Na publikowanej co roku przez brytyjską telewizję BBC liście wpływowych kobiet Polki nie goszczą zbyt często. Jeszcze trudniej jest tam znaleźć naszych niepełnosprawnych rodaków. W 2023 roku na tę prestiżową listę trafiła niewidoma Izabela Dłużyk z Gdańska. Jej pasją od najmłodszych lat jest nagrywanie odgłosów natury, a w szczególności ptaków.
TM: Czy czuje się Pani wpływową kobietą?
ID: rozumiem to w ten sposób, że skoro podobno jestem wpływowa to mogę ludzi czymś zainspirować. Z jednej strony mamy tu nośny ostatnio temat przyrody, ale z drugiej chodzi też o przełamywanie moich ograniczeń wynikających z braku wzroku. Takie historie rzeczywiście mogą być interesujące i cenne. Czy czuję się wpływowa? Może i mam teraz, jak to się mówi, swoje pięć minut, ale takie pięć minut można bardzo źle wykorzystać i niewiarygodnie spłycić. Poza tym, to szybko minie, a najważniejsze pytanie brzmi, co zostanie potem, albo raczej, co innym ludziom z tego zostanie, bo jeśli to miałby być tylko tani, pusty szum dla mojej satysfakcji, z której nic nie wynika, to by znaczyło, że tragicznie się gdzieś pogubiłam. Czesław Miłosz nieco ironicznie mówił o swojej sławie, że umieszczą go w encyklopedii obok myszki Miki i uważam, że oddał to wyjątkowo trafnie.
TM: Mam nadzieję, że nie urazi Pani do bólu szczere pytanie, ale czy nie sądzi Pani, że niepełnosprawność odegrała jakąś, może nie kluczową, ale jakąś rolę przy wyborze dokonanym przez BBC?
ID: Nie wiem tego na pewno, ale sądzę, że gdyby nie mój brak wzroku, ta historia nie miałaby aż takiego smaku i takiego oddziaływania. Przecież wiele jest w pełni sprawnych kobiet, które poświęcają się bez reszty pięknym ideom, a to, niestety, nie wzbudza aż takiego poklasku, jakby mogło. Ale tutaj dochodzimy też do bardzo ważnej i delikatnej sprawy: takie listy, takie wybory, są zawsze bardzo subiektywne i zawsze można w ich kontekście postawić pytanie, czemu ja, a nie ktoś inny. Właśnie dlatego, skoro już mnie tak wyróżniono, to też jest dla mnie zobowiązanie, żeby tego nie zmarnować, tylko jak najwięcej rozdawać tego, co mogę zaoferować.
TM: A czy organizatorzy przedstawili Pani powody, które kierowały nimi przy tworzeniu listy stu wpływowych kobiet?
ID: Nie, BBC nie podało mi takich powodów. Podejrzewam, że chodzi o całokształt, czyli o aspekt przyrodniczy, o fakt, że jestem kobietą w raczej męskim obszarze zainteresowań (chociaż dla mnie płeć nigdy nie miała znaczenia i o niej nie myślałam), a do tego też o niepełnosprawność, a dokładniej, o determinację w jej przezwyciężaniu, co akurat w przypadku nagrywania terenowego, zwłaszcza na obszarach dzikich, nie jest takie proste.
TM: Czy chce Pani przez to powiedzieć, że gdyby nie brak wzroku, to mogłaby Pani zrobić więcej?
ID: Co do tego, że gdybym widziała, mogłabym zrobić więcej, nie mam absolutnie żadnych wątpliwości. To wynika głównie z kwestii organizacyjnych – nie pojadę sama w teren – mogę to robić tylko wtedy, kiedy rodzina albo znajomi mają czas i ochotę. Dodatkowo sprawę komplikuje fakt, że na takie wyjazdy trzeba nierzadko decydować się szybko, bo np. kilka dni temu do rezerwatu przyleciały gęsi, a za kilka dni już ich nie będzie, więc albo jadę zaraz, albo wcale… Dlatego nie mam aspiracji np. stworzenia kompleksowego przewodnika po głosach polskiej awifauny, bo to byłoby zbyt trudne organizacyjnie, a muszę też pilnować, żeby nikt z otoczenia nie czuł się przeze mnie wykorzystywany, tym bardziej że, może to zabrzmi mocno, ale z niepełnosprawności też można zrobić swój popisowy numer grając na emocjach i wzbudzając poczucie winy. Ja robię, co mogę, na tyle, na ile mogę i jest dobrze, jak jest.
