Zadanie, którego podejmuję się tym razem uważam za wyjątkowo trudne. Mam oto napisać, co nowego, jakie przełomowe odkrycia, wspaniałe rozwiązania czekają nas w najbliższej przyszłości. Tymczasem wszyscy wielcy i liczący się w omawianej dziedzinie mistrzowie stwierdzają „z taką pewną nieśmiałością”, że stagnacja, że właściwie to przez pandemię, przez zakłócenia w łańcuchach dostaw, kryzys, recesję i inflację… wymieńcie sobie tutaj wszystkich innych bogów gospodarki, jacy tylko przychodzą Wam do głowy, stwierdzają jednym słowem, że nic nowego, że kosmetyczne zmiany, że o czym tu pisać. Ale czy mają rację?
Cisza przed burzą
Wszyscy gracze rynku technologii poprawiających jakość życia ludzkiego wydają się uznawać za rzecz oczywistą fakt istnienia rosnącej z roku na rok coraz bardziej grupy konsumentów z niepełnosprawnościami. Każda chyba, licząca się korporacja uważa za stosowne podkreślanie ważności działań, wspierających tę grupę osób. Można zatem powiedzieć, że klimat społeczny nigdy nie był dla nas lepszy niż obecnie. Dlaczego więc drepczemy w miejscu? Projektowanie uniwersalne powoli, acz systematycznie zaczyna uzyskiwać status standardu. Możliwości, zarówno koncepcyjne, jak i technologiczne, nigdy wcześniej nie były tak duże jak obecnie. Dlaczego więc nowe rozwiązania, które prezentowane są przez firmy specjalizujące się w rozwijaniu technologii asystujących, jak i przez te z mainstreamu, mają w najlepszym razie charakter przyczynkarski? Czemu wdrażanie tych rozwiązań nie przekłada się na oczekiwaną przez nasze środowisko istotną poprawę jakości życia czy istotną poprawę statusu materialnego, zawodowego lub pozycji społecznej? Jakie tak naprawdę są nasze oczekiwania? Jaki problem społeczność osób z niepełnosprawnościami chciałaby za pomocą wdrożenia upragnionych wynalazków czy zmian uzyskanych w drodze rozwoju technologicznego rozwiązać? A teraz spójrzmy na to samo zagadnienie od drugiej strony. Czy my, jako osoby z niepełnosprawnościami, potrafimy zadać właściwe pytania i wyobrazić sobie sposób myślenia po tamtej stronie? Czy nasza niedostateczna, niedająca nam satysfakcji, poczucia równych szans i możliwości, poczucia sprawczości i podmiotowości, obecność w świecie, w przestrzeni interakcji społecznych ma podłoże tak bardzo technologiczne? Gdy już opisaliśmy to, co nazywam swego rodzaju punktem zaklinowania w procesie poszukiwań technologicznych, poprawy jakości życia osób z niepełnosprawnościami, możemy przystąpić do opowieści o trwających obecnie działaniach, tak społecznych jak i technologicznych, które być może…
Dla wszystkich, czyli dla nikogo
Od kilku lat jestem członkiem Narrator Advisory Board – grupy doradczej, której zadaniem jest testowanie rozwiązań dostępnościowych, przeznaczonych dla osób z dysfunkcją wzroku. Do zadań tej grupy należy testowanie nowych lub poprawionych funkcji Narratora oraz konsultowanie propozycji deweloperów innych aplikacji w aspekcie ich dostępności. Jakkolwiek nie wolno mi dzielić się informacjami dotyczącymi tego, w jakim kierunku przebiegają prace w poszczególnych projektach, kilka uwag natury ogólnej mogę umieścić tutaj bez obawy o złamanie tajemnicy służbowej. Po pierwsze wygląda na to, że wszyscy wielcy gracze świata technologii uznają projektowanie uniwersalne za standard. Im aplikacja jest nowsza, tym bardziej rozwijanie jej już u początków procesu ma wpisaną zasadę projektowania uniwersalnego. Oznacza to, że o ile dawniej każda nowsza wersja systemu czy aplikacji od Google’a, Apple’a czy Microsoftu wzbudzała