Logo Tyfloświat

Na zdrowy tryb życia składają się w zasadzie dwie rzeczy. Dieta i aktywność fizyczna.

Czy osoba niewidoma ma trudniej w stosowaniu tych reguł? Z czym się musi mierzyć i czy w ogóle da się to połączyć?

Poprzez głęboką wielowątkową analizę postaram się znaleźć odpowiedź na to pytanie.

Od ponad dwóch miesięcy trwa moja przygoda ze zdrowym stylem życia. Średnio co dwa tygodnie zjawiam się na wizycie w gabinecie wybranej przeze mnie pani dietetyk i garściami czerpię z jej specjalistycznej wiedzy oraz doświadczenia.

W pierwszej części niniejszego artykułu postaram się opisać, jak to wygląda z perspektywy osoby niewidomej – czym się kierować przy wyborze dobrego dietetyka, jak się przygotować do pierwszej wizyty, kto może skorzystać z takich porad, a komu bym ich nie polecała. Opiszę, jak może i powinna wyglądać pierwsza wizyta, czego dietetyk może od nas wymagać, jak dieta i plan żywieniowy, który otrzymamy po pierwszej wizycie, wpłynie na przeorganizowanie naszego rytmu dnia i stylu życia, gdzie zdobywać zdrową żywność, jak znaleźć miejsce na nowe produkty w naszej kuchni i wiele, wiele więcej trików, wskazówek oraz ciekawych porad. Zapraszam do lektury.

Dietetyka w pigułce

Zanim jednak przejdziemy do ciekawszej części artykułu, zacznijmy od poznania podstawowych tajników wiedzy.

Czym jest dietetyka?

To nauka o tym, jak funkcjonuje nasz układ pokarmowy w zależności od naszego wieku, aktywności, nawyków żywieniowych czy stanu zdrowia. Wiedza ta pozwala na poznanie tego, jak działa nasz metabolizm. Dietetyka uczy, jak konkretnej osobie czy grupie docelowej (np. drużynie sportowej, osobom starszym w domu opieki lub dzieciom w przedszkolu) dobierać zbilansowany jadłospis, w którym zawarte będą odpowiednie suplementy, minerały oraz inne makro i mikroelementy występujące w warzywach, owocach, nasionach i innych pokarmach nieprzetworzonych.

Gdzie możemy znaleźć usługi świadczone przez tę grupę zawodową?

Dietetyk pracuje nie tylko w gabinetach SPA, relaksacyjnych, kosmetycznych czy masażu.

Bardziej rozbudowane fitness cluby, również mają na swoim pokładzie drużynę doświadczonych dietetyków. Ponadto mogą oni znaleźć zatrudnienie w szkolnej, szpitalnej, a nawet hotelowej kuchni przy układaniu jadłospisów czy firmach cateringowych przy sporządzaniu menu posiłków do diet pudełkowych, o czym też będzie mowa poniżej. W laboratoriach badających pochodzenie i skład konkretnych potraw oraz w fabrykach je wytwarzających. Jednak najczęściej dietetycy pracują w swoich prywatnych gabinetach, poradniach żywieniowych, a nawet przychodniach.

Dietetyka, to wbrew pozorom, bardzo rozległa wiedza, zahaczająca o dziedzinę medycyny, farmaceutyki, a nawet psychologii. Dlatego tak ważne jest, aby wybrać dobrego, doświadczonego dietetyka.

Szerzej o tej dziedzinie nauki traktuje artykuł tutaj:

[https://www.medonet.pl/zdrowie,dietetyka—opis-dziedziny–rodzaje-dietetyki,artykul,1728377.html]

Co ciekawe, słowo „dieta”, kojarzy nam się z dietą odchudzającą, lub prozdrowotną. Nic bardziej mylnego, gdyż na diecie jest każdy z nas. Bowiem dieta,  to nic innego jak sposób naszego odżywiania się. Jemy, więc stosujemy dietę. Ważne tylko, jak ona wygląda.

Co wchodzi w jej skład. Czy dobrze, (co nie znaczy dużo) odżywiamy nasz organizm.

Ile dostarczamy mu białka, tłuszczy, czy węglowodanów. Bo to wszystko jest organizmowi potrzebne, tylko w odpowiednich proporcjach.

Specjalizacje dietetyki

Na dzień dzisiejszy wyróżnia się 3 typy usług dietetycznych.

Dietetyka kliniczna, Dietetyka sportowa, oraz zdobywająca coraz większą popularność psychodietetyka.

Najbardziej „wyuczony” zdaje się być dietetyk kliniczny. Dietetyka kliniczna, to bardzo ważna, jeśli nie naj ważniejsza specjalizacja. Jest nauką dotyczącą żywienia człowieka chorego. Osoba po dobrze zdanym dyplomie, powinna umieć dobrać dietę do konkretnej jednostki chorobowej, czy schorzenia, z jakim przyjdzie do gabinetu pacjent. (a może klient? O tym, jak duże znaczenie w tym przypadku może mieć semantyka, będzie w dalszej części tekstu). Dietetyk kliniczny, powinien umieć sporządzić i dopasować plan żywieniowy, cierpiącym na niewydolność nerek, cukrzycę, szerzącą się cywilizacyjną autoimmunologiczną chorobę zwaną Hashimoto, alergie, nie tolerancje pokarmowe, niedoczynność, lub nadczynność tarczycy, choroby układu krążenia, czy oddechowego, a nawet wszelkiego rodzaju nowotwory. W każdym z tych przypadków, jest grupa pokarmów, których przy danej chorobie nie powinno się spożywać, lub wręcz przeciwnie. Są one jak najbardziej przyjazne, pożądane i wspomagają leczenie. Dietę dobiera się też w zależności od stadium zaawansowania choroby, na którą cierpi pacjent. Dietetyk kliniczny musi wiedzieć, jak dobrać dietę kobietom cierpiącym na niepłodność (przy zespole policystycznych jajników, czy endometriozie). Komu służą i sprzyjają jakie posiłki, z wykorzystaniem jakich składników szkodzą w konkretnej chorobie, a które wspomagają nasze samopoczucie. Ja dzięki wizytom u dietetyka już wiem, że powinnam unikać brokuła, bo powoduje wzdęcia i nie lubi się z moją chorobą, potęgując złe samopoczucie i nasilenie jej objawów. Za to mogę jeść inne pokarmy, które sprawiają, że mam więcej energii, czuję się lepiej.

Ponadto dietetyk kliniczny powinien umieć odczytać wyniki badań moczu i krwi, Rozwinę jeszcze ten temat w dalszej części artykułu. Powinien wiedzieć, które pokarmy, minerały, zioła, (bo są takie), nie lubią się z konkretną grupą leków farmaceutycznych, powodując interferencję zachodzącą między przyswojonym pokarmem, a zażytym lekiem. To nic przyjemnego, a bywa to bardzo niebezpieczne dla naszego zdrowia, a nawet życia, dla tego każdy dietetyk, a w szczególności ten  kliniczny, musi być świadomy tego, co robi.

Jak widać, mimo, iż dietetyk, to nie lekarz, jednak spoczywa na nim wielka odpowiedzialność. Dlatego jeszcze raz podkreślę, jak ważne jest dobranie odpowiedniego specjalisty.

Kolejną dziedziną jest dietetyka sportowa. W tym przypadku dietetyk musi szczegółowo znać anatomię człowieka, konkretne grupy mięśni, oraz to, za co są one odpowiedzialne. Powinien umieć dobrać konkretną dietę skoczkowi narciarskiemu, piłkarzowi, atlecie, kolażowi, bokserowi, czy pływakowi. Musi wypisać plan żywieniowy zgodny z intensywnością jego treningów w danym dniu i konkretnym czasie, czy porze roku. Inaczej dieta będzie wyglądała, gdy sportowiec trenuje w sezonie, kiedy ma szczyt formy i zdobywa trofea, a inaczej kiedy okres jest luźniejszy i mięśnie nie są tak obciążone. Innych składników będzie również potrzebował sportowiec, który nabawił się kontuzji. Dietetyk sportowy powinien wiedzieć, czego taki zawodnik potrzebuje i jak wzmocnić dietą nadwyrężone partie mięśni, ścięgien, kości, czy stawów.

Inną dietę układa się maratończykowi, a inną kajakarce, jeźdźcowi konnemu, czy tenisistce, gdyż w każdej dyscyplinie wykorzystuje się inne grupy mięśniowe, inne warunki atmosferyczne panują na korcie, w ujeżdżalni, na skoczni narciarskiej, ,  czy na basenie. Z porad dietetyków sportowych korzystają nie tylko zawodowi sportowcy, ale też amatorzy. Np. ci, którzy ćwiczą na siłowni, czy biegacze.

Psychodietetyk. Kto to jest i co go wyróżnia?

Żeby dieta była skuteczna, byśmy się do niej przyzwyczaili i w pełni ją stosowali, musimy wszystko poukładać sobie w naszej głowie. psychoDietetyk jest po to, by nas zmotywować, znaleźć pomysł jak na nas wpłynąć, dotrzeć do nas z konkretnymi poradami, pomóc nam przejść przez kryzysy.  To się często przydaje przy odchudzaniu. Jak sobie uargumentować, żeby nie sięgnąć po czekoladę, albo zjeść tylko kostkę, a nie pół tabliczki. A jeśli już poddaliśmy się małemu grzeszkowi, to jak przestać się obwiniać. Trzeba wyczuć tę granicę, bo przecież wszystko jest dla ludzi.

Psychodietetyk poszuka z nami przyczyny, dlaczego nie osiągamy pożądanych efektów, podpowie co by tu jeszcze zmienić w swoim sposobie myślenia i odżywiania. Taki doradca, oprócz tego, że potrafi ułożyć nam zbilansowaną dietę, to jest trochę kimś w rodzaju coach’a, motywatora, takiej osoby, z którą zawsze można porozmawiać, jak nie wracać do swoich starych nawyków żywieniowych, odstawić nadmierną ilość kawy, herbaty, czy pokonać uzależnienie od innych używek, np. Palenie papierosów, czy spożywanie alkoholu. Psychodietetyk nie jest psychologiem czy psychoterapeutą, jednak jest on najlepszym rozwiązaniem dla osób, które mają problemy z akceptacją swojego ciała oraz były już na wielu dietach, które nie przyniosły długotrwałych rezultatów. Najkrócej rzecz ujmując, psychodietetyk łączy odżywianie się z stanem naszego umysłu.

