[fot. Jill Encarnacion, Zdjęcie przestawiające leżącego psa przewodnika]
Jolanta Kramarz*
Są rasy psów szczególnie predysponowane do pracy dla człowieka. Należą do nich labladory, goldeny, owczarki i inne. Należy je nie tylko odpowiednio wyszkolić, ale i uprzywilejować prawnie jako ludzkich towarzyszy i współpracowników. Te psy pomagają wyrównywać szanse życiowe wielu osobom niepełnosprawnym, np. niewidomym. Cieszymy się, że od czerwca br. prawo będzie sprzyjało relacjom “pies-człowiek”. Mamy nadzieję, że dobrze wyszkolonych psów przewodników pojawi się w Polsce więcej.
Rozmawiałam kiedyś z Amerykanami, którzy przyjechali do Polski, i podczas zwiedzania warszawskiej Starówki zainteresowali się moim psem. Chcieli wiedzieć, jak pracuje, gdzie się uczył. Dzięki rozmowie z nimi, dowiedziałam się, że w Stanach psy przewodniki można często spotkać na ulicach. Moi rozmówcy byli zdziwieni, że w Polsce takie obrazki to rzadkość. Różnica między ilością psów przewodników i liczbą osób niewidomych, które z nich korzystają w Stanach i w Polsce, jest zapewne znaczna, chociaż i w naszym kraju funkcjonuje stereotyp niewidomego z psem. W czasie prowadzenia zajęć w szkołach, kiedy jeszcze używałam wyłącznie laski, dzieci pytały, dlaczego nie korzystam z pomocy psa. Sama miałam w przeszłości podobne skojarzenia. Pamiętam jeden z podręczników szkoły podstawowej, w którym znajdowała się ilustracja z niewidomym człowiekiem przechodzącym przez ulicę z pieskiem i laską. Bardzo mi się to podobało, chociaż wtedy jeszcze nie przewidywałam, że i mnie w życiu będzie potrzebny taki czworołap.
[fot. Louisa_catlover, zdjęcie przedstawiające starszą kobietę siedzącą przy stoliku w towarzystwie psa przewodnika. Podpis: Szkolenie psa przewodnika jest procesem wymagającym wiele czasu oraz pracy trenerów i opiekunów. Pies musi przyzwyczaić się do miejsc i obecności ludzi]
JAK ZDOBYĆ PSA PRZEWODNIKA?
Psy przewodniki są u nas szkolone w dwóch ośrodkach. Jeden mieści się w Pile i współpracuje z Polskim Związkiem Niewidomych, drugi prowadzony jest przez Fundację “Labrador Pies Przewodnik” w Poznaniu. Obydwie te szkoły przygotowują pieski do prowadzenia osób całkowicie niewidomych lub posiadających jedynie poczucie światła. Kandydaci na przyszłych właścicieli takich czworonogów muszą wykazać się umiejętnością samodzielnego chodzenia z białą laską, gdyż pozbawieni podstawowej orientacji przestrzennej, jako posiadacze psów zgubiliby się z nimi tak samo, jak pozostawieni samym sobie.
Kolejnym warunkiem przekazania psa osobie niewidzącej, która się o niego ubiega, jest jej dobry stosunek do zwierząt i zrównoważenie emocjonalne. Ponadto bierze się pod uwagę, czy przyszły właściciel ma wystarczająco dobrą sytuację mieszkaniową i materialną, by był w stanie utrzymać zwierzę z własnych środków, gdyby nie miał przyznanego dofinansowania albo nie otrzymał go terminowo. Kryteriów branych pod uwagę przy rozpatrywaniu wniosków o przyznanie psa przewodnika jest kilka, gdyż nie wszyscy niewidomi predysponowani są do otrzymania takiej pomocy. Trudno określić, jaka szacunkowo jest, czy też będzie w przyszłości, ich liczba.
FAKTY I MITY
Osoby niewidome, podobnie jak widzące, zazwyczaj niewiele wiedzą o możliwościach, jakie daje korzystanie z pomocy odpowiednio wyszkolonego psa pracującego. Informacje czerpią z przypadkowych źródeł. Siedziałam pewnego razu w jadalni, gdzie na obiad przyszli wyłącznie niewidzący i, w reakcji na mojego Reda, zaczęli głośno rozmawiać o psach przewodnikach, a, jak się okazało, całą swoją wiedzę czerpali z krótkiego materiału informacyjnego, który został wyemitowany w telewizyjnej „Panoramie Dwójki”. Instruktorzy orientacji przestrzennej, nastawieni na wykorzystywanie alternatywnej laski, w czasie naszych fundacyjnych wyjazdów, także z zaciekawieniem przyglądali się sposobowi korzystania z pomocy psa przewodnika.