obawy, a rekomendowanym postępowaniem było wstrzymanie się z korzystaniem z takiego oprogramowania do czasu, gdy spece od dostępności uznają to za bezpieczne, o tyle obecnie z czystym sumieniem mogę powiedzieć, iż każda nowsza wersja oprogramowania zaproponowana nam przez wielkich graczy będzie bardziej przyjazna dla osób z niepełnosprawnościami. Ale czy to na pewno dobra wiadomość? Wyobraźmy sobie sytuację, w której każda istotna funkcja każdego programu zainstalowanego na naszym komputerze ma przypisany jej skrót klawiszowy pozwalający na skorzystanie z tej funkcji. Badania teoretyczne tego zagadnienia wykazały, że aby taki modelowy system mógł istnieć, konieczne jest danie użytkownikowi możliwości dowolnego mapowania wszystkich używanych w systemie skrótów klawiaturowych. Niby doskonały pomysł tyle tylko, że jeśli ktoś zacznie swój system dowolnie modyfikować, to np. ze względu na niedoskonałość ludzkiej pamięci stworzy wiele konfliktów i nie będzie umiał sobie z nimi poradzić. Może więc odgórnie stworzyć standardową listę skrótów obowiązującą dla wszelkich funkcji wszędzie i zawsze? Pomysł wydaje się lepszy niż poprzedni, ale obciążenie wynikające z konieczności nauczenia się tego wszystkiego, zjawisko, o którym mowa nazywane jest obciążeniem poznawczym (cognitive load), dla wielu użytkowników może być trudne do pokonania. Może więc wystarczy sprawić, by wszystkie elementy sterujące i obszary zawierające treści, z którymi użytkownik chce się zapoznać, były dostępne za pomocą nawigacji klawiaturowej. Rozwiązanie dobre, ale jeśli dostęp do jakiegoś elementu będzie wymagał od użytkownika kilkunastokrotnego naciśnięcia dowolnego klawisza, to powstaje pytanie, czy aplikacja, która nas interesuje, choć niewątpliwie dostępna, będzie w sposób sensowny używalna. Podsumowując, w tym miejscu optymistycznie powiem: jest dobrze, choć niebeznadziejnie. Laptopy coraz częściej są wyposażane w ekrany dotykowe, a zespoły deweloperskie wszystkich liczących się czytników ekranu pracują nad poprawą obsługi interfejsu dotykowego. Istnieje zatem spora szansa, że w niedalekiej przyszłości nie będziemy musieli uczyć się wszystkiego na pamięć. Kolejny kanał interakcji z komputerami to komunikacja głosowa. Wprowadzenie asystentów głosowych na platformach mobilnych pokazało z jednej strony, że wydawanie takich komend może być efektywnym sposobem sterowania urządzeniami, z drugiej jednak, że nie-wizualna interakcja z urządzeniami wymaga zbadania konwersacji jako procesu. W tej dziedzinie nasza wiedza nie osiągnęła jeszcze zadowalającego poziomu, ale prace trwają, a ponieważ naturalna konwersacja, współpraca i wymiana informacji ze sztuczną inteligencją może przynieść korzyści w niewyobrażalnej liczbie dziedzin i zastosowań, możemy z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością stwierdzić, że w tej dziedzinie wkrótce nastąpi ogromny, przynoszący osobom z niepełnosprawnościami niewątpliwe korzyści, postęp. Osoby zajmujące się oceną dostępności stron internetowych wskazują na wiele błędów popełnianych podczas projektowania stron nie dlatego, że ktoś lekceważy potrzeby osób z niepełnosprawnościami, lecz przeciwnie, powstających dlatego, że ktoś o dostępności słyszał, że uważa tworzenie swojej strony w sposób dostępny za coś ważnego, ale jednocześnie ma zbyt małą wiedzę, czegoś nie zrozumiał, nie doczytał. Pokonanie tak opisanej bariery wymaga nie tyle działań natury technologicznej, ile działań o charakterze „marketingowym”. Dobra wiadomość jest taka, że świadomość