Więcej informacji o specjalizacjach dietetyków w tym artykule:

[https://bonavita.pl/dietetyk-niejedno-ma-imie-specjalizacje-dietetyki-kiedy-do-kogo-sie-wybrac]

Kto może skorzystać z usług dietetyka?

Absolutnie każdy, kto tylko ma na to ochotę i dużo silnej woli, kto rzeczywiście chce coś zmienić w swoim życiu. Kto dojrzał do tego, że pizza, przesycone ciągnącym się serem makarony, schabowe, mielone, zawiesiste zupy zaprawione śmietaną i mąką  i inne treściwe obiadki od babci, mimo, że są przepyszne i znamy je od dzieciństwa, to nie jest coś, z czego organizm mógłby czerpać energię, nasycić potrzebnymi i wartościowymi składnikami odżywczymi każdą komórkę naszego ciała.

Jeśli rzeczywiście czujesz, że chcesz zacząć jeść inaczej, lepiej, zdrowiej, jeśli przybyło ci kilogramów, i źle się z tym czujesz, cierpisz na jakąś chorobę, albo jesteś w ciąży, czy też karmisz swoją pociechę, lub chcesz skonsultować co kiedy wprowadzić, by prawidłowo rozszerzyć jej dietę, śmiało możesz umówić się na wizytę. Dietetycy służą właśnie takim osobom.

Dietetyk nie tylko odchudza otyłych. Z jego porad mogą korzystać osoby niedożywione, np. z anoreksją, takie, które chciały by przytyć, bo same próbowały, jedzą, jedzą i mają taką przemianę materii, lub z jakiegoś innego ukrytego w organizmie powodu, nie mogą nabrać masy. Osoby mające anemię, lub inne niedobory, Seniorzy, którzy z wiekiem często przestają odczuwać potrzebę łaknienia, czy pragnienia, osoby niepełnosprawne, np. żywione poza jelitowo, lub posiadające stomię.

Ludzie, którzy przede wszystkim chcą zmienić wygląd swojego ciała, ale nie borykają się z żadnymi chorobami mogą skorzystać z porad zwykłego dietetyka. Ci, którzy dbają o zdrową cerę też znajdą w jego gabinecie źródło cennych porad. Włączenie do diety produktów prozdrowotnych, szczególnie zawierających magnez i witaminy z grupy B łagodzi stany zapalne skóry, ale także napięcie nerwowe i stres.

Dużo pisałam o tym, jak ważne jest trafienie do dobrego, doświadczonego specjalisty.

Jak zatem wybrać takiego dietetyka? Czym się kierować? I gdzie go znaleźć?

Zacznijmy więc od tego ostatniego zagadnienia. Jak szukać specjalisty.

Na początku warto zapytać rodzinę, swoich znajomych, czy kogoś by nam nie polecili. Wówczas będziemy mieli sprawdzone informacje z pierwszej ręki. Możemy podpytać osoby, które korzystały z usług konkretnego dietetyka, którego my również mamy na oku, jakie były jej wrażenia z pierwszego spotkania. O tym, jak się przygotować do pierwszej wizyty u dietetyka, oraz jak powinna ona prawidłowo przebiegać, również Państwu opiszę na dalszych stronach poradnika.

Jeśli natomiast poczta pantoflowa nie za działa i chcieli byśmy poszukać kogoś na własną rękę, dobrym pomocnikiem będzie oczywiście internet.

W znakomitej większości przypadków, liczący się na rynku dietetycy dysponują własną stroną internetową, albo kontem na portalach społecznościowych, z opisem swoich kompetencji, oraz osiągnięć. Dobrym pomysłem będzie także skorzystanie z serwisów internetowych,  generujących w jednym miejscu kontakty i opinie na temat wielu różnych specjalistów. Lekarzy, czy konkretnych firm.

Dobrym przykładem może być witryna „znany lekarz.pl. Ja właśnie tam znalazłam swoją Panią dietetyk, choć dietetyk, to nie lekarz, o czym warto pamiętać. Pani Karolina dysponowała też własną stroną internetową.  Ważne, aby ze strony wyłuskać wszelkie potrzebne nam informacje. W końcu powierzamy wybranej osobie nasze zdrowie i samopoczucie.

Głównym czynnikiem, na który należy zwrócić szczególną uwagę, przy wyborze odpowiedniego specjalisty dla nas, jest wykształcenie dietetyka. Ogromne znaczenie ma fakt, czy osoba oferująca swoje usługi ukończyła szybki kurs, czy jednak może się poszczycić dyplomem z uczelni wyższej. Na kursie nie ma mowy, aby ktoś nauczył się tak rozległej i specjalistycznej wiedzy, zwłaszcza, że szkolenia te często nie grzeszą długim czasem trwania, czy wysokim poziomem nauczania. To trochę tak, jak z masażystą. Inaczej będziemy się czuli pod opieką masażysty po kursie, który właśnie otworzył swój prywatny nowoczesny gabinet, a inaczej pod fachowym okiem kogoś z dyplomem o ważniejszej randze, mimo, że pracuje w jakiejś niewielkiej przychodni.

I tu ważna wskazówka. Niestety w Polsce brak jest regulacji prawnych dotyczących zawodu dietetyka i wiele osób nadaje sobie taki tytuł. Jednak  za dietetyków uważa się osoby, które ukończyły studia wyższe na kierunkach Technologia żywienia lub Dietetyka. Taka informacja powinna znaleźć się w opisie kompetencji danego specjalisty. Jeśli do niej nie dotrzemy, warto zadzwonić i dopytać o wykształcenie takiej osoby. Dobry dietetyk nie boi się pochwalić dokumentami poświadczającymi zdobytą przez niego wiedzę i umiejętności.

Każdy debiutant musi od czegoś zacząć, lecz jeśli nie chcemy się czuć, jak króliczki doświadczalne, szukajmy osoby, która posiada pewne doświadczenie praktyczne. Zwłaszcza wówczas, kiedy jesteśmy obciążeni jakimiś chorobami, czy schorzeniami.

Dodatkowo Aktywni i zaangażowani dietetycy często udzielają się w życiu publicznym, społecznym. Prowadzą różne warsztaty i pogadanki edukacyjne dla swoich pacjentów, ale nie tylko. W sieci jest też sporo youtuberów, którzy na swoim kanale motywują swoich odbiorców do działania, doradzają i ogólnie propagują zdrowy styl życia. Oglądanie takich filmików ma różne skutki, nie koniecznie pozytywne, na co i mnie udało się nadziać i o czym napiszę później.

Mogą się też Państwo spotkać z sytuacją, kiedy dietetyk zaproponuje skorzystanie z aplikacji na urządzenia  mobilne, która pomoże nam przy wypełnianiu dzienniczka, o czym za chwilę, czy zapisywania innych ważnych uwag. Nie każda aplikacja jest dla nas dostępna, powiedziałabym, że jest dokładnie odwrotnie, ale ja znalazłam taką, która może się osobą niewidomym przydać.

Nie polecam korzystać z usług specjalistów, którzy nie ukończyli studiów uprawniających do bycia „prawdziwym” dietetykiem. Można mieć dziesiątki szkoleń, poszerzać swoją wiedzę z zakresu powiązanych z dietetyką dziedzin, np. na temat zespołu drażliwego jelita, czy SIBO, albo z zakresu biznesu, poszerzania usług, trendów socjologicznych, ale jeśli dietetyk nie ma podstaw, to nie warto się narażać na kłopoty ze zdrowiem.

O tym, jak ważny jest prawidłowy wybór właściwego dietetyka, można przeczytać tutaj: https://zkaloriami.pl/jak-wybrac-dobrego-dietetyka/

Money, Money, Money…

Dobrze. Mamy już wybranego swojego dietetyka, z którym chcemy współpracować. Teraz może nasuwać się pytanie, czy podołamy finansowo. Czy nas na to stać? Ile powinniśmy  odbyć takich spotkań? Czy są jakieś karnety? Pakiety? Jak często powinnam przychodzić na wizyty?

Z mnóstwa poruszonych zagadnień kluczowym jest kwestia kosztów. Wiadomości są dwie. Dobra i zła. Zacznę od tej powierzchownie pozytywnej. Zdarza się, że dietetyk przyjmuje w przychodni lekarskiej, tzw. POZ. W przeważającej większości działalność ta ma charakter komercyjny, jednak w ramach walki z otyłością niektóre przychodnie przyjmują osoby z nadwagą na koszt umowy z narodowym funduszem zdrowia. O zgrozo, żeby się załapać na taką wizytę, trzeba mieć wysoki wskaźnik BMI. BMI przekraczające 30 kg/m2 i świadczące o otyłości zwykle upoważnia pacjenta do wizyt bezpłatnych, czyli upraszczając należy mieścić się w ustalonych przez konkretną przychodnie widełkach wskazujących na naszą otyłość. Wychodzi na to, o paradoksie, że im ważymy więcej, tym w pewnym sensie „lepiej”, bo mamy większą szansę na darmową wizytę.

Informacje zaczerpnęłam stąd: https://www.mp.pl/pacjent/dieta/lista/62037,porada-dietetyka-w-ramach-nfz

Jeśli chodzi zaś o to, ile kosztują same wizyty w prywatnych gabinetach dietetyków i co wchodzi w skład kosztów, to po pierwsze: Najczęściej jest to uwarunkowane tym, z jakiego miasta pochodzimy. Zazwyczaj jest tak, że w dużych miastach usługi mają dużo wyższą cenę, niż ma to miejsce w mniejszych miasteczkach. Nie inaczej jest w przypadku dietetycznego biznesu.

Według niezwykle interesującego raportu, przygotowanego przez redakcję Dietetycy.org.pl, wykonanego na grudzień 2019 roku , do którego odsyłam tutaj: https://dietetycy.org.pl/ceny-uslug-dietetycznych-w-polsce-2019/

Z powyższego raportu wynika, że konsultacja wstępna, z pomiarami antropometrycznymi ciała, czyli taka pierwsza wizyta, kosztować nas będzie od stu dwudziestu pięciu, do stu pięćdziesięciu złotych. Natomiast na wizytę kontrolną, przygotować sobie trzeba około osiemdziesięciu złotych. Jeśli zaś chodzi o ułożenie indywidualnego, dostosowanego do naszych upodobań i potrzeb planu żywieniowego, (tak, to osobno wyliczana usługa), to za tygodniowy jadłospis zapłacimy sto czterdzieści złotych, a dwutygodniowy dwieście złotych. Można więc skorzystać tylko z porad dietetyka, dowiedzieć się co możemy jeść, jakich pokarmów unikać, a możemy zadanie przygotowania nam spisu konkretnych posiłków zlecić dietetykowi. To zależy od zasobności naszego portfela i naszych preferencji. Ja zdałam się na moją Panią dietetyk i muszę powiedzieć, że potrawy, które mi zaproponowała, są w znakomitej większości pyszne, a ja czuję się po nich lepiej,. Ale nie zawsze było tak różowo, o czym później.

