Logo Tyfloświat

Mówi się, że niewidomy słucha radia, bo to naturalne medium, gdy wzroku brak. Mówi się, że audiodeskrypcja, to taki przekład kultury wizualnej na formę radiową, bo u początków historii audiodeskrypcji leży przecież termin „audiofilm” lub różne bliskoznaczne odpowiedniki. Ale gdy zaczynamy przyglądać się radiu jako zjawisku w kulturze okazuje się, że mamy poważny problem. No bo właściwie, czy ktoś jeszcze wie, co to takiego radio? Niby powinienem wiedzieć. Jako radioamator mam przecież prawo do korzystania z własnej radiostacji. Spróbujmy więc posłuchać, poszukać odpowiedzi w eterze.

Co tam na falach?

Dawno minęły czasy, gdy rodziny gromadziły się przy dużej, szumiącej i trzeszczącej, rugającej lampami skrzyni. Z dzieciństwa pamiętam jeszcze te stojące na honorowym miejscu, wykończone gzymsikami, metalowymi rameczkami, ozdobnymi gałkami i klawiszami o różnych wymyślnych kształtach meble, które dziś oglądać można tylko w muzeach. Starannie rozwieszane anteny udostępniały nam głosy z różnych stron świata. Ciche i prawie puste w ciągu dnia fale średnie przynosiły nocą muzykę z Bałkanów, albo rzadko spotykane przeboje z listy Radia Luxembourg. Dwujęzyczne pokolenie dziadków słuchało radia z Austrii i Niemiec. To było ważne, bo przecież często mieliśmy kogoś z rodziny w tamtych krajach. My, młodzi chcieliśmy jak najdalej, jak najbardziej egzotycznie. Dobra antena wraz z odrobiną wiedzy i cierpliwości pozwalała usłyszeć głos z dalekiej Syberii, Wietnamu, Mongolii, Filipin czy Ameryki Południowej. Z Afryką było trudniej, bo państwa tego kontynentu rzadziej nadawały audycje przeznaczone dla słuchaczy na całym świecie.

Czas mijał. W pierwszej połowie lat osiemdziesiątych pojawiły się domowe odbiorniki satelitarne. Straciło sens zagłuszanie programów dla zagranicy, bo sygnał satelitarny był na nie bardzo odporny. Świat zrobił się mniejszy, ale radio nie utraciło jeszcze swej magii. Lata dziewięćdziesiąte przyniosły Internet i zamknięte, płatne kanały satelitarne. Duch radia kazał nam porzucić satelity. Kodowane, geoblokowane sygnały uznaliśmy za antydemokratyczne. O ile płacenie za audycje było uciążliwością, o tyle fakt, że nie można czegoś posłuchać w Polsce, bo jest dla Anglików, Francuzów czy Niemców był zwyczajnie nie do przyjęcia. Internet był otwarty, ale słuchanie czegokolwiek w ten sposób było prawie niewykonalne. Wprawdzie pierwsze audycje do pobrania pojawiły się pod koniec lat dziewięćdziesiątych (to jeszcze nie były podcasty, bo nie stosowano mechanizmu RSS do agregacji i zarządzania treściami; te ostatnie poznaliśmy dopiero w roku 2004), a pierwszej audycji radiowej Programu III Polskiego Radia strumieniowanej z użyciem real audio można było posłuchać pod koniec 1995 roku, to przecież takie audycje się nie liczyły. To przecież nie było radio. Czy aby na pewno?

Historia pokazała, że się myliliśmy. Jeśli szukacie dowodów, przeczytajcie sobie tekst podsumowujący sytuację w mediach elektronicznych na koniec roku 2021. Wynika z niego ni mniej, ni więcej tylko tyle, że radio, podcast czy gazeta jako formy czyste, właściwie przestały istnieć. Gdy dołożymy do tego możliwość kupowania dostępu do serwisów strumieniujących treści, takich jak Apple MusicYouTube MUSICSPOTIFYStorytelLegimi czy Audioteka Klub, to okaże się, że pojęcie radia należy chyba zdefiniować na nowo.

Co nam zatem z radia zostało?

Odpowiedzi na tak postawione pytanie szukałem tak wśród słuchaczy, jak i osób z zawodowego punktu widzenia „radioaktywnych”. Powiecie drodzy czytelnicy, że udziwniam, że należy powiedzieć, iż rozmawiałem z dziennikarzami, prezenterami, speakerami, ale jeśli przyjrzeć się bliżej działalności moich rozmówców, to żadne z powyższych słów nie opisuje dobrze tego, co robią, choć jednocześnie każde z nich jakoś do tej działalności pasuje.

Edwin Tarka z nadającego dla społeczności lokalnej w Kutnie radia Ku, odpowiadając na moje pytanie stwierdził, że rola radia jako ośrodka skupiającego społeczność lokalną nadal jest ważna i jakkolwiek muzykę można mieć, jaką tylko się chce, a wiadomości da się pozyskać na wiele sposobów w Internecie, to jednak radio ma moc tworzenia żywej wspólnoty. Słuchacze, którzy dzwonią do radia i są słyszani w swojej przestrzeni wśród znajomych, współpracowników, sąsiadów, mają poczucie bycia częścią społeczności. Gdy spytałem o rolę radia Arkadiusza Szostaka, którego traktuję trochę jak chodzący kawał historii radia w Kielcach, usłyszałem, że wymiar lokalny radia, radio jako forma tworzącego więź społeczną bardzo spersonalizowanego przekazu, najprawdopodobniej jeszcze długo nie zostanie zastąpiony innymi formami działań społecznych. Można wręcz powiedzieć, że duża łatwość tworzenia projektów radiowych, przeznaczonych dla bardzo niewielkich grup odbiorców – np. Tyfloradio, w jakimś sensie jest gwarantem przetrwania tej formy aktywności.

