Logo Tyfloświat

Z systemem firmy Apple mam do czynienia od lipca 2013 roku. Wtedy to zakupiłem używanego iMaca 20 z początku 2009 roku. W efekcie tego, zaczęło się porównywanie systemów, screenreaderów, stabilności, możliwości, awaryjności, prędkości i innych czynników, mających wpływ na komfort pracy z komputerem. W związku z tym, że przeszedłem przez prawie wszystkie czytniki ekranu, począwszy od OutSpoken, poprzez JAWS, Window-eyes, epizod z Halem, skończywszy na VoiceOver, mam pewien pogląd na nie wszystkie. Nie chodzi mi tu bynajmniej o to, by porównywać i wykazywać ich zalety i wady. Trudno byłoby mi zresztą tego dokonać, gdyż byłem skupiony głównie na programie JAWS, obecnie moim podstawowym narzędziem pracy jest czytnik Apple.

Dlaczego komputer z jabłuszkiem?

Na zakup iMaca zdecydowałem się z różnych przyczyn: System OS X z wbudowanym programem odczytu ekranu, podobno stabilniejszy, podobno o wiele bardziej bezawaryjny niż Windows, możliwość instalacji systemu bez proszenia osoby widzącej… Dla mnie były to zalety, które przemówiły za tym, by sprawić sobie nową „zabawkę”. Inna sprawa, że komputer, który wtedy posiadałem zaczął wykazywać niechęć do mojej osoby, tudzież do sposobu, w jaki go wykorzystywałem. Oczywiście niewątpliwym atutem i jednym z głównych powodów pozytywnej decyzji o zakupie i przesiadce na nowy system i sprzęt był wspomniany wbudowany screenreader. Trudno było mi się przyzwyczaić, że mniej więcej co roku powinienem wygospodarować niebagatelną kwotę na aktualizację Jawsa, gdy tu aktualizacja VoiceOvera jest wpisana niejako w aktualizację całego systemu. Rok wcześniej niż iMaca, nabyłem iPhone’a i byłem pod ogromnym wrażeniem możliwości, całego systemu i nowej nomenklatury, na którą się przesiadłem. Wszystko powyższe miało ogromny wpływ na decyzję o zakupie kolejnego urządzenia firmy z Cupertino.

OS X nie jest dobry na wszystko

Niestety, cytując stare powiedzenie, przyzwyczajenia robią z człowieka niewolnika. Z tego właśnie powodu, iMac nie jest głównym sprzętem, na którym pracuję. Jest używany przeze mnie do wielu rzeczy, ale traktuję go zamiennie ze starą poczciwą siódemką i laptopem, który posiadałem wcześniej. Tu lubię odbierać pocztę, surfować po Internecie, nagrywać dźwięk. Tam, czyli ”W Okienkach”, słucham radia, przeglądam niektóre strony, które z poziomu „jabłkowej” przeglądarki Safari wydają się niedostępne ze względu na kody Captcha.