Ja kiedyś również niewiele na ten temat wiedziałam, a teraz zabawne wydają mi się pytania mijających nas osób, przykładowo: skąd pies wie, gdzie wysiąść lub pod jaki numer budynku podprowadzić swoją panią. Dla innych przechodniów zastanawiające są wypowiadane do pieska słowa komend. Kiedy nakazujemy mu skręt w prawo czy dojście na przystanek, myślą, że to ich pytamy o drogę, lub prosimy o “dopchanie” w jakieś miejsce. Nie podejrzewają nas jednak o rozmowy z psami. Brak znajomości i zrozumienia metod pracy z przewodnikiem prowadzi do wielu komicznych sytuacji, np. pewna pani, idąca z naprzeciwka, słysząc wydawaną psu komendę: „na prawo”, i widząc, jak pies skręca w prawo, powiedziała: „Źle, on skręca w lewo”. Była tak zaskoczona reakcją psa, że nie zdawała sobie sprawy z faktu przeciwnych kierunków, w jakich się poruszamy. Roześmiałam się: „Jasne, ma pani rację, skręcił w pani lewą stronę”. Inna Pani, która szła ulicą obok mnie, zapytała: „Czy ten pies również jest niewidomy?” Zaprzeczyłam, więc dalej drążyła temat: „Jeżeli widzi, to dlaczego podpowiada mu Pani, gdzie powinien pójść?” Musiałam jej wyjaśnić, że praca psa przewodnika polega na wykonywaniu przez niego moich komend.
Istnieje też mit, że pies przewodnik podejmuje decyzje i jest zupełnie inicjatywny. To złudzenie! On, przyzwyczajając się do życia z osobą niewidomą jako panem, staje się mu posłuszny i wykonuje polecenia wydawane gestem lub słowem. Jest na te polecenia-komendy uwarunkowany przez tresurę. Znajduje bankomat, ławkę, drzwi, przejście, przystanek itp. Zatrzymuje się przy krawężnikach, schodach, omija przeszkody, wybiera zlecony kierunek. Samemu można go również uczyć nowych komend. Wbrew ludzkim wyobrażeniom, to nie pies, a osoba niewidoma, wsłuchując się w ruch uliczny, podejmuje decyzję o rozpoczęciu przejścia przez jezdnię, choć dobrze wyszkolony przewodnik może się zatrzymać mimo innej komendy, gdyby niespodziewanie nadjechał samochód.
W komisji rozpatrującej wnioski o przyznanie psa przewodnika przez Polski Związek Niewidomych, spotykamy się z sytuacjami, kiedy rodzina zgłasza zapotrzebowanie na psa dla osoby niesamodzielnej, która z powodu utraty wzroku nie potrafi poruszać się nawet po własnym mieszkaniu. Dla takiej osoby pies nie byłby pomocą, lecz dodatkowym obciążeniem.
NIE GŁASKAĆ! PRACUJĘ!
Pierwotna motywacja labradora do pracy wynika nie z jego miłości do ludzi pozbawionych wzroku, ani też z chęci opiekowania się kimkolwiek, ale w dużej mierze z łakomstwa, które tresura wykorzystuje do wzmacniania jego pożądanych zachowań. Ludzie na ogół kojarzą labradory z wielkim apetytem prowadzącym do otyłości i są zdziwieni, że mnie udało się uchronić przed tym psa. Czasem spotykam się z opinią, że „wszystkie labradory są grube, a ten jest jakiś inny”. Dbam o jego linię, lecz śmieję się, że za jedzenie mógłby stanąć na uchu. Dla wdrożonego do pracy psa nagrodą stają się także pochwały. Aby były one skuteczne, potrzebna jest więź między człowiekiem i zwierzęciem. Ona pomaga wykonywać trudne zadania, np. omijanie przez psa przeszkód nie tylko tych pod nogami, ale i na wysokości naszej głowy. Kiedy chodzimy z laską, możemy te niżej położone namacać i zbadać, a dzięki skupionemu na pracy psu przewodnikowi na ogół nawet nie wiemy o ich istnieniu.