Drugim, nie mniej istotnym czynnikiem definiującym radio jako zjawisko społeczne czy kulturowe, jest zdaniem Dariusza Marciniszyna z Radia Chopin „aktualność”. Radio ma moc przybliżania nam świata jako dziejącego się tu i teraz. Radio jest tym miejscem, gdzie może zaistnieć transmisja z koncertu, który już nigdy nie będzie retransmitowany, ponieważ artyści zastrzegli sobie jednorazową emisję. A nawet jeśli wydarzenie jest nagrywane i może zostać odtworzone, to przecież nie przeżyjemy jeszcze raz naszego doświadczenia chwili. Pierwszym tego rodzaju wielkim wydarzeniem w historii Polskiego Radia był pogrzeb marszałka Józefa Piłsudskiego. Niestety nagrania archiwalne z tej uroczystości najprawdopodobniej nie zachowały się do naszych czasów. Ale czy telewizja nie robi tego lepiej? I tak, i nie. Radia słucha się jadąc samochodem, sprzątając, przygotowując posiłki w domu lub wykonując pracę. Ta drugoplanowa, towarzysząca funkcja radia zdaje się być czymś nie do przecenienia.

A co na to słuchacze?

Z kilkudziesięciu rozmów, które przeprowadziłem, wyłania się bardzo niejednoznaczny obraz. Są tacy, którzy radia wcale nie słuchają, bo wolą książki audio lub czytane mową syntetyczną, inni z kolei czasem włączą radio, by posłuchać wiadomości czy prognozy pogody, ale po muzykę sięgają wyłącznie do serwisów streamingowych lub do własnych kolekcji nagrań. Spotkałem także osobę starszą, której skonfigurowano odtwarzacz z radiem internetowym i teraz nie odczuwa ona różnicy między tradycyjnym radiem analogowym, a tym czego używa. Osoba ta po prostu włącza swoje radio, a że radiowa Jedynka dolatuje do głośnika z Internetu, no cóż, fakt ten jest tak bardzo bez znaczenia, że dowiadujemy się o tym dopiero po szczegółowym dopytaniu o stronę techniczną słuchania radia. Wszyscy, zwłaszcza osoby niewidome, podkreślają, że wiadomości można łatwo przeczytać z portali internetowych. Jednocześnie jednak te same osoby twierdzą, że obecnie problemem nie jest brak treści dowolnego rodzaju, lecz ich nadmiar. Dostęp do muzyki, podcastów, stacji radiowych czy wszelkiego rodzaju publikacji z całego świata, powoduje często, że albo nie umiemy utrzymać uwagi na żadnym rodzaju treści i nerwowo przełączamy się między różnymi źródłami, pstrykając pilotem po kanałach, albo stabilizujemy sobie metabolizm informacyjny, odcinając cały ogrom zasobów i skupiając się na jednym rodzaju muzyki czy jednym źródle wiadomości. Okazuje się, że dostępność stała się nie tyle problemem osób z niepełnosprawnościami, ile problemem uniwersalnym.

Dlatego, moim zdaniem, zagadnienie dostępności należy rozpatrywać w trzech aspektach:

  • dostępność jako techniczna możliwość skorzystania z zasobu (accessibility),
  • ostępność jako obecność zasobu w przestrzeni naszej aktywności (availability)
  • dostępność rozumiana jako możliwość zwrócenia na coś uwagi, rozpoznania czegoś, bo się wyróżnia i jest zauważalne (discoverability).

Poniżej poddamy analizie te aspekty dostępności tak z punktu widzenia twórcy, jak i odbiorcy programu radiowego.