Spróbujmy porównać

Włączam obydwa komputery i co: jeden i drugi uruchamia się mniej więcej tak samo długo, czyli krótko. Po uruchomieniu iMaca mogę właściwie od razu zaczynać pracę: VoiceOver włączony, troszkę się zacina, ale to normalne przy końcówce wczytywania się systemu. Każdy z włączanych przeze mnie programów uruchamia się praktycznie od ręki. Na Windowsie niestety muszę poczekać, żeby się wszystko załadowało, nawet, jeśli mam domyślnie ustawione automatyczne uruchamianie czy to Jawsa czy NVDA, o którym wcześniej nie wspomniałem, pierwsze uruchomienie jakiegokolwiek programu wiąże się z tym, że muszę uzbroić się w cierpliwość. Nie wykluczam, że może być to spowodowane konfiguracją systemowo-sprzętową, bo przecież lubię kombinować i system skonfigurowany mam ewidentnie pod siebie. Największą różnicę jednak widzę w uruchamianiu przeglądarek internetowych. Safari w iMacu po wciśnięciu skrótu klawiszowego startuje już po 3 4 sekundach. Internet Explorer czy Mozilla Firefox na systemie Microsoftu uruchamia się po 10, 20 sekundach i to przy dobrych wiatrach. Dopiero jeśli uruchamiam je drugi raz, dzieje się to nieco szybciej. OS X ewidentnie pracuje bardziej wydajnie i dużo stabilniej od Windowsa. Reakcje na polecenia, otwieranie się aplikacji, operacje na dysku, przeglądanie stron internetowych, odczytywanie wiadomości pocztowych, nawet praca z dźwiękiem odbywają się o wiele bardziej płynnie i sprawnie, o wczytywaniu witryn trudno mi cokolwiek powiedzieć, gdyż różnie to bywa i wydaje mi się, że te różnice wynikają z łącza internetowego i budowy poszczególnych portali i ich podstron. Wiadomą rzeczą jest w każdej przeglądarce, że jeśli na jakąś stronę wchodzimy pierwszy raz, wczytuje się wolniej niż gdy otwieramy ją po raz kolejny. W moim przypadku schody zaczynają się, gdy poszukuję aplikacji, z których mógłbym skorzystać, które mnie interesują. Niby jest tak, że różni dostawcy oferują swoje produkty dla systemu Apple, można je pobrać bezpośrednio z ich stron. Oczywiście, niezbędne jest ustawienie odpowiednio systemu tak, by zezwalał na pobieranie aplikacji ze źródeł zewnętrznych, a nie tylko ze sklepu Apple. Z mojego doświadczenia wynika, że jeśli chodzi o dostępność interfejsów aplikacji zewnętrznych, OS X niczym, w porównaniu do Windows, się nie wyróżnia. I tu znajdziemy programy dostępne idealnie, są również takie, na których VoiceOver milknie i nic z niego nie wyciągniemy. Co można powiedzieć na plus „nadgryzionego” systemu to z pewnością to, że nowo zainstalowane aplikacje otwierają się praktycznie od ręki, gdy w Windowsie trzeba zaczekać nieco dłużej. Kolejną rzeczą, na którą zwróciłem uwagę jest to, że usuwanie programów z komputera Apple jest o wiele prostsze i niekonfliktowe niż w Windowsie. O czym mówię? W okienkach musimy odnaleźć program dezinstalujący, uruchomić go, postępować zgodnie z poleceniami kreatora, usunąć program, a i tak pozostają po nim różne śmieci w rejestrze. W jabłuszku usuwamy program po prostu wrzucając go do kosza i go nie ma. Był i znikł. VoiceOver, czyli wbudowany czytnik ekranu Ogromne wrażenie zrobiła na mnie praca z iMacem przy pomocy VoiceOver’a. Ten wbudowany w system screenreader posiada naprawdę zaawansowane i ciekawe funkcje. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że ma mnogość i różnorodność zaawansowanych opcji, które możemy dostosować do własnych upodobań. W zestawieniu z płatnymi rozwiązaniami Freedom Scientific i GW Micro rozwiązanie wbudowanego w OS X czytnika jest porównywalne, ale efektywniejsze, bo pracując na komputerze Apple cały dzień, bardzo rzadko zdarza się, że muszę go zrestartować ze względu na jakiś problem, a na maszynie z okienkami zdarza się, że muszę to zrobić nawet 3, 5 razy dziennie i to tylko ze względu na program odczytu ekranu. Jeśli piszę o własnych doświadczeniach z Macem, to ośmielę się stwierdzić, że nie poznałem go na tyle dobrze, aby stuprocentowo przesiąść się na niego, choć myślę, że byłbym do tego skłonny po bardziej dogłębnym poznaniu. Używam dwóch różnych maszyn i mam praktycznie wszystko, co jest mi potrzebne do funkcjonowania. W przypadku Maca korzystam tylko z VoiceOver’a, ale spełnia prawie wszystkie oczekiwania, natomiast w okienkach korzystam z dwóch screenreaderów: JAWSA i NVDA i takie połączenie dopiero daje mi komfort pracy. W Macu brakuje mi odczytu obrazków weryfikujących w Safari jako przeglądarce internetowej, co w Windowsie osiągam poprzez wtyczkę Webvisum pod Mozillą.

Czy warto?

Myślę, że jeśli ktoś chciałby przesiąść się z Windowsa na OS X, czeka go sporo nowości, ale również miłych niespodzianek. Polecam to rozwiązanie ludziom, którzy cenią sobie szybkość, stabilność, prostotę rozwiązań i nie boją się nowych doświadczeń. VoiceOver jest bardzo przyjaznym screenreaderem o przejrzystym systemie pomocy, z którego można się bardzo wiele nauczyć i dzięki niemu ułatwić sobie wiele zadań. Jest to kompletnie inna nomenklatura niż byłem przyzwyczajony, ale bardzo mi odpowiada i będę się jej uczył na pewno cały czas.

 

Piotr Tarasewicz

Partnerzy

 Fundacja Instytut Rozwoju Regionalnego                     Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych

Back to top