Kilkanaście minut temu Autobahn Der Freiheit zamieniła się w Autostradę Wolności. Jest późne popołudnie w poniedziałek 5. czerwca 2017 roku. Za nami długi czerwcowy dzień. W zimniejszych porach roku byłby już wieczór. Pasażerowie autobusu bardzo szczęśliwi odpoczywają zmęczeni dzisiejszymi wydarzeniami. Ktoś podsypia. Słychać ciche rozmowy. Jeszcze kilkadziesiąt minut i tyle samo kilometrów, a na przeciwległym pasie autostrady zaczną pojawiać się ciężarówki, które z powodu dwudniowego święta nie mogły wjechać do Niemiec. Drugi dzień Święta Zesłania Ducha Świętego jest u naszych zachodnich sąsiadów dniem wolnym. Mkniemy w stronę Poznania. Autobus wiezie podopiecznych Stowarzyszenia Na Tak, wolontariuszy i instruktorów, którzy pracują z osobami niepełnosprawnymi oraz kilku przyjaciół stowarzyszenia. Wszyscy w komplecie. Nikt niczego nie zgubił, wręcz przeciwnie, bagaże są powiększone o zdobyte trofea. Szczególną radość i emocje wywołują dwa srebrne krążki, które udało się dziś zdobyć po raz pierwszy w czasie już kilkuletniej historii wypraw do Berlina Spandau.
„W zdrowym ciele, zdrowy duch” – mówi przysłowie. Wiele rzeczy można robić dla poprawy zdrowia, a tym samym i sfery duchowej. Można również działać odwrotnie. Szczególnego wymiaru nabierają takie działania, gdy odbywają się w święto Zesłania Ducha Świętego. Właśnie w drugim dniu tego święta, co jest już kilkuletnią tradycją, w Berlinie Spandau, na terenie fundacji Evangelisches Johannesstift, odbyła się 9-ta edycja biegu Run of Spirit.
- Ideą biegu jest umożliwienie udziału każdemu – pełnosprawnym i niepełnosprawnym, starszym i młodszym, amatorom oraz profesjonalistom.
W trakcie zawodów odbywa się kilka konkurencji na różnych dystansach. Biegi dla dzieci na 200 i 800 metrów, bieg na dystansie 5 km, marsz Nornic Walking na dystansie 5 km oraz, wzbudzający najwięcej emocji, Bieg Bez Barier, w którym na dystansie 2 km startują osoby poruszające się na wózkach i to nie tylko te, które mogą poruszać się samodzielnie, lecz także i te, które do przemieszczania się potrzebują pomocy asystentów. Jednym słowem jest to bieg absolutnie dla wszystkich. Można brać w nim udział nawet wtedy, gdy poruszamy się jedynie przy pomocy innych, a więc tak naprawdę nie możemy wykonać żadnego wysiłku fizycznego.
Doping na trasie to niesamowita sprawa, ale kulminacyjnym momentem całego dnia zmagań sportowych jest bieg na dystansie 10 km, czyli właśnie Run of Spirit.
Srebrnym medalistą 9-tej edycji Run of Spirit został niewidomy biegacz z Polski – Marcin Grabiński. Tym razem najszybszy niewidomy maratończyk świata – Kenijczyk Henry Wanyoike poddał się trasie i konkurencji. Marcin i jego przewodnik Marek Kapela dotarli na metę jako drudzy. Wyprzedziła ich osoba pełnosprawna. Wszyscy startują razem. Taka jest idea tego biegu. Pełna integracja osób pełnosprawnych i niepełnosprawnych. Run Of Spirit jest wydarzeniem szczególnym. Wysokiej klasy biegacze umieszczają to wydarzenie w swoim kalendarzu startowym. Tu sport jednoczy wszystkich. Na starcie stają wszyscy razem. A wytrwałość i ciężka praca na treningach decyduje o tym, jaka będzie kolejność na mecie.
Wracając do domu, zamieniam w autobusie parę słów z tryumfatorami dzisiejszego dnia. Siedzą tak, jak biegają, obok siebie, więc nie jest to takie trudne.
Henryk Lubawy: W tym roku zwycięstwo w Biegu Na Tak, czyli polskiej edycji Run of Spirit w dniu 13-go maja nad jeziorem Malta w Poznaniu. Tu w Berlinie drugie miejsce. A pierwsze miejsce zajęła osoba pełnosprawna czy niepełnosprawna?
Marcin Grabiński: Tutaj, w Berlinie osoba pełnosprawna. Nie ma tu kategorii niepełnosprawnych. W biegu biorą udział ludzie z niepełnosprawnościami i bez. Biorą udział zawodowcy i amatorzy biegania.
