Słownik to jedno z najbardziej podstawowych narzędzi pomocniczych z którego korzysta każdy, kto chociaż w małym stopniu posługuje się językami obcymi. Zarówno osoby uczące się, chcące sprawdzić znaczenie nowo poznanego słowa jak i profesjonalni tłumacze chcący dopasować tłumaczone słowa do odpowiedniego kontekstu posługują się wieloma rodzajami słowników, te zaś w dobie powszechnej cyfryzacji wszelkich treści przyjmują najróżniejsze, wirtualne formy. Taki stan rzeczy, to źródło tyluż szans, co i zagrożeń dla poliglotów z dysfunkcją wzroku. Jak to zazwyczaj bywa, problemem jest dobór dostępnego dla czytników ekranu, a zarazem zasobnego w terminy odpowiadające naszej specjalizacji słownika.
Warto wiedzieć, że słowniki w postaci cyfrowej można znaleźć nie tylko na platformach desktopowych, lecz także w wersjach przygotowanych na urządzenia mobilne. Choć możliwość sprawdzania znaczeń słów w podróży lub w każdej innej sytuacji, gdy skorzystanie z komputera jest niepraktyczne lub wręcz niemożliwe, niejednokrotnie okazuje się być nie do przecenienia, to jednak często zdarza się, że aplikacja słownika, który akurat jest nam potrzebny jest niedostępna. W tej sytuacji dość dobrym rozwiązaniem są słowniki internetowe. Ale co zrobić, gdy nie mamy dostępu do Internetu, a korzystanie z aplikacji jest o wiele wygodniejsze? Idealnym rozwiązaniem byłby uniwersalny standard słowników pozwalający na wczytywanie dowolnej bazy leksykalnej do aplikacji, która mogąc odczytać i zinterpretować jej zawartość, prezentowałaby ją w dostępny dla osób z dysfunkcją wzroku sposób. Okazuje się, że społeczność twórców otwartego oprogramowania nie śpi i powstały rozwiązania, które choć nie wyczerpują w całości tematu słowników, to znacznie ułatwiają znalezienie tego odpowiedniego, spełniającego nasze wymagania, kompendium wiedzy leksykalnej.
Kilka słów o otwartych formatach słowników
Podobnie jak książki, muzyka i filmy, słowniki także doczekały się standaryzacji formatu. Choć nie jest ona tak powszechna jak w przypadku innych kategorii zawartości cyfrowej, możliwe jest jednak uzyskanie renomowanych baz słownictwa w otwartych formatach. Formaty te wspierane są przez wiele aplikacji słownikowych na przeróżne platformy, czytniki ebooków czy inne urządzenia, na których słowniki komercyjne się nie ukazały lub nie mogły ukazać. Poszukując informacji do niniejszego tekstu natrafiłem na trzy rozwiązania, które zdają się być najbardziej powszechne.
XDXF
XDXF (XML Dictionary Exchange Format) to uniwersalny format otwartych słowników stworzony dziesięć lat temu i rozwijany z inicjatywy dwóch Rosjan, Sergeya Singova i Leonida Soshinskiyego. Pomysł ten zakłada przedstawianie słowników w formacie xml, czyli jednym z powszechniejszych formatów zapisu danych do wymiany z komputerem. W xml przechowywane są m.in. pliki konfiguracyjne programów, punkty nawigacji GPS oraz inne dane, które później program komputerowy powinien być w stanie przetworzyć. Niestety, z tego co zdążyłem zauważyć, lista słowników kompatybilnych z xdxf ogranicza się do zasobów zgromadzonych na stronie projektu w serwisie Sourceforge i nie dość, że od dawna nie była aktualizowana to nie zawiera zbyt wielu polskich słowników. Do dyspozycji mamy słownik polsko-angielski, rosyjski, ukraiński i białoruski w obydwie strony. Mimo to amatorzy jednojęzycznych słowników angielskich i rosyjskich znajdą tu wiele interesujących pozycji. Sam znalazłem kilka popularnych słowników angielskich takich jak Oxfordzkie czy Merriam Webster. Ponadto na stronie formatu XDXF w Wikipedii znajdujemy informację, że istnieją konwertery słowników z innych formatów na XDXF, bardzo więc możliwe, że własnymi środkami uda się uzyskać konkretny słownik w tym formacie.