Wróćmy jednak do kosztów bycia na diecie. Istnieje też możliwość wykonania samej analizy składu ciała, i koszt takiej usługi, to około pięćdziesiąt zł.

Muszę przyznać, że moje doświadczenia nie pokrywają się zupełnie z wynikami raportu. Najprawdopodobniej dla tego, że mieszkam w  średniej wielkości mieście. Nie jestem w stanie podać konkretnych kwot jakie musiałam uiścić, , gdyż od razu zdecydowałam się na pakiet.

A no właśnie. Pakiety. Co to takiego i jak to działa?

Dietetycy, by zachęcić i utrzymać swoich pacjentów, muszą być bardzo kreatywni, więc wymyślają coraz to nowe na to sposoby. Jednym z nich są pakiety, czyli np. kupujemy kilka wizyt na raz, co powoduje spadek ceny ogólnej, w przeciwieństwie do tego, gdy byśmy za każdą wizytę co spotkanie płacili osobno. Z tej możliwości ja właśnie skorzystałam, za 6 wizyt, czyli około trzy miesiące, w tym analiza składu ciała, wstępna wizyta, oraz plan żywieniowy do każdej z sześciu wizyt, zapłaciłam ponad sześćset złotych. Dlatego właśnie piszę, iż moje koszty nie pokrywają się z tymi, uwzględnionymi w przytoczonym raporcie. Co nie oznacza, że jest on niewiarygodny.

Wyniki pokazują, iż usługi dietetyczne z roku na rok są coraz droższe. W stosunku do roku dwa tysiące osiemnastego, konsultacja wstępna zdrożała o prawie osiemnaście procent, wizyta kontrolna to wzrost o ponad piętnaście procent, a siedmiodniowy plan żywienia aż o ponad dwadzieścia osiem procent, natomiast dwutygodniowy, niemal trzydzieści sześć procent.

Skąd tak gigantyczny wzrost cen? Dodajmy, że gdy raport został opracowany, koronawirus, z którym borykamy się w Polsce od marca dwa tysiące dwudziestego roku, nie miał wpływu na gospodarkę.

Wzrost cen wynika z coraz większego wachlarza usług, jakie oferują poradnie dietetyczne, oraz z faktu, iż dietetycy coraz więcej wiedzą, stale podnoszą swoje kwalifikacje, oferując coraz to nowe badania i metody „leczenia”.

To nie koniec listy długoterminowych pakietów, z jakich możemy wybierać. Są też pakiety dla osób cierpiących na konkretne schorzenia, pakiety ślubne, bardzo popularne pakiety dla par, sportowe, dla starających się o dziecko, dla kobiet w ciąży, dla mam karmiących piersią, dla dzieci, niemowląt, etc…

Porady dietetyczne on-line, (których ja osobiście nie polecam, opowiem dla czego), średnio są tańsze o dwadzieścia pięć procent.

Portal Dietetycy.org.pl, przestrzega przed kupowaniem tanich jadłospisów od rzekomych dietetyków. Zdarza się, że ktoś oferuje nam sporzodzenie takiego menu, za kilkanaście złotych.

Oferta jest kusząca i możemy sobie ją tłumaczyć tym, że przecież  dietetyk posiadający grupę pacjentów w sieci, może sobie pozwolić na obniżanie kosztów, gdyż może ma po prostu więcej ludzi, niż gdyby przyjmował lokalnie w gabinecie, za którego wynajem musiałby słono płacić. Prawda jest jednak inna. Często tacy oszuści, zapewniający nas, że dopasują jadłospis do naszych spersonalizowanych preferencji, wysyłają taśmowo jeden i ten sam plan żywienia do wszystkich swoich pacjentów, traktując ich bardzo masowo.

Skoro wiemy już jakiego wybrać dietetyka, ile może nas kosztować korzystanie z jego usług, to teraz warto omówić, jak w ogóle wygląda taka wizyta? jak się do niej przygotować? I na co zwrócić uwagę?

Kiedy zadzwonimy, by ostatecznie zaklepać termin wizyty, warto już w tym momencie opowiedzieć recepcjonistce, czy bezpośrednio dietetykowi do którego chcemy się dostać, kilka słów o sobie. Przede wszystkim, dla czego chcemy pójść do dietetyka, jakie mamy choroby, jakie jest nasze samopoczucie. Pozwoli to dietetykowi podjąć decyzje, które badania zlecić do wykonania przed wizytą. Oczywiście nie dostaniemy na nie skierowania, bo dietetyk nie ma takich uprawnień, więc będzie trzeba wykonać je na własny koszt. Może się tak zdarzyć, iż w laboratorium trafimy na jakąś promocję, albo tzw. Dni konkretnych badań, wówczas za część z nich nie zapłacimy wcale.

Badania warto zrobić, pozwolą one ocenić dietetykowi nasz stan zdrowia. Jakie mamy niedobory, a jakich pierwiastków chemicznych w naszym organizmie jest za dużo, np. sodu, magnezu, czy potasu, badania dadzą też ogląd, czy nie mamy zakwaszonego organizmu, lub ile wytwarzamy przeciwciał.

Na podstawie analizy składu ciała, co będzie miało miejsce na każdej wizycie, oraz zaleconych badań, dietetyk ułoży zbilansowany dedykowany tylko nam, plan żywienia.

Najczęściej proponowanymi pacjentom badaniami jest oczywiście morfologia, OB, badanie moczu, insulina, profil lipidowy –(cholesterol i triglicerydy), TSH, – (badanie to pozwala określić stan funkcjonowania naszej tarczycy), choroby tarczycy stanowią dziś coraz większy problem w społeczeństwie. Poziom witaminy D3 w naszym organizmie i wiele, wiele innych.

Po więcej bardziej szczegółowych informacji, zapraszam do tego artykułu: https://bonavita.pl/laboratoryjny-must-have-czyli-badania-ktore-nalezy-wykonac-przed-wizyta-u-dietetyka

Dobry dietetyk będzie egzekwował od nas przedłożenia wyników badań, by móc rzetelnie podejść do sporządzenia jak najlepszego jadłospisu z uwzględnieniem stanu naszego zdrowia.

Dlatego, co bardzo ważne, nasza dieta wcale nie musi służyć innej osobie. To nie działa tak, że po wizycie i otrzymaniu planu, ja teraz zacznę gotować te dania dla wszystkich domowników. W ten sposób możemy im wyrządzić  krzywdę, gdyż osoba, która będzie spożywać „nasze” posiłki, przez tydzień, albo 2, może pogorszyć swój stan zdrowia, gdyż okaże się, że osoba ta miała nadaktywność jakiegoś pierwiastka w swoim organizmie, , a my jego niedobór, więc dietetyk przemycił nam go w odpowiednim jedzeniu, a my wpakowaliśmy je w naszego domownika. Skutki takiego myślenia mogą być przykre. Oczywiście, możemy kogoś poczęstować naszym posiłkiem, ale od czasu, do czasu i w mniejszej ilości, tak tylko na spróbowanie.

Z pozytywnym nastawieniem, wynikami badań w ręku, stawiamy się w umówionym dniu, przed gabinetem naszego dietetyka.

Jak powinna przebiegać nasza wizyta i czego możemy się spodziewać?

Na samą wizytę, musimy sobie przeznaczyć co najmniej godzinę, do dwóch. W tym czasie dietetyk powinien z nami przeprowadzić bardzo szczegółowy wywiad. Co nas do niego sprowadza, co chcielibyśmy z mienić, jakie są nasze cele, ile sobie dajemy czasu na ich zrealizowanie, jak wygląda nasz dobowy rytm życia. Czy chodzimy do pracy, o której wracamy. Pozwoli to dietetykowi wstrzelić się o odpowiedniej porze z konkretnym posiłkiem. Zazwyczaj jest to od trzech, do pięciu posiłków.

W zależności od potrzeb.

Moje godziny żywienia na początku wyglądały następująco: 9:00 pierwsze śniadanie, o 12:00 – drugie śniadanie, o 15:00 obiad, 18:00 podwieczorek i o 21:00 kończyłam mój dzień kolacją.

Od razu pozwolę tu sobie obalić pewien mit, to nieprawda, że ostatni posiłek powinniśmy jeść o godzinie osiemnastej. To wszystko zależy od tego, kiedy kładziemy się spać, co robimy po kolacji.

Albo ten, że osoby borykające się z Hashimoto, nie powinny spożywać glutenu.

Łącznie na początku miałam pięć posiłków, ale to się u mnie nie sprawdziło. Czułam się usidlona, nic nie mogłam zrobić, nigdzie wyjść, bo zaraz trzeba było wracać i jeść. Poza tym na początku, kiedy powiedziałam, że potrafię gotować, co jak najbardziej jest prawdą, mój plan żywienia składał się z wielu dość pracochłonnych posiłków. Bywało, że potrawę na obiad gotowałam na trzech polach kuchenki jednocześnie. Na jednym garnek z gotowanymi warzywami, na drugim rondelek z kaszą, a na trzecim na patelni grillowało się mięso. Czułam się załamana, przytłoczona i przemęczona. Od razu po tygodniu napisałam do swojej dietetyczki, że to nie może w ten sposób wyglądać. Zupełnie czym  innym jest ugotować czasem obiad, a co innego przyrządzać dzień w dzień po 5 posiłków. Bywało, że z kuchni wychodziłam na godzinę, półtorej i znów wracałam, by zrobić kolejne danie. Dlatego teraz mam zmniejszoną częstość jedzenia do czterech razy dziennie, , ale co za tym idzie, muszę zjadać większe porcje.

Stałymi posiłkami są pierwsze śniadanie, obiad i kolacja, natomiast drugie śniadanie, jem na przemian z podwieczorkiem, w zależności, jakie aktywności mam do wykonania w konkretnym dniu, czy nie muszę gdzieś wyjść po śniadaniu, czy nie muszę się bardziej skupić w pracy i nie mogę się od niej odrywać.

