Logo Tyfloświat

O czym mam napisać dla Tyfloświata? – Zapytałem kolegę redaktora.
Może o krótkofalarstwie? – Odpowiedział.
Mogę spróbować kolejny raz tego tematu – pomyślałem. Licencję mam już dobre ćwierć wieku. Był czas fascynacji, czas zniechęcenia, czas, gdy uważałem, że krótkofalarstwo odchodzi do historii.
A teraz, gdy już właściwie pogodziłem się z przemijaniem zjawiska z pogranicza kultury i technologii, gdy uznałem, że nas, ludzi czasu minionego, młodzi zwyczajnie nie zrozumieją, bo dla nich magia radia jest czymś zupełnie niewyobrażalnym, przyszedł do mnie ten impuls, to pytanie. Nie chciałem brać tematu, bo przecież przykro konfrontować się z przemijaniem i zresztą, o czym tu gadać, niedobitki z rozpędu bawią się swoim sprzętem, ale to przecież nudne. Zanim jednak wygłosisz przemówienie pożegnalne nad otwartą trumną – pomyślałem – upewnij się, że nieboszczyk rzeczywiście dokonał żywota.
Zabrałem się więc do poszukiwań.

Odkurzamy radia

Wraz z wybuchem pandemii zmienił się nasz styl życia. Zdalna praca. Zdalne zakupy. Zdalna rozrywka. Zdalny sport? Ruszyłem więc na przeszukiwanie Internetu i pasm radiowych. Zawody krótkofalarskie odbywają się przynajmniej raz w tygodniu przez cały rok. Wystarczy otworzyć kalendarz zawodów, by przekonać się, że często mamy do wyboru kilka wydarzeń odbywających się w tym samym czasie. Zawody radiowe nie wymagają wychodzenia z domu, nie trzeba mieć nadzwyczajnej sprawności fizycznej. Wszystko czego potrzebujesz to radio, Internet i… oprogramowanie do prowadzenia dziennika łączności.

Gdy rozpoczynałem moją przygodę z krótkofalarstwem – termin tyleż nasycony nostalgią i nutką technologicznego romantyzmu co archaiczny – warunkiem trudnym do przeskoczenia dla osób z niepełnosprawnościami była konieczność samodzielnego zbudowania radiostacji. Znane są wprawdzie przypadki osób z dysfunkcją wzroku, ba, nawet były osoby całkowicie niewidome, które samodzielnie zbudowały urządzenie nadawczo odbiorcze – z angielska transceiver od słów transmit (nadawać) i receive (odbierać), ale takich ludzi wszyscy, tak niepełnosprawni, jak i ci, którym niczego do pełnej sprawności nigdy nie brakowało, uważali za super bohaterów. „Normalny niepełnosprawny” zdawał swój egzamin licencyjny i, jeśli miał szczęście, chodził sobie do klubu, gdzie czasami dopuszczano go do radiostacji klubowej. Z czasem, gdy zauważono, że krótkofalarstwo to dobry sposób na stymulowanie włączenia społecznego – rzecz nazywała się wtedy bardzo zwyczajnie, mówiło się o pomocy w ciekawym spędzaniu czasu, fajnym sposobie na dzielenie zainteresowań z pełnosprawnymi i wreszcie świetnej formie edukacji – w USA powstał program wspierający krótkofalarstwo w środowisku osób z niepełnosprawnościami. Byłem jednym z jego beneficjentów. Dzięki temu przez kilkanaście lat moją stację można było usłyszeć na pasmach radiowych na całym świecie. Mam na swoim koncie łączności z tak odległymi punktami na mapie jak Argentyna, Brazylia, Indonezja, Wyspy Tonga, Australia czy Filipiny. Dziś jednak, w dobie powszechnego dostępu do Internetu osiągnięcia te nie robią na nikim wrażenia. Prosta aplikacja do obsługi radia internetowego zainstalowana w naszych telefonach daje dostęp do niewyobrażalnej ilości audycji radiowych z całego świata. Komunikatory sieciowe sprawiły, że jeśli tylko zechcemy możemy porozmawiać z ludźmi zewsząd i znikąd nie oglądając się na propagację fal, nadajniki, anteny i całą tę trudną do opanowania wiedzę. Nie znam wprawdzie komunikatora, który proponowałby użytkownikom spotkania z dowolnie losowo wybieranymi partnerami kierując się przy tym jedynie kryterium gotowości do spotkania kogokolwiek, muszę jednak przyznać, że nigdy aplikacji takiej nie szukałem. Łączności radiowe wymagają od nas postawy otwartości na to, co nieznane, gotowości spotkania z drugim człowiekiem, ale…

