Zaledwie co czwarte przejście dla pieszych jest przystosowane do potrzeb osób niewidomych. Tak wynika z audytu przejść dla pieszych na drogach zarządzanych przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA). Jak widać, dalej często jedynym rozwiązaniem pozostaje pomoc przypadkowego przechodnia.
– Dostępne przejście dla pieszych to takie, które jest wyposażone w sygnalizację, najlepiej udźwiękowioną – wyjaśnia Monika Dubiel, niewidoma mieszkanka Warszawy. – Idealnym rozwiązaniem jest sygnalizacja, która wydaje dźwięki – i to odpowiednio głośne nie tylko, gdy światło jest zielone, ale też, gdy jest czerwone. Oczywiście odpowiednio je rozróżniając.
Pani Monika wskazuje, że jest to szczególnie ważne na skrzyżowaniach, zwłaszcza mocno ruchliwych, gdzie osoba niewidoma nie jest w stanie usłyszeć, czy samochody hamują, czy jadą.
– Ważne jest też coś, co nazywa się punktami uwagi – specjalne oznaczenia w kontrastowym kolorze, które można wybadać za pomocą białej laski i w ten sposób uzyskać informację, że kończy się chodnik, a zaczyna jezdnia – podkreśla.
Płyty nie ostrzegają, azyl nie chroni
Tymczasem, jak wynika z audytu GDDKiA, aż 478 spośród 682 zbadanych przejść dla pieszych nie spełnia wymogów wobec osób niewidomych. Co dokładnie sprawdzano?
Autorzy raportu podkreślają, że: „Przejście na całej szerokości (…) powinno być wyposażone w płytki ostrzegawcze dla niewidomych i niedowidzących, informujące o przekraczaniu granicy strefy bezpiecznej i niebezpiecznej (wejście na jezdnię). Urządzenia powinny być także zastosowane na wyspach dzielących. Zalecana szerokość pasa ostrzegawczego powinna się mieścić w przedziale 0,7-0,8 m (są to dwa rzędy płytek 2×0,35/2×0,4). Odległość płytek ostrzegawczych od krawędzi jezdni powinna wynosić 0,5 m”.
Dodatkowo 33 przejścia nie były dostosowane do potrzeb osób na wózkach. Jak wyjaśniono w raporcie: „Krawężnik na całej szerokości przejścia powinien być wyniesiony na wysokości maksymalnie 2 cm”.
Natomiast w 12 przypadkach stwierdzono zbyt małą szerokość tzw. azylu, czyli wysepki między pasami, co uniemożliwia „schowanie się” na niej osoby na wózku, rodzica z wózkiem dziecięcym czy osoby starszej z wózkiem na zakupy.
Z zebry na trawnik
– W większości przypadków przejścia dla pieszych po prostu nie mają czegoś, co czyniłoby je dostępnymi – komentuje wyniki audytu Kamil Kowalski, projektant dostępności, dyrektor Integracja LAB. – Najczęściej jest to brak oznaczeń dotykowych dla osób z niepełnosprawnością wzroku, ale też obniżonych krawężników czy brak właściwie wyznaczonego dojścia do przejścia. Są też takie sytuacje, gdy „zebra” prowadzi wprost na… trawnik.
Ekspert Integracji zwraca uwagę na opisane w badaniu sytuacje, gdy do przejścia trzeba było dostać się żwirowym poboczem lub właśnie po trawniku.
– Mówimy tu więc o słabej użyteczności tych przejść, która jest też przy okazji kłopotliwa dla użytkowników pełnosprawnych – podsumowuje.
Podsumowanie audytu jest dostępne na stronie GDDKiA (plik PDF, 23,7MB).
Źródło: http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1178451