[fot. Karin Lau, Zdjęcie przedstawia niewidomą dziewczynkę z laską, siedzącą na ławce.]
Z ogromnym zainteresowaniem wziąłem do ręki kwartalnik „Tyfloświat”, zaintrygowany tytułem artykułu autorstwa p. Aliny Talukder – nauczyciela orientacji przestrzennej w Owińskach. Jako wieloletni nauczyciel orientacji przestrzennej, ze zrozumiałych względów złakniony jestem wszelkich nowości w tej dziedzinie, a tytuł „Nowe spojrzenie na naukę orientacji przestrzennej” niewątpliwie je zapowiadał.
ZMYSŁ SŁUCHU
Jakie było jednak moje zaskoczenie, kiedy na samym początku, w podtytule przeczytałem zdanie, że „słuch […] bywa niedoceniany podczas nauki orientacji przestrzennej”. Jakże to?! Niemożliwe!! Pierwsze zdanie artykułu „Niewielki stopień wykorzystania zmysłu słuchu[…]” itd. jeszcze tę zdumiewającą tezę pogłębia i akcentuje, co natychmiast spowodowało we mnie potrzebę ustosunkowania się do tak postawionej kwestii.
Przecież przed laty, w czasie moich zajęć ze śp. prof. S. Suterko, na samym ich początku, dowiedziałem się, że „orientacja w przestrzeni to ustalenie za pomocą zmysłów własnego położenia względem otoczenia”. Zaraz potem wymienione zostały poszczególne zmysły, z czego słuch na miejscu pierwszym, a po nim dopiero, jako drugi – dotyk. Tak też uczę od początku mojej pracy jako nauczyciel orientacji przestrzennej, a przekonany o słuszności tegoż, rozpoczynając zajęcia, z każdym moim uczniem, na samym wstępie, omawiam dwa tematy: zmysły oraz sposoby poruszania się osoby niewidomej. Uświadamiam uczniowi, że zmysłem pierwszym, co do ważności dla człowieka, pod względem możliwości percepcyjnych, zasięgu i wielości elementów postrzegania po wzroku, którego w tym wypadku brak, jest zmysł słuchu. Podkreślam następnie, że jakkolwiek dotyk jest najbardziej typowym, swoistym i najbardziej charakterystycznym dla niewidomego zmysłem bezpośredniego poznawania, „oglądu” przedmiotów, to jednak jest to zmysł ściśle ograniczony przez długość rąk, wzrost, „gabaryty” i nie można nim poznać niczego, co jest choćby milimetr poza jego zasięgiem.
Słusznie więc Autorka pisze, że „Osoba niewidoma postrzega tylko to, co ma w zasięgu rąk (przez poznanie bezpośrednie) lub pośrednio to, co zlokalizuje przy pomocy laski.” Zdecydowanie jednak nie mogę się zgodzić ze zdaniem, że „Zmysł dotyku jest najważniejszym zmysłem dostarczającym osobom niewidomym informacji o otaczającym nas świecie.” To zdanie „zamyka” świat niewidomego do rozmiarów osobistych, rozstawu rąk, ich zasięgu, wzbogaconego o długość laski. To właśnie słuch, jako telereceptor, „sięga” dużo dalej w przestrzeń, szerzej niż dotyk ją „opisując”. Jeszcze raz tedy wyrażam zdziwienie, dlaczego Autorka już w pierwszym zdaniu artykułu pisze o niewielkim wykorzystaniu słuchu i niechęci doń nauczycieli orientacji przestrzennej. Chyba, że czyni to na użytek lepszego uzasadnienia potrzeby tworzenia narzędzi do nauki wykorzystania dźwięków środowiska.
Jeżeli wielu nauczycieli orientacji przestrzennej nie docenia roli słuchu w procesie nauczania, to gdzieś do praktyki wkradł się jakiś fatalny błąd i nigdy nie jest za późno, aby przywrócić słuchowi właściwą mu rangę i funkcję. Opieranie wszelako nauczania orientacji przestrzennej na egzekwowaniu wyłącznie doskonałości technik dotykowych, technik prowadzenia laski jest olbrzymim nieporozumieniem. Chwała więc, że powstaną zasoby „dźwięków środowiska” i pracuje się nad programem wykorzystującym w pełni zmysł słuchu do tworzenia wyobrażeń przestrzennych. Byle prace te nie sprowadzały nauki orientacji przestrzennej do warunków laboratoryjnych.