Czy ta cała radioamatorska zabawa jest jeszcze komuś do czegokolwiek potrzebna?

Joe Stephen VK7JS radioamator z Australii a zarazem programista z firmy Friedom Scientific na tak postawione pytanie odpowiada, że radio to doskonały sposób na edukację technologiczną, że wokół radia zawsze gromadzą się ludzie poszukujący nowych ciekawych rozwiązań. Joe, ojciec dziewięciorga dzieci mieszkający na dwustu hektarowej farmie na Tasmanii, w czasie wolnym od obowiązków – nie pytajcie mnie jak on to robi, że przy tak licznej rodzinie i pracy zawodowej, o wielkim gospodarstwie, w którym też musi jakoś się angażować nie wspominając – stworzył drogą eksperymentów oprogramowanie, dzięki któremu radiostacja do łączności amatorskiej została w pełni udźwiękowiona. Niektórzy powiedzą zapewne, że nie ma o co robić tyle hałasu, bo w końcu to nie jest pierwsza ani ostatnia zabawka, którą ktoś udźwiękowił. Nic jednak bardziej błędnego. Joe zmodyfikował firmware urządzenia, ponieważ producenci pozwolili na to by oprogramowanie to było otwarte. Taka praca pokazuje, że przy odrobinie dobrej woli i stosunkowo niewielkim nakładzie sił i środków prawdopodobnie możliwe jest przystosowanie wielu urządzeń do potrzeb osób z niepełnosprawnościami. Granicami prób na tym polu są co oczywiste możliwości konkretnego urządzenia, ale także wyobraźnia i dobra wola deweloperów konkretnego firmwaru.
Radioamatorstwo to dziś coś zupełnie innego niż dawniej. Granice między łącznością radiową a wymianą informacji przez Internet są dość nieostre. Doskonałym przykładem zatarcia tych granic, czy jak wolicie, wirtualizacji łączności radioamatorskiej, jest serwis internetowy Hamsphere. Twórcy tego serwisu stworzyli wirtualny model jonosfery. Mamy w tym modelu wahania propagacji fal radiowych, zmiany warunków łączności w zależności od pory dnia i wybranego pasma radiowego. Wszystko dzieje się jak w prawdziwym świecie radiowym tyle tylko, że rzeczywistość tę symuluje nam napisany specjalnie do tego celu program komputerowy. Dzięki takiej aplikacji można stosunkowo niewielkim kosztem – serwis wymaga od użytkowników płatnej subskrypcji – nauczyć się wszystkiego co chcielibyśmy wiedzieć o łączności radiowej. Wartość edukacyjna przedsięwzięcia jest ogromna tyle tylko, że twórcy serwisu są zupełnie niewrażliwi na problem dostępności. Próby zwracania uwagi na niedostępność serwisu dla użytkowników czytników ekranu podejmowane wielokrotnie przez kolegów z całego świata – sam także przyłożyłem rękę do tych działań – nie przyniosły do tej pory żadnych rezultatów. Nie doczekaliśmy się bodaj grzecznościowego zauważenia, że grupa takich użytkowników w ogóle istnieje.
Rozmywanie granic między Internetem a łącznością radiową zachodzi także w sferze czysto technicznej. Sieci radioamatorskie są dziś bardzo często strukturami hybrydowymi. Krótkofalowiec używa swojego radia by połączyć się z węzłem sieci, a stamtąd informacja przekazywana bywa do innego węzła by znowu wrócić do swojej pierwotnej, radiowej postaci i docierać w ten sposób do adresatów. Taka struktura sieci pozwala na stosowanie jej w bardzo elastyczny sposób. Osoba z niepełnosprawnością może być w tej sieci operatorem równie dobrze jak osoba pełnosprawna. W ten sposób osoby z dysfunkcją wzroku mogą np. pełnić amatorską służbę w sieci Skywarn, której zadaniem jest ostrzeganie przed ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi.