konieczności prowadzenia tego rodzaju działań z jednej, a wynikająca z coraz większej i coraz bardziej zauważalnej obecności osób z niepełnosprawnościami społeczna potrzeba rozwiązania omawianego problemu z drugiej strony, jest coraz większa. Przygotowując się do napisania niniejszego tekstu przesłuchałem wielu dyskusji toczących się w środowisku osób z niepełnosprawnościami i na tej podstawie mogę powiedzieć, że tak wśród deweloperów, jak i wśród trenerów czy aktywistów działających w środowisku osób z niepełnosprawnościami wzrasta świadomość faktu, iż rozwijanie szeroko pojętej infrastruktury technicznej, tworzenie rozwiązań tak sprzętowych jak i software’owych, jest dalece niewystarczające. Największym problemem stojącym przed projektowaniem uniwersalnym jest pokonanie konfliktów potrzeb użytkowników. Widzący chce mieć wszystko na wierzchu. Dlatego np. każda wiadomość Messengera zaopatrzona jest we wszystkie potrzebne opcje wiadomości. Jak to szkodzi niewidomym? Użytkownik czytnika ekranu korzystający z Messengera w systemie Windows przeczołguje się niezdarnie przez listę wiadomości. Dla niego konwersacja nie jest płynną rozmową, bo nie może w łatwy sposób pominąć odczytywanych przy każdej wiadomości kontrolek. Podobne przykłady można mnożyć.
Czy wiemy, do kogo adresowane są rozwiązania asystujące?
Analiza grup docelowych pokazuje nam, że adresaci poszczególnych rozwiązań nie stanowią jednorodnych populacji o ściśle określonych potrzebach. Oto przykłady. Z audiodeskrypcji korzystają chętnie osoby późno ociemniałe, osoby słabowidzące, ale także osoby, które niczego nigdy nie widziały. Chcąc stworzyć dobrą audiodeskrypcję, trzeba by teoretycznie robić ją w nieco inny sposób dla każdej z wymienionych grup. Żeby to osiągnąć należałoby zbadać dokładnie potrzeby tych osób, co samo w sobie nie jest zadaniem banalnym. Korzystanie z czytnika ekranu może być w pewnych sytuacjach ułatwieniem dla osób niemających żadnej dysfunkcji wzroku. Spotkałem zawodowego kierowcę, który zapoznawszy się z czytnikiem ekranu dla Androida uznał, że jemu taki czytnik bardzo ułatwiłby wykonywanie niektórych zadań związanych z prowadzeniem taksówki. Czy deweloperzy rozwiązań adresowanych do użytkowników z niepełnosprawnościami biorą pod uwagę ewentualne korzyści, jakie te rozwiązania mogłyby przynieść osobom pełnosprawnym? Czy warto o tym myśleć? Z punktu widzenia społecznego modelu niepełnosprawności oraz włączenia społecznego i równości wszystkich osób biorących udział w tym procesie z pewnością tak. Z punktu widzenia korzyści dla osób z niepełnosprawnościami takie podejście także będzie dobre. Można przypuszczać, że technologie zaopatrujące niepełnosprawność, zauważane przez osoby pełnosprawne jako dla osób tych przydatne, mogą wpływać na zmniejszanie społecznej bariery wynikającej z niepełnosprawności. Wracając do naszego przykładu trzeba powiedzieć, że wraz ze stopniem dysfunkcji będzie się zmieniać zestaw potrzeb zaopatrywanych przez omawiane narzędzie. Gdy do dysfunkcji wzroku dołożą się problemy ze słuchem, będziemy mieć do czynienia z użytkownikiem świata cyfrowego korzystającym z niego w sposób bardzo różniący się od zachowań osoby niewidomej. O ile więc projektowanie uniwersalne jest postulatem słusznym, ba, nawet z w punktu widzenia cywilizacyjnego pięknym, o tyle coraz silniej wyrażana słuszność tego postulatu, coraz silniejsze dążenie do włączania jak największej liczby osób do wspólnoty ludzkiej rodzi coraz większą świadomość konieczności podejścia indywidualnego.