TM: Skoro już mowa o nagłych wyjazdach, to jak się to ma do Pani pracy na uniwersytecie?
ID: Na pewno priorytetem jest moja praca zawodowa o tyle, że nie mogę w dowolnym momencie wyjechać na nagrywanie, bo muszę prowadzić zajęcia. Natomiast abstrahując od typowego obowiązku obecności w pracy, mam odczucie, że te dwa obszary się uzupełniają. Z jednej strony, dzięki pracy mam z czego żyć i mogę myśleć o rozwijaniu się sprzętowo w kontekście nagrywania. Z drugiej strony, moja praca też nie jest dla mnie tylko ciężarem i złem koniecznym. Ona też w pewnej mierze mnie definiuje, i to pozytywnie.
TM: Wspomniała Pani o sprzęcie nagrywającym. Czy może Pani zdradzić więcej szczegółów? Czego Pani używała kiedyś, a z czego korzysta obecnie?
ID: Moja recepta na sukces to dobry rejestrator dźwięku z przewodnikiem głosowym, a do tego mikrofony firmy Telinga. Pierwszy był rejestrator Olympus LS3, potem Olympus LS-P2, ale one obsługiwały tylko karty pamięci do pojemności 32 gb. Sęk w tym, że odkąd nauczyłam się zasilać rejestratory Olympus poprzez banki energii, regularnie zostawiam sprzęt na nagrywanie bez nadzoru na kilka dni. Ponieważ nagrywam w konfiguracji PCM, 16 bitów, 44100Hz, daje mi to 50 godzin nagrań do zapełnienia takiej karty, dlatego nie tak dawno kupiłam nowszy model, teraz już firmy OM System, LS-P5, który nie ma tego ograniczenia z kartami, ale, niestety, nie ma też przewodnika głosowego. Na szczęście, działa podobnie do poprzednich Olympusów, więc nawet bez komunikatów dźwiękowych jest dla mnie dość intuicyjny. Niektórzy niewidomi mówią, że przewodniki głosowe są niepotrzebne, bo obsługi sprzętu można się nauczyć na pamięć. Tak, można, ale moim zdaniem to zawsze stwarza ryzyko pomyłki, zwłaszcza przy nagrywaniu w terenie, które z natury rzeczy jest raczej spontaniczne. Dlatego bardzo się ucieszyłam na wieść, że firma Zoom niedawno wypuściła na rynek serię swoich własnych udźwiękowionych rejestratorów. Kupiłam jeden z nich, Zoom H1 Essential. Moim zdaniem jest o wiele mniej intuicyjny w obsłudze niż Olympus, ale nagrywa zupełnie dobrze jak na moje potrzeby i nie żałuję tego zakupu. Jeśli chodzi natomiast o mikrofony, firma Telinga to godna zaufania, wypróbowana marka z długoletnim stażem tworzenia sprzętu ściśle do nagrywania przyrody. Mam obecnie trzy takie mikrofony: dwa tzw. paraboliczne, Stereo MK2 i Stereo MK3, a oprócz nich jeszcze mikrofon typu AB, Telinga SSM. Mikrofony paraboliczne mają za zadanie wychwytywać jak najwięcej dźwięków z otoczenia w konfiguracji stereo, ale dodatkowo można na nie nałożyć tzw. parabolę, która ma za zadanie przybliżać wybrane dźwięki, na które ją nakierujemy. To odróżnia te mikrofony od tzw. mikrofonów kierunkowych, które wyciszają tło po bokach, a przybliżają dźwięk z przodu – moje mikrofony paraboliczne nie mają niczego tłumić, a tylko dodatkowo przybliżać te dźwięki, na których chcę się skoncentrować, np. pojedynczego kosa z całego ptasiego chóru. Z kolei mikrofon SSM typu AB składa się właściwie z dwóch osobnych mikrofonów zamontowanych na specjalnej szynie w odstępie ok. 15 cm, żeby poszerzyć panoramę stereo i lepiej odzwierciedlić naturalną przestrzenność rozlegających się dźwięków. O ile mikrofonów parabolicznych często używam do nagrywania bezpośrednio z ręki, np. idąc gdzieś przez las i nakierowując parabolę na konkretne ptaki, o tyle mikrofonu AB zawsze używam do nagrywania tylko ogólnych, całościowych pejzaży dźwiękowych bez mojego nadzoru, zostawiam go na statywie. Do tego są jeszcze drobniejsze elementy sprzętowe – karty pamięci SanDisk Extreme Pro, banki energii Anker, baterie do ładowania Panasonic Eneloop, statywy Manfrotto.