Teraz moje posiłki są dużo prostsze. Zamiast sałatek, mam kanapki z warzywami, a zamiast rzadkich zup, zupy kremy. Wszystko po to, bym nie musiała tyle kroić, co bardzo wydłużało moją pracę w kuchni. I o to właśnie chodzi, żeby dieta była jak najbardziej spójna z nami, naszymi upodobaniami. Jeśli nie lubisz koktajlu, zrób owsiankę. Jeśli chodzisz do pracy, wracasz późno, nie masz kiedy ugotować obiadu, zrób go na 2 dni. To nie zepsuje twoich rezultatów. Nadal będziesz na diecie. A obiad, czy drugie śniadanie zawsze można wziąć do pracy.

Są lunchboxy, specjalnie dedykowane pojemniki z widelczykiem i łyżką, mogą też być z przegródkami. Nakładamy obiad, wkładamy do torby termicznej, i już możemy zjeść swój posiłek w każdym mieście. Są też lunchboxy, które można włożyć do mikrofalówki. Ja dysponuję takim, który sam podgrzewa mi posiłek. Jest dołączany kabelek, a pod spodem pod pojemniczkiem, gdzie trafia obiad, umieszczone są grzałki. Działa i spełnia swoją rolę. To dla tych, którzy nie mają możliwości podgrzania własnego posiłku, a nie chcą nic zamawiać z punktów gastronomicznych.

Tu znalazłam taki wypaśny:

[https://www.bonami.pl/p/elektryczny-pojemnik-na-obiad-innovagoods?gclid=Cj0KCQjws536BRDTARIsANeUZ58CSKiI4ZUlOPe2ll7JTZzC4TNMI9XrG8M9jBjzGQgzMd1Edyofb2YaAruAEALw_wcB]

Wracając jednak do pierwszej wizyty i tego, co się może jeszcze na niej za dziać.

Fachowy dietetyk zapyta na pewno, jakich potraw, czy składników ktoś nie lubi. Im więcej podamy, tym lepiej. Ja, mimo, że to była już moja czwarta wizyta i czwarty plan żywienia, dostałam propozycję spożycia owsianki ze śliwkami. Sęk w tym, że nie za bardzo przepadam za tymi owocami. Im więcej powiemy, tym lepiej. To działa też w drugą stronę, dietetyk zapyta, co lubimy jeść. Padnie też pewnie pytanie, jak wyglądały posiłki sprzed np. trzech ostatnich dni. Ja już przy pierwszym zamawianiu wizyty dostałam taką informację od mojej Pani dietetyk, żebym zapamiętała, co jadłam. Na tej podstawie dietetyk poznaje nasze nawyki żywieniowe. Powiedzmy śmiało, ile razy jemy w tygodniu pizzę, frytki, czy inne przetworzone dania. Mi też się nadal zdarza zjeść pierwszy posiłek po godzinie piętnastej. Powiedz śmiało, jeśli podjadasz, jeśli w nocy uskuteczniasz wędrówki do kuchni do lodówki. Nie ma co się tego wstydzić i ukrywać. To wszystko dla naszego zdrowia i lepszych rezultatów.

Analiza składu ciała. Co to?

Nie opuścimy gabinetu dietetyka, bez wejścia na specjalne urządzenie, które wykona wszelkie pomiary i „zawartość” naszego ciała.

Przed wejściem na urządzenie, dietetyk ustawi jego parametry, pytając o nasze dane. Ile ważymy, (tak wstępnie), bo oczywiście analizator to zweryfikuje, jaki mamy wzrost i wiek.

Kto nie może korzystać z analizatora?

Osoby posiadające rozrusznik serca, oraz inne elektroniczne urządzenie wewnątrz swojego ciała. Np. elektrostymulator, niezbędny do poprawnego działania implantów słuchowych.

Jak wygląda analizator?

Składa się on z dwóch części. Przynajmniej ten, z którego korzysta wybrana przeze mnie Pani dietetyk. Pierwsza część przypomina wagę łazienkową, tyle, że większą i grubszą. Druga część, w moim przypadku bezprzewodowa, odrębna, to przedmiot, który podczas pomiarów trzymamy w rękach, stojąc na wadze. Przyrząd jest podłużny, zaciskamy na nim obie ręce, ma wyprofilowanie inne na kciuk i inne na resztę palców.

Analizator, który ja testowałam, niestety nie jest dla nas intuicyjny. Wchodząc na niego stopy muszą natrafić dokładnie na specjalnie umieszczone, (wtopione w urządzenie), elektrody.

Dla osób widzących, są one dobrze oznaczone, ale dla nas niewidomych nie.

Mylić dodatkowo może chropowatość i wyprofilowanie urządzenia, które sugerowałoby jak stopy ustawiać. Ja zawsze kiedy wchodzę na analizator, popełniam ten sam błąd, ustawiając stopy według wypukłych wzorków.

Pani dietetyk już wie, jak mi skorygować stopy. Daje mi wskazówki która część, której stopy ma być przestawiona, np. palce lewej stopy mam przesunąć w prawo, ale piętę prawej, do zewnątrz, albo całą stopę cofnąć. Jeśli trafimy na tak niedostępny analizator, warto powiedzieć dietetykowi, żeby nas pokierował. Podczas koronawirusa jest to utrudnione, gdyż trzeba zachować dystans, więc nie każda osoba podejdzie do analizatora na którym stoimy i nie pomoże nam poprawić stup fizycznie, Dlatego na początku, dopóki nie ustalicie sobie Państwo jak się komunikować w tym względzie, może być potrzebna obecność kogoś widzącego, kto pokaże nam, jak ustawiać stopy.

Taka sama sytuacja ma miejsce w przypadku drugiego komponentu urządzenia. Przy pierwszej wizycie trzeba dobrze poznać, gdzie i jak ustawiać palce, analizator, który mi robi pomiary, ma w tym przypadku intuicyjne wyprofilowanie, tak, że palce w zasadzie same się poprawnie układają. Ale na początku trzeba się tego nauczyć. Korzystałam tylko z jednego urządzenia, więc nie mam możliwości opisania, jak to jest w przypadku innych analizatorów.

Co nam daje taki pomiar?

Stojąc na analizatorze, jeśli jesteśmy poprawnie ustawieni i dobrze trzymamy w rękach dostawkę, urządzenie zacznie charakterystycznie pikać, podobnie do pulsoksymetru. Oznacza to, że trwa analiza składu naszego ciała. Zakończenie operacji uwieńczone jest czterodźwiękową melodyjką.

Mnie się zdarzyło, że trzeba było powtórzyć badanie, gdyż w trakcie jego trwania, poruszyłam stopą. Podczas analizy należy stać spokojnie, nieruchomo i raczej wówczas nie rozmawiamy. Pozwalamy urządzeniu wnikliwie przeskanować nasze ciało.

Po udanym badaniu, wychodzi wydruk, dokładnie opisujący stan naszego ciała. Jeśli nie chcemy, nie musimy brać go ze sobą, gdyż dietetyk powinien bardzo szczegółowo i skrupulatnie omówić z nami wyniki.

Czego się możemy dowiedzieć z pomiaru antropometrycznego?

Przede wszystkim ile tak naprawdę ważymy, w jakim miejscu naszego ciała ile mamy tkanki tłuszczowej, jak wygląda stan naszych mięśni, czy nie mamy obtłuszczonych organów wewnętrznych, (serce, wątroba).) Ile mamy nadwagi, lub niedowagi, ile mięśni i czy nie mamy ich zaniku, jak wygląda proporcja między talią, czyli najchudszym miejscem naszego tułowia, a linią bioder. Analizator pokazuje konkretne części ciała. Z czego składają się nasze ręce, nogi,  ile procent w nich to tłuszcz, woda, a ile zawierają one mięśni. Wskazuje, czego mamy za dużo, a nad czym musimy popracować, by to rozbudować. Oprócz procentów, analizator podaje zawartość w kilogramach. Ile waży nasza jedna ręka, czy noga,, Ile w danym miejscu mamy np. tłuszczu, czy mięśni, a jaka jest dopuszczalna norma. Można się mocno zdziwić, co przez lata udało nam się wyhodować. Jeśli do dietetyka przychodzimy z nadwagą oczywiście, co ma miejsce w moim przypadku, dla tego będę się odnosić do tego stanu rzeczy.

Dla mnie, analizator, którym mierzy stan ciała swoich pacjentów „moja” pani dietetyk, ma jedną pokaźną wadę. Nie ma funkcji zmierzenia naszego wzrostu. Myślę, że wyniki były by jeszcze bardziej miarodajne, gdyby urządzenie potrafiło zmierzyć wysokość naszego ciała, a nie tylko jego obwód w konkretnym miejscu. Często się zdarza, że nie pamiętamy, nie wiemy dokładnie ile mierzymy. Może metr sześćdziesiąt coś? Bardzo mi tego brakuje w gabinecie u dietetyka.

Być może gdzie indziej dietetycy dysponują takimi analizatorami, które mają wbudowaną tę funkcję, a nie tylko możliwość wpisania z komputera miary, jako jednego z parametrów.

Po wywiadzie, wglądzie w wyniki badań laboratoryjnych i pomiaru antropometrycznego, dietetyk ma całkiem pokaźne źródło informacji o nas. Na tej podstawie będzie przygotowywał plan żywienia. To nie jest tak, że z wizyty wychodzimy z jadłospisem w ręku. Ja swój plan żywienia dostaję drogą mailową, jakieś 5 dni po wizycie. Zauważmy, że do gabinetu przychodzi dość sporo pacjentów, a potem dietetyk musi jeszcze usiąść i każdemu z osobna sporządzić taki plan żywienia.

Za nim wyjdziemy z gabinetu, nie zapomnijmy jeszcze omówić ze swoim dietetykiem, co ile mamy stawiać się na wizycie. Ja zjawiam się co dwa tygodnie.

Jest jednak kilka bonusów, które dietetyk może nam wręczyć, przed upływem końca spotkania.

Mogą to być jakieś książki, broszurki, często w wersji papierowej, która jeżeli jesteśmy pozbawieni wzroku, do niczego nam się nie przyda. Warto wówczas zapytać specjalistę, czy nie dało by się przesłać nam materiałów np. drogą mailową, uprzednio przygotowując je tak, aby stały się dla nas dostępne. Np. przesyłając plik w formacie .docx. Nie polecam prosić o pdf’y, gdyż najczęściej mają one formę graficzną. Treści są umieszczane na kolorowych paskach, diagramach, przez co nasz screenreader nie umie nam tego odczytać.