W relacji między osobą niewidzącą i jej psem ważne jest, aby niewidomy miał wsparcie otoczenia na etapie początkowej współpracy ze swym przewodnikiem. Trzeba nieraz fachowych porad tresera i służenia niewidomemu wzrokiem przez przyjaciół i bliskich wtedy, kiedy tego potrzebuje, ale w taki sposób, żeby sam mógł uporać się ze zwierzęciem, bo w tym nikt nie powinien go zastępować.
Utrudnienia dla osoby niewidomej, która ma psa, polegają również na tym, że jej pojawienie się w miejscach użytku publicznego bywa spektakularnym zjawiskiem, gdyż jak już wspominałam, mało jest u nas psów pracujących z niewidomymi. Dlatego też niestety wielu ludzi szuka kontaktu z naszym czworonożnym przyjacielem i nie zawsze zauważa napis widniejący na psich szorkach: „NIE GŁASKAĆ! PRACUJĘ!” Psy ludzi widzących są znacznie rzadziej zaczepiane. Treserzy doświadczają tego również treserzy, że kiedy sami poruszają się, w ramach szkolenia, bezwzrokowo, zaczepki ludzi stają się bardziej intensywne. Pies bywa rozkojarzony cmokaniem, głaskaniem, uśmiechami i wdzięczeniem się do niego. To znacznie utrudnia korzystanie z psiej pomocy. W centrum Warszawy jestem niestety postrzegana jako atrakcja turystyczna, a Red jako maskotka. Właśnie dlatego wyprowadzam psa z domu pod drzewko, oczywiście bez szorek, ale i nie używając laski. Kiedy wychodzę z nim na załatwienie potrzeb fizjologicznych, mój pies może korzystać z trawnika, ale musi mnie bez szorek do niego doprowadzić. Zauważyłam, że ludzie inaczej się zachowują, gdy nie używam laski. Mają do psa większy dystans. Niestety, widząc, że jest przewodnikiem, pozwalają sobie na bezpardonowe zaczepki, np. podstawianie piesków do zabawy na schodach. Szczególnie chętnie głaszczą Reda, kiedy właśnie wyciągam pieniądze przy kasie lub zdejmuję ciężki plecak w pociągu. Świadoma konsekwencji nawiązywania przez ludzi kontaktu z moim psem, nie wiem, czy rzucić pieniądze, plecak, czy jakieś skuteczne słowo. Zaspokajam troskliwie potrzeby Reda, dlatego może on i powinien obejść się bez głaskania i zabawiania przez innych. Niestety, jego labradorska natura szuka kontaktu, cieszy się na widok ludzi, ale w bezpieczny dla mnie, czyli kontrolowany sposób. Pogodny charakter Reda sprawia, że nie grozi mu wypalenie zawodowe.
[fot. Direz Zender, Zdjęcie przedstawia suchą karmę dla psa. Podpis: Gdzie przechowywać roczny zapas karmy dla psa?]