Eksplozja cyfrowa

Pojawienie się cyfrowych trybów łączności radiowej otworzyło nowe możliwości radioamatorom. Krótkofalowcy od początku powstania swego ruchu angażowali się w służbę publiczną na całym świecie. Wspomagali akcje ratownicze, zapewniali łączność ekspedycjom naukowym w najdalszych zakątkach świata, a podczas II Wojny światowej wspierali działania ruchu oporu we wszystkich krajach. Wydawałoby się, że gdy już mamy telefony komórkowe, Internet i łączność satelitarną, krótkofalarstwo stanie się rodzajem sportu dla miłośników nowoczesnych technologii. Gdy na całym świecie uznano, że umiejętność posługiwania się alfabetem Morse’a straciła na znaczeniu i jak kiedyś telegraf semaforowy czy jeszcze dawniej przekazywanie informacji za pomocą ognisk rozpalanych na wzgórzach czy muzyki bębnów, odchodzi ona do skarbnicy historii cywilizacji, wielu miłośników krótkofalarstwa podniosło krzyk. Mówili, że ich wspaniałe hobby skarlało, że zostali oni zdegradowani, bo oto już nie są elitarną grupą specjalistów posiadających niezwykle cenne umiejętności. Szybko okazało się jednak, że nie mieli oni racji. Wielkie klęski żywiołowe: pożary, powodzie, huragany, czy wreszcie to, co stało się podczas nowojorskiego zamachu jedenastego września, nadały zupełnie nowy i nieoczekiwany kierunek rozwojowi ochotniczej służby łączności. Okazało się bowiem, że w sytuacjach ekstremalnych najsłabszym ogniwem systemu zarządzania kryzysowego jest wymiana informacji między poszczególnymi służbami. Każda ze służb ma swój sprzęt pracujący w określony sposób na przydzielonych jej częstotliwościach, swoje wynikające ze specyfiki działania procedury wymiany informacji. Wprowadzenie cyfrowej wymiany informacji niczego nie ułatwiło, lecz wręcz przeciwnie, spowodowało powstanie dodatkowych trudności. Policja, wojsko, służby pożarnicze i medyczne, budowały swoje jednolite, zamknięte systemy łączności nie przewidując konieczności współpracy z innymi służbami. Wiara w niezawodność i powszechność dostępu do Internetu, sieci komórkowej i w najgorszym wypadku łączności satelitarnej stała się usypiającym czujność wszystkich dogmatem technologicznym. Służby budowały swoje dopasowane do własnych potrzeb systemy łączności wierząc, że jakiś meta poziom porozumienia zawsze będzie dostępny. Trudno kogokolwiek winić za takie postępowanie. Wielość standardów wymiany informacji, różnorodność potrzeb, wreszcie konkurencja na rynku urządzeń do łączności radiowej jak i dbałość o sprawne funkcjonowanie każdej ze służb wydają się być wystarczającym usprawiedliwieniem.

A co na to radioamatorzy?

Hobbystów nie wiążą standardy sprzętowe. Mogą oni opracowywać dowolne protokoły wymiany i przesyłania danych. Kto nie wierzy, że różnorodność w tej dziedzinie jest wprost niewyobrażalna niech wyszuka sobie w Wikipedii hasło „emisje radioamatorskie”. Obecnie lista stosowanych emisji liczy sobie z górą sto pozycji i nie jest zamknięta. Radioamatorzy mają cel podstawowy jakim jest komunikowanie się w możliwie najlepszy sposób z największą możliwą liczbą korespondentów. Dlatego opracowali techniki służące np. przekazywaniu dźwięku w bardzo dobrej jakości na falach średnich czy krótkich, wymyślili sposób na przesyłanie obrazu telewizyjnego na falach krótkich, stworzyli technikę, która umożliwia odfiltrowanie z szumu bardzo słabych sygnałów lub protokół, który wykorzystuje bardzo wąski wycinek pasma radiowego do przekazywania wiadomości tekstowych. Rozwiązaniem problemu współdziałania (interoperability) sieci stosujących różne standardy wymiany informacji było powstanie radioamatorskich węzłów wieloplatformowych. Takim węzłem jest np. Blind Hams. Jak sama nazwa wskazuje jest to węzeł stworzony przez radioamatorów z dysfunkcją wzroku. Węzeł jest jedną z funkcji portalu Blind Hams. Za pomocą tego węzła mogą rozmawiać ze sobą amatorzy korzystający z wielu sieci do łączności cyfrowej na całym świecie. To właśnie takie węzły stanowią doskonałe rozwiązanie problemu współdziałania wielu zamkniętych sieci łączności.

