Szukanie argumentów za i przeciw posiadaniu psa przewodnika trwało długo. Jeszcze trudniej przyszło mi podjąć ostateczną decyzję. Wyjazdy dalsze i bliższe, prywatne i służbowe, rejsy morskie, których jestem miłośniczką od kilku lat, w sytuacji posiadania zwierzęcia wymagają modyfikacji i zmian na etapie planowania, bo czy pies będzie na tyle grzeczny, aby przez 8 godzin pracy nie absorbować mojej uwagi? Czy zawsze znajdę odpowiednie miejsce na wyprowadzanie zwierzęcia? To wszystko sprawiało, iż pytań i wątpliwości było coraz więcej w miarę zbliżania się godziny, kiedy miałam podjąć ostateczną decyzję. Odkąd zaczęłam się zastanawiać nad posiadaniem psa przewodnika, miałam bardzo pragmatyczne podejście – laskę zamieniam na zwierzaka. Okazało się jednak, że nie jest to kwestia czysto techniczna, bo przecież to drugie to żywe stworzenie, które budzi emocje, wywołuje sympatie, ale również agresje współdzielących przestrzeń publiczną, a czasem nawet rodziny.
Przygotowania do zmiany, jaka miała nastąpić, trwały kilka tygodni: najpierw spotkania tematyczne poświęcone pielęgnacji psa, higienie, karmieniu itd., następnie kolejny etap polegający na pracy trenera, osoby niewidomej oraz psa, który ostatecznie po takim szkoleniu miał do danej osoby trafić.
Psy pracujące nie są zaprogramowaną maszyną, nie mają też wczepionego GPS, aby trafiać skutecznie do celu. To osoba niewidoma, która otrzymuje takiego psa, powinna mieć doskonałą orientację przestrzenną – potrafić samodzielnie poruszać się z białą laską. Weryfikowane jest to przez organizacje szkolące psy już na etapie rekrutacji swoich klientów. To, że przejmujemy dobrze wyszkolonego psa przewodnika nie znaczy, że będzie pracował doskonale w tej roli do końca swoich dni, gdyż bardzo ważny jest charakter i motywacja jego właściciela.
Praca takiego psa polega na wykonywaniu komend, dlatego to sama osoba niewidoma musi doskonale wiedzieć dokąd idzie i jak pokierować właściwie psem, aby trafić do celu. To ja muszę mieć świadomość, gdzie są zlokalizowane sklepy, restauracje czy inne obiekty, do których chcę dotrzeć. Zadaniem czworonoga jest, jedynie albo aż, wykonanie polecenia, a tym samym bezpieczne doprowadzenie mnie do celu, poprzez np. ominięcie wszelkiego rodzaju przeszkód, które pojawią się na naszej drodze.
Mimo decyzji „na tak” stawiałam jasno warunki – dopóki nie będę czuła się bezpiecznie poruszając się z psem i nie opanuję sztuki panowania nad nim, nie zabiorę go do domu. Wszelkie informacje, jakie zdobyłam, pochodzą z Fundacji Vis Maior, z której również ostatecznie otrzymałam mojego psa przewodnika.
Pierwsze kroki na cztery łapy i dwie nogi
Początki, jak w przypadku każdej zmiany, były trudne i nie obyło się bez serii telefonów, często z dość błahymi pytaniami, do znajomych posiadających psy przewodniki oraz trenera. Niejednokrotnie wynikało to z wielkiej potrzeby podzielenia się z kimś nowymi osiągnięciami i wnioskami dotyczącymi poruszania się z czworonożnym przewodnikiem.
Po kilku miesiącach od podjęcia decyzji, ciężkich godzinach pracy z psem pod okiem tresera, przejścia dziesiątków kilometrów oraz zwiedzenia niejednej stacji PKP – 2 stycznia 2012 r. czworonożny przewodnik ostatecznie trafił do mojego mieszkania.
Pepper był wówczas 18-miesięcznym labradorem o ślicznej aparycji oraz wyjątkowo aksamitnych uszach, które zrobiły na mnie największe wrażenie. Zawsze radosny i chętny do zabawy, na co wskazywały przynoszone przez niego zabawki oraz szukanie podczas spacerów innych psów skorych do harców.
W czasie pierwszych dni pracy w teamie znajomi często pytali, czy to pies prowadzi mnie czy ja jego, a im większy tłum gapiów tym więcej wpadek i pomyłek mojego przewodnika. W pierwszych miesiącach naszej wspólnej pracy każde jego przewinienia zgłaszałam treserowi, który decydował, co robimy z takim zachowaniem i jak skorygować błędy psa przewodnika albo moje.