[fot. Dragan Trifunovic, Zdjęcie przedstawia glob ziemski trzymany w dłoniach. Podpis: Dotyk, choć niezbędny do poznawania świata, jest zmysłem ściśle ograniczonym przez zasięg rąk]
Mały wtręt do passusu w artykule na temat „zmysłu przeszkód” – nie funkcjonuje on po to, aby niewidomy przy jego pomocy określał kształty mijanych rzeczy, przedmiotów, obiektów, bo to dla poruszania się na ogół jest zbyteczne, ale służy, aby wskazywać, że coś jest obok, tuż, w bliskiej przestrzeni.
NARZĘDZIA
Dalsza lektura artykułu znów dostarcza powodów, by nie zgadzać się z Autorką, gdyż stwierdzenia, że „[…] brak odpowiednich narzędzi do treningu słuchowego[…]” jako praktyk nie mogę akceptować. Moim zdaniem bowiem natura, rzeczywistość dźwięków słyszalnej przestrzeni, miasta, ulicy, lasu etc. jest niewyczerpanym źródłem bogactwa dźwięków, które uczeń ma rozpoznawać i co ważniejsze – uczyć się interpretować. W mojej praktyce często przywołuję uczniowi przykład orkiestry symfonicznej. Brzmi utwór, a Ty chcesz w nim usłyszeć partię, powiedzmy, saksofonów czy np. fletów. Co robisz? Słuchasz selektywnie, skupiasz się – bez możliwości wyeliminowania innych instrumentów, sprowadzasz je do tła. Podobnie czynisz w głośnym utworze hardrockowym, gdy chcesz „dosłuchać” się treści śpiewanego tekstu. Tak samo dźwięki ulicy, skrzyżowania, wszelkiego naturalnego otoczenia – uczymy się je selekcjonować: spośród wszystkich docierających wybierać, oceniać stopień przydatności, „trzymać się” tych, które są nam sprzyjające, pomocne, wskazujące kierunek ustawienia się, przejścia, miejsce zatrzymania się itd.
[fot. Pevor Stanislav, Zdjęcie przedstawia ruchliwą ulicę. Podpis: Dobrze przyswojona umiejętność wyodrębnienia poszczególnych dźwięków jest niezastąpiona podczas poruszania się w dużym mieście]
Staramy się przy tym wychwycić cechy charakterystyczne dźwięków, np. odgłosów skrzyżowania, które są wspólne, dające się „przyłożyć” do wielu skrzyżowań „na świecie”, bo nie uczymy się tego jednego, a więc i każdego innego od nowa, ale potrafimy odnaleźć, wysłuchać cechy wspólne na każdym innym skrzyżowaniu, na jakim się znajdziemy.
Jeżeli takich rzeczy i temu podobnych nie robi nauczyciel orientacji przestrzennej to NIE UCZY ORIENTACJI ! Może jedynie uczy trzymania i noszenia laski.
DŹWIĘKI ODBITE
Wypada mi teraz odnieść się do fragmentu artykułu dotyczącego dźwięków odbitych, będących, jak twierdzi Autorka „[…]najważniejszym źródłem informacji o budowie przestrzeni i rozmieszczeniu przeszkód w polu obejmowanym słuchem…”. Otóż, by użyć słów Autorki – „Nic bardziej mylnego!”
To właśnie dźwięki docierające do niewidomego bezpośrednio od źródła są ”materiałem” najlepiej budującym w jego wyobraźni zależności, relacje przestrzenne. To są wyraźne informacje, niezbędne do tworzenia „wyobrażeniowej mapy przestrzennej” otoczenia, w którym niewidomy akurat się znajduje. Przywołany w artykule przykład uderzających o chodnik bucików w istocie informuje – idzie kobieta – i to jest informacja bezpośrednia, ale druga część przykładu – że kobieta mija jakiś obiekt, że fala się odbije, że wraca i że daje możliwość zidentyfikowania samochodu (?), – to nierealne. Owszem, mówimy o echolokacji – ale nie tak !!