A co z tą eksplozją cyfrową?

Dawno minęły czasy, gdy wystarczało ludziom, że słyszą słabe popiskiwanie a potem zniekształcony, trudny do wyłowienia z szumów głos ludzki. Teraz chcemy oglądać filmy z Marsa, słuchać jak na czerwonej planecie wieje wiatr. Nasze próbniki kosmiczne przesyłają sygnały z rejonów tak odległych, że biegnąca na ziemię z prędkością światła fala radiowa potrzebuje ponad 20 godzin by dotrzeć do sondy kosmicznej i przynieść nam stamtąd odpowiedź. Gnani marzeniem o spotkaniu obcej cywilizacji kosmicznej stworzyliśmy projekt SETI (Search for Extraterrestrial Inteligence). Każda obsada międzynarodowej orbitalnej stacji kosmicznej ma w swoim składzie przynajmniej jednego licencjonowanego radioamatora. Potrzebne we wszystkich wymienionych powyżej projektach umiejętności, technologie, oprogramowanie do wysyłania, odbierania i analizy danych, to dzieło czynnych radioamatorów.

Zapytacie w tym miejscu drodzy czytelnicy, a cóż to wszystko ma wspólnego z naszym „podwórkiem”. Okazuje się, że ma i to całkiem sporo. Czy wiecie, że w każdej grupie deweloperów i beta testerów dowolnego czytnika ekranu na świecie znajdzie się co najmniej jeden radioamator? Żeby zostać radioamatorem słowa „nie możliwe” należy zamienić na „co zrobić, żeby było możliwe”.

A co to wszystko oznacza w praktyce?

W moim artykule “Ucieczka od niepełnosprawności” pisałem, że aby w istotny sposób poprawić jakość życia osób z niepełnosprawnościami konieczna jest praca nad stworzeniem jak największej przestrzeni wspólnej. Wspólnej, czyli takiej, w której różne warianty zaspokajania swoich potrzeb, wypełniania swych ról społecznych i doświadczania świata znajdą dla siebie równoprawne miejsce. Proponowany przez radioamatorów kierunek poszukiwań technologicznych spełnia powyższe kryterium.