- A czy jest coś, co chciałaby Pani mieć w swoim arsenale? Może marzy Pani o jakimś urządzeniu?
ID: Wiem, że są lepsze rejestratory dźwięku, które generują mniej szumów i mikrofony, które są w stanie lepiej wykorzystywać potencjał takich rejestratorów. Może kiedyś zaopatrzę się w tego typu cichszy rejestrator i dostosowany do niego mikrofon, ale nie czuję presji, bo z mojego obecnego sprzętu cały czas jestem bardzo zadowolona, a profesjonaliści, którzy słyszeli moje nagrania, nigdy nie mieli uwag co do ich jakości. Ja już na samym początku, kiedy dopiero miałam zająć się profesjonalnym nagrywaniem, bardzo świadomie i starannie dobrałam sobie sprzęt, bo przygotowywałam się do tego przez lata, dzięki temu tamten wybór przetrwał próbę czasu i procentuje do teraz.
TM: Wiem, że prócz odgłosów ptaków nagrywa Pani także inne dźwięki natury.
ID: Poza ptakami nagrywam wszystkie zwierzęta, na jakie uda mi się natknąć, od ryjówek i jeleni po szerszenie i pasikoniki. Do tego wszelkie możliwe odgłosy przyrody – strumyki, morze, liście, wiatr, śnieg, deszcze, burze, skrzypiące drzewa, spadające szyszki… Jak pięknie szumi osika w niby bezwietrzną pogodę!…
TM: Czy ma Pani swoich ptasich ulubieńców?
ID: Pod względem głosów, z awifauny europejskiej, z którą jestem związana najbardziej, mam dwóch faworytów – słowika szarego i wilgę. Powinnam teraz opisać, jak wyjątkowe są ich pieśni, ale… nie zrobię tego, bo tego nie da się opisać, trzeba po prostu posłuchać. Tyle strun w sercu, tyle odczuć, tyle odcieni emocji, tyle poruszeń z granicy poezji i transcendencji – język jest tu całkowicie bezradny. O słowiku pisał Hans Christian Andersen, że śpiewem odpędził śmierć od łoża chińskiego cesarza – prawdopodobnie miał na myśli właśnie słowika szarego, bo tylko szare żyją w Danii. Z kolei o wildze pisała Maria Dąbrowska, że jej śpiew mógłby rozlegać się w raju wśród pierwszych cudów stworzenia. Te słowa mówią same za siebie, moja reszta jest milczeniem.
Natomiast, jeśli chodzi o ptaki jako, powiedzmy, osobowości, moją ulubioną grupą są papugi, które są nadspodziewanie rozwinięte emocjonalnie i intelektualnie. Ja od lat trzymam w domu stadko papug nimf, zbieram z różnych źródeł ptaki niepełnosprawne. Ich obserwowanie jest niesamowite, bo nimfy, jak wszystkie papugi, są zdolne do tworzenia długotrwałych relacji, mocno przywiązują się do siebie nawzajem i potrafią być zadziwiająco opiekuńcze w stosunku do niepełnosprawnych towarzyszy. To nie są jakieś tam ptaszki, które sobie ćwierkają i jedzą ziarenka. Niestety, często są tak właśnie postrzegane, a przez to bywają bardzo źle traktowane, bo ludzie niekoniecznie liczą się z ich potrzebami emocjonalnymi. Nimfy, które do mnie trafiają, często są w złym stanie psychicznym, ale to takie piękne obserwować, jak powoli coraz bardziej się otwierają i rozkwitają…
TM: A inne, nazwijmy to cywilizacyjne dźwięki? Samochody, lokomotywy, samoloty, urządzenia i maszyny?