Najbardziej dostępny format pliku potrzebny jest do odczytu planu żywienia, oraz do dzienniczka, czy też fitplannera.

Do czego służy dzienniczek?

To część całego fitplannera. Na stronach dzienniczka, zapisujemy jak nam idzie stosowanie diety, co dziennie, skrupulatnie zapisujemy co jedliśmy, ile, czy nam smakowało, co chcielibyśmy zmienić, co nam nie wyszło i dla czego. Czy był czas kiedy nie stosowaliśmy się do nowych zaleceń i co go spowodowało. Ja powinnam codziennie zapisywać ile kubków wody wypiłam i, ponieważ mam z tym duży problem, ile razy byłam na spacerze, ile razy miałam jakąkolwiek aktywność fizyczną.

Początkowy stan dzienniczka wygląda tak, że mamy po wpisywane konkretne daty, oraz swego rodzaju rubryczki. Graficznie, to zapewne jest dużo bardziej uporządkowane w tabelki, mi pani dietetyk po prostu skopiowała treść grafik do worda. W rubryczkach oprócz daty mam następujące pola do wypełnienia:

  • Dieta, tu wpisuje jak idzie mi jej stosowanie.
  • Aktywność fizyczna, wpisuję w konkretną datę, czy była, czy nie,
  • Woda, czyli podaje ile w danym dniu udało mi się wypić płynów.

to, jak sobie wyliczać i kontrolować ile wypijamy dziennie kubków wody, również opiszę.

Fitplanner, czy to jest potrzebne?

Fitplanner, to również bardzo graficzny dokument, który jednak da się dla nas udostępnić i uprościć. W fitplannerze mogą znaleźć się informacje, takie jak:

  • Jaki jest nasz cel, czyli po co nam ta dieta,
  • Jaki jest nasz główny, nadrzędny cel, bo niekoniecznie musi być to po prostu schudnięcie, moim celem np. jest to, by nauczyć się zdrowo odżywiać, i gdy poczuję, że jestem już wystarczająco wyedukowana i silna, by nie korzystać już z porad dietetycznych, nie powrócić do starych nawyków żywieniowych i nie nabawić się efektu jo-jo.
  • Jakie są twoje wszystkie cele, które skłoniły cię do skorzystania ze zdrowej diety?

Tu wpisujemy każdy nawet najdrobniejszy pozytywny argument. To jest bardzo ważne, bo fitplanner, ma nam pomóc w chwilach załamania, zwątpienia i braku motywacji, przez co ja właśnie teraz przechodzę. Gdy spojrzymy sobie na to, co nam przyświeca, poczujemy przypływ  energii i siły.

  • Co nam może przeszkodzić w zrealizowaniu naszych celów?

Powodów może być mnóstwo i każdy z nas będzie miał zupełnie inne, dlatego warto je tutaj wymienić. Mi zapewne będą przeszkadzały weekendowe dojazdy na studia.

  • Jak zamierzamy sobie z tymi przeciwnościami poradzić?
  • Ile czasu dajemy sobie na zrealizowanie głównego celu?

Nie warto wpisywać miesiąca, czy dwóch. Nawyków żywieniowych nie nabiera się z dnia na dzień. To żmudny i długotrwały proces, ale efekty widać. Kiedyś, musiałam zawsze patrzeć ile gramów czego mam dokładać, np. podczas sporządzania jogurtu z owocami na śniadanie. Teraz już wiem, że truskawek mogę użyć 150 g, ale malin tylko 100 g, że wiórek kokosowych mam dodać 12 g, ale zmielonego uprzednio siemienia mielonego, raczej 10 g. Jeśli czasem sypnie się nam czegoś odrobinę za dużo, (tak do pięciu gramów) to nie ma dramatu. Ważne, żeby tego nie robić celowo.

Plan żywienia. Jak to wygląda?

To spis wszystkich posiłków, które są spersonalizowane pod kątem , naszej aktywności, czasu pracy, naszego stylu życia, tego o której chodzimy spać, jak wypoczywamy, leżąc na kanapie, czy spędzając czas na powietrzu. Od tego będzie zależała wielkość danego posiłku, jego wartość energetyczna, kaloryczna itp.

Przykładowy dzień z planu żywieniowego:
Poniedziałek.

Śniadanie:

Owsianka z malinami i amarantusem ekspandowanym.

Składniki:

Płatki owsiane, – 40 g,

Maliny – 100 g,

Jogurt naturalny, w moim przypadku z dwuprocentową zawartością tłuszczu, – 160 g,

Amarantus ekspandowany – 30 g,

Sposób przygotowania:

Płatki owsiane uprażyć na grillowej patelni, wymieszać jogurt z amarantusem i uprażonymi płatkami owsianymi, na wierzch położyć maliny.

Drugie Śniadanie:

Koktajl z awokado i bananem.

Składniki:

1 średni banan,

Awokado – 30 g,

Jogurt naturalny 2 % tłuszczu – 160 g,

Wiórki kokosowe – 12 g,

Sposób przygotowania:

Do blendera wrzucić wszystkie składniki i zblendować je na koktajl.

Obiad:

Zupa krem z ciecierzycy i kurczaka.

Składniki:

Pierś z kurczaka – 100 g,

Marchew 40 g,

Ciecierzyca w zalewie w puszcze – 67 g,

Pomidory suszone na słońcu -14 g,

Chleb żytni – 70 g.

Sposób przygotowania:

Ugotować mięso, oszymać wodę,

Dodać po 15 minutach warzywa i gotować jeszcze 20 minut.

Po czym zblendować zupę na krem.

Kanapki zapiec w tosterze na grzanki.

Podwieczorek.

Kanapka z pastą z czerwonej fasoli.

Składniki:

Sałata zielona, 5 liści – 10 g,

Pomidorki koktajlowe – 100 g,

Czerwona fasola w puszcze – 30 g,

Olej rzepakowy tłoczony na zimno, 5 ml,

Przyprawy wedle uznania.

Sposób przygotowania:

fasolę z olejem i przyprawami ugnieść na pastę i posmarować nią chleb, na pastę położyć sałatę zieloną, lub szpinak, dodatkowo zjeść pomidorki koktajlowe.

Kolacja.

Omlet z papryką.

Składniki,

Jaja kurze, 50 g,

Papryka czerwona – 50 g,

Mąka w moim przypadku orkiszowa, 10 g,

Przyprawy.

Sposób przygotowania:

Jajka roztrzepać w misce, dodać do nich mąkę paprykę i przyprawy. Wszystko wymieszać i wylać na rozgrzaną patelnię.

Uwaga. W ślad za tym, co pisałam, o nie eksperymentowaniu z czyjąś dietą na sobie, zalecam nie korzystać z przepisów. Wymyślałam je z głowy, gdyż mają one na celu pokazanie, jak może wyglądać taki plan żywienia.

Wielu z czytelników przeglądając przepis na śniadanie, zastanawiało się pewnie, co to jest ten amarantus ekspandowany?

Będąc na zdrowej diecie, spotkacie się Państwo z nie znanymi dotąd pokarmami. Dieta, to niesamowity powód do tego, by poznawać nowe, ciekawe smaki.

Amarantus, to małe niewinne ziarenka. Ot, taka drobniutka kaszka.  Przed poddaniem  odpowiedniej obróbce nie jest zbyt smaczny. Jednak gdy go rozdmuchamy, uprażymy, trochę jak ryż preparowany, czy popcorn, staje się leciutki i chrupiący. Można nim zagęścić wiele potraw, służy też jako zamiennik panierki do mięsa, a fit słodkościom, bo są takowe, nada swego rodzaju „wafelkowości”. Absolutny must have w mojej kuchni.

Wracając do planu żywienia. Ogromną zaletą dietetyka jest umiejętność takiego zarządzania żywnością w posiłkach, żeby nic się nie zmarnowało. Przykładowo, jeśli na obiad mam makaron z połową opakowania łososia, to jutro na kolację, będę miała drugą porcję na kanapkę. Jeśli na śniadanie mam pastę z ciecierzycy, czy z fasoli, to jutro dokończę zawartość puszki, wrzucając ją do zupy. Jeśli dzisiaj mam owsiankę z borówką, to jutro mam na bazie tych owoców koktajl. Pozwala to bardzo zaoszczędzić pieniądze, a przede wszystkim tak gospodarować, byśmy nie wyrzucali jedzenia do śmieci. Wiadomo, że jeżeli kupie za dużą cukinię, bo innej nie było, a mi jest potrzebne tyle i tyle gram, to reszta mi w lodówce zostanie, ale raczej dietetycy starają się tak konstruować plan żywienia, żeby nic nie zostało.

Waga, czy miara kuchenna. Co lepsze?

Może się zdarzyć, że w planie będziemy mieć kilka opcji do wyboru, jeśli chodzi o odmierzanie składu posiłków. W moim planie zawsze najpierw widnieje miara kuchenna, (garść, szczypta, liczba sztuk, łyżka, łyżeczka, szklanka). Moim zdaniem jest to bardzo mylące i nie dokładne, bo przecież każdy ma inną rękę, w związku z tym jego garść może być mniejsza, lub większa. Szklanki też są różne, mają przedziwne kształty. Łyżki stołowe są bardziej płaskie, mniej płaskie, większe, mniejsze, dlatego ja z takiego sposobu miary nie korzystam. Konsultowałam tę sprawę z panią dietetyk i ona przyznała mi rację, natomiast nie może nakłonić nikogo, do zakupu wagi, stąd ta alternatywa. Na szczęście obok miar kuchennych, mam podaną dokładną gramaturę jaką powinnam użyć przy danym produkcie.

Jak odważać produkty?