A oto przykład

Stosunkowo niedawno w ofercie urządzeń do łączności radiowej pojawiły się transceivery z rodziny GD-77. Te niepozorne „krótkofalówki” stały się niezwykłą, doskonale wykorzystaną przez radioamatorów z dysfunkcją wzroku, okazją do dokonania ważnego przełomu technologicznego. GD-77 to urządzenie, w którym kod źródłowy tzw. Firmwaru jest otwarty. Oznacza to tyle, że każdy kto posiada stosowną wiedzę programistyczną może to oprogramowanie dowolnie modyfikować. Takie rozwiązanie można zastosować w każdym urządzeniu nadawczo odbiorczym lub odbiorniku, który został skonstruowany jako tzw. Software Defined Radio. Radio, które dzięki odpowiednio napisanemu oprogramowaniu, może odbierać i obrabiać sygnały radiowe w zadany przez użytkownika sposób. Interfejs takiego urządzenia może być także modyfikowany stosownie do naszych potrzeb. Taka architektura sprzętowa powoduje, że nawet urządzenie, które sprzętowo jest stosunkowo mało zaawansowane może być wykorzystywane w niezwykle zaawansowany sposób.
Tu mała dygresja. Obecnie prawie każde urządzenie, z którym mamy do czynienia w życiu codziennym da się opisać jako „software defined”, a co za tym idzie podejście do zagadnienia dostępności zaproponowane przez niepełnosprawnych radioamatorów da się przy odrobinie wysiłku zastosować na wielu nie mających nic wspólnego z radioamatorstwem polach.
GD-77 to tzw. krótkofalówka do ręki. Urządzenie to ma zaledwie 5 watów mocy nadajnika, a zasięg skutecznej łączności przy użyciu anteny dostarczanej w komplecie przez producenta to w zależności od warunków terenowych od 10 do 20 kilometrów.
O co więc tyle hałasu?
O oprogramowanie. Istnieje wiele różnych modyfikacji oprogramowania, które w omawianym tu urządzeniu da się zainstalować. Jest np. modyfikacja, która pozwala wykorzystywać GD-77 do łączności satelitarnej. Trwają prace nad stworzeniem oprogramowania, które pozwoli na szybką dystrybucję ustawień radia za pośrednictwem kanału radiowego. To ostatnie ma ogromne znaczenie np. w sytuacjach ratunkowych. Cóż komuś po posiadaniu radiostacji zdolnej do obsłużenia tysiąca kanałów łączności, jeśli nie wie jakie kanały w danym miejscu i czasie są wykorzystywane? Programowanie radia wymaga łączenia go z komputerem, a zatem mamy kolejny kłopot. Jeden z radioamatorów z kanady pracuje obecnie nad protokołem pozwalającym na proste wykorzystanie kanału łączności do zaprogramowania w radiostacjach, które chcą włączyć się szybko do większej sieci, całego schematu tej sieci.
A my? My mamy dzięki temu radiostację amatorską, która jest od początku do końca dostępna. Specjalnie dla celów niniejszego tekstu kupiłem urządzenie GD-77. Wydatek stosunkowo niewielki, bo radio da się kupić za około 400 złotych. Gdy paczka przyszła do domu postąpiłem zgodnie z dokumentacją, którą można pobrać ze strony https://blindhams.com/
Pobrałem oprogramowanie. Zainstalowałem w komputerze. Połączyłem radio z komputerem za pomocą kabla do programowania, który producent sprzedaje w komplecie wraz z urządzeniem. Dalej postępowałem zgodnie z instrukcją i po kilkunastu minutach miałem na biurku urządzenie, które ma w pełni udźwiękowione menu, co oznacza, że tak jak każdy widzący użytkownik pasm amatorskich mogę samodzielnie ustawić w urządzeniu wszystkie parametry potrzebne tak przy pracy w sieciach cyfrowych jak i analogowych.

Dlaczego warto bawić się w DMR?

Jednym ze standardów amatorskiej łączności cyfrowej jest DMR (digital mobile radio). Standard ten umożliwia komunikację głosową i przesyłanie wiadomości w postaci tekstowej. Obecnie urządzenia dostępne dla użytkowników z dysfunkcją wzroku nie obsługują jeszcze trybu tekstowego. Trwają prace nad zastosowaniem w urządzeniach syntezatora mowy zamiast, tak jak ma to miejsce obecnie, nagranych etykiet głosowych do obsługi menu oraz literowania nazw kanałów. Malkontenci, zresztą nie bez słuszności, powiedzą, że jakość audio w sieci DMR jest mierna. Powiedzą, że DMR to tylko tzw. Przemienniki (stacje zachowujące się mniej więcej tak, jak stacje bazowe telefonii komórkowej), że to żadne radio. I tu już nie będą mieli racji. DMR to sieć hybrydowa. Przemienniki DMR połączone są z serwerami tworzącymi sieć o zasięgu światowym. Dzięki temu można mając maleńkie, niedrogie radio, rozmawiać z ludźmi z całego świata.
DMR można zatem uważać za stosunkowo prosty sposób na rozpoczęcie swojej przygody z radioamatorstwem. Tanie radio, dostępne oprogramowanie i brak konieczności budowania skomplikowanych anten sprawiają, że krótkofalarstwa może spróbować właściwie każdy.