JEDZENIE NA CAŁY ROK
Do niedawna nie było w Polsce jednoznacznych przepisów, które mówią gdzie i jak się starać o dofinansowanie kosztów utrzymania psa przewodnika. Panuje w tej sferze chaos. W ubiegłym roku na przemian informowano mnie, że dostanę zwrot kosztów z Mazowieckiego Okręgu Polskiego Związku Niewidomych, albo że z Warszawskiego Centrum Pomocy Rodzinie. Do każdej z tych instytucji potrzebne były faktury z innymi danymi. Przed końcem czerwca, zgodnie z zaleceniem, złożyłam więc spory zestaw dokumentów wymaganych w Warszawskim Centrum Pomocy Rodzinie. Po fakcie jeszcze kilkakrotnie otrzymywałam sprzeczne informacje na temat instytucji udzielającej dofinansowania. W listopadzie, w ramach programu „Likwidacja barier w komunikowaniu”, podpisałam umowę z WCPR. Postawiono mi jednak warunek: przedstawić faktury na pełną kwotę dofinansowania, ale wydaną w ciągu miesiąca. Zapytałam wtedy, jakich zakupów mogę dokonać dla pieska, gdyż z umowy o dofinansowanie nie można było nic wywnioskować. Pracownik WCPR, który odbierał dokumenty, powiedział, że dofinansowanie jest przeznaczone na wyżywienie i leczenie. Oczywiście nie mogę wyleczyć mojego psa na zapas, więc w grę wchodziło prawie wyłącznie wyżywienie. Już wtedy głowiłam się, jak je przechować w maleńkim mieszkanku, po którym poruszam się bezwzrokowo i sprawnie, wtedy gdy na środku nie zalegają worki z karmą. Rozwiązaniem okazała się pomoc koleżeńska. Moja przyjaciółka Estera, która jest osobą widzącą, a poza tym ma dwupokojowe mieszkanie, zgodziła się przeznaczyć jedno pomieszczenie na magazyn półrocznego zapasu karmy. Wyłączyła kaloryfer, bo w przeciwnym wypadku jedzenie byłoby narażone na popsucie w okresie grzewczym, i oczywiście ciągle wietrzy pokój. Ja jeżdżę do niej z plecakiem po „psi prowiant” i nie muszę zapewniać o swej wdzięczności. Poza tym, jestem usatysfakcjonowana, gdyż otrzymałam zwrot kosztów, kiedy już straciłam na to nadzieję.
PIES TO PIES
Dużym problemem dla niewidomych jest ograniczona swoboda w przemieszczaniu się. Pies pomaga szukać wyjścia z sytuacji, chociaż ludzie, mam nadzieję nieświadomie, w tym przeszkadzają. Przechodnie nawołują psa, doradzając mu, w jakim kierunku ma iść, a ten, rozkojarzony, “głupieje” i rozprasza się ostatecznie. Nie mam wątpliwości, że doradcy mają dobrą wolę, ale mimo to działają destrukcyjnie. Czasami dochodzi do paradoksów. Osoby, które nie umieją powstrzymać pozornie przyjaznych emocji wobec psa, później zachowują się w stosunku do niego restrykcyjnie, np. nie chcą go wpuścić do miejsc, gdzie niewidomy miał potrzebę się znaleźć, a jego psa traktują, jak pluszową maskotkę do głaskania.
Jeszcze zanim zdecydowałam się na Reda, słyszałam od znajomych, jak trudno jest przebijać się przez mur zakazów, uprzedzeń i braku zrozumienia potrzeb ludzi niewidomych i zasad psiej pracy. To mnie nie zraziło, bo psy przewodniki przygotowuje się odpowiednio do przebywania i właściwego zachowania się w sklepach spożywczych, także mięsnych, w filharmoniach, teatrach, na konferencjach, w kościołach itp., choć właściciel musi stale i umiejętnie dyscyplinować i doszkalać swojego czworonoga. W stosunku do innych psów , zakazy te są zresztą całkowicie uzasadnione.
Moja motywacja do posiadania psa przewodnika była silna i okazała się słuszna, chociaż od początku doświadczałam rozmaitych przygód. W czasie kursu “zżywania się z Redem” w Pile tylko kilka razy na nasz widok ludzie kręcili nosem. Na przykład w aptece Pani powiedziała: „Z psami nie wolno”.” To nie jest pies, tylko przewodnik” – odpowiedział treser. A pani na to: „Nie wolno”. Widząc jednak, że nie wychodzimy, dodała: „pies, ale ładny” i udało mi się zrobić zakupy. Mieszkańcy Warszawy, z mniejszą częstotliwością niż to ma miejsce w Pile, napotykają pracujące pieski. W stolicy w minionym roku było ich tylko dwanaście. Tak więc w miejscach publicznych od razu zaczęły się kłopoty. Co prawda, przewidując trudności, zostawiałam nieraz Reda w domu, ale czym dłużej mi pomagał, tym boleśniej odczuwałam jego brak przy koniecznych wyjściach z laską. Przyznam, że na samym początku przywiązywałam Redzika w sklepie do poręczy w pobliżu wózków na zakupy i prosiłam, żeby ktoś zaopiekował się nim, kiedy chodziłam po supermarkecie. Wtedy słyszałam głośne, rozpaczliwe psie piski. Pewnego razu pilnująca go Pani powiedziała: „Z każdym chętnie się bawił, ale na pani widok reaguje najbardziej radośnie”. To nie było dla mnie zbyt budujące. Ludzie, którzy przy Redzie „leczyli” swoje emocje, tłumacząc to pocieszaniem go, nie zdawali sobie sprawy, że on po ich pieszczotach nie zauważa słupów, schodów, a ja akceptację takiego stanu mogę przypłacić życiem.