Niszowe znaczy drogie
Jak wielu niewidomych kupiło monitor brajlowski zamiast notatnika? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Nie wiem, czy kiedykolwiek ktoś przeprowadził stosowne badanie konsumenckie, ale intuicja, albo mówiąc zwyczajnie znajomość cen obu klas urządzeń, podpowiada mi, że osoby te stanowią znakomitą większość w grupie tych, którzy chcieliby używać pisma brajlowskiego w wersji elektronicznej. Ale właściwie czemu w kontekście urządzeń czy rozwiązań tworzonych z myślą o osobach z niepełnosprawnościami mówimy o konsumentach, a nie o beneficjentach, klientach uprawnionych do uzyskania wsparcia itd.? Podczas odbywającej się dorocznie wiosną, organizowanej przez Uniwersytet Stanu Kalifornia (CSUN), od dobrych czterdziestu lat konferencji dotyczącej wszystkiego, co wiąże się z poprawą jakości życia osób z niepełnosprawnościami, zorganizowano w tym roku m.in. seminarium dotyczące tworzenia treści reklamowych w sposób dostępny dla osób z niepełnosprawnościami. Ktoś powie, że reklamy są nam niepotrzebne, że jakkolwiek niepełnosprawność jest niewygodna, to przynajmniej tyle z niej pożytku, że bodaj w jakimś stopniu odgradza nas ona od reklamowego krzyku. Jednakże takie rozumowanie jest zwyczajnie krótkowzroczne, jeżeli nie szkodliwe. Rynek towarów i usług jest bowiem istotną częścią przestrzeni społecznej i jako taki jest ważny z punktu widzenia działań włączających. Traktowanie osób z niepełnosprawnością jako aktywnych konsumentów dóbr i usług jest stosunkowo nowe. Na uwagę zasługuje jednak, przynajmniej moim zdaniem, nie tyle fakt, że ktoś projektuje techniczną stronę takich treści, ile zmiana postaw społecznych. Starzejące się społeczeństwo to, mówiąc najprościej, coraz większy odsetek osób z niepełnosprawnościami. Jakie zagrożenia niesie ze sobą takie podejście do problemu niepełnosprawności? Czy rozwój technologii asystujących w przyszłości będzie w coraz mniejszym stopniu uwzględniał potrzeby osób młodych? Zostawmy to pytanie bez odpowiedzi. A co taka zmiana postaw ma wspólnego z monitorami brajlowskimi? Niby nic, ale… Jeśli ktoś zaczyna traktować potrzebę korzystania z pisma brajlowskiego przez niewidomych tak, jak każdą inną potrzebę tworzącą rynek dóbr i usług, to projektując urządzenie brajlowskie ma większą motywację, by było ono realnie nabywane, by cena takiego urządzenia nie stanowiła przeszkody nie do pokonania dla ewentualnego użytkownika. W tym miejscu słyszę już głosy, że przecież te wszystkie drogie technologie są dostępne dzięki wsparciu państwa. To prawda, ale warunkiem koniecznym efektywności i skuteczności działań włączających jest, żeby w ich wyniku dochodziło do wzmacniania dążeń tych osób do samorealizacji. Idzie o to, aby o ile to możliwe przechodzić od wspierania do asystowania, aby zmieniać myślenie o osobach z niepełnosprawnościami z modelu opiekuńczego na taki, w którym to bezpośrednio zainteresowani będą odpowiedzialni za kształtowanie swojego życia, swojej przestrzeni społecznej. Wielu w tym miejscu powie, że takie podejście jest istotne w przypadku osób z niepełnosprawnością intelektualną, że niepełnosprawności sensoryczne nie mają aż tak istotnego wpływu na sferę interakcji społecznych. Rozważanie słuszności tego poglądu pozostawmy na inną okazję. Tymczasem wygląda na to, że działania na rzecz poprawy sytuacji materialnej osób z niepełnosprawnością, próby zastępowania dotacji do sprzętu i oprogramowania adresowanym do osób aktywnych instrumentem ekonomicznym mającym za zadanie finansowania kosztów niepełnosprawności, w połączeniu z działaniami na rzecz obniżenia cen sprzętu czy usług wspierających, prace nad mechanizmami, które będą stymulować wyrażanie podmiotowości