Podczas szkolenia Peppera, kiedy już brałam udział w zajęciach, byliśmy nazywani sprinterami, bo rzeczywiście, nawet mimo dużej prędkości poruszania się z laską, po zajęciach z psem byłam wykończona fizycznie. Pepper czując wszędobylskie oko swojego tresera – Tomka, poruszał się sprawnie, szybko i bez zarzutu.
Z perspektywy czasu wiem, że nawet jeżeli pies przez jakiś czas będzie pracował świetnie, to może się pojawić czy zdarzyć coś, co w jednej chwili go zdekoncentruje i guz lub siniak gotowy. Pamiętam też czas, kiedy chodziłam z białą laską, i muszę przyznać, że mniejsze lub większe wypadki zdarzały się częściej. Należy pamiętać, że jeśli osoba niewidoma przejdzie gruntowny kurs orientacji i będzie samodzielnie, bezpiecznie poruszać się z białą laską, również to nie uchroni jej przed stłuczkami. Tak czy inaczej, nawet po latach sprawnego poruszania się z laską czy psem, zdarzają się sytuacje, kiedy niewidomy odnotuje jakiś uszczerbek.
Warto również wiedzieć, że bardzo dobre przygotowanie psa przewodnika do pracy z osobą niewidomą nie jest stanem stałym. W przypadku braku konsekwencji właściciela i niestosowania się do zasad pracy z czworonogiem, możne szybko zniweczyć ciężką pracę ludzi odpowiedzialnych za jego przygotowania do tej roli.
Ciąg dalszy nastąpił
Nadszedł moment, kiedy należało wziąć sprawy w swoje ręce i samodzielnie reagować na błędy popełniane podczas wykonywania komend. Nastąpiło to, kiedy zgraliśmy się z Pepperem. Po każdej przerwie, gdy Pepper pozostaje bezrobotny, podczas moich wyjazdów nad jeziora czy morze, muszę popracować nad posłuszeństwem i prawidłowym wykonywaniem poleceń.
Pierwszy wyjazd na urlop bez Peppera budził wiele obaw i niepokoju, jednak okazało się, że towarzyski labrador – mój przewodnik kocha każdego, kto obłaskawi go miską suchej karmy, zabawą oraz długimi spacerami.
Pepper bawi się gałęzią w parku, autor: FIRR
fot. autor: FIRR
Kolejny wyjazd (na morski rejs) był już prostszy, tym bardziej, że Pepperem zajęła się Mariola, koleżanka z pracy, która doskonale go znała i odpowiednio się nim zaopiekowała, choć nie obyło się bez telefonów do niej z pytaniami o samopoczucie psa.
Pepper ze swoją właścicielką, autor: FIRR
fot. autor: FIRR
Sporadycznie, podczas moich wyjść na basen czy na późnowieczorne spotkania ze znajomymi, Pepper pozostaje sam w mieszkaniu i wtedy dokuczliwie odczuwam brak jego obecności. Mam wówczas okazję, aby porównać jakość poruszania się z czworonogim przewodnikiem i docenić komfort życia z nim.
Przeszkody wyrastające na drodze i prędkość poruszania się z laską budzi we mnie frustrację, których nie ma, kiedy prowadzi mnie Pepper. Szukanie drzwi budynków, wejść w komunikacji miejskiej, schodów, przejść czy wolnych miejsc, a także skrawka wolnego miejsca w zatłoczonym autobusie czy tramwaju, to również specjalność mojego psa. Nie ma dnia, abym nie słyszała komentarza na temat urody i mądrości czworonoga, który mnie prowadzi.
Pierwsza wspólna podróż poza Warszawę wiązała się z wyjazdem służbowym do Wrocławia, gdzie miałam współprowadzić szkolenia. Zakładając dobrą szkołę, jaką przeszedł mój pies przewodnik, pozwoliłam, aby zarówno podczas szkolenia, jak i w jego trakcie leżał bez uprzęży koło mojego siedzenia. Założenie okazało się dość naiwne, bo czy pies bez jakiejkolwiek informacji, że to czas pracy – no może nie jego, ale jego pani – będzie w stanie 6 godzin grzecznie spędzić pod krzesłem? Pepper dość szybko zaczął spacerować po sali, podkładając się do głaskania wszystkim miłośnikom zwierząt, co w efekcie doprowadziło do skupienia uwagi uczestników nie na temacie szkolenia, w którym brali udział, ale na przesympatycznym i bardzo towarzyskim psie. Jedynym sposobem na ujarzmienie mojego młodego labradora było ubranie go w uprząż i pozostawienie w stanie gotowości do pracy do końca trwającego szkolenia. Od tamtej chwili pies podczas szkoleń, konferencji i innego rodzaju wydarzeń, skupiających dużą ilość ludzi, jest zawsze w uprzęży i na smyczy koło mojego siedzenia. W miejscu pracy natomiast, gdzie spędzamy znaczną część dnia Pepper, mimo posiadania własnego posłania, najczęściej ładuje się pod biurko.