W sklepach ze sprzętem dla niewidomych można dostać mówiącą wagę kuchenną. Z moich analiz wynika, że na rynku warte uwagi są dwie. Jedna bardziej zaawansowana, która odmierza również wartość płynów, co nam się bardzo może przydać, chociażby do wlania odpowiedniej ilości wody, czy oleju, oraz druga znacznie uboższa, ale też znacznie tańsza. Tę bardziej zaawansowaną dostaniemy np. w sklepie ECE, o tutaj: http://www.ece.com.pl/index2.php?page=shop.product_details&flypage=flypage.tpl&product_id=254&category_id=29&option=com_virtuemart&Itemid=2, a tę tańszą, bardziej podstawową, np. w sklepie Lumen – https://lumen.pl/p/41/167/mowiaca-waga-kuchenna-wagi-mowiace-sprzet-codziennego-uzytku-oferta.html

Ta tańsza ma szklaną większą taflę, czego bardzo mi brakuje w wadze od firmy Caretec, tej droższej, w którą ja zainwestowałam. Powierzchnia ważąca jest stosunkowo mała, więc nie zmieści się nam np. patelnia, na którą chcemy po kolei dokładać i doważać składniki. Taką funkcję w wagach nazywamy tarowaniem i jest ona dostępna zarówno w tańszej wadze, jak i w tej z możliwością odmierzania płynów w mililitrach. Do wyboru mamy mleko, wodę, lub olej. Każda z tych cieczy ma inny ciężar właściwy. Produkty takie jak jogurty, koktajle, odmierzamy w gramach, nie w mililitrach, co wydaje się bardziej intuicyjne.

Jeśli chodzi o cenę tańszej wagi, to ona oscyluje w granicach 400 zł, a ta bardziej zaawansowana kosztuje około 700 zł.

Jak zapanować nad organizacją żywności?

Pamiętam moje pierwsze zakupy, po otrzymaniu planu żywienia.

Wielkie siaty nowych produktów. Inny cukier niż do tych czas, (o erytrytolu i ksylitolu jeszcze opowiem), inny olej, makaron, (teraz używam orkiszowego, lub z pszenicy Durum), inna mąka, kasza bulgur, której wcześniej w mojej kuchni bym nie uświadczyła, inny chleb, brak masła, a zamiast niego dojrzałe awokado. Gdzieś to wszystko trzeba było pomieścić. Nie mogę pozbyć się poprzedniej żywności, bo nie mieszkam sama, a mój współdomownik na diecie nie jest. Podzieliliśmy się szafkami, ja mam swoje produkty w innej szafce, żeby się nam nie myliły, a mąż w swojej. Lodówka też jest podzielona na pół. Wygląda to może, jak byśmy toczyli ze sobą wojnę, się nie znosili i nie dzielili jedzeniem, ale to po prostu dla naszej wygody. O pomyłkę nie trudno. W końcu kasza to kasza. Jęczmienna? Jęczmienna. Tylko że moja jest BIO. Jeśli mąż z niej skorzysta, może mi zabraknąć do konkretnego dania, do którego ją zakupiłam.  To taki przykład. Kiedyś makarony były u nas w jednym miejscu, i każdy produkt miał gdzie stać, teraz trzeba było to pomnożyć razy 2.

Jak ujarzmiłam niesforne produkty sypkie?

Odkąd jestem na zdrowej diecie, więcej mam produktów sypkich. Kiedyś po prostu kupowałam jakąś gotową mieszankę musli i dodawałam ją do jogurtu z owocami. Teraz osobno mam płatki owsiane, otręby pszenne, siemię lniane itp. Jak nad tym za panować, żeby się nam wszędzie nie sypało?

Wiemy jak to jest z foliowymi torebeczkami, w które pakowane są takie produkty. Bardzo szybko się drą, a poza tym, jeśli otworzymy któryś produkt, często nie da się już go zamknąć i narażony jest on na wilgoć. W ten sposób produkty tracą swoje właściwości, które się utleniają i zmieniają smak.  Mimo wszystko opakowania zamykane hermetycznie, strunowo, to jeszcze w Polsce rzadkość. Dlatego ja produkty sypkie przechowuję w pojemniczkach. Staram się, żeby każdy z nich miał inny kształt, czymś się wyróżniał, bym łatwiej zapamiętała co w czym mam. Jeśli zaś braknie mi pojemnika na jakiś produkt, w zapasie mam takie klamerki spinające opakowanie, w którym kupiliśmy taki sypki produkt. Nawet jeśli podczas otwarcia opakowanie się nam rozedrze, zawsze możemy je skręcić i spiąć taką klamerką. To działa tylko do pewnego czasu, bo gdy rozdarcie pójdzie dalej, to opakowanie nadaje się do wyrzucenia i produkt i tak trzeba przesypać w coś innego.

Klipsy można zakupić choćby tutaj: https://orionagd.pl/product-pol-1871-Klipsy-do-opakowan-zywnosci-8-szt-ORION.html

Czy trzeba kupować jakieś specjalne pojemniki spożywcze?

Absolutnie nie. Jeśli kończy nam się biały kanapkowy serek, taki w kubeczku z pokrywką, nie wyrzucajmy tego opakowania do kosza. Wymyjmy je starannie, pozostawmy do dokładnego wyschnięcia i odłóżmy pojemniczek do szafki. Gwarantuję że wam się przyda. Jeśli nie na produkty sypkie, to chociażby na mrożoną natkę.

W ten sposób możemy dać nowe życie wiadereczkom po kwaszonych ogórkach, pudełku po margarynie, itp. Każdy pojemniczek będzie od czegoś innego, a więc będzie miał inny kształt. Warto je sobie odkładać do jakiegoś kartonika, gdyż jest to lekki plastik i lubi wypadać i nas zbombardować przy otwieraniu szafek, a tak to jest zabezpieczony. W ten sposób przyczyniamy się też do dbania o naszą planetę.

Jeśli jednak kupujemy większe opakowania sypkiego produktu, np. kilogramowe,  można się zaopatrzyć w specjalny większy pojemnik z dozownikiem, taki na płatki śniadaniowe. Gdy chcemy wsypać niewielką ich zawartość, odchylamy tylko mały otwór, by nie ściągać całej pokrywki ale małą klapkę. W ten sposób będzie nam się wygodniej wsypywało.

Do dostania tutaj: https://sklep.plast-team.pl/pojemnik-na-platki-sniadaniowe-3-5-l-p-74.html

Opakowanie po margarynie, czy wiaderko po kiszonych ogórkach, często gości w mojej lodówce, w szufladzie na warzywa. Trzymam tam osobno pietruszki, a osobno marchewki. Staram się nie kupować warzyw w markecie, które są super kształtne i dokładnie odwzorowane. Warzywa z ryneczku są nie regularne, pokryte naroślami i np. ja mam duży problem z rozpoznaniem, czy to jeszcze pietruszka, czy to już marchewka, dla tego oddzielam je, przechowując w oddzielnych, różniących się od siebie pojemniczkach.

Pierwsze dni z nową dietą

Z dniem otrzymania planu żywienia, wyposażenia się w niezbędne artykuły spożywcze, rozpoczynamy ciekawy rozdział w naszym życiu. Wymaga on od nas nielada poświęcenia i cierpliwości, bo nic nie przychodzi samo. Wydawało by się, że w zależności od tego, ile pracy włożymy w naszą dietę i jak będziemy skrupulatni, takie będą efekty, ale tak zerojedynkowo niestety w życiu nie ma.

Organizm jednej osoby zareaguje na zmiany szybciej, inny będzie potrzebował trochę czasu. Ja np. przez pierwsze 2, 3 tygodnie miałam takie dziwne odczucia, że zaraz po zjedzeniu,  około 10 minut po tej czynności, na dole brzucha nadal czułam głód, a w górnej partii mojego układu pokarmowego, czułam się pełna. Okazało się, że mój organizm zareagował wzdęciami na warzywa i trzeba było je ograniczyć. Natomiast w pierwszym miesiącu zdrowej diety schudłam najwięcej. Bardzo ważne jest, żeby obserwować siebie, jak funkcjonuje nasz organizm i zbierać takie informacje do dzienniczka.

To nie jest tak, że za każdym razem schudniemy tyle samo. Jeśli między pierwszą wizytą a drugą schudłam 2 kilo, to wcale nie oznacza, że między drugą a trzecią też tyle schudnę. Ja też się na to nabrałam i byłam bardzo zawiedziona, że moje wyliczenia się nie zgadzają. Człowiek, to nie maszyna.  Dlatego też w fitplannerze, przy wpisywaniu daty osiągnięcia naszego celu, należy wziąć duży zapas czasu. To nie tak, że w tym miesiącu schudłam tyle, w poprzednim tyle, to za pół roku, będę ważyć tyle. Niestety. Też bym tak chciała, ale się nie da. Są ludzie, którzy stosują się skrupulatnie do zaleceń, ale wcale nie chudną, bo ich organizm jest tak oporny, dlatego zdrowa dieta wymaga od nas wiele pokory.

Pamiętajmy. Tłuszcz spada proporcjonalnie.

Wiele osób mówi, że chciało by schudnąć z brzucha, zmniejszyć gabaryty swoich pośladków, wyszczuplić nogi. Dietą się tego zrobić nie da. Dieta redukcyjna, a taką się stosuje, by spalać tłuszcz, powoduje, że tkanka tłuszczowa spada nam proporcjonalnie z każdej partii ciała. Spada jednocześnie i z brzucha i z twarzy, z rąk, czy z nóg. Dietą nie da się pokierować organizmu tak, żeby jedną partię ciała oszczędził, bo taki jej wygląd nam się podoba, a spalał tłuszcz w innej okolicy.

Wyrzeźbić sylwetkę można jedynie ćwiczeniami. Żeby wysmuklić uda, mieć płaski brzuch itd.

O tym jak to zrobić po niewidomemu, jakie ćwiczenia jesteśmy w stanie wykonywać, opiszę w sekcji dotyczącej aktywności fizycznej. Nieodzownego elementu zdrowego stylu życia.

Jak się motywować?

Najbardziej zmotywować powinniśmy się sami, bo siebie najlepiej znamy, i wiemy, jakie argumenty do nas trafiają. Na drugim miejscu jest  nasz dietetyk, Tu się najbardziej przydaje ten z przedrostkiem „psycho”, o czym pisałam wcześniej. Jednak jeśli chcemy się jeszcze trochę do stymulować, są różne kanały na youtubie, gdzie kobiety pokazują ile schudły, jak to robiły, prowadzą pogadanki motywacyjne.

Porady youtuberów, czyli jak nie wpaść w pułapkę.

Na tej pełnej wszelkich treści platformie znajdziemy też wiele bardzo profesjonalnie prowadzonych kanałów, które są tworzone przez dietetyków. Jednym z nich jest kanał poradni dietetycznej Ajwen Dieta – https://www.youtube.com/channel/UCrJRUuuYFzZH0thFLlNqXbg

To bardzo profesjonalne miejsce, gdzie dietetyczki opowiadają o wielu ciekawych aspektach żywienia, ale też schorzeniach, które mogą nas dotykać. ]Po kilku obejrzanych filmikach, zaczęłam się zastanawiać, czy rzeczywiście trafiłam na dobrego dietetyka, a może ja mam taką chorobę, a może inną. Trzeba bardzo uważać, żeby nie dać się wkręcić w „nadanalizę”, w taką spiralę myśli.