A co, jeśli nam się ta zabawa spodoba?

Dzięki rozwojowi technologii asystujących, dzięki wzrastającej świadomości potrzeb osób z niepełnosprawnościami radioamatorstwo z dnia na dzień staje się coraz bardziej inkluzywne. Jeszcze stosunkowo niedawno jedna z najważniejszych aplikacji służących amatorom do sterowania swoimi radiostacjami za pomocą komputera była prawie nieobsługiwalna dla użytkowników czytników ekranu. Obecnie, z powodu wzrostu znaczenia dostępności oprogramowania komputerowego, Ham Radio Deluxe stał się dość dobrze dostępny. Urządzenia do łączności radiowej są coraz bardziej „software defined”, a co za tym idzie, są one coraz bardziej otwarte na dostępność. W pracy koncepcyjnej nad zagadnieniami związanymi z technologiami i oprogramowaniem radiowym brak wzroku nie jest istotną przeszkodą. Zawody radioamatorskie to chyba pierwszy na świecie obszar rywalizacji sportowej, na którym nie stosuje się żadnych forów dla niepełnosprawnych. O para zawodach radioamatorskich organizowanych specjalnie dla osób z niepełnosprawnościami nigdy nie słyszałem, natomiast niewidomego kolegę Łukasza SQ9BZK (obecnie SQ9BZ), który zajmował dobre miejsca w zawodach radioamatorskich miałem okazję poznać i nawet obsługiwaliśmy wspólnie pewne międzynarodowe wydarzenie radiowe.

A czy są jakieś wady, jakieś ograniczenia?

Wady i ograniczenia znajdą się zawsze. Otwarte oprogramowanie sprzętowe (firmware), zawsze będzie miało wady każdego otwartego oprogramowania. Przekona się o tym każdy kto zechce bliżej zapoznać się np. z Linuxem. O tym ostatnim obiecuję opowiedzieć czytelnikom w kolejnym numerze Tyfloświata. Zawsze będziemy mieli dość trudne do pokonania problemy natury technicznej. Np. strojenie anten, a trzeba wam wiedzieć drodzy czytelnicy, że anteny dostraja się do częstotliwości pracy trochę tak, jak struny instrumentu muzycznego do wysokości dźwięku, który mają one wydawać, wymaga zastosowania czegoś, co można nazwać swego rodzaju „radiowym kamertonem”. Jest to przyrząd pomiarowy, który informuje nas o tym, czy nasza antena jest prawidłowo nastrojona. Zdobycie takiego miernika, który byłby dla osób niewidomych dostępny jest praktycznie prawie niemożliwe. Są koledzy, którzy mając niewidomych przyjaciół budują dla nich takie przyrządy. Są pewne mierniki, które da się obsługiwać za pomocą aplikacji zainstalowanych w komputerze, ale dostępność tych aplikacji daleka jest od doskonałości. Urządzenia radiowe coraz częściej wyposażane są w ekrany spełniające obok wielu innych istotnych funkcji także rolę interfejsu dotykowego, a przynajmniej na razie żaden z producentów sprzętu radiowego nie pomyślał o implementacji czytnika ekranu obsługującego taki interfejs. Dobra wiadomość jest taka, że Krótkofalowcy z dysfunkcją wzroku tworzą obecnie społeczność wspierającą się wiedzą i pomagającą sobie w rozwiązywaniu wszelkich problemów. Lista mailingowa Blind Hams liczy sobie obecnie więcej niż czterystu aktywnych członków.