Accessibility

Wydaje się, że po stronie słuchaczy radia problem tak rozumianej dostępności dotyczy wyłącznie osób z niepełnosprawnościami. Sprawny użytkownik skorzysta przecież z każdego interfejsu, o którym tylko jesteśmy w stanie sobie pomyśleć. Gdy jednak spróbujemy przyjrzeć się bliżej ludzkim zachowaniom, to okaże się, że bardzo niewielki odsetek osób w pełni sprawnych, wykorzystuje Internet do słuchania radia czy jakkolwiek rozumianych treści audio podczas podróży samochodem. Zjawisko to ma miejsce nie tylko tam, gdzie mamy problemy z zasięgiem czy stabilnością łącza internetowego. Korzystanie z zasobów w ten sposób jest mało popularne, bo jest to kłopotliwe. Trzeba wszystko konfigurować, a komu by się chciało. Niby można mieć ten cały interfejs na ekranie zamontowanym w samochodzie, ale to tylko w autach z wyższej półki. Sytuacja mogłaby ulec zmianie, gdyby na rynku pojawiły się odbiorniki łączące się z siecią przy uruchomieniu, coś jak radio mające router z wirtualną kartą sim zamiast anteny. To wszystko musiałoby mieć jakiś model biznesowy, ale nie będziemy się przecież zagłębiać w zagadnienie, które nie jest tematem naszych rozważań. Radio ma być proste i nie absorbować uwagi obsługą, a do auta wsiada się nie po to, by tracić cenne chwile na dłubanie w sieci, lecz po to by jechać i dojechać. Słuchanie czegokolwiek, to miły dodatek do podróży, który ma zaistnieć jak najmniejszym kosztem czasu i uwagi. Co ciekawe, rzecz ma się podobnie wśród osób niewidomych, które chcą mieć dostęp do radia, książek audio, czy treści w formatach do czytania, ale, to zwłaszcza dotyczy osób starszych, oczekują łatwego, nie absorbującego uwagi użytkownika, interfejsu. Z przeprowadzonych przeze mnie rozmów wnoszę, że przebojem rynkowym dla tej grupy słuchaczy radia są proste w obsłudze i możliwie tanie urządzenia z fizyczną klawiaturą, które pozwalają na łatwy dostęp do radia internetowego. Nawet osoby starsze stwierdzają, że, gdy już taki odtwarzacz zostanie połączony z siecią, słuchanie z Internetu nie różni się dla nich niczym od korzystania z tradycyjnego radia.

A może coś bardziej nowoczesnego?

Kilka lat temu wielkie nadzieje, zwłaszcza w środowisku osób z dysfunkcją wzroku, rozbudziło pojawienie się asystentów głosowych. Wkrótce jednak okazało się, że taki interfejs do komunikacji z czymkolwiek, a zwłaszcza z zasobami internetowymi ma swoje poważne ograniczenia. Niektórzy zaryzykują nawet stwierdzenie, że wydawanie poleceń głosowych asystentowi i słuchanie odpowiedzi sprawdza się dla osób samotnych. W środowisku rodzinnym asystent to kolejna „osoba”, do której mówimy i której trzeba słuchać. Każdy kto miał małe dzieci wie, że ten aspekt korzystania z asystenta głosowego może być poważnym obciążeniem. Kolejna wada tego rozwiązania to całkowita bezradność wobec wielojęzyczności. Edwin Tarka, zapytany o ewentualne korzystanie z takiego rozwiązania w domu lub w pracy powiedział, że o korzystaniu z asystenta głosowego można by w ogóle myśleć, gdyby niezawodnie rozpoznawał komunikaty w języku polskim i angielskim. Od siebie dodam, że jeden język obcy w wielu sytuacjach mógłby okazać się niewystarczający.

A co z inteligentnymi systemami audio? W przypadku takich urządzeń osoby pełnosprawne mogą się posłużyć interfejsem niedostępnym z perspektywy bezwzrokowej. Powiecie, że niewidomy może przecież zainstalować sobie dedykowaną do obsługi urządzenia aplikację, że głośniki inteligentne dobrze obsługuje się np. asystentem głosowym Google’a, a Amazon Echo ma własnego asystenta głosowego. Wszystko to oczywiście prawda, tyle tylko, że interfejsy powyższe mają wady, o których była już mowa, wymagają interakcji głosowej lub dużego udziału uwagi użytkownika.

A co z radiem cyfrowym?