Jeśli już wybraliśmy dietetyka, to się go trzymajmy. Nie skaczmy z kwiatka na kwiatek, gdyż każdy będzie nas prowadził nie co inaczej, a organizm już przyzwyczaił się do sposobu żywienia, jaki zaordynował nasz wybrany wcześniej dietetyk. Oczywiście możemy wiedzę wyniesioną z takiego kanału skonsultować z wybranym specjalistą, bo być może rzeczywiście wpadliśmy na dobry trop i uda się nam rozwiązać zagadkę tkwiącą w naszym przewodzie pokarmowym. Ja sama zamierzam udać się do warszawy, by zbadać się w tym jedynym miejscu w Polsce, pod kątem tego, czy nie mam SIBO. Więcej o tym schorzeniu tutaj: https://www.ajwendieta.pl/blog/sibo-co-to-jest/ i  https://www.ajwendieta.pl/blog/jak-zdiagnozowac-sibo/

Koszty, to nie tylko wizyty.

Trzeba wam wiedzieć, że zdrowa żywność niestety kosztuje. Przetworzoną żywność prościej jest przetransportować, utrzymać w chłodniach, często wytwarzana jest ze średniej jakości składników i produkuje się ją na dużo większą skalę masową. Zdrowa żywność zaś, charakteryzuje się dokładnie odwrotnymi cechami, dlatego też cena jej jest wyższa. Kiedyś to, co teraz jest BIO, było czymś zupełnie normalnym, naturalnym, teraz za warzywa i owoce pozbawione GMO, pestycydów i innej chemii, , czy produkty mleczne pochodzące od naturalnie hodowanych krów, trzeba zapłacić sporo więcej. To samo dotyczy mięsa.

Gdzie zaopatrzyć się w zdrową żywność?

W większości miast są dedykowane sklepy ze zdrową żywnością. Tam można kupić wiele nasion, płatków, przypraw, kasz i ryżów, ogólnie raczej produktów suchych zdrowego pochodzenia. Choć zdrowe oleje, czy masło klarowane  też tam dostaniemy. Jeśli zaś chodzi o warzywa, najlepiej kupować je na targu, osiedlowym bazarku, czy innym straganie, ale nie takim rozległym, bo wtedy zachodzi podejrzenie, że jego właściciele zaopatrują się w hurtowniach, podobnie jak markety.

Jeśli zaś przy niewielkim straganie sprzedają jedna, dwie osoby, wówczas jest większe prawdopodobieństwo, że są to produkty z jakiegoś gospodarstwa rolnego, choć też nigdy gwarancji na to nie ma.

Co się zaś tyczy mięsa, ja wybieram małe sklepiki mięsne i staram się nie kupować w marketach, choć jak wiadomo, różnie to bywa, gdyż sklepy wielkopowierzchniowe są dłużej otwarte.

Prawda jest też taka, że w takim markecie, znajdziemy wszystko, a ja, żeby kupić jogurt, który powinnam stosować, muszę iść do innego sklepu, po serek do innego, a po słodzik jeszcze gdzie indziej. Dlatego dla osób niewidomych wygodniej było by złożyć zamówienie przez internet.

Na szczęście wiele sklepów oferuje taką możliwość. Wtedy nie musimy chodzić i szukać danego produktu po całym mieście, i nie musimy też dźwigać wielu ciężkich siat.

Wówczas stacjonarnie pozostaje nam tylko kupić nabiał, jaja, mięso, oraz owoce i warzywa.

Uprawiając długie wędrówki po markecie, choćby z ekspedientką, czy innym przewodnikiem, wcale nie jesteśmy pewni, czy dostaniemy wszystko. Wiele osób nie ma nawyku czytania listy składników i będzie to dla nich bardzo męczące, a dla nas niekomfortowe.

W zaciszu domowym sami dokładnie sprawdzimy, jaki skład ma konkretny produkt i czy zgadza się z tym, co mamy wypisane w planie żywienia.

Można skorzystać z usług tego eko-sklepu: https://biosklep.com.pl/zywnosc-ekologiczna Wydaje się być dostępny.

Ksylitol? Erytrytol? Co to takiego?

Pisałam już, że pod czas zdrowej diety można się natknąć na zupełnie nowe ciekawe produkty i jeszcze ciekawsze nazwy. Zarówno ksylitol, jak i erytrytol, to rodzaje słodzików. Ksylitol, ma o połowę mniej kalorii i o połowę mniej cukru w sobie. Natomiast erytrytol, zwany też erytrolem, którego ja używam, jego poziom kaloryczny wynosi 0. Zerowy jest też indeks glikemiczny, oznacza to, że nie zawiera on w sobie cukru i nie podnosi poziomu glukozy we krwi. Jest drobniejszy od białego cukru, Smakuje bardzo słodko, ale trzeba się do niego trochę przyzwyczaić, gdyż po dwóch sekundach od spróbowania, pozostawia specyficzny smak na języku, ale nie każdy go odczuwa. Erytrytolem i ksylitolem posłodzimy herbatę, możemy go dodać do ciast, i wielu innych potraw.

Więcej o ksylitolu i erytrytolu tutaj

Erytrytol – https://www.poradnikzdrowie.pl/diety-i-zywienie/co-jesz/czy-erytrytol-slodzik-jest-zdrowy-ile-kalorii-ma-erytrytol-aa-qvUa-aAwC-ejXK.html

Ksylitol – https://www.poradnikzdrowie.pl/diety-i-zywienie/co-jesz/ksylitol-dla-cukrzykow-i-nie-tylko-wlasciwosci-cukru-brzozowego-aa-GQZh-eySf-tMLx.html

Ciasta na diecie? Czy to możliwe?

Owszem. Jest wiele fit słodkości, które nie wchodzą w biodra, a smakują wybornie. Tu przykładowe przepisy na ciasta: https://kobietapo30.pl/dietetyczne-ciasta/

Ja piekłam fasolowe, polecam.

I tu kolejny livehack od mnie, można podwoić porcje ciasta, ponakładać je do foremek na muffiny i po wystygnięciu już upieczonego ciasta, zamrozić je. Taka jedna babeczka, będzie idealna na drugie śniadanie, czy podwieczorek, kiedy dopadnie nas jesienna chandra. Niestety moja pani dietetyk nie zaleca tego stosować codziennie, mimo erytrolu.

Co z tą wodą. Ile jej pić?

Generalnie jeśli w danym momencie nie jesteśmy nadmiernie aktywni fizycznie, powinno się pić dziennie minimum półtora litra, do dwóch litrów wody

Jak to najpraktyczniej wyliczyć?

W mojej kuchni honorowe miejsce ma dzbanek, o pojemności dwóch litrów. Codziennie staram się go napełniać całego przegotowaną wodą. Można się też zaopatrzyć w dzbanek filtrujący. Ich zasada działania jest podobna do opisywanych w części artykułu dotyczącej aktywności fizycznej butelek z filtrem.

W ten sposób wiem, ile wypiłam, a ile mi jeszcze zostało.

Czemu nie należy pić soków pomiędzy posiłkami?

Jakież było moje zdziwienie, gdy moja specjalistka oświeciła mnie, że robię duży błąd, pijąc soki. To nic, że wybierałam tylko te, ze stuprocentową zawartością owoców.

Okazuje się, że jeśli już chcemy, to możemy, ale tylko do posiłku. Dlaczego? Gdyż pijąc sok, dostarczamy organizmowi tak naprawdę pożywienia, i rozregulowujemy okienka między posiłkami. To tak, jakbyśmy co chwilę coś podjadali. A ileż to razy kupujemy dzieciom zdrowe soczki do picia. Między posiłkami tylko woda, lub co ciekawe, herbata. Lemoniada, nawet ta własnej roboty, ze świeżych owoców, z listkami mięty i miodem też nie wchodzi w grę.

Mój wieczorny rytuał

Co dziennie,  na koniec , zaglądam do mojego jadłospisu, żeby zobaczyć jakież to  pyszności czekają mnie jutro. W ten sposób wiem, ile czego przygotować. Jeśli na obiad jutro mam mięso, to dziś przed snem wyciągam je sobie z zamrażarki, by spokojnie do siebie doszło.

Po zakupie mięsa, np. filetów z piersi z kurczaka, czy schabu, za nim schowam je do zamrażalnika, porcjuje je sobie po sto gram, pakuje w osobne woreczki i mam gotowe wtedy, kiedy go potrzebuję. Nic mi się wówczas nie marnuje.

Jeśli na śniadanie mam kanapki, to również wyciągam z zamrażarki odpowiednią ilość kromek pieczywa. (Ja używam żytniego) i chowam w foliówce do chlebaka. Zamrożony chleb znacznie dłużej jest świeży. Przy okazji, jeśli nie mam jakichś składników na śniadanie po jutrze, zapisuję, co powinnam kupić.

Jak technologia może nam pomóc w diecie?

A może. Są specjalne aplikacje dedykowane na urządzenia mobilne, które przypominają nam o wypiciu wody, zjedzeniu posiłku, czy wypełnianiu dzienniczka. Znalazłam dostępną pod kątem osób niewidomych aplikację, która łączy te 3 funkcje. Aplikacja nazywa się „FatSecret Licznik Kalorii”. Jest dostępna zarówno na urządzenia z pod znaku zielonego robocika, jak i nadgryzionego jabłka. Niestety jest płatna, miesiąc subskrypcji w androidowym sklepie play kosztuje ok trzydzieści złoty, warto zainstalować na początku na ten miesięczny okres, żeby w ogóle zobaczyć, czy to nam pasuje. Aplikacja wymaga wiele wpisywania, wyszukiwania, ale potem, gdy już utworzymy swoją bazę posiłków i składników, podobno jest łatwiej. Ja nie wiem, bo poległam, ale aplikacja dostępna jest.

Jak to działa?

Logujemy się np. kontem gogle, po czym żeby móc korzystać z wszystkich funkcji podajemy swoje dane antropometryczne. Aplikacja rozpoznaje, o jakiej porze dnia ją otworzyliśmy, więc zaproponuje nam wypełnienie danych do konkretnego posiłku.