Rozmaite problemy mieliśmy z Redzikiem przy wchodzeniu do księgarń, kościołów, urzędów, na pocztę, do restauracji, taksówek, na plażę, praktycznie wszędzie. W związku z tym, kiedy w 2006 roku dowiedziałam się o regulaminie naszego miasta, wyłączającym psy przewodniki spod obostrzeń, dotyczących innych psów, z wielką radością zaczęłam wszędzie pokazywać ten regulamin. Czasem przynosiło to natychmiastowy skutek i zapadała decyzja o wpuszczeniu mnie z psem do konkretnego urzędu. Pracownicy instytucji, które odwiedzam najczęściej przyzwyczajali się do tego, że przychodzę z labradorem. Czym dłużej pies współpracował ze mną, tym bardziej mogłam pochwalić się jego zachowaniem, które stawało się dla nas przepustką. Jednak nie należę do ludzi chodzących stałymi ścieżkami. W związku z tym ciągle pojawiały się przed nami kolejne zamknięte drzwi, które należało sforsować. Myślałam wtedy, że kajanie się, tłumaczenie, awantury czy też opuszczanie jakiegoś miejsca ze podkulonym ogonem, nie są tym, na co powinna być narażona osoba niewidoma.
[fot. Boris Djuranovic, Dwa zdjęcia przedstawiające psa przewodnika z odblaskowym oznaczeniem na uprzęży.]
WALKA Z WIATRAKAMI?
W restauracjach i taksówkach zgorszenie kierowcy i innych klientów widokiem psa albo ewentualnie psiej sierści zwyciężało w starciu z moimi potrzebami i prawami. Czasem nikt nie przejmował się, jak długo i gdzie będę się tułać z ciężkim plecakiem, ani też czy wyjdę głodna. Z opresji wybawiali mnie nieraz towarzyszący mi znajomi, bo przecież właściciel restauracji nie wyprosi dziesięciu osób. Miałam skrupuły, że psuję swoim przyjaciołom miły wieczór. Prawdziwych przyjaciół poznawałam właśnie w tej biedzie i w podobnych sytuacjach. Pewnego razu w jednej z restauracji, gdzie pojawiłam się z koleżankami z kursu, mój słodki psiak wycierpiał swoje: musiał siedzieć pod stołem, na wskazanym przez kelnerów miejscu, znajdującym się w oddalonym kącie, gdzie i mnie posadzono. Ze stołu zwisała sięgająca do ziemi serweta, pod którą prawie wszyscy goście zaglądali, żeby zobaczyć psa.
Próbując dokonać jakiejś zmiany, pozwoliłam sobie na wysłanie listów do dyrekcji firmy Mc Donald, a także Zarządu Transportu Miejskiego w Warszawie. Przepraszano mnie wtedy i obiecywano doszkolenie personelu. To prawda, że potem mogliśmy wchodzić swobodnie, ale towarzyszące mi osoby informowały, że pracownicy krzywo na mnie patrzą. Nie przejmowałam się „zagęszczoną” atmosferą, choć wiem, że ona może zniechęcać inne osoby z psami, te które nie chcą się narażać na nieprzyjemności. Zdarzało się, że prosiłam o skontaktowanie mnie z dyrektorem. Na ogół przynosiło to pozytywny skutek i mogłam wejść w psiej asyście.
Niestety w centrach handlowych i w hipermarketach bywało inaczej. Decydent podtrzymywał opinię pracownika. Nie pomagały prośby ani groźby, chyba że włączyli się odwiedzający market klienci, za co jestem im wdzięczna.