Stanisław Jędrzejewski w swojej książce Radiofonia publiczna w Europie w erze cyfrowej pisze, że jedyną szansą przetrwania radia jako medium jest jego cyfryzacja. Jakkolwiek moim zdaniem autor nie przewidział pojawienia się dominującej roli Internetu jako środowiska do rozpowszechniania treści i dlatego rozumiał cyfryzację radia przede wszystkim jako rozwój platform do naziemnej emisji sygnałów cyfrowych, to trzeba mu przyznać słuszność, gdy twierdzi, że rozpowszechnianie sygnału radiowego w formie cyfrowej będzie stopniowo zastępować radio analogowe. W związku z tym nasuwa się pytanie, czy osoby z dysfunkcją wzroku powinny walczyć o dostępność naziemnego radia cyfrowego. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że tak. Łącze internetowe nie wszędzie i nie zawsze jest dostępne, a dystrybucja sygnału radiowego jest łatwiejsza i przez to bardziej niezawodna. Radio cyfrowe zapewnia szerszą ofertę programową niż radio analogowe, a przy tym pozwala na słuchanie programu w lepszej jakości. Ale? Po pierwsze, nawet jeśli radio cyfrowe zostanie na mocy jakiegoś publicznego obowiązku wyposażone w mówiący interfejs, sytuacja nie jest tak nieprawdopodobna, jak mogłoby się wydawać. Chociaż każde radio samochodowe ma obecnie w Polsce obowiązkowo zainstalowany odbiornik fal długich, po to, by zawsze zapewniać odbiór Programu Pierwszego Polskiego Radia, to i tak pozostaną do rozwiązania poważne problemy wynikające z dostępności. Automatyczne wypowiadanie komunikatów wyświetlanych na ekranie odbiornika cyfrowego może słuchaczowi przeszkadzać, natomiast ręczne wywoływanie takich komunikatów, np. za pomocą przycisku, może sprawić, że wiele istotnych informacji nam umknie. Nadawanie priorytetu wyświetlanym komunikatom wydaje się dobrym pomysłem, bo rozwiązałoby np. problem dostępności nadawanych drogą radiową komunikatów alarmowych i pozwoliłoby jednocześnie uniknąć sytuacji, w której mowa syntetyczna wypowiada wszystko, co pojawia się na ekranie wyświetlacza naszego odbiornika. Wymaga to jednak zbudowania skomplikowanego interfejsu odbiornika i być może ingerencji w protokoły nadawania sygnału. Biorąc zaś pod uwagę wzrastające dynamicznie znaczenie Internetu oraz rodzące się właśnie technologiczne zjawisko zacierania różnicy – w każdym razie z perspektywy przeciętnego konsumenta – między dystrybucją sygnału radiowego, a bezprzewodowym dostępem do Internetu (StarLink), należy zadać sobie pytanie, czy za dziesięć, piętnaście lat nie okaże się, że DAB+, DVBT i inne obecnie rozwijane standardy cyfrowe odeszły do historii rozwoju myśli technicznej tak, jak miało to miejsce w przypadku jeszcze kilkanaście lat temu budzącego wielkie nadzieje cyfrowego standardu DRM, który miał zapewnić odbiór sygnału radiowego z jakością porównywalną do tej znanej z radia FM, stacjom nadającym na falach średnich i krótkich. Kolejnym argumentem, przemawiającym przeciwko radiu cyfrowemu, jest silny sprzeciw nadawców komercyjnych. Dystrybucja sygnału poprzez naziemne multipleksy cyfrowe wiąże się z wielkimi kosztami, których nadawcy ci zwyczajnie nie chcą ponosić. Odbiorniki przystosowane do odbioru sygnału cyfrowego nie są ani bardzo tanie ani bardzo rozpowszechnione. Wobec spadającej popularności słuchania radia przekonanie potencjalnych użytkowników do kupowania nowych odbiorników może być bardzo trudne. Dlatego nadawcy komercyjni uważają, że wobec dynamicznie wzrastającego znaczenia Internetu jako medium do rozpowszechniania treści w formie cyfrowej, lepszym rozwiązaniem jest pozostawienie analogowego kanału dystrybucji sygnału radiowego tak długo, jak długo będzie to uzasadnione społecznie i ekonomicznie i jednoczesne stopniowe zwiększanie zaangażowania w dystrybucję za pośrednictwem Internetu. Moim zdaniem należy zatem zapytać, czy wobec ograniczoności naszych zasobów nie lepiej będzie skupić się na wysiłkach zapewniających dostępność najbardziej obiecującego kanału dystrybucji interesujących nas treści. Biorąc zaś pod uwagę stanowisko nadawców prywatnych w sprawie przejścia na emisję cyfrową sygnału radiowego, warto się zastanowić, czy w ogóle do tak rozumianej cyfryzacji kiedykolwiek dojdzie oraz czy państwa, w których rozwiązania cyfrowe wdrożono, nie zrezygnują z nich na rzecz dystrybucji kanałów radiowych za pomocą Internetu.

A jak wygląda dostępność radiowego środowiska pracy?

Od wielu lat mówi się, że rewolucja cyfrowa spowoduje stworzenie wielu nowych zawodów oraz zanik wielu innych profesji. Jeszcze stosunkowo niedawno osoby z dysfunkcją wzroku pracowały, wykonując proste, niewymagające zaawansowanych umiejętności prace. Cyfryzacja otworzyła nam drogę do tzw. zawodów inteligenckich. Niewidomy może być tłumaczem, handlowcem, prawnikiem, nauczycielem czy dziennikarzem. A jak wygląda to w praktyce radiowej?

Potencjalnie mamy tu do dyspozycji kilka zawodów. Edwin Tarka jest prezenterem miejskiego radia w Kutnie. Jego praca to lokalna codzienność: prognoza pogody, lokalne wiadomości, rozmowy z gośćmi programu, kontakt ze słuchaczami i granie muzyki. Czy da się to wszystko zrobić nie widząc? Łatwo nie jest – mówi Edwin – ale można się przyzwyczaić i pracę sobie zorganizować.

W studio są dwa komputery. Jeden do emisji programu, a drugi, przynajmniej wtedy, gdy ja jestem w studio, służy do odbierania telefonów i wszelkich wiadomości od słuchaczy. Mam pod ręką dwie klawiatury, ale wszystko jest zorganizowane tak, żeby praca odbywała się na jednym komputerze tak bardzo, jak to tylko możliwe. Wszelkie dźwięki idą przez mikser do moich słuchawek w taki sposób, że jedna para wystarcza do słuchania syntezy mowy z komputerów, głosu dzwoniących do studia słuchaczy i tego, co gramy na antenie. Praca w radio jest trochę podobna do pracy tłumacza w kabinie. Czasem trzeba słuchać syntezy i powtarzać za nią tekst do mikrofonu.

Gdy pytam o korzystanie z brajla, Edwin mówi, że oczywiście korzysta, ale nie do pracy w studio, bo dwie klawiatury i jeszcze linijka to byłoby już chyba zbyt wiele. Nie do pominięcia jest także płynność czytania tekstu, której linijka brajlowska nie zapewnia.

