Kilkaset godzin słuchania i rozmawiania, współtworzenie społeczności, dyskusje błahe i te bardzo poważne. Hejt i bezpieczne przystanie. Rodzi się właśnie polski Clubhouse – i Ty możesz być jego częścią.
Clubhouse to taki Discord dla boomerów
Clubhouse to nie do końca nowa aplikacja społecznościowa, która wystartowała w USA jeszcze w 2020 roku. Na początku 2021 roku usługa stała się wreszcie dostępna na całym świecie, wciąż jednak w systemie zaproszeń i wyłącznie na urządzenia Apple’a.
Podobnie działał niegdyś Instagram i tak jak przed laty, tak i teraz wiele osób puka się w głowę. Na co to komu? Aplikacja służy wyłącznie do komunikacji głosowej – żadnych emotek, przesyłania zdjęć czy tekstowych elaboratów. No ok, można ustawić zdjęcie profilowe, można też wpisać szerokie “bio”, wciąż jednak komunikacja obywa się przede wszystkim z użyciem mikrofonu. I jest to komunikacja synchroniczna – tu i teraz, w jednym miejscu, wyraźnie odróżniająca się od innych platform, gdzie można odpowiedzieć później, mniej integrując się ze społecznością.
Do dyspozycji użytkowników są pokoje prywatne, publiczne, jak i ograniczone do listy naszych znajomych czy członków danego klubu. Twórcy nie narzucają określonego stylu funkcjonowania pokoi. Z reguły do czynienia mamy z kilkoma moderatorami, wywoływanymi na scenę uczestnikami i gronem słuchaczy. Sam przez pierwszy dzień słuchałem, gdy jednak pierwszy raz wypowiedziałem się w jakimś temacie, gadać już później nie przestałem.
Clubhouse – głosowy Facebook
Clubhouse, czyli rozmowy o niczym?
Obok pokoi ściśle tematycznych, które działają przez godzinę czy dwie, szczególnie w weekendy mnożą się pokoje typowo rozrywkowe. Moda, muzyka, film, medytacja, wszystko i nic. Nie ma narzuconego poziomu merytorycznego, nie ma jakiejś specjalnej cenzury, a fakt, że warunkiem bytności w Clubhouse jest pełnoletność sprawia, że uczestnicy pozwalają sobie często na więcej niż na Facebooku czy Twitterze. Już po kilku dniach nikogo nie dziwiło nocne czytanie erotyków czy cięższy, rzec można “klubowy” humor.
W takim środowisku każdy odnajduje się w inny sposób. Chyba najwięcej korzystają osoby złaknione ludzkiej bliskości w niespecjalnie optymistycznej rzeczywistości minionego roku. Gorzej jest z influencerami, którzy przyzwyczajeni do swojej, ściśle moderowanej, jednostronnej komunikacji nagle trafiają na opór odmiennego zdania. No a wypowiedzieć może się przecież każdy. Dystans pomiędzy osobą publiczną a rozmówcą jest mniejszy niż w jakimkolwiek innym medium społecznościowym i przez to wcale nie jest tak trudno o kłótnie. Nie da się też w nieskończoność udawać kogoś innego i szybko wychodzi, czy ktoś naprawdę jest sympatyczny, czy to tylko kreuje się na taką postać. Sito jest bezlitosne i nie da się ukryć, że na Clubhouse jedni bardzo mocno zyskują, a inni ogromnie tracą.
Clubhouse – raj dla plotkarzy
Tak, i tutaj pojawiają się co chwila jakieś “dramy”, a gdy pokój, w którym nastąpiła mini-afera jest zamykany, po chwili wyrastają kolejne, tylko do komentowania minionego zajścia. Nie da się tego uniknąć i nawet teraz, gdy społeczność liczona jest jeszcze w tysiącach to wielki, gorący kocioł odmiennych zdań i skrajnie różnych umiejętności z zakresu retoryki i erystyki.
Podejrzewam, że wraz z falą użytkowników Androida liczba patologicznych dyskutantów dramatycznie wzrośnie. Oczywiście nie zabrakło przy tym narzędzi do blokowania osób, z którymi nie mamy przyjemności przebywania w tym samym pokoju, jak i możliwości zgłaszania nieodpowiednich zachowań. Pamiętajmy jednak, że to nie komunikaty, nad którymi siedzą PR-y – nie ma tutaj żadnego opóźnienia, żadnej korekty. W jednej chwili z łaski słuchaczy można spaść bardzo nisko. Między innymi z tego powodu raczej mało który polityk zdecyduje się na aktywne korzystanie z platformy. Ona zbyt szybko ujawnia wszelkie niedociągnięcia i jest ekstremalnie trudna do szybkiej kontroli. I mnie się to bardzo podoba. Przestrzeń wolna od polityki to dobra przestrzeń.