Fundacja „Vis Maior”, którą kieruję, również zaangażowała się w promowanie przywilejów psów przewodników i informowanie o ich pracy. Alarmowaliśmy o trudnościach, których doświadczają osoby niewidome z psami w miejscach użytku publicznego. Po programie TVN24, pokazującym jak w praktyce wygląda wypraszanie człowieka niewidomego ze sklepu, zainicjowaliśmy konferencję z udziałem Rzecznika Praw Obywatelskich, dr Janusza Kochanowskiego, która odbyła się 22 kwietnia 2008 roku. Czas poświęcaliśmy także mediom, spodziewając się, że one pomogą wpłynąć na szeroko pojętą świadomość społeczną w zakresie roli psa przewodnika i przysługujących mu przywilejów. Nie zawiedliśmy się i liczymy na dalszą pomoc. Prowadzimy naszą akcję uświadamiającą również na rozmaitych forach publicznych w środowiskach lokalnych.
15 czerwca 2008 r. współorganizowaliśmy Dzień Otwarty w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Tu również informowaliśmy o osobach niepełnosprawnych, szczególnie z dysfunkcją wzroku, z uwzględnieniem pracy psa przewodnika. 29 listopada 2008 roku Fundacja „Vis Maior” zorganizowała spotkanie na temat psów przewodników, a wykłady wygłosili treser i weterynarz. Było ono przeznaczone głównie dla obecnych i przyszłych właścicieli takich psów. Przyjechała doświadczona, stara gwardia. Miło było spotkać osoby, których nazwiska i poglądy znamy głównie z listy dyskusyjnej, poświęconej psom przewodnikom. Ta lista ma swoje lepsze i gorsze dni, tak jak i ludzie, którzy ją współtworzą. Na niej często udzielamy sobie wsparcia, przekazujemy informacje i doświadczenia, a także ostrzegamy o różnych niebezpieczeństwach, akcjach, trudnościach, czy też zagrażających psom kleszczach. Nowicjusze mogą weteranom zadać pytania. W dyskusje włączają się często specjaliści.
Jak już informowałam w prasie, między innymi w „Pochodni”, 9 maja 2008 r. do Sądu Okręgowego w Warszawie wpłynął pozew przeciw sieci Carrefour za niewpuszczenie na teren sklepu osoby z psem przewodnikiem. Występując do organu sprawiedliwości, czułam się odpowiedzialna za interesy całej naszej grupy. Moim pełnomocnikiem był mecenas Aleksander Woźnicki z kancelarii Gessel, a sprawę obserwowała Helsińska Fundacja Praw Człowieka, reprezentowana głównie przez Dorotę Pudzianowską, która włączyła problem do swego programu precedensów, poczytując incydenty za przejaw dyskryminacji człowieka. Jesteśmy im za to wdzięczni. Upomnieli się o nasze prawa. Pomogli nam usunąć przeszkody legislacyjne w korzystaniu z możliwych udogodnień, likwidujących albo zmniejszających ograniczenia związane z niepełnosprawnością. Również miłośniczka psów sportowych p. Magda Czajkowska, decydując się zeznawać jako świadek, wystąpiła po naszej stronie. Proces zakończył się ugodą, która nas satysfakcjonuje. Cieszymy się również, że zwyciężyło Dobro w Carrefourze. I my i Oni obroniliśmy poczucie własnej godności.
Fundacja „Vis Maior” stale zajmuje się rehabilitacją ludzi niewidomych, zwłaszcza trenowaniem ich orientacji przestrzennej. Od bieżącego roku zamierzamy także rozpocząć szkolenie psów przewodników.
Moim marzeniem jest doczekanie chwili, kiedy ludzie wokół nas nie będą mawiali: „Nie możesz, bo masz psa przewodnika” albo „Nie możesz, bo jesteś niewidomy” albo „Ja wiem lepiej, co jest dla Ciebie dobre”. Gdy sytuacja się uzdrowi, nabierzemy wiatru w skrzydła.
*Autorka jest absolwentką Psychologii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, studiów Podyplomowych w zakresie Kształcenia Integracyjnego APS w Warszawie, kończy Szkołę Psychoterapii Behawioralno Poznawczej CBT, ma szerokie doświadczenie zawodowe w pracy z niewidomymi i widzącymi. Założyła Fundację “Vis Maior”, która rozwija szeroką działalność na rzecz osób niewidomych, w zakresie rehabilitacji, zwłaszcza orientacji przestrzennej, i aktywizacji zawodowej oraz społecznej.
Od trzech lat korzysta z pomocy, wyszkolonego w Polsce, psa przewodnika – Reda, którego permanentnie dokształca i wysoko sobie ceni.