ID: Mnie akurat takie dźwięki męczą, więc ich nie nagrywam i wiem, że nagrywać nie będę. Jeśli kogoś to interesuje, oczywiście, jest to jakieś zajęcie, ale ja osobiście uważam, że mamy współcześnie taki przesyt hałasu technologicznego, że nie trzeba jeszcze bardziej go potęgować, uwieczniając go na nagraniach. Dźwięki cywilizacji same wdzierają się do nas jak tylko się da…
TM: A jak to się stało, że z osoby nagrywającej dźwięki natury stała się pani autorką płyt?
ID: Od dawna wiedziałam, że jeśli uda mi się na poważnie zająć nagrywaniem, chciałabym wydawać płyty, więc kiedy zaopatrzyłam się już w odpowiedni sprzęt, zaczęłam w tym kierunku działać. Na początku to ja pisałam do wydawnictw i ja musiałam pokazywać, że naprawdę mam coś do zaoferowania, to do pewnego stopnia zmieniło się dopiero teraz.
TM: Zapytam o tzw. Zboczenie zawodowe. Czy zauważyła Pani, że podświadomie odbiera Pani jakieś dźwięki niejako przy okazji, że zwraca Pani uwagę na coś, co innym umyka?
ID: Odruchowo zawsze i wszędzie zwracam uwagę na dźwięki przyrody. Przykładowo, pamiętam, że 10 kwietnia 2010 roku, tuż po katastrofie smoleńskiej, kiedy Jacek Sasin w Katyniu właśnie ogłaszał, że wszyscy uczestnicy tamtego lotu zginęli, słychać było w tle drozda śpiewaka. Ciekawa jestem, czy ktoś jeszcze go zauważył… Ale to też jest jednym z paradoksów – drozd sobie śpiewał, a wśród ludzi rozegrał się taki dramat… Istnieje nagranie BBC z Anglii z 1942 roku, na którym śpiewa słowik rdzawy, a nad miastem lecą właśnie na misję brytyjskie bombowce – wiadomo, że część z nich nie wróciła… Po wybuchu wojny na Ukrainie słyszałam sikorkę bogatkę na filmiku, na którym ukraińscy żołnierze wyprowadzają niewidomą staruszkę ze zbombardowanego domu…
TM: Czy rejestrowanie dźwięków to najważniejsza rzecz w Pani życiu?
ID: Nagrywanie z pewnością nadaje mojemu życiu kolorytu, smaku, ale życie jest zbyt złożoną rzeczywistością, żeby to mogło być najważniejsze. Poza kwestią tak prozaiczną, jak konieczność podporządkowania wyjazdów na łono natury wymogom pracy zawodowej nauczyciela akademickiego, muszę zadawać sobie pytanie, gdzie bym zaszła, gdyby dosłownie najbardziej liczyło się dla mnie nagrywanie? Nie relacje z innymi ludźmi, nie potrzebujące pomocy zwierzęta, nie pytania o świat i moją rolę w tym świecie, nie moja wiara… A jeśli kiedyś stracę słuch i nie będę już mogła zajmować się nagrywaniem, czy moje życie straci sens? Moim zdaniem prawdziwa pasja to też odpowiedzialność, bo stawia przed nami konieczność ciągłego pytania siebie o priorytety. Jeśli to zaniedbamy i zbytnio zapatrzymy się w siebie, staniemy się podobnie śmieszni jak ten Półpanek z książki dla dzieci Marii Konopnickiej “O krasnoludkach i o sierotce Marysi”, który był zwykłą żabą, a doszedł do tak groteskowo wysokiego mniemania o sobie, że planował kupić kamienicę w mieście…
TM: A czy kiedykolwiek zastanawiała się Pani nad pytaniem o skutki uboczne swojej pasji? Czy sądzi Pani, że pasja czegoś Panią pozbawiła, coś zabrała?