Muszę przyznać, że osoby zajmujące się doborem dla mnie przewodnika spisały się doskonale, gdyż czas reagowania na komendy, prędkość poruszania się oraz jego wrażliwość sprawia, że praca z czworonogiem jest przyjemna i przebiega sprawnie.
Pies przewodnik zwraca uwagę i budzi pozytywne odczucia
Osoba niewidoma poruszająca się z białą laską gubi swoją anonimowość nawet w tłumie, jednak pies przewodnik również przyciąga uwagę w dwójnasób, przez co jesteśmy zapamiętywani w miejscach, które odwiedzamy.
Zdarzają się na ulicy sytuacje, kiedy przechodnie zadają szereg pytań na temat pracy psa. Czasem wypływa brak wiedzy na temat zadania wykonywanego przez te zwierzęta i pada szereg pytań typu „Dlaczego pies nie ruszył, skoro było zielone światło?” albo też stwierdzenia w rodzaju „Pies jest bardzo mądry, bo to przewodnik.”
Na początku współpracy najwięcej problemów sprawiała nam bliskość dużego skupiska wody. Kiedy przypadkiem lub świadomie, licząc na jego karność, spuszczałam go ze smyczy, a na horyzoncie pojawiał się zbiornik wody niezależnie, czy to była Wisła, strumyk czy też jakieś małe bajorko, Pepper z wielką radością i nieopisanym entuzjazmem ruszał do kąpieli. Kilka takich wypadków wywołało ogromny strach o niego, ale w efekcie każdy z nich skończył się szczęśliwie i do dziś anegdoty o popisach pływackich Peppera krążą wśród znajomych.
W celu zapewnienia mnie oraz jemu bezpieczeństwa, Pepper jest spuszczany ze smyczy zawsze w obecności kogoś widzącego. W efekcie, w ciągu półtora roku znacznie poszerzyło się nasze grono znajomych na osiedlu i w bliskiej okolicy zamieszkania. Wybrałam dla niego kilka zaprzyjaźnionych i grzecznych psiaków, z którymi chętnie się bawi.
Mieszkańcy Warszawy, po której najczęściej poruszamy się z Pepperem, są przyjaźnie nastawieni do psów pracujących. Problemy najczęściej pojawiają się w miejscach, do których jest zakaz wprowadzania zwierząt, a na drzwiach widnieje tabliczka z takim oznakowaniem. Strażnicy tych miejsc, w osobach kelnera czy pracownika ochrony, na nasz widok natychmiast wyrastają przed nami z informacją o obowiązującym zakazie wprowadzania zwierząt. Jestem zwolenniczką edukowania otoczenia, co czynię nieustannie i z doświadczenia wiem, że w takich sytuacjach najskuteczniejszą przepustką jest powołanie się na zapisy w prawie, zezwalające na wejście z psem przewodnikiem. Czasem takie argumenty nie trafiają do rozmówcy, wtedy sięgam po certyfikat psa przewodnika. W najgorszym wypadku kończy się na rozmowie z kierownikiem danego obiektu czy menadżerem. Nawet jeśli decyduję się pozostać w takim miejscu, to niesmak, który pozostaje, ciągnie się za mną dość długo.
W jednym z supermarketów w pobliżu mojego domu pojawiła się nawet tablica z informacją, że psy pracujące mogą i mają prawo się tam pojawiać. Z uśmiechem przyjęłam tę informację i zaczęłam zastanawiać się, czy to efekt mojego półtorarocznego przychodzenia z psem do ich sklepu czy też niezależna inicjatywa działu marketingu, tym bardziej, że pamiętam pierwsze zakupy, podczas których ochrona obiektu próbowała nas wyprosić.
