2/02096.

Partnerzy

 Fundacja Instytut Rozwoju Regionalnego                     Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych

Back to top