ID: Nie mogę powiedzieć, żebym cokolwiek przez swoją pasję straciła, za to zyskałam bardzo dużo. To od zawsze poszerzało moje horyzonty, uczyło mnie słuchania i wrażliwości. Juliusz Słowacki pisał o gwiazdach i kwiatach: “Ja bym to samo powiedział co one, bo ja się od nich nauczyłem gadać” – i coś w tym jest. Ja dzięki przyrodzie uczyłam się dostrzegać wszystkie złożoności świata – jego piękno, ale też i ciemne, smutne strony. To jest droga i proces, którego nigdy dość – proces, by nie spoczywać na laurach albo dbać tylko o własny samorozwój, ale nieustannie wychodzić ze swojej strefy komfortu tam, gdzie to może być najbardziej potrzebne. To może zabrzmi patetycznie, ale współczesny świat jest tak poraniony i rozgorączkowany, że każde działanie, które zawiera w sobie jakiś pierwiastek przywracania harmonii i ładu, niwelowania lęku i odbudowywania zachwytu, jest na wagę złota. Chociaż moja pasja to nie tylko przeżycia estetyczne – to też zainteresowania naukowe, które na jej gruncie wyrosły.
TM: Czy ma Pani jeszcze czas na inne hobby?
ID: Poza nagrywaniem interesuje mnie jeszcze muzyka i poezja, chociaż to może brzmieć nieco wyświechtanie. Słucham głównie muzyki ludowej z różnych krajów i muzyki klasycznej, gram na andyjskim flecie krawędziowym o nazwie quena, przymierzam się też do gry na indyjskiej tanpurze, dawniej grałam na fortepianie. Coraz częściej myślę o tym, czy nie stworzyć płyty łączącej odgłosy przyrody z muzyką, ale dla mnie warunkiem koniecznym jest to, żeby muzyka była w tle i nie zdominowała przyrody, co, niestety, dzieje się bardzo często na tego typu płytach. Czasami zaglądam sobie do różnych wierszy, głównie o tematyce religijnej – jednak poezja najlepiej potrafi wyrażać pewne treści, które inaczej trudno ująć. Do tego wszystkiego usiłuję rozwijać się naukowo – mój obszar zainteresowań mieści się na styku językoznawstwa i kulturoznawstwa, obejmuje zagadnienia takie jak symbolizm dźwiękowy, przyroda i jej dźwięki w folklorze i w literaturze…
TM: Bardzo dziękuję za poświęcony czas i życzę owocnych audio łowów oraz spełnienia wszystkich dźwiękowych i nie tylko, marzeń.
ID: Dziękuję za możliwość rozmowy i za życzenia. Na koniec pozwolę sobie jeszcze na krótki apel. To dla mnie bardzo ważne, żeby moje nagrania przyrody pomagały ludziom, dlatego moim marzeniem jest stworzenie projektu rozsyłania tych nagrań do miejsc, w których mogą być najbardziej potrzebne: do szpitali (zwłaszcza dziecięcych i psychiatrycznych), hospicjów, domów opieki, fundacji leczniczych… Takich miejsc jest jednak w Polsce bardzo dużo, dlatego ja cały czas szukam sposobów, jak dotrzeć możliwie do największej ich liczby. Gdyby ktoś z czytelników Tyfloświata miał jakieś kontakty, z których mogłabym skorzystać, będę niezmiernie wdzięczna za pomoc. Całkiem niedawno dostałam bardzo wzruszający opis reakcji głęboko autystycznego chłopca na moje nagrania – dość powiedzieć, że się popłakałam… Odgłosy przyrody mają ogromny potencjał poprawiania nastroju, niwelowania lęku i uśmierzania bólu, a jest tylu ludzi, którzy tak bardzo tego potrzebują…
Oto przykładowe linki do sklepów z dwiema płytami nagranymi przez Izabelę Dłużyk:
Echa Krainy Łosia – ptasi śpiew
Echa Krainy Żubra – ptasi śpiew