Jestem autorem strony internetowej www.zlotowicz.pl, na której od wielu lat udostępniam przydatne programy dla niewidomych (najciekawszy to GRmapa), inną własną twórczość (np. poemacik satyryczny na trzeci sektor) oraz bazy punktów dla programów wspomagających orientację przestrzenną osób z dysfunkcją wzroku.
Efekty hobbystycznych poszukiwań w archiwalnej prasie artykułów dotyczących niewidomych, publikowałem do niedawna tylko na e-mailowej liście dyskusyjnej Typhlos, a wiele osób proponowało, żebym umieszczał je na stronie, dzięki czemu byłyby mniej ulotne.
Zabierałem się do tego kilka miesięcy, podobnie jak zwlekałem z założeniem konta na Facebooku, z którego korzystało regularnie wielu moich znajomych, choćby do ustalania czasu i miejsca wspólnych spotkań, traktując tradycyjną pocztę e-mail jako archaizm dla technologicznych dinozaurów. Aby oszczędzić im konieczności pisania maila z wynikiem wspólnych ustaleń specjalnie do mnie, postanowiłem dołączyć do wesołej gromadki na FB, co zresztą dawało możliwość rozsyłania wspomnianych ciekawostek prasowych na tematycznych grupach dyskusyjnych dotyczących niewidomych i słabowidzących, które tam też istnieją.
Od konieczności uruchomienia mechanizmu blogowego na stronie, nie miałem już odwrotu, ale warto było wykonać te dwa kroki, bo zaowocowało to ciekawymi materiałami historycznymi od kilku znajomych, odnowieniem kontaktu z kilkoma innymi, a wreszcie – last but not least – propozycją współpracy od Tyfloświata.
Na początek proponuję czytelnikom portalu opowieść z serii „kilka słów ku rozwadze”.
To pewnie czysty przypadek, że chwilę po umieszczeniu na Facebooku linka do wpisu o braku postępów w temacie Virtualnej Warszawy, który przesłałem również do dwóch grup, do których jestem zapisany, portal przysłał wygenerowaną automatycznie wiadomość, że mój wpis został uznany za spam. Po kliknięciu linka „To nie jest spam”, równie błyskawicznie portal zmienił zdanie i się ze mną zgodził. Wydawało się zatem, że sprawa została załatwiona, ale już następnego dnia otrzymałem enigmatyczną informację, że wykryto podejrzaną aktywność na moim koncie i dla potwierdzenia tożsamości, Facebook wymaga przesłania zdjęcia twarzy, które zostanie usunięte z serwerów po sprawdzeniu. Fotkę przesłałem wczoraj, pojawił się komunikat, że portal skontaktuje się ze mną po jej weryfikacji, a ze względów bezpieczeństwa nastąpi teraz wylogowanie. Stan ten trwa już ponad 24 godziny i kto wie – może już tak zostanie. Każda kolejna próba zalogowania się generuje bowiem takie samo jak za pierwszym razem powiadomienie o konieczności wylogowania.
Konto założyłem niedawno, więc mi go nie bardzo szkoda, ale jednak przypadek ciekawy. Podejrzana aktywność, bez podania na czym jakoby miała polegać, brzmi mało wiarygodnie, tym bardziej, że mam włączone dwuskładnikowe uwierzytelnianie (hasło i kod SMS na numer telefonu) przy logowaniu.
Według informacji w sieci, mniej więcej od kwietnia 2017, jest wdrożony na FB opisany wyżej mechanizm uwiarygodnienia użytkowników. Na forach można znaleźć wpisy o podobnych działaniach portalu, które po około 12 godzinach powodowały komunikat, że zdjęcie jest nieprawidłowe, albo odblokowywanie konta (czasem tylko na pół godziny). Czy wydłużenie tego czasu w moim przypadku oznacza, że automaty i/lub zespoły ludzkie zajmujące się tą weryfikacją, są przeciążone?
Piszę o tym zdarzeniu, bo skłania ono do ciekawych wniosków:
- Jeśli ktoś przeniósł swoją komunikację ze znajomymi z emaila na FB, bo tak jest szybciej i pewniej, może się zdziwić, jeśli pilna wiadomość do adresata nie dotrze, gdyż akurat będzie on weryfikowany. O ile rozumiałbym czasową blokadę niepewnych użytkowników w zakresie generowania wiadomości do grup, albo osób z poza listy znajomych, to utrudnianie komuś kontaktu wśród znajomych, wydaje się mało racjonalne.
- Jeśli ktoś generuje na FB jakieś treści, nie zostawiając ich kopii na dysku, albo zapisuje w profilu interesujące znaleziska i polubienia, to również zostanie od nich odcięty na bliżej nieokreślony czas weryfikacji.
- Facebook udostępnia funkcję eksportu wszystkich danych konta do pliku zip, który można zapisać na dysku. Jest to dobre i rzadko stosowane rozwiązanie, pozwala użytkownikowi łatwo zrobić kopię zapasową wszystkich swoich informacji. Osobnikom podejrzanym, choć nie wiadomo nawet o co – jak w „Procesie” Kafki, takie prawo nie przysługuje, bo prócz opcji wylogowania się od razu po zalogowaniu, nie mają dostępu do tego mechanizmu.
- Nie obrażam się na Fejsa – jeśli mi kiedyś odblokują konto, to nadal będę z niego korzystać, podobnie jak dotychczas. Trudno byłoby jednak w zaistniałej sytuacji traktować to narzędzie zbyt poważnie. Nawiasem mówiąc, nigdy go tak nie traktowałem. Jeżeli jednak ktoś nawiązał jakieś istotne znajomości, albo prowadzi mniej lub bardziej poważne działania tylko w obrębie portalu, warto, aby przemyślał plan B. na wypadek, gdy zostanie od niego odcięty z powodu niejasnego kaprysu jakichś automatów.
- Nie wierzę, że to nerwowy dyrektor Tomek, o którym pisałem w zakwestionowanym wpisie, miał jakiś wpływ na tę sprawę. Gdyby był tak skuteczny – mielibyśmy już przynajmniej kilka Virtualnych Warszaw uruchomionych i wzorcowo działających.
Na koniec, prośba do życzliwych o udostępnienie odnośnika do tego wpisu wśród naszych wspólnych znajomych i na grupach, do których byliśmy zapisani. Nie lubię znikać bez pożegnania, a nie wiadomo, kiedy system sobie przypomni o zbadaniu mojej fotki… A kto wie, może po przeczytaniu powyższego wpisu, ktoś zrobi kopię zapasową swoich danych, albo postara się o zapasowy kontakt do jakichś ważnych dla niej/niego osób, które zna tylko na Fejsie?
Grzegorz Złotowicz