Na pytanie o korzystanie ze skrótów brajlowskich moi rozmówcy odpowiadają jednym głosem, że polskich skrótów nikt ich nie uczył, a niewidomy, który po nauce w szkole, gdzie przecież nikt nie uczył go brajla, gdzie pismo brajlowskie było tylko częścią lepiej lub gorzej prowadzonych zajęć dodatkowych, rzadko kiedy potrafi biegle czytać.

O ile jednak prezenter, którego zadaniem jest prowadzenie improwizowanej rozmowy ze słuchaczami lub podawanie stosunkowo krótkich informacji czy prowadzenie rozmowy z gościem, da sobie radę bez brajla, o tyle w przypadku form trudniejszych, a takie audycje w Radiu Chopin prowadzi Dariusz Marciniszyn, korzystanie z tekstu pisanego jest koniecznością. Darek przygotowuje notatki do audycji na komputerze, a następnie przed wejściem do studia drukuje sobie materiał na drukarce brajlowskiej. Gdy pytam, dlaczego czyta z kartki, a nie z linijki, odpowiada, że czytanie z linijki generuje hałas, a poza tym tekst dostępny w taki sposób, w jaki umożliwia to linijka brajlowska, trudno jest czytać płynnie.

Praca w Radiu Chopin to coś zupełnie innego niż żywa audycja z udziałem słuchaczy. Tutaj wchodzi się do studia z listą utworów, o których będzie mowa w czasie audycji. Realizator programu dostaje tę listę i przygotowuje wybrany do audycji materiał, a rolą prowadzącego jest wejść do studia i tam nagrać omówienie prezentowanych w audycji utworów. Realizator montuje tekst z utworami i audycja jest gotowa do publikacji na antenie.

Czy z robieniem audycji w taki sposób wiążą się jakieś trudności techniczne? Darek mówi, że niestety tak. Baza danych w archiwum Polskiego Radia nie jest optymalnym środowiskiem pracy dla osoby korzystającej z czytnika ekranu. Trzeba więc podczas przygotowywania audycji korzystać z pomocy osób widzących, ale praca w radio to praca zespołowa, a pozyskiwanie materiałów do audycji wielokrotnie wykracza poza korzystanie z tego jednego archiwum.

– Sprowadzałem nagrania z zasobów radia amsterdamskiego, ale także z Korei – mówi Darek. Radio Chopin jest wyjątkowe. Naszą rolą jest udostępnianie słuchaczom muzyki klasycznej w najlepszych dostępnych wykonaniach. Ja specjalizuję się w pianistyce, a nagrania koreańskie są wyjątkowe z dwóch powodów. Po pierwsze, Chloe Jiyeong Mun to moim zdaniem najwybitniejsza z żyjących obecnie pianistek, a po drugie jej nagrania są w Europie praktycznie niedostępne.

Gdy pytam Edwina o dostępność środowiska pracy mówi: problem polega na tym, że w stacjach radiowych powszechnie używa się do emisji aplikacji, które nie współpracują dobrze z czytnikami ekranu. To nie znaczy, że dostępne oprogramowanie nie istnieje. W moim radiu mam na komputerze SPL (Station Play List), dostępny program do emisji, który pozwala na wykonywanie wszystkich zadań związanych z zarządzaniem treściami, które idą na antenę, ale musiałem kupić go za własne pieniądze. Niewidomy, jeśli chce pracować na otwartym rynku, może to robić, ale jeśli sam nie zorganizuje sobie stanowiska pracy, to nikt mu w tym nie pomoże. To on musi wiedzieć, czego i w jaki sposób będzie używał, gdzie i jak to zainstalować. Trzeba też umieć radzić sobie w swoim środowisku pracy, bo to od dobrej woli współpracowników zależy, czy np. przygotują nam playlistę w taki sposób, żeby program, którego używamy mógł ją wczytać.

Obaj moi rozmówcy podkreślają, że umiejętność ułożenia sobie dobrych relacji ze współpracownikami jest kluczowa.

– W małym lokalnym radiu – mówi Edwin – prezenter często musi być kierowcą, dziennikarzem terenowym, technikiem. Musi robić wszystko, co jest akurat potrzebne. Ja wielu z tych rzeczy nie zrobię. Przygotowanie materiału z terenu jest trudne, bo jeśli nie widzisz, to nawet doskonała orientacja i świetne zrehabilitowanie nie zastąpią możliwości szybkiego dojechania na miejsce, a brak kontaktu wzrokowego, zwłaszcza w dynamicznych sytuacjach takich jak rozmowa w dużej grupie nieznanych osób, czy powiedzmy zbieranie materiału w szybko zmieniającym się środowisku, np. reportaż z dworca pełnego ukraińskich uchodźców, sprawia, że wykonanie pewnych typowych dla dziennikarza radiowego zadań, jest dla niewidomego bardzo trudne, o ile nie niemożliwe. Trzeba to brać pod uwagę i proponować ludziom z zespołu zrobienie różnych rzeczy, które będą naszym wkładem w pracę. Trzeba wykraczać poza formalne granice tego, co wynika z moich obowiązków służbowych, a wtedy inni zrobią za mnie to, czego ja, z powodu moich ograniczeń, zrobić nie mogę.