Clubhouse – tylko na iPhone’y i iPady
Clubhouse biznesowo? Follow za follow
Chyba najbardziej drażniącą stronę Clubehouse’u są pokoje i kluby tworzone jedynie w celu zasilania ich twórców w kolejnych followersów. Wygłaszane w koło instrukcje, że teraz wchodzimy na profile moderatorów i ich obserwujemy potrafią sprowadzić na ziemię każdego sympatyka Clubhouse’u. Podobnie jak nalot ludzi komplementujących każdą osobę w pokoju byle tylko złapać upragniony follow i szybko się ulotnić. Tak to jednak działa – im masz więcej obserwujących, tym łatwiej jest ci otworzyć pokój, do którego przyjdzie wielu słuchaczy. Nie zabrakło też cwaniaków, którzy wpadają, obserwują wszystkich, a po 2-3 dniach wywalają zbędne polubienia. Patologia i… biznes zarazem.
Clubhouse dopiero raczkuje w Polsce i każda przewaga na początku istnienia platformy pozwoli szybciej wyciągać z niej pieniądze. Jako pierwsi pojawili się rzecz jasna mistrzowie marketingu, coachowie od niczego i trenerzy marek osobistych. Taki głosowy Linkedin – nudny, wtórny i przeważnie na niskim poziomie merytorycznym. Skrajnym jego przejawem są ciche pokoje, w których siedzi się, nie mówi i tylko dodaje znajomych do Linkedin – czego to korpo nie wymyśli.
Clubhouse – terapia bliskości
Można jednego dnia porozmawiać ze znaną aktorką o afirmacji życia, by innego dowiedzieć się, jak szaleć w pierzynie od popularnej seksuolożki, to znów poznać sekretny przepis na gofry z ziemniaków, który dopiero za kilka tygodni trafi do książki. Osoby, które znamy z fanpage’y są nagle na wyciągnięcie kciuka. To jednak nie one są najważniejsze.
Pomiędzy wizytami celebrytów rozmawiasz – tak po prostu. Poznajesz ludzi, śmiejesz się i pochłaniasz endorfiny. Im bardziej jesteś otwarty, tym więcej skorzystasz z tej Clubhouse’owej terapii. Poznajesz świetnie mówiącą po polsku Kolumbijkę mieszkającą w USA, dyskutujesz o kawie z mieszkanką Australii, to znów zagadujesz o kuchnię w Meksyku. Trafiasz też na sąsiadów z ulicy obok, to znów znajdujesz bratnią duszę na drugim końcu Polski.
Poznajesz niesamowite zawody, od najmu katamaranów, przez artystyczne rękodzieło, po tworzenie cewek dla CERN-u, codzienne blaski i trudy życia na różnych stanowiskach. I tak trochę może romantycznie, ale jednak ponownie zyskujesz wiarę w ludzi. Tutaj każdy jest inny, ale już po chwili wyłapujesz pozytywne osoby, z którymi chcesz spędzać czas we wspólnym pokoju, śmiać się z nimi i wspólnie ładować akumulatory.
Nie, Clubhouse nie jest dla każdego, ale na ogromie przykładów widzę, że tego typu społeczność była nam od zawsze potrzebna. Niezwykle angażująca i uzależniająca jak żadne inne medium społecznościowe do tej pory. Szybko okazało się, że czas spędzany na innych “socjalach” zdeponowałem w Clubhouse. Platforma pożarła też słuchane przeze mnie nałogowo podcasty i towarzyszy mi przez długie godziny codziennie, nie licząc weekendów.
Oddzielny akapit należy się też osobom niewidomym, które czują się tutaj jak ryby w wodzie i dają się poznać bliżej na równych zasadach. Muzycy, radiowcy, specjaliści od produkcji podcastów, a każdy z nich zaskakuje niesamowitymi historiami.
Clubhouse – dołącz teraz
Prawdopodobnie Clubhouse stanie się niebawem ekstremalnie popularny. Prawdopodobnie to jest idealny czas, by poznać platformę – teraz, gdy wszyscy wciąż uczą się jej. Nie zrażaj się, gdy temat Ci nie podejdzie – dyskusje na Clubhouse są naprawdę żywe i sam nie wiesz, kiedy ze staników przejdą na sposoby zarabiania na kryptowalutach. Śmieję się wręcz, że czas biegnie na Clubhouse znacznie szybciej i 1 godzina na CH to 7 w realnym życiu. Nie trać więc czasu i poznawaj. Zarezerwuj sobie fajny nick i wróć na Clubhouse później, jeśli nie masz czasu teraz przyjrzeć się lepiej platformie. Mnie udało się zaklepać @lech – jak nigdy.
Źródło: https://www.telepolis.pl