tych osób, zaczynają powoli przekładać się na kierunek rozwoju rozwiązań technologicznych. Słuchając wywiadów i dyskusji publikowanych w związku ze wspomnianą już powyżej tegoroczną konferencją CSUN, muszę stwierdzić, że zmiany te są zauważalne. Przedstawiciele Humanware, Hims i Friedom Scientific jak i eksperci w dziedzinie urządzeń brajlowskich twierdzą zgodnie, że o ile jeszcze stosunkowo niedawno monitory brajlowskie i notatniki brajlowskie stanowiły dwie odrębne klasy urządzeń o nieporównywalnych możliwościach, o tyle obecnie granica ta przestała być ostra. Linijki brajlowskie obok funkcji terminalowej czy prostego notatnika oferują nam z roku na rok coraz bardziej rozbudowany zestaw aplikacji, stają się elektronicznymi czytnikami, narzędziami wspierającymi produktywność. Branie pod uwagę występowania wśród osób z dysfunkcją wzroku normalnych zachowań konsumenckich – każdy posiadacz urządzenia z Androidem chce mieć najnowszą wersję systemu na pokładzie – powoduje, że dla deweloperów notatników brajlowskich ważne z marketingowego punktu widzenia jest by ich urządzenie miało możliwie nową wersję systemu. Prace nad nowym standardem brajlowskich dokumentów elektronicznych EBRF – nota bene nie znalazłem żadnego rozsądnego uzasadnienia dla konieczności tworzenia takiego standardu wobec obecności stosownych mechanizmów w specyfikacji EPUB – są coraz bardziej zaawansowane. Czy zatem drogie notatniki brajlowskie znikną? Trudno powiedzieć, ale wydaje się, że rola tych urządzeń będzie systematycznie maleć. Z drugiej strony wygląda na to, że ci, którzy wieszczyli odejście pisma brajlowskiego na śmietnik historii, także nie mieli racji. Urządzenia takie jak Orbit Reader czy Canute, prace nad brajlowskim tabletem oraz badania nad możliwością stworzenia jednoznakowego czytnika brajlowskiego, (te ostatnie napotykają na trudności natury neurofizjologicznej, o których inżynierowie dowiedzieli się podczas eksperymentów z prototypem urządzenia), każą przypuszczać, że w dziedzinie pisma brajlowskiego i tyflografiki stanowczo nie powiedziano jeszcze ostatniego słowa.
Zacieranie granic
O ile jeszcze stosunkowo niedawno każdy wiedział, jakie usługi czy urządzenia istnieją wyłącznie z myślą o niewidomych, o tyle obecnie rzecz ta staje się coraz mniej oczywista. Elektroniczne biblioteki, które kiedyś obsługiwały osoby niemogące korzystać z materiałów drukowanych (czytaj niewidome lub słabowidzące), obecnie przeznaczone są dla każdego, kto z jakichkolwiek powodów nie może korzystać z materiałów papierowych. Takie rozszerzenie grupy użytkowników sprawiło, że np. Easy Reader stał się aplikacją służącą osobom z dysleksją. O ile kiedyś wiedzieliśmy, że potrzeba nam specjalnej aplikacji nawigacyjnej dla niewidomych, że właściwie najlepsze rozwiązanie to zakup stosownego urządzenia, o tyle obecnie coraz częściej potrzeby wynikające z niepełnosprawności zaspokoi nam rozwiązanie mainstreamowe. Przykładem mogą być Mapy Google, które przechodzą stopniową aktualizację, spowodowaną koniecznością uwzględnienia potrzeb pieszych uczestników ruchu. Przy okazji tych zmian bierze się przynajmniej do pewnego stopnia pod uwagę potrzeby osób z dysfunkcją wzroku. a co do urządzeń, to ustalenie, czy lepsze jest urządzenie, czy też może wystarczy nam aplikacja zainstalowana w tablecie czy smartfonie, także zaczyna być coraz trudniejsze. Choć upowszechnienie obecności asystentów głosowych w naszych domach, samochodach czy firmach nie stało się tak wielkim wydarzeniem, jak można było oczekiwać, to nikt dziś nie zaprzeczy, że ich znaczenie jest coraz większe, że korzystanie z nich w jakimś stopniu rozmiękcza granicę między aktywnością osoby widzącej i niewidomej.