Razem możemy więcej

Gdy zaczynałem swoją przygodę z krótkofalarstwem, żywot niepełnosprawnego radioamatora był raczej dość samotniczy. Sprawni koledzy pomagali powiesić antenę, zrobili potrzebne naprawy, pomogli rozwiązać taki czy inny problem natury technicznej lub zaprosili do klubu, ale nie mieli, bo i skąd mieliby mieć, zrozumienia dla specyficznych, wynikających z niepełnosprawności, problemów związanych z uprawianiem naszego hobby. Obecnie, dzięki powszechnemu dostępowi do Internetu, sytuacja uległa zmianie na lepsze. Chcesz kupić radiostację? Nic prostszego. Wystarczy zamieścić na liście dyskusyjnej pytanie o to, czy zakup wybranego modelu jest aby na pewno dobrym pomysłem. Jeśli brak wzroku nie pozwala na obsługę wybranego urządzenia, członkowie społeczności spróbują znaleźć rozwiązanie. Może okazać się, że jest podręcznik, instrukcja obsługi, w której ktoś opisał metodę wywołanie potrzebnych funkcji jakąś sekwencją klawiszy, pokazał co zrobić, by możliwe było monitorowanie poprawnej pracy naszego radia w jakiś dostępny sposób. Szukasz programu do udziału w zawodach albo aplikacji do sterowania radiem? Koledzy pomogą. Odpowiedzi na pytania przychodzą zwykle jeszcze tego samego dnia. Pisałem powyżej, że dla radioamatora istnieje nie tyle problem niemożliwości rozwiązania zadania technologicznego, ile problem poszukiwania sposobu rozwiązania tego problemu. Przykładem niech będzie postawione niedawno przez jednego z kolegów pytanie, czy osoba niewidoma i niesłysząca może zostać radioamatorem, a co więcej, czy może nauczyć się alfabetu Morse’a i efektywnie wykorzystywać go w komunikacji radiowej. Niemożliwe! No przecież to trzeba słyszeć! Nic bardziej błędnego. Okazało się bowiem, że w latach sześćdziesiątych w Stanach Zjednoczonych żyła sobie pani Gale Sabonitis WB1OPN, która aktywnie zajmowała się krótkofalarstwem właśnie dzięki temu, że mogła rozmawiać ze swymi korespondentami korzystając z alfabetu Morse’a. Wtedy „gadających” komputerów przecież jeszcze nie wynaleziono. Jak Gale radziła sobie z łącznością? Koledzy skonstruowali dla niej specjalne urządzenie, nazwane na cześć popularyzującej krótkofalarstwo wśród głuchoniewidomych radioamatorki Sabonitizerem, które dźwięk o dość wysokiej częstotliwości zamieniało na dający silne wibracje dźwięk bardzo niski. Teraz wystarczyło przyłożyć jedną dłoń do wibrującej płytki szklanej, a drugą trzymać klucz i można było prowadzić normalną, wolną od niepełnosprawności, łączność radiową. A gale radziła sobie z łącznością bardzo dobrze. Za pomocą swego przyrządu odbierała alfabet Morse’a z przyzwoitą prędkością 80 znaków na minutę. Taka prędkość wprawdzie nie wystarczy do wygrania mistrzostw świata w szybkiej telegrafii, ale w pełni pozwala na sprawną komunikację radiową.

Kilka słów o portalu Blind Hams

Nieuchronnie zbliżam się do końca mej opowieści o radioamatorach z niepełnosprawnościami. Artykuł, który właśnie kończycie czytać nie mógłby powstać bez dostępu do źródeł, które każdy zainteresowany znajdzie na wielokrotnie wspominanej przeze mnie stronie Blind Hams. Napisanie go byłoby niemożliwe bez życzliwego wsparcia społeczności, która umożliwiła mi nadrobienie zaległości w wiedzy dotyczącej radioamatorstwa. Blind Hams to miejsce, gdzie każdy zainteresowany znajdzie materiały do nauki wszystkiego co trzeba wiedzieć by zdać egzamin uprawniający do korzystania z pasm amatorskich. Znajdziecie tam w jednym miejscu obok przydatnych materiałów edukacyjnych podcast poświęcony tematyce radioamatorskiej, odnośniki do serwisów Internetowych z zaadaptowanymi do potrzeb osób z niepełnosprawnościami podręcznikami dla użytkowników różnych transceiverów. Jeśli ktoś chce spróbować swych sił w dziedzinie konstrukcji radiowych, znajdzie całe archiwum ze wskazówkami, jak, mimo braku wzroku, serwisować, konstruować, budować układy elektroniczne. Te ostatnie materiały są niestety dość nieaktualne, a to z tego powodu, że obecnie nawet pełnosprawni radioamatorzy stosunkowo rzadko zajmują się samodzielnym budowaniem urządzeń. Jak już pisałem, radio jest obecnie coraz bardziej „software defined”, dlatego też umiejętność pisania programów, które z niesionych przez fale radiowe informacji potrafią „wycisnąć” tyle ile to możliwe, a nawet jeszcze więcej, z każdą niemal chwilą zyskuje na znaczeniu. O ile kiedyś sam fakt nawiązywania łączności radiowych był istotny, o tyle obecnie liczy się ten komu np. uda się skonstruować antenę pozwalającą na nawiązanie łączności na falach krótkich podczas wycieczki górskiej czy pieszej wędrówki przez las. Zadania te wymagają niebanalnych umiejętności konstruktorskich. Tu liczy się wiedza i wyobraźnia. Umiejętności manualne także nie są bez znaczenia, ale tak czy inaczej niewidomy radioamator może znaleźć w tej dziedzinie pole do popisu.