[fot. Karin Lau, Zdjęcie przedstawia niewidomą osobę z laską stojącą przy krawężniku. Podpis: Krawężnik można zlokalizować za pomocą laski, nogą, ale słuchem?]
Według mnie należy tu napisać o tzw. zjawisku „cienia dźwięku”, które to poznawszy u prof. Suterko – miałem okazję sam na sobie, a i wielokrotnie w moje praktyce z uczniami, przetestować, zawsze ze znakomitym skutkiem.
Zjawisko owo polega na wysłuchiwaniu dźwięków bezpośrednich i zauważaniu, że będąc za obiektem (kiosk, samochód, budka telefoniczna – ale nie krzewy), który stoi na drodze fal dźwiękowych, wchodzimy w „strefę względnej ciszy”. Idąc np. wzdłuż ulicy z zaparkowanymi samochodami, dźwięki jadących po niej pojazdów raz odbiera się bezpośrednio, a raz jako stłumione przez parkujące wysokie pojazdy. Nie będą to więc dźwięki odbite, a raczej przytłumione przez „coś”, co stoi na drodze dźwięku do ucha. Żeby wiedzieć, że mijamy samochód, a nie coś innego, trzeba go jakkolwiek dotknąć. Samym słuchem nie sposób go zidentyfikować.
Czytając o dwu rodzajach fal odbitych, nie mogę się oprzeć, by nie dodać, że poza dostarczaniem informacji o przestrzeni te „interesujące efekty dźwiękowe” równie dobrze mogą wprowadzić niewidomego w błąd.
Zdecydowanie nie mogę też nie skomentować zupełnie przedziwnego fragmentu artykułu dotyczącego „lokalizowania słuchem krawężników”!!! Toż to po prostu kuriozalne! Krawężnik, owszem – zlokalizować można stopą, laską, ale słuchem (?) – chyba, że – proszę darować – na czworaka (?). Chętnie bym z tym „niewidomym kolegą” podyskutował – jak to możliwe z wykorzystaniem słuchu. Takich niedorzeczności, przy całym szacunku, nie należy, w fachowym przecież periodyku, zamieszczać.
LASKA
Nie byłbym sobą, gdybym nie podjął jeszcze jednej kwestii. Otóż pozwolę sobie na koniec nie zgodzić się również z opinią, że „…Biała laska wyposażona bywa w systemy ultradźwiękowe czy czujniki laserowe, co zapewnia niewidomym optymalne bezpieczeństwo”. Stwierdzam, z pełną odpowiedzialnością, że zwykła, prosta, bez „osprzętu” laska zapewnia daleko skuteczniej owo „optymalne bezpieczeństwo”. Pozwala niewidomemu odbierać otoczenie, przestrzeń najbardziej właściwie dla niego – poprzez słuch i dotyk – zmysły najbardziej swoiście budujące mu obraz świata niezbędny do bezpiecznej, samodzielnej lokomocji, co jest, jak wiemy, celem nauczania orientacji przestrzennej.
[fot. Karin Lau, Zdjęcie przedstawia osobę idącą z laską przez kładkę nad wykopem w jezdni. Podpis: Zwykła laska, umiejętnie wykorzystywana, może zapewnić niewidomemu optymalne bezpieczeństwo]
Jeżeli więc dźwięk, jak twierdzi Autorka, jest przez nauczycieli traktowany po macoszemu, jako „[…] zaledwie uzupełnienie istniejących technik chodzenia z białą laską”, to czas najwyższy zagadnienia te i praktyki radykalnie odwrócić. Wierzę, że przyczynią się do tego szeroko zakrojone prace i dociekania Autorki artykułu, zespołu pracowników poznańskich uczelni, praktyków i konsultantów zgrupowanych wokół opisywanego w artykule Projektu.
*Autor jest nauczycielem orientacji przestrzennej od 1979 r., kiedy to ukończył Kurs Orientacji Przestrzennej prowadzony przez prof. Stanley’a Suterko. Pracuje w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci Niewidomych w Laskach – z dziećmi ze wszystkich grup wiekowych, od przedszkolaków poczynając, a na maturzystach kończąc.
Artykuł pochodzi z czasopisma Laski, numer 1 – 2 2009, wydawanego przez Towarzystwo Opieki nas Ociemniałymi w Laskach