A może chcecie sztuczne oczy jak Komandor Data?
Chociaż sztuczne oczy to jeszcze fantastyka. Wiele jednak w tej dziedzinie się dzieje i perspektywy na przyszłość wydają się bardzo interesujące. Co prawda samochodem autonomicznym nie przejedziemy się tak szybko jak jeszcze niedawno myśleliśmy, ale w dziedzinie nawigacji, zwłaszcza orientacji w budynkach, rozpoznawania osób i obiektów dokonuje się postęp tak wielki, że osoby słabowidzące mogą już właściwie korzystać z widzenia wspomaganego cyfrowo, a niewidomym też już niewiele brakuje. Wprawdzie Orcam czy okulary Envision Glasses to rozwiązania bardzo drogie, ale już Vision AI czy Google Look Out to aplikacje darmowe, których możliwości są nie do pogardzenia i stale rosną. Coraz lepsze protezowanie dysfunkcji wzroku napotyka jednak na pewne trudności, z którymi inżynierowie prawdopodobnie nigdy sobie nie poradzą. Chodzi mianowicie o to, że potrzeby osób, które nigdy nie doświadczyły widzenia są inne niż potrzeby tych, którzy kiedykolwiek w życiu umieli posługiwać się wzrokiem. I nie chodzi tutaj o rzeczy tak proste jak właściwe skierowanie „spojrzenia”. Taki termin jest chyba na miejscu w przypadku kamery umieszczonej w okularach, w stronę obiektu – z tym ostatnim poradzono sobie, tworząc mechanizm naprowadzający na obiekt, który może być tym, który chcemy „obejrzeć”. Chodzi o rzecz znacznie trudniejszą, o to, ile i kiedy np. aplikacja do nawigacji ma nam mówić, o to jak szybko i skutecznie radzić sobie z coraz powszechniejszą obrazkową formą komunikacji społecznej (memy i emotikony można opowiadać, ale jak to robić?). Obecnie wiemy, że taki problem istnieje, że rozwiązanie jego nie jest ani intuicyjne, ani tym bardziej nie należy do łatwych. Czy kiedykolwiek można będzie oczekiwać powstania zadowalających rozwiązań? Trudno powiedzieć. Tworzenie usług takich jak AIRA czy BE My Eyes można odczytywać jako sygnał napotkania na poważną barierę w rozwoju w dziedzinie obsługi dysfunkcji wzroku. Czy i jak ją pokonamy? Moim zdaniem bez dużych zespołów multidyscyplinarnych, w skład których wejdą specjaliści z dziedzin tak odległych jak psychologia, teoria przekładu i komunikacji, medycyna i informatyka, wszystkich dziedzin z pewnością nie wymieniłem, rozwiązanie problemu jest niemożliwe. A zatem czy szklanka jest do połowy pusta czy może jednak do połowy pełna? Z pewnością żyjemy w ciekawych czasach, w czasach coraz większych możliwości i coraz nowych wyzwań, w czasach, gdy jak nigdy chyba w historii cywilizacji, niepełnosprawność stała się problemem społecznym, którego rozwiązanie może mieć dużo większe znaczenie niż kiedykolwiek wcześniej. Coraz lepiej zdajemy sobie jako społeczeństwo sprawę z tego, że osoby z niepełnosprawnościami stanowią element wielkiej puli ludzkiej różnorodności, że dla dobra wszystkich warto sprawić, by miała ona możność wyrażenia w pełni swej obecności. Pandemia koronawirusa spowodowała zmiany społeczne, które dla środowiska osób z dysfunkcją wzroku mogą być korzystne. Jeśli wysiłki technologiczne będą współgrać z obecnymi trendami społecznymi, to można mieć nadzieję, że czekają nas dobre czasy.
Damian Przybyła