A w naszych lokalnych warunkach?

Na koniec wypada powiedzieć kilka słów o możliwościach polskiego radioamatora. Inaczej mówiąc, ile to wszystko kosztuje, co, jak i gdzie można kupić, kupować w kraju czy sprowadzać z zagranicy itd.
Wygląda na to, że na zakupy krótkofalarskie należy jeździć do Łodzi, ponieważ znajdują się tam trzy najlepsze w Polsce sklepy ze sprzętem dla radioamatorów. Są to w kolejności alfabetycznej: HamradioShop.PL, InRadio,.pl i Konektor5000.pl. Pod względem dostępności strony internetowej walczą o lepsze Inradio.pl i radomski radiosklep.pl. Dostępność sklepu Konektor5000.pl jest stosunkowo najgorsza, ale możliwość złożenia zamówienia przez telefon i bardzo przyjazna klientowi obsługa w znacznym stopniu wyrównują te niedostatki. Sprzęt amatorski można kupować w serwisie Allegro, gdzie swoje oferty wystawiają praktycznie wszyscy liczący się sprzedawcy sprzętu. Dla potrzeb niniejszego artykułu sprawdziłem możliwości oferowane przez Amazona i serwis Aliekspres. Pierwszy z serwisów ma moim zdaniem mało atrakcyjną ofertę, drugi zaś jest słabo dostępny i nawet dla widzących użytkowników bywa nie transparentny w swej warstwie informacyjnej.
O ile kiedyś ceny urządzeń radiowych były tak wysokie, że hobby stawało się elitarne nie tylko ze względu na wysoki próg wiedzy, lecz także na trudną do pokonania barierę finansową, o tyle ta ostatnia stała się obecnie znacznie łatwiejsza do pokonania. Każdy właściwie sklep ze sprzętem dla krótkofalowców oferuje zainteresowanym sprzedaż ratalną. Koszt urządzenia ręcznego na pasma VHF i UHF to kwota od 150 złotych w przypadku urządzenia analogowego do kilku tysięcy złotych w przypadku wysokiej klasy wyczynowych modeli najlepszych marek. Urządzenia do łączności na falach krótkich są droższe. Tu musimy liczyć się z kwotami z przedziału od około dwóch tysięcy złotych za modele najtańsze do sum z zakresu 20 tysięcy a bywa, że więcej w przypadku urządzeń najwyższej klasy. Oferta sprzętowa w Polsce i na obszarze UE jest podobna. Ceny niektórych urządzeń bywają niższe za granicą niż w Polsce. Dlatego warto obejrzeć oferty sklepów z Niemiec, Czech, Austrii czy Włoch.
Jakie urządzenie kupić? Na to pytanie nikt jeszcze uniwersalnej odpowiedzi nie wymyślił. Każdy ma inne potrzeby i upodobania, inne możliwości finansowe, tryb życia i obszary aktywności, do których chciałby dopasować swoją pasję radiową. Dobra wiadomość jest taka, że brak wzroku coraz bardziej traci na znaczeniu przy dokonywaniu naszych wyborów w tej dziedzinie.

Damian Przybyła (Damian SP9QLO)

Partnerzy

 Fundacja Instytut Rozwoju Regionalnego                     Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych

Back to top