Star Dictionary
Drugim, o wiele bardziej popularnym formatem jest tzw. Star Dictionary. Założenie jest podobne – chodzi o to, by stworzyć uniwersalny system słowników – jednakże w tym przypadku mamy do czynienia z plikami binarnymi, co może przyspieszyć pracę ze słownikiem. Każdy słownik składa się z trzech plików: .ifo, .idx oraz .dict.dz, a ponadto może zawierać treści multimedialne takie jak ilustracje czy pliki dźwiękowe z wymową. Słowniki te zdają się mieć wielu zwolenników. Wskazuje na to fakt, że zostały one zaimplementowane w czytnikach ebooków, popularnych programach słownikowych preinstalowanych w dystrybucjach Linuxa oraz aplikacjach dla systemu Android. Oferta słownikowa jest tutaj również o wiele bogatsza. W moich poszukiwaniach udało mi się nawet dotrzeć do słownika polsko-szwedzkiego oraz skryptów konwertujących popularne słowniki komercyjne na format Stardict.
dsl
Kolejnym z otwartych formatów słowników jest dsl stworzony przez firmę Abbyy znaną m.in. z programu Fine Reader, na potrzeby tworzonych przez nią słowników Lingwo. W formacie tym dostępnych jest wiele słowników m.in. polskich i to zarówno języków obcych jak i poświęconych różnym aspektom samego języka polskiego. Wśród słowników obcojęzycznych znajdziemy również języki mniej popularne takie jak albański czy turecki. Powyższe przykłady nie stanowią kompletnej listy otwartych formatów słowników, jednak wymienione powyżej pojawiają się najczęściej w kontekście uniwersalnych rozwiązań sprzętowych oraz aplikacji do ich odczytu.
W niniejszym artykule postaram się przedstawić kilka dostępnych aplikacji słownikowych w systemie Android, wspierających opisane wyżej formaty.
Wordoholic
Pierwszą aplikacją, która przykuła moją uwagę ze względu na mało skomplikowany interfejs jest Wordoholic Dictionary. Aplikacja jest prostym słownikiem wspierającym jedynie format .dsl oraz xdxf. Mimo, iż program od ponad czterech lat nie otrzymał aktualizacji, na moim telefonie z Androidem 5.0 działa bez problemów i oferuje to czego można by wymagać od aplikacji słownikowej. Pozwala ona na wyszukiwanie haseł, zarówno prostych gdzie wyszukiwane jest konkretne słowo, jak i zaawansowanych przy użyciu tzw. Operatorów, znaków pozwalających na bardziej wyszukane filtrowanie interesujących nas haseł. Oprócz tekstowych wyników wyszukiwania, aplikacja oferuje możliwość odtworzenia wymowy konkretnego słówka pod warunkiem, że pliki wymowy w formacie wav, mp3 lub ogg zostały wcześniej dołączone. Aplikacja jest także tłumaczem i potrafi przedstawić podany tekst w wybranym języku przy użyciu usługi tłumaczeniowej wyszukiwarki Bing. Możliwy jest także powrót do poprzednich wyszukiwań dzięki funkcji historii oraz włączenie trybu nauki interesujących nas partii słownictwa, to jednak wymaga doinstalowania dodatkowego modułu, który przynajmniej na moim urządzeniu okazał się być już niedostępny w sklepie Play. Za Wordoholic zdecydowanie przemawia jego minimalistyczny interfejs. Okno główne aplikacji to wyniki ostatniego wyszukiwania. Ukazana jest w nim ilość wyników dla podanego zapytania, następnie zaś mamy do dyspozycji pole wyszukiwarki oraz dwa niezaetykietowane przyciski: pierwszy z nich uruchamia wyszukiwanie głosowe, pozwalając na podyktowanie słowa do znalezienia; drugi po prostu rozwija klawiaturę. Oprócz tego wyświetlone są oczywiście same wyniki. Jeżeli wpisana fraza jest niejednoznaczna, wyświetlona zostaje lista podpowiedzi uszczegóławiających. Gdy znaleźliśmy już konkretne słowo, dane słownika na jego temat wyświetlone są w formie widoku strony internetowej. Reszta opcji programu ukryta jest w menu, które wywołujemy nie jakby mogło się wydawać poprzez naciśnięcie przycisku Więcej Opcji, ponieważ takiego tu nie uświadczymy, a za pomocą przycisku Menu wyświetlonego w rzędzie wirtualnych przycisków u dołu ekranu. Taka sytuacja ma oczywiście miejsce w przypadku telefonów bez dedykowanych przycisków Home, Menu czy Back i o ile taka implementacja jest dość nietypowa, wielu programistów nadal ją stosuje. W samym menu znajdziemy takie opcje jak zarządzanie słownikami, historia wyszukiwania, tłumacz, wyszukiwanie zaawansowane czy ustawienia, które ograniczają się do zmiany parametrów czcionki oraz liczby rekordów w historii. Dodawanie słowników odbywa się poprzez zaimportowanie paczki umieszczonej uprzednio w folderze na karcie pamięci, aczkolwiek istnieje także możliwość pobrania interesującej nas bazy leksykalnej z zaprogramowanego serwera. Okno zarządzania słownikami pozwala na wyświetlenie wszystkich zainstalowanych słowników, wybór tych, z których chcemy korzystać oraz filtrowanie ich według języka źródłowego i docelowego. Podwójne stuknięcie z przytrzymaniem na słowniku pozwala na jego usunięcie oraz edycję informacji na jego temat takich jak obsługiwana para językowa, nazwa czy opis.