Darek, mówiąc o ograniczeniach w pracy, zwraca uwagę na to, że kluczowe jest jasne informowanie o własnych ograniczeniach i proponowanie rozwiązań umożliwiających pokonanie problemów, które te ograniczenia mogłyby powodować. Jeśli nasi współpracownicy już na początku dowiedzą się, jak zorganizować pracę, biorąc poprawkę na ograniczenia wynikające z niepełnosprawności, to chętnie zgodzą się na to, by w pewnych sytuacjach odstąpić odrobinę od reguł obowiązujących w firmie i ku zadowoleniu wszystkich dopasować zasady czy środowisko pracy do naszych potrzeb.

Ale pracę trzeba najpierw w ogóle dostać. Pytam więc, jak to jest w przypadku osoby z niepełnosprawnością i pracy w radio.

Edwin opowiada o tym, że podczas studiów dziennikarskich są praktyki w radio. Wiedza o tym, że niewidomy może pracować jako dziennikarz jest jakoś w środowisku obecna i teraz jest z pewnością łatwiej niż kiedyś. Regulacje prawne, jak i stająca się coraz bardziej normą zachowań społecznych poprawność polityczna, sprawiają, że osobie z niepełnosprawnością nie wolno powiedzieć, iż nie dostanie pracy, bo jest niepełnosprawna. Pracę w radio da się dostać, ale trzeba dużo umieć i nie wolno łatwo się poddawać. Środowisku osób z niepełnosprawnościami z pewnością pomogłyby wszelkie działania skierowane do potencjalnych pracodawców pokazujące, że mimo niepełnosprawności da się wykonywać pracę.

– Na pytanie czy w życiorysie wpisywać niepełnosprawność Darek odpowiada, że jego zdaniem nie należy tego robić, ponieważ stereotyp niepełnosprawnego jako osoby niekompetentnej jest tak silny, że informacja taka spowoduje, iż nie dojdzie w ogóle do rozmowy kwalifikacyjnej, a rozmowa to przecież etap, na którym można realnie zyskać. Jeśli jesteśmy dobrze przygotowani do rozmowy, to mamy duże szanse na przekonanie do siebie potencjalnego pracodawcy.

Interesującym i stawiającym przed potencjalnym radiowcem zupełnie inne wymagania środowiskiem pracy jest tzw. radio obywatelskie. W takim radiu pracuje Paweł Masarczyk. Ściślej mówiąc, jest tam wolontariuszem.

Austriackie Wolne Radio to nadawca szczególny. Stowarzyszenie ma 14 rozgłośni radiowych, nadających swoje audycje na terenie całego kraju. Działalność tego radia ma charakter misji społecznej. Obok nadawania programów, istotną jej częścią jest funkcja edukacyjna. Wolontariusze prowadzą warsztaty uczące przygotowywania programów radiowych, edycji dźwięku, pracy z mikrofonem, przepisów prawnych, które regulują pracę w radio. W radio pracują wolontariusze, którzy są członkami stowarzyszenia. Nadawanie audycji jest tutaj przywilejem dostępnym dla opłacających składki członków stowarzyszenia. Ponieważ treść programu nie zawiera reklam, a radio jest apolityczne i wolne od jakichkolwiek powiązań biznesowych, środowisko pracy ma tutaj charakter wyjątkowy. Wszystko trzeba zrobić, używając oprogramowania open source. Powiecie, że takie oprogramowanie jest przecież dostępne, że Linux ma swój czytnik ekranu, a wiele aplikacji pracujących w systemie Windows to programy otwarte. To prawda, ale… kto interesował się Linuxem, wie, że ten system to wiele środowisk graficznych, z których nie wszystkie są dostępne, a te, które możemy obsłużyć nie są ani tak łatwe, ani tak niezawodne w obsłudze, jak oprogramowanie komercyjne. O ile osoba widząca poradzi sobie z takim środowiskiem pracy, o tyle niewidomy będzie musiał pokonać spore trudności. Paweł daje radę. Pandemia nauczyła nas pracy zdalnej. Dziś można pracować w austriackim radiu, mieszkając w Polsce, ale ponieważ w Wolnym Radiu wszystko opiera się na Linuxie, łatwo nie jest. Wiele zadań, które osoba widząca wykonuje kilkoma kliknięciami myszy, niewidomy musi zrobić, wpisując ręcznie długie sekwencje znaków w okno terminala. Audycję da się zmontować, używając wolnego oprogramowania. Najczęściej do obróbki dźwięku używa się Audacity, ale dostępność otwartych aplikacji nie jest tak dobra, jak na przykład, by odwołać się do przytoczonego edytora dźwięku, komercyjnego, wyposażonego we wszelkie możliwe mechanizmy wspierające dostępność odpowiednika, Reapera.

Jak zatem radzi sobie niewidomy realizator audycji czy reżyser dźwięku?

Zapytani o tę kwestię Michał Dziwisz i Tomasz Bilecki, zgadzają się co do tego, że środowisko realizatorskie jest dostępne. Obecnie osoba słabowidząca czy niewidoma, może wykonać nawet bardzo skomplikowane zadania związane z tworzeniem czy edycją treści dźwiękowych. Trzeba jednak brać pod uwagę to, że uzyskanie w pracy wydajności porównywalnej z osobami pełnosprawnymi jest bardzo trudne, o ile wręcz nie niemożliwe. Osoba widząca, edytując dźwięk, pracuje z graficzną reprezentacją widma dźwiękowego. Dzięki temu, zwłaszcza ktoś, kto ma już pewną praktykę w obrabianiu materiału, może znacznie łatwiej niż niewidomy, dokonać poprawek, które na wykresie widać. Nasze ograniczenia powodują, że nawet jeśli jesteśmy w swej pracy kompetentni, będziemy siłą rzeczy wykonywać ją wolniej.