Lista produktów jest przeogromna, w wyszukiwarce wpisujemy typ składnika, np. jogurt naturalny. Wówczas rozwija nam się ponad trzydziestostronicowa lista z wszystkimi dostępnymi w kraju typami jogurtów przeróżnych marek, w tym też tych bardzo regionalnych. Jeśli nie chcemy flickować palcem po ekranie, możemy wpisać nazwę ręcznie, albo zeskanować kod QR. Jeśli już dodaliśmy nasz jogurt, powiedzmy do śniadania, to wyszukujemy następnego komponentu. Np. płatków owsianych które my posiadamy.

Należy podać odpowiednią gramaturę nie opakowania, ale tyle ile użyjemy do śniadania. Domyślnie jest podana zawartość paczki, ale po kliknięciu rozwija się pole edycyjne i możemy wpisać właściwą wartość. Jeśli dodaliśmy już wszystkie składniki, których chcemy użyć podczas przygotowywania owsianki, klikamy gotowe. Śniadanko nam się zapisuje, A program wyliczy nam ilość tłuszczy, węglowodanów, białka, kalorii itp. Możemy od razu nasz posiłek wyeksportować do zaimplementowanego w aplikację dzienniczka, by potem udostępnić go naszemu specjaliście. Aplikacja przypomina, że należałoby już zjeść obiad, czy podwieczorek. Na początku wpisywanie składników i całych posiłków jest bardzo pracochłonne i może zniechęcać. Trzeba autentycznie przeznaczyć sobie na to sporo czasu. I tak co tydzień, albo 2, w zależności od tego, co ile otrzymują państwo plan żywieniowy. Ja nie mam cierpliwości, ale może komuś się przyda?

Link do aplikacji w sklepie Play:

https://play.google.com/store/apps/details?id=com.fatsecret.android&hl=pl 

App Store:

https://apps.apple.com/pl/app/fatsecret-licznik-kalorii/id347184248?l=pl

A tu odnośnik do innych aplikacji tego typu (nie przetestowanych) – https://barbaradabrowska.pl/7-najlepszych-aplikacji-na-komorke-ktore-pomagaja-w-diecie/

Diety on-line. Dlaczego ja nie polecam?

W sieci jest wysyp dietetyków, oferujących swoje usługi za pomocą programów konferencyjnych typu skype, zoom, czy teamsy. Dlaczego uważam, że to nie jest dobry pomysł?

Uznajmy, że nawet pójdziemy do laboratorium przed taką e- wizytą i prześlemy dietetykowi swoje wyniki. To po pierwsze, nie wiemy, z kim tak naprawdę mamy do czynienia, ale przede wszystkim nie mamy dostępu do analizatora na takich wizytach, więc tak naprawdę, specjalista opracowuje naszą dietę w ciemno. Bez pomiaru antropometrycznego, a opisywałam już, jakie to jest ważne. Pisałam też o taśmowym wysyłaniu jadłospisów, wszystkim jednego tego samego, zapewniając każdego w tym przypadku chyba jednak klienta, o spersonalizowanym i dopasowanym jadłospisie. Takie wizyty są nie co tańsze od tych stacjonarnych, ale pozbawione są pomiaru ciała. Dla mnie jest to oszustwo.

Co innego, jeżeli już byliśmy na kilku wizytach stacjonarnych u swojego dietetyka, wiemy jak one przebiegały i wybucha epidemia. Wówczas, żeby nie zatrzymywać tej rozpędzonej dobrze naoliwionej machiny, czyli naszej zdrowej diety,  można taką wizytę odbyć. W innym przypadku nie widzę sensu.

Co to są diety pudełkowe?

Na pewno kiedyś spotkali się Państwo z takim terminem. Co to właściwie jest i komu się to przydaje?

To biznes rozwijany przez firmy cateringowe. Przygotowują one konkretne posiłki, pod konkretną dietę, czy to redukcyjną, czy ketogeniczną, o niej szerzej tutaj: https://www.medonet.pl/zdrowie,dieta-ketogeniczna—na-czym-polega–wady-i-zalety–przykladowy-jadlospis,artykul,1725171.html czy każdą inną. Na stronie wybiera się rodzaj diety, rodzaj posiłków i jego ilość w dniu.

Uiszcza się odpowiednią kwotę, za miesiąc, czy tydzień i w nocy przyjeżdża dostawca, zostawiając pod drzwiami naszego mieszkania pakunek z pudełkami, w których ukryte są nasze posiłki. W paczce zawsze  jest rozpiska, co dobrego przyjechało, ale można to też sprawdzić na stronie internetowej. Potem tylko bierze się pojemniczek z konkretnym posiłkiem i już. Omija nas robienie zakupów, gotowanie i żmudne przesiadywanie w kuchni.

To jest poniekąd dobre dla ludzi bardzo zabieganych, ale jest pewne ale.

Przygotowywanie posiłków uczy nas systematyczności, nabieramy w ten sposób nowych nawyków żywieniowych. Na diecie pudełkowej nie da się być całe życie, zwłaszcza, że to jest horendalny koszt, wartości nawet dwóch tysięcy. W zależności od tego ile tych posiłków się wybierze i jaką firmę cateringową.

Po zrezygnowaniu z diety pudełkowej, być może osiągnięciu celu w postaci szczupłej sylwetki, często wraca się do dawnej cięższej wagi, gdyż znów je się byle jak i byle co, bo nie nauczyliśmy się jak jeść, żeby tę wagę utrzymać. Po diecie redukcyjnej zawsze musi być dieta stabilizacyjna. Pani dietetyk, do której chodzę już mnie uprzedziła, że przyjdzie taki czas, kiedy to ja sama będę przyrządzać sobie taki plan żywieniowy, a ona będzie mnie tylko korygowała. I to jest super. Jak osoba po diecie z pudełka ma się tego nauczyć. Już nie mogę się doczekać, kiedy sama sobie będę mogła wybierać co chcę zjeść.

Jeśli szukacie ciekawych szybkich i nie tuzinkowych przepisów, polecam Kanał Healthy omnomnom. Młoda dietetyczka w bardzo łatwy sposób pokazuje jak gotować szybko, bez wymyślnych dietetycznych składników, takich jak nasiona chia, czy tapioki, ale za to smacznie i zdrowo. Oferuje też plany żywieniowe. Znajdziecie ją tu: https://www.youtube.com/channel/UC-jk6JivLV1EwYzYeuUDzS To dlatego mi tak spieszno do komponowania posiłków samemu. Brzmią pysznie.

O odstępstwach i małych grzeszkach

Teraz będzie o drobnych przyjemnościach dla naszego podniebienia.

Czasem można sobie pozwolić na coś niezbyt zdrowego. Jeśli zdarzy ci się zjeść kawałek pizzy, czekolady, czy ciasta, nie obwiniaj się. Czasami trzeba dać się po rozkoszować naszym kubkom smakowym.

Wyczytałam, że osiemdziesiąt procent naszego zdrowego żywienia powinny wypełniać produkty dietetyczne, a te dwadzieścia pozostawiamy sobie na małe pokusy.

Wszystko jest dla ludzi, tylko trzeba wiedzieć, kiedy powiedzieć STOP!

A teraz moja rada. Jeśli macie ochotę na loda w gorący letni dzień, To można takie, w miarę zdrowe i nieszkodliwe znaleźć w lodówce zwykłego spożywczaka. Mowa tutaj o lodzie „kaktus” od Nestle. Ważne tylko, żeby wybierać taki bez polewy. Ten mrożony owocowy sok skutecznie nas orzeźwi i sprawi, że poczujemy się lepiej, a przy okazji nie będziemy odstawać od grupy znajomych wcinających swoje lody.

Czy bardziej się czuję pacjentką? Czy klientką?

Pewnie nie tylko mnie nurtuje pytanie, kto przychodzi do gabinetu dietetycznego. Pacjent? Czy klient? Trafiłam na bardzo ciekawy artykuł, link do niego tutaj: https://dietico.pl/pacjent-vs-klient-jak-semantyka-wplywa-na-relacje-w-gabinecie-dietetycznym/

A w nim jeszcze ciekawsze badania. Bo kiedy czujemy się jak pacjent. Kiedy przychodzimy do lekarza i nie mamy za bardzo wpływu na to, w jaki sposób on nas wyleczy, jakimś lekiem? Suplementem? Czy może Antybiotykiem? Nie wiemy. Byle skutecznie. Ale czujemy się mu poddani, przekazujemy nasze zdrowie na jego barki, bo sami nic nie możemy zrobić. Kandydaci na dietetyków zaś, na studiach uczą się, że mają do czynienia z pacjentem. A kim jest klient? Klient to osoba, która czegoś wymaga, wie, czego oczekuje, zarówno od siebie, jak i od osoby do której przyszła, jest gotowa na współpracę.

Ja chyba mimo wszystko, z racji tego, że korzystam z porad dietetyka klinicznego, to czuję się bardziej pacjentką, ale rozumiem, że niektórzy wolą być klientami u dietetyków. A wy? Kim się czujecie? Odsyłam serdecznie do wyżej umieszczonego odnośnika do niezwykle interesującego artykułu.

Podsumowanie

Będąc na diecie trzeba nauczyć się wiele od siebie wymagać, być systematycznym i konsekwentnym, bo tylko wtedy uda nam się coś ugrać. Zatem zdrowa dieta nie jest dla każdego.

W jakich sytuacjach nie warto zawracać sobie głowy dietą?

Przede wszystkim kiedy wiemy, że nie mamy silnej woli, kiedy nie chcemy zmieniać swoich nawyków żywieniowych na stałe. Myślę, że do tego trzeba dojrzeć wewnętrznie. Przyszedł taki czas, kiedy sama, z własnej woli stwierdziłam, że chcę coś zmienić w swoim ciele i swoim życiu. Najgorsze jest to, kiedy jesteśmy przez kogoś zmuszani do stosowania zdrowej diety. Bo ktoś nam wykupił. Rozumiem, że można się martwić stanem drugiej osoby, ale ona sama musi chcieć. To dokładnie tak samo, jak z każdym innym leczeniem. Za kogoś nic nie zrobimy.

Żeby powiedzieć, że prowadzimy zdrowy tryb życia, sama dieta, to za mało. Potrzebne nam jest coś jeszcze. Ruch. Bez niego będzie trudno osiągać dietetyczne wyżyny. Tylko jak to pogodzić z naszą niewidomością? W drugiej części artykułu, właśnie tę tematykę  będę chciała przybliżyć.

Katarzyna Ślipek

Partnerzy

 Fundacja Instytut Rozwoju Regionalnego                     Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych

Back to top