Aplikacja, podobnie jak inne opisane w niniejszym artykule, dostępna jest w języku angielskim jednak niewielka ilość opcji powinna sprawić, że wprawne posługiwanie się słownikiem nie będzie stanowiło większego problemu.
QDict
QDict to o wiele bardziej zaawansowana aplikacja do sprawdzania znaczeń obcych nam słów. Znajdziemy tu m.in. możliwość odtworzenia wymowy wybraną syntezą, listę ulubionych słów, przechwytywanie tekstu ze schowka czy widget pozwalający na szybkie przeszukanie słowników. W czym tkwi więc haczyk? Interfejs aplikacji nie należy do najprzejrzystszych. Elementy aktualnie aktywnej zakładki są pokazywane nawet po otwarciu szuflady nawigacji, zaś wiele kontrolek ma niepotrzebnie długie nazwy. TO jednak nie jedyny problem. QDict wspiera jedynie słowniki w formacie Stardict. Nie jest to argument skreślający aplikację zupełnie, jednak zważywszy na możliwości jakie dawałaby ona wspierając więcej formatów, pozostawia to użytkownika z pewnym niedosytem. Mimo to, jak na darmowy produkt, aplikacja jest dostępna i funkcjonalna. Sam korzystałem z niej w połączeniu z Oxfordzkim słownikiem języka angielskiego przygotowując się do jednego z moich egzaminów i mogę stwierdzić, że aplikacja sprawdziła się w sytuacji gdy potrzebne było wyszukiwanie znaczeń wielu słów jedno po drugim. Import słownika do aplikacji polega na wklejeniu folderu z odpowiednimi plikami do folderu stworzonego przez aplikację w pamięci urządzenia. Po włączeniu QDict umieszczone słowniki powinny już być dostępne. Okno główne aplikacji to domyślnie lista ostatnio wyszukiwanych słów. Istnieje możliwość jej wyczyszczenia co może przydać się, gdy ze słownika korzystamy często i lista urośnie do gigantycznych rozmiarów. Nie jest to bez znaczenia, albowiem jeśli preferujemy przemieszczać się po systemie gestami przesunięcia, będziemy musieli przebić się przez całą listę, by przycisk szukania, podpisany QDict Search, odnaleźć na samym końcu, a następnie kliknąć umieszczony przed nim element, co do którego Talkback nie podaje żadnych komunikatów objaśniających. Wiele elementów aplikacji niepotrzebnie posiada jej nazwę w swojej, do nadmiernej gadatliwości screenreadera będziemy musieli się więc przyzwyczaić. Po otwarciu szuflady nawigacji aktywna zakładka, a taką na początku będzie lista ostatnich słówek, nie zniknie. Na domiar złego elementy menu w kolejności w jakiej Talkback przemieszcza się po ekranie, znajduje się poniżej tej listy. Jeżeli do tej pory nie zaprzyjaźniliście się z eksploracją ekranu ten moment jest właściwy. O ile samo menu nie zawiera zbyt wielu opcji (jest tu zaledwie kilka najpotrzebniejszych: ulubione, ostatnio wyszukiwane, podręcznik użytkownika czy ustawienia) to ilość opcji jakie czekają na użytkownika po wejściu w ustawienia może zaimponować nawet najbardziej wymagającym. Opcji personalizacji nie ma zbyt wiele: możliwe jest dostosowanie typu czcionki oraz szaty kolorystycznej, wybór języka aplikacji oraz zmiana folderu, w którym QDict powinien szukać słowników. Aplikacja posiada jednak kilka ciekawych dodatków usprawniających pracę takich jak odtwarzanie wymowy słowa syntezatorem mowy, przechwytywanie tekstu ze schowka czy widget w obszarze powiadomień pozwalający na szybkie otwarcie wyszukiwania. Zwłaszcza te dwie ostatnie opcje są moim zdaniem najciekawsze, ponieważ wykorzystując otwartość systemu Android w znaczący sposób usprawniają pracę. Często zdarza nam się napotkać nieznane nam słowo w tekście, który czytamy. Chcielibyśmy poznać jego znaczenie, więc zaznaczamy je i kopiujemy do schowka celem wklejenia w polu wyszukiwania słownika. QDict ułatwia nam to zadanie samodzielnie wychwytując tekst skopiowany do schowka i wyświetlając powiadomienie