A czy istnieją jakieś „korzyści” z bycia niewidomym realizatorem dźwięku? Na tak postawione pytanie, dysponujący długoletnim doświadczeniem zawodowym widzący realizator dźwięku Arkadiusz Szostak odpowiedział, że jego zdaniem można o takich korzyściach mówić. Osoba niewidoma z natury rzeczy jest przyzwyczajona do kształtowania sobie obrazu przestrzeni w oparciu o to, co słyszy. Dlatego będzie ona bardziej wyczulona na to, by powiedzmy, realizując słuchowisko radiowe, zadbać o prawdziwy w odbiorze plan dźwiękowy przedstawianego świata.

Jak się okazuje rzecz nie jest tak znowu wydumana. Na liście dyskusyjnej użytkowników Reapera znalazłem wątek poświęcony realizowaniu słuchowisk przez osoby z dysfunkcją wzroku. Edwin Tarka marzy o wyreżyserowaniu własnego słuchowiska radiowego. Kto wie? Może kiedyś, może gdzieś marzenie to uda się spełnić.

Availability

Zaproponowany przeze mnie podział aspektów omawianego tutaj problemu dostępności nie spełnia metodologicznych warunków podziału, ponieważ zakresy zdefiniowanych sposobów patrzenia na dostępność siłą rzeczy zachodzą na siebie. Cóż bowiem oznacza dostępność treści jako będących w sferze naszej aktywności? Oznacza tyle, że z jednej strony mamy świadomość istnienia tych treści wokół nas, czyli, że są one potencjalnie zauważalne (discoverable), ale także, że istnieje sposób interakcji z tymi treściami: łatwiejszy, trudniejszy, pośredni, możliwy do ,wynalezienia lub opracowania, że więc są one potencjalnie dostępne (accessible). Dlaczego więc w ogóle wspominać o tym, co jest w naszym zasięgu (available), o tej półce w wielkim, cyfrowym supermarkecie? Wspominam o tym dlatego, że z punktu widzenia osoby z dysfunkcją wzroku cyfryzacja treści, także treści audio, także sfery radiowej, spowodowała, że zwiększyła się część wspólna doświadczenia kulturowego osób sprawnych i osób z dysfunkcją wzroku. Uważny czytelnik z pewnością powie, że brakuje tu słówka „potencjalnie”, ale nie będzie miał racji, a można to wykazać, stosując proste prawo matematyczne znane już uczniom szkoły podstawowej, które mówi, że jeśli na obu szalkach wagi położyć po cegle, a następnie zważyć na wadze pęczek rzodkiewek, to po zdjęciu obu cegieł wynik ważenia nie ulegnie zmianie. Gdy mówię o zwiększeniu się owej części wspólnej, mam na myśli to, że zwiększył się obszar uczestnictwa w kulturze, który jest wolny od niepełnosprawności, że w tym wypadku owo „potencjalnie” oznacza, że uczestnictwo w kulturze wymaga tego, by zainteresowanej osobie chciało się chcieć. Dzięki rozwojowi różnych kanałów dystrybucji, łatwiej jest słuchać radia, a jednocześnie, dzięki radykalnemu obniżeniu się bariery dostępu do publikowania własnych treści, dzięki istnieniu narzędzi, które osobom z dysfunkcją wzroku pozwalają na produkcję i dystrybucję własnych programów radiowych (takim producentem jest np. twórca Tyfloradia Michał Dziwisz), możliwe jest aktywne tworzenie własnego radia, które może być tak dobre, jak radio tworzone przez osoby pełnosprawne.

Z rozmów tak ze słuchaczami, jak i z dziennikarzami radiowymi wnoszę, że radio w takiej czy innej formie chyba jeszcze z nami zostanie. Wydaje się, że po okresie zachłyśnięcia się możliwością tworzenia coraz mniejszych, coraz bardziej niszowo sformatowanych strumieni treści, przyjdzie czas na coś w rodzaju współistnienia. Książki audio nie wyparły publikacji do czytania, nawet wśród niewidomych. Serwisy muzyczne nie zastąpią radia jako głosu w naszych domach. Radia wspólnot religijnych, radia mniejszości społecznych, radia lokalne czy hobbystyczne, radia jako fora wymiany myśli, jako społeczności towarzyszące naszym codziennym aktywnościom, prawdopodobnie z nami zostaną, bo człowiek, będąc, jak już zauważyli starożytni, istotą społeczną, zawsze będzie potrzebował swego areopagu. Tych zaś, co martwią się, że łatwość tworzenia treści, łatwość brania z wielkiego stosu dostępnych wytworów kultury wszystkiego, co się nawinie pod rękę, łatwość wyrzucania w przestrzeń publiczną tak rzeczy pięknych, doskonałych, wzniosłych i godnych zapamiętania jak i rzeczy byle jakich, miałkich i zgoła bezwartościowych, przyczyni się do degradacji kultury, mogę być może uspokoić. Wydaje się, że powszechność dostępu do kultury, łatwość słuchania i tworzenia radia, tak jak kiedyś wynalazek druku, wyjdzie nam wszystkim w końcu na dobre. Dzięki łatwości sięgnięcia po radio i łatwości jego tworzenia być może powstaną rzeczy, na które w ściśle reglamentowanym radiu nigdy nie byłoby miejsca. Warto zauważyć, że osobie niepełnosprawnej łatwiej jest dostać pracę u nadawcy prywatnego czy w radiu społecznym, lokalnym, niż w z natury swej skostniałym, związanym barierami biurokratycznymi radiu publicznym.