Materiałów edukacyjnych na temat psów przewodników jest niewiele, choć nieliczne organizacje, m.in Fundacja Pies Przewodnik, przygotowały filmy i ulotki informacyjne, ale to ciągle kropla w morzu potrzeb, na co wskazuje duża ilość zadawanych mi pytań. Świadomość społeczna jest w tym obszarze dość niska i zaspakajanie ciekawości przypadkowo spotykanych ludzi wydaje się być niewystarczające. Ponadto nie należy zapominać, że pies przewodnik z osobą niewidomą nadal jest rzadkim widokiem na ulicach naszych miast i miasteczek. Powodów jest wiele, zaczynając od niskiej aktywności społecznej i zawodowej osób niewidomych, braku środków na utrzymanie przez te osoby psa, brak stałych źródeł finansowania, profesjonalnych ośrodków przygotowujących psy do pracy, aż po bariery, na które natrafiają ich posiadacze.
Nieznajomość prawa nie zwalnia z jego przestrzegania, ale za każdym razem, gdy zostaje wyproszona z jakiegoś miejsca z powodu Peppera, zaczynam się zastanawiać, czy nie można znaleźć jakiegoś systemowego rozwiązania na zmianę tego stanu rzeczy.
Poza restauracjami i centrami handlowymi, kolejną sferą w której mamy dużo problemów są korporacje taksówek. O ile zrozumiała jest prośba skierowana do niewidomych właścicieli czworonogów, aby informację o obecności psa podawać podczas zamówienia, to pobieranie dodatkowej opłaty za niego należy uznać za nieuzasadnione i dyskryminujące. Niestety praktyka ta jest stosowana również w niektórych hotelach, nie tylko w stosunku do osób niewidomych, posiadających psy przewodniki, ale również do osób z niepełnosprawnością ruchu, gdy pokój dostosowany do ich potrzeb jest traktowany jako luksus.
Pytania o kaganiec sporadycznie padają w komunikacji miejskiej, jednak tu zazwyczaj wystarczy krótka odpowiedź, że te psy nie muszą i nie powinny ich nosić, gdyż utrudniałby koncentrację i wykonywanie poleceń. Poza tym zawsze z uśmiechem dodaję, że mój pies prędzej by zalizał niż zagryzł. Tej informacji oczywiście nie ujawniam, kiedy do mieszkania stukają domokrążcy.
Okazuje się jednak, że są miejsca, gdzie Pepper jest miło witany i częstowany miską wody, a czasem nawet zdarzają się sytuacje, kiedy obsługa restauracji, gdyby nie moje protesty, chętnie poczęstowałaby go czymś do zjedzenia. Widok psa przewodnika jest też dobrym wyzwalaczem upodobań moich rozmówców czy nawet współpasażerów, którzy niemal natychmiast na jego widok opowiadają o swoich czworonożnych pupilach.
Mimo wprowadzenia zapisów w Ustawie z dnia 27 sierpnia 1997 r. o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych (Dz.U. z 2008 r. nr 14, poz. 92, z późn. zm.), brakuje jednolitych rozwiązań i regulacji na szczeblu lokalnym, np. w zakresie przejazdów komunikacją miejską osób niewidomych z psem przewodnikiem czy dofinansowania ich opieki weterynaryjnej i wyżywienia przez Powiatowe Centra Pomocy Rodzinie. Warszawskie Centrum Pomocy Rodzinie nie ma w zakresie udzielanego wsparcia dotacji na ww. usługi, tłumacząc to brakiem zainteresowania środowiska, a w konsekwencji tego brakiem złożonych wniosków. Pytanie tylko, jak osoba zainteresowana może złożyć taki wniosek, skoro na pytanie, czy WCPR finansuje takie koszty, otrzymuje odpowiedź odmowną.
Przepisy prawne, które jasno regulują zasady funkcjonowania psów przewodników w Polsce, nie zmienią świadomości społeczeństwa, trzeba jeszcze zmiany mentalnej i przekonania że poruszanie się z psem przewodnikiem nie jest kaprysem tej osoby, ale koniecznością jak założenie okularów przez osobę, której zalecił to lekarz specjalista.
*Justyna Kucińska – absolwentka Socjologii UW, ukończyła szkołę trenerów Stowarzyszenia Trenerów Organizacji Pozarządowych STOP. Od 2009 r. pracuje w Fundacji Instytut Rozwoju Regionalnego, działając m.in. w obszarze przeciwdziałania dyskryminacji w tym również z powodu niepełnosprawności sensorycznej oraz zwiększania dostępności otoczenia i usług dla osób niepełnosprawnych. Współpracowała m.in. z Polskim Związkiem Niewidomych PZN, Fundacją Vis Maior, Fundacją Niewidomych i Niedowidzących TRAKT oraz Polską Unią Medycyny Transplantacyjnej. Od stycznia 2012 r. pracuje z psem asystującym o imieniu Pepper. Jej zamiłowaniem są rejsy morskie.