ze znalezioną definicją. W połączeniu z opcją automatycznego odczytu powiadomień przez Talkback otrzymamy automatyczny odczyt znaczenia skopiowanego do schowka słowa. Często zdarza się też, że szybko chcemy sprawdzić znaczenie słowa, które znaleźliśmy gdzie indziej. Z pomocą przychodzi nam widget na stałe umieszczony w centrum powiadomień, którego kliknięcie natychmiast przenosi nas do pola szukania słów. To właśnie takie drobne funkcje sprawiają, że mimo ubogiego wsparcia formatów oraz nieco skomplikowanego interfejsu z aplikacją QDict warto się zapoznać. Ponadto aplikacja otrzymuje nadal aktualizacje, w których poprawiane są błędy, a autor jest otwarty na sugestie, można więc mieć nadzieję, że z czasem słownik wzbogaci się o brakujące funkcje i usprawniony wygląd.
FocusDict
Choć aplikacja ta powstała głównie z myślą o tych, którzy posługują się językami wschodnioazjatyckimi lub się ich uczą, to FocusDict może okazać się ciekawym narzędziem dla każdego kto za wszelką cenę musi odnaleźć znaczenie obcego słowa przy użyciu telefonu. Wspierane tu formaty słowników to Stardict oraz MDict, aczkolwiek akceptowane są także pliki csv przedzielone znakiem tabulatora jeśli ktoś posiada tak skonstruowany słownik.
Gdy aplikacja nie jest w stanie znaleźć interesującej nas definicji, może odwołać się do Wikipedii. Niestety obsługuje wikipedię tylko w wersji angielskiej. Istotnie znajdziemy tu kilka egzotycznych opcji takich jak japoński sylabariusz, chińska oraz japońska Wikipedia czy konwerter pisma uproszczonego chińskiego na tradycyjny czy hiragany na katakanę. Nie musimy jednak przejmować się tymi orientalnymi akcentami i możemy swobodnie korzystać z naszych polskich słowników. Aplikacja posiada także wsparcie dla tłumacza Bing, słowników z zawartością dźwiękową, historii wyszukiwania, zeszytu ulubionych słówek, widgetu szybkiego szukania oraz przechwytywania tekstu ze schowka. Funkcją, którą z pewnością polubi wielu tłumaczy specjalistycznych jest grupowanie słowników tematycznie tak, aby wyszukiwanie odbywało się jedynie w ramach określonej ich grupy np. słowniki medyczne lub prawnicze. Pomiędzy poszczególnymi sekcjami programu przełączamy się za pomocą przycisków opcji umiejscowionych u dołu ekranu. Pierwszą z zakładek jest Search gdzie możemy wpisać nasze wyszukiwanie. Oprócz pola edycji, znajdziemy tu możliwość wybrania grupy słowników, zmianę klawiatury na inną oraz konwersję pomiędzy różnymi azjatyckimi systemami pisma. Po wpisaniu szukanego terminu lista wyników ukaże się również w tym oknie. Co ciekawe, w przypadku Wikipedii, na liście wyników obok słowa, którego szukałem, ukazała się od razu jego krótka definicja, tak więc nie musiałem otwierać wyniku, by dowiedzieć się czegoś więcej. Podwójne stuknięcie z przytrzymaniem na słówku otwiera menu, z poziomu którego możliwe jest dodanie do zeszytu bądź skopiowanie do schowka. Drugą z zakładek jest „Meaning”, czyli oddzielone od wyszukiwania okno pokazujące cały wpis słownika dotyczący wybranego słowa. Następnie „History” gdzie możemy przejrzeć dokładny dziennik wyszukiwanych słów wraz z datą wyszukiwania oraz liczbą zapytań. Pojedyncze pozycje mogą być z historii usuwane. Kolejną z opcji u dołu jest „Word”, czyli nasz osobisty zeszyt ze słówkami. Tu możemy dokonywać ponownych wyszukiwań definicji, usuwać słówka oraz je edytować. Zwłaszcza ta ostatnia opcja może okazać się interesująca jako, że umożliwia ona wprowadzenie pisowni oraz wymowy słowa, a także przegląd definicji w formie edytowalnego pola tak więc możemy użyć wszystkich akcji Talkback dostępnych w polach tekstowych; możemy też oznaczyć słowo jako to, którego już się nauczyliśmy, a także wyznaczyć jego typ np. część mowy.