Discoverability

Na koniec warto podjąć jeszcze jeden dość istotny temat. Warto zapytać, w jaki sposób wyłowić z tej ogromnej oferty stacji radiowych coś, co nas interesuje, co jest wartościowe.

Biorąc pod uwagę, że jak pisze w swojej książce „Radiofonia w Polsce. Zarys dziejów” Marcin Hermanowski, Internet to około 400 tysięcy stacji radiowych (autor pod tym pojęciem rozumie wszelkie emisje o charakterze strumienia), że każdego dnia powstaje kilkaset nowych stacji, trzeba stwierdzić, że zadanie nie należy do łatwych. Dobre aplikacje do słuchania radia internetowego biorą zwykle pod uwagę jakieś kilkadziesiąt tysięcy pozycji. Wprawdzie wiele z tych strumieni, które nie są brane pod uwagę ma charakter epizodyczny, wiele innych to materiał tak słabej jakości, że nie wzbudziłby pewnie większego zainteresowania, niemniej jednak nawet kilkadziesiąt tysięcy stacji do wyboru stanowi już bezmierną, trudną do ogarnięcia ofertę. Z drugiej strony twórcy treści radiowych stoją przed niemniej poważnym wyzwaniem. Ich problemem jest, jak sprawić, żeby słuchacz chciał zostać właśnie z ich stacją. Formatowanie radia to dziedzina, która jest przedmiotem poważnych badań naukowych. We wspomnianej powyżej książce Hermanowskiego czytelnik znajdzie sporą listę pozycji poświęconych temu zagadnieniu.

A czy nasi radiowcy mają jakąś swoją receptę na sukces?

Dariusz Marciniszyn mówi, że w jego pracy najważniejsza jest po pierwsze wierność wysokim standardom etycznym: „Ja nigdy nie zrobię audycji o pianiście, który jest moim przyjacielem, albo o takim, do którego z jakiegoś powodu mogę mieć stosunek zabarwiony negatywnymi emocjami. Takie postępowanie byłoby zwyczajnie nieuczciwe.

Po drugie, wszystko, co daję moim słuchaczom czy czytelnikom, musi być zrobione tak dobrze jak to tylko możliwe. Gwarancją dobrego wykonywania swojej pracy jest dbałość o najwyższy możliwy poziom kompetencji. Tu jest pułapka, bo zwłaszcza pracując w mediach, oprócz pracy w radio jestem także recenzentem, piszącym dla Ruchu Muzycznego, łatwo można ulec pokusie robienia czegoś po to, żeby zostało to zauważone, a nie po to, żeby było wartościowe, ale to już kwestia własnych standardów etycznych, o których była mowa powyżej, wymagań, które stawia się samemu sobie.

Tu może jeszcze miejsce na swoisty paradoks. Niepełnosprawność w jakimś sensie pomaga mi w pracy. Gdy siedzę na koncercie, słuchając występu muzyka, siłą rzeczy nie mogę sugerować się wyglądem. Piękna wieczorowa kreacja pianistki nie sprawi, że jej wykonanie spodoba mi się bardziej. Myślę, że gdybym widział, nie mógłbym wykonywać mej pracy tak dobrze jak teraz.”

Dla Edwina Tarki taką receptą jest bycie cząstką własnej wspólnoty. Mówi: „Ja jestem stąd, tu wrosłem, tu jest moje miejsce. Jestem z mojego Kutna i to daję moim słuchaczom.”

Michał Dziwisz, robiąc swoje Tyfloradio, ma przekonanie, że audycje, które na antenie się ukazują, które można odsłuchać w formie podcastów, pomagają słuchaczom w rozwiązywaniu ich problemów, w zdobywaniu wiedzy, zaspokajaniu ciekawości. Można więc powiedzieć, że receptą na dobre radio jest robienie go z poczuciem misji.

A jak zauważalność wygląda od strony technicznej? Wszystko chyba sprowadza się do stwierdzenia, że im lepiej zrobiona baza danych, im lepiej poindeksowana, im bardziej trafne wyniki zwraca podczas przeszukiwania, im bardziej inteligentnie „domyśla się”, co też poszukiwacz treści mógł mieć na myśli, tym lepiej. Dlatego warto porównywać różne aplikacje, różne strony do słuchania radia zwłaszcza wtedy, gdy chcemy odkryć coś nowego. A chcemy? Jeśli jest w nas bodaj odrobinka ducha radia to z pewnością tak jest, bo przecież magia radia, to magia odkrywania, to gotowość na spotkanie z nieznanym.

Damian Przybyła

Partnerzy

 Fundacja Instytut Rozwoju Regionalnego                     Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych

Back to top