16 marca odbyły się w katowickim hotelu Diament warsztaty, podczas których uczestnicy mieli możność zapoznania się z zasadami udzielania pierwszej pomocy, a mówiąc ściślej, ze schematem postępowania podczas resuscytacji krążeniowo-oddechowej. Dzięki życzliwości Doktora Wojciecha Rychlika z Górnośląskiego Centrum Medycznego w Katowicach miałem możliwość przyjrzenia się z bliska temu tak przecież ważnemu społecznie tematowi.
W sytuacjach kryzysowych osoby z niepełnosprawnością zwykle słyszą: „Odsuń się, stań z boku, usiądź sobie gdzieś, nie przeszkadzaj, nic tu przecież nie pomożesz.” Przyzwyczajeni do patrzenia na siebie przez pryzmat ograniczeń wiążących się z niepełnosprawnością, nie protestujemy przeciwko rozstawianiu nas po kątach. Ale czy aby słusznie oddajemy bez walki swą podmiotowość? Czy nie należy przypadkiem sprawdzać, gdzie przebiegają granice naszych możliwości?
Kierując się tak określonym „sprawdzam” i nadarzającą się okazją, wybrałem się na warsztaty, by dowiedzieć się, co na ten temat mają do powiedzenia profesjonaliści. Zarówno ja, jak i oni, zastanawialiśmy się, czy niepełnosprawność nie będzie tutaj przeszkodą nie do pokonania. Ja bałem się, że użycie urządzenia AED, czyli automatycznego defibrylatora, przeznaczonego do publicznego użytku, będzie dla niewidomego niemożliwe, bo przecież jakieś lampki, wskaźniki, podłączenia elektrod, przyciski…
Oni obawiali się, że przecież pokazanie niewidomemu czynności potrzebnych podczas reanimacji może być trudne. Co ciekawe, żadna ze stron nie zastanawiała się nad sensownością przeszkolenia osoby z niepełnosprawnością. Dla mnie nabycie takich umiejętności to proste rozszerzenie własnego pola sprawczości, proste działanie na rzecz utwierdzenia się w przekonaniu, że jestem częścią wspólnoty ludzkiej, że mogę, gdy przyjdzie taka potrzeba, zrobić coś dobrego.
Dla nich możność przeszkolenia osoby z niepełnosprawnością, to możność propagowania tej tak ważnej wiedzy w szerszym niż się wcześniej wydawało kręgu ludzi.
A jak rzecz wygląda w praktyce?
Przez wiele lat wykonywałem zawód masażysty, a więc opanowanie manualne potrzebnych czynności nie stanowiło dla mnie żadnego problemu. O uciskaniu klatki piersiowej, udrażnianiu dróg oddechowych i sztucznym oddychaniu metodą usta-usta słyszeli chyba wszyscy. Po co zatem mielibyśmy się tego uczyć? Rzecz w tym, że żaden opis nie zastąpi możliwości przećwiczenia omawianych czynności pod okiem instruktora. Chodzi o drobiazgi: sposób odchylania głowy, ułożenie rąk na klatce piersiowej, wykonywanie ruchu tak, by był najbardziej efektywny i kosztował nas zarazem jak najmniej wysiłku itd. Chodzi wreszcie o to, że podczas ćwiczeń błędy nasze mogą zostać skorygowane już na samym początku, dzięki czemu nie będziemy utrwalać złych nawyków.
A co z tą aparaturą?
Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że osoba całkowicie niewidoma w razie konieczności będzie umiała obsłużyć urządzenie AED. Urządzenia te z założenia projektuje się tak, by nawet osoba, która zobaczyła defibrylator pierwszy raz w życiu poradziła sobie z jego obsługą. Urządzenie zwykle wyposażone jest w jeden lub dwa przyciski, z których jeden jest włącznikiem, drugi zaś, o ile w ogóle znajduje się w urządzeniu, służy do uruchomienia samego impulsu defibrylującego. W tym miejscu nasuwa się uwaga, którą być może można by przekazać producentom urządzeń AED. Aby uczynić urządzenia AED dostępnymi dla osób z dysfunkcją wzroku, należałoby projektować je w taki sposób, że włącznik pełniłby w nich funkcję przycisku wyzwalającego defibrylację lub, jeśli pozostawia się osobny przycisk uruchamiający defibrylację, oznaczać go dowolnym, byle łatwo rozpoznawalnym przez osoby niewidome znakiem.
Inne modyfikacje dostępnościowe nie są w ogóle konieczne, ponieważ urządzenia AED prowadzą nas przez proces ich użycia za pomocą komunikatów głosowych, a miganiu lampki, które wskazuje, że aparat jest gotów do defibrylacji, towarzyszy zwykle sygnał dźwiękowy.
Kończąc wypada zatem powiedzieć, że nawet będąc osobą niewidomą, należy nauczyć się udzielania pierwszej pomocy tak dalece, jak to tylko możliwe, że wszystko wskazuje na to, iż w sytuacji kryzysowej posiadanie tych umiejętności może sprawić, że przyczynimy się do uratowania czyjegoś życia i wobec powyższego nasza bierność jest po prostu nieusprawiedliwiona.
Damian Przybyła