Zakładka „Trans” to klasyczne okienko tłumacza online. Wybieramy tu język źródłowy i docelowy, wpisujemy tekst do przetłumaczenia i naciskamy drugi z niezaetykietowanych przycisków. Tekst do tłumaczenia można także podyktować, a wymowy gotowego już tekstu w języku docelowym posłuchać dzięki syntezatorowi mowy Microsoft. Ostatnią zaś zakładką jest „Me”, czyli nasze centrum sterowania aplikacją. To tu możemy pobrać słowniki choć interesujących nas jest niewiele i lepiej jest posiadać już własne z innych źródeł; możemy także zarządzać grupami słowników, uzyskać dostęp do sylabariusza języka japońskiego oraz ustawień aplikacji, te zaś są dość skromne i pozwalają na włączenie i wyłączenie poszczególnych funkcji aplikacji. Niestety nie byłem w stanie znaleźć lub obsłużyć wszystkich funkcji, które FocusDict rzekomo oferuje, a są to np. gesty na ekranie wpisów słownikowych czy tworzenie wielu zeszytów dla różnych typów słówek. Aplikacja posiada także reklamy co może przeszkadzać części użytkowników i nie wygląda na to, żeby dało się je wyłączyć kupując jakąś wersję pro. Niemniej jednak mnie słownik urzekł prostotą swojego interfejsu połączoną z mnogością funkcji.
Otwarte formaty słowników to jeszcze dość mocno niezbadany grunt zwłaszcza w kontekście dostępności. Mimo powstania wielu formatów i ich oficjalnego wsparcia przez firmy produkujące słowniki tak jak ma to miejsce w przypadku Abbyy, specyfikacje standardów są dość niejasne, a wydawcy, pomimo licznych zachęt ze strony twórców wolnego oprogramowania, bronią się jak mogą przed objęciem ich produktu standardem. Przykładem wielkiego fiaska otwartych słowników jest Stardict, który z uwagi na naruszenie praw autorskich musiał wstrzymać rozwój po to, by kilka lat później, po cichu się odrodzić. Dla osób niewidomych jednak, otwarte słowniki to wielka szansa na skorzystanie z tych nieocenionych źródeł wiedzy językowej w przystępnej formie na dowolnym urządzeniu. Celem artykułu nie jest bynajmniej zachęcanie czytelników do piractwa. Zalecam kupno interesującego Was słownika bezpośrednio od producenta przed uzyskaniem go w formie otwartej.
Warto tu nadmienić, że o dostępności słowników na platformie Windows właściwie nie ma mowy. Żaden z testowanych przeze mnie, aktywnie rozwijanych programów słownikowych, nie oferował funkcji współpracy z czytnikami ekranu, wliczając w to czołowe produkty w tej branży, takie jak Goldendict czy Stardict. Otwarta natura tych projektów pozwala mieć nadzieję, że sytuacja ta kiedyś się zmieni. Tym czasem smartfon może okazać się naszym nowym podręcznym słownikiem i to zupełnie za darmo. Aplikacji jest wiele, chociażby te przedstawione w niniejszym artykule. Do użytkownika należy wybór odpowiadającego mu rozwiązania. Ja osobiście zostanę chyba przy kombinacji Wordoholic oraz Focusdict. Jest także dobra wiadomość dla osób, którym szczególnie przypadła do gustu któraś konkretna aplikacja lub którym nie odpowiada używanie kilku aplikacji do jednego celu – istnieje program PyGlossary pozwalający na konwersję słowników z jednego formatu na drugi. Liczba wspieranych formatów jest imponująca, ale pewną trudność stanowić może korzystanie z programu, który dostępny jest jedynie w formie kodu źródłowego i wymaga instalacji Pythona wraz z zależnościami. Nie wydaje mi się także, aby interfejs graficzny był dostępny, pozostaje więc ręczne wprowadzanie poleceń w konsoli. Mimo to jednak możliwości istnieją i tworzą szerokie pole co do wyboru dogodnego formatu i aplikacji do interesujących nas słowników, z których chcielibyśmy korzystać w naszym smartfonie.
Paweł Masarczyk