Pytam o trasę dzisiejszego biegu. Dziesięć kilometrów to przecież nie jest dla wytrawnego biegacza zbyt duży dystans. Marcin wyjaśnia, że tak, owszem, dystans może nie jest zbyt imponujący, ale trasa w Berlinie jest trudna. Biegnie się najpierw po brukowanych uliczkach „miasteczka”, jakie w istocie tworzą rozrzucone w sporym parku zabudowania fundacji. Na tych uliczkach jest kilka mało widocznych muld. Potem trzeba pokonać odcinek przez pole otaczające zabudowania i chyba najtrudniejszy odcinek trasy, który prowadzi wąską leśną ścieżką. Jednak największą trudnością jest to, że tę trasę trzeba pokonać aż cztery razy, aby zaliczyć pełen dystans biegu. Podczas kolejnych kółek wyprzeda się słabszych biegaczy oraz osoby startujące w marszu Nornic Walking. A niewidomy biegacz i jego przewodnik biegną przecież obok siebie, połączeni elastyczną linką. W tej sytuacji nie zawsze jest łatwo wyprzedzać innych zawodników.
Tłok na trasie akurat znam, bo startując w marszu Nornic Walking sam jestem przeszkodą dla tych biegnących szybciej, a i czasami wyprzedam innych.
Gdy jednak po raz kolejny zwracam uwagę nie na trudności techniczne berlińskiej trasy, a na ten zaledwie 10-kilometrowy dystans, a wiem przecież że Marcin Grabiński jest maratończykiem, mój rozmówca zaczyna opowiadać o biegu z 2015 roku. Pokonali wówczas trasę z Berlina do Poznania. Chcieli w ten sposób symbolicznie połączyć te dwa miasta, w których odbywa się Run of Spirit.
Idea biegu przyszła z Berlina do Poznania, więc postanowili pobiec szlakiem tej szlachetnej idei. Chcieli, jak mówią, zwrócić światu uwagę na Stowarzyszenie „Na Tak”, które jest organizatorem poznańskiej edycji biegu. Udało się! Na tym długim dystansie Marcinowi towarzyszyło dwóch przewodników – Marek Kapela oraz Andrzej Zyskowski. Z tym drugim w biegu Run of Spirit w Poznaniu, w 2015 roku zajęli 2. i 3. miejsce.
Marcin i jego przewodnik w dniach 31 marca – 2 kwietnia 2015, kierując się hasłem “Biegam, bo nie widzę przeszkód i jestem na tak” pokonali dystans 300 kilometrów na trasie z Berlina do Poznania.
Marcin Grabiński jest maratończykiem. Gdy pytam o ewentualne starty w długich biegach, ultramaratonach, jak ten słynny, prowadzący przez góry na historycznej trasie z Aten do Sparty, Marcin mówi, że w najbliższym czasie nie planuje takich ekstremalnych wyczynów. Zbiera i oszczędza siły, aby wystartować w paraolimpiadzie w Tokio. Udział w tej imprezie i zdobycie medalu olimpijskiego jest jego marzeniem. Na pytanie o dystans, na jakim chciałby wystartować w Tokio bez wahania odpowiada, że jego specjalnością jest maraton i właśnie na tym 42-kilometrowym dystansie chciałby wystartować.
Ma na swoim koncie 18 maratonów. Biegał w Rzymie i Berlinie. W Polsce ukończył kilkanaście maratonów, kiedyś udało mu się zdobyć mistrzostwo Polski w maratonie osób niewidomych.
Najciekawszym maratonem, który ukończyłem jako jedyna osoba niepełnosprawna – mówi Marcin Grabiński – jest Maraton Komandosa. Biegnie się w mundurze, w butach wojskowych i z 10-kilogramowym obciążeniem – plecakiem na plecach. W regulaminowym wojskowym umundurowaniu, z 10 kilogramami na plecach biegnie się po lasach niedaleko Lublińca, gdzie mieszkam. W tym wojskowym stroju przebiegłem normalny maraton – 42 kilometry.
Na moje pytanie, czy przewodnicy wytrzymali ten bieg, bo to przecież wygląda jakby chłopcy z jednostki komandosów z Lublińca właśnie na spacer się wybrali, Marcin śmiejąc się mówi, że w Lublińcu faktycznie jest jednostka komandosów, czerwonych beretów, a on pokonał wszystkich startujących w tym biegu żołnierzy z tej jednostki.
HL: A bieganie od jak dawna?
MG: Zająłem się bieganiem długodystansowym w 2009 roku. Przedtem trenowałem kulturystykę, a będąc uczniem szkoły dla niewidomych we Wrocławiu biegałem sprinty. Długie dystanse biegam od 2009, ale tak zupełnie na poważnie to od 2014/15-go.
HL: Czyli właściwie w okresie startów w zawodach Run of Spirit?
MG: Tak. To mnie zawsze najbardziej motywowało i dawało prawdziwe poczucie spełnienia. Zawody Run of Spirit, te w Berlinie czy te w Poznaniu, traktuje bardzo poważnie. Jak dla mnie to są takie małe olimpiady. Ładują one moje akumulatory. Gdy patrzę na swoje sezony biegowe, zauważam pewną prawidłowość. Ten bieg jest dla mnie swoistym punktem zwrotnym sezonu. Od tych zawodów zawsze moje wyniki stają się coraz lepsze.
HL: A może zechcesz opowiedzieć coś o tych, tak ważnych dla Ciebie zawodach?
MG: Zawsze marzyłem, aby wygrać z Henrym. Ten cel, który sobie postawiłem, udało mi się zrealizować. Gdy przyjechałem na pierwszą edycje biegu Run of Spirit do Poznania, złamałem nogę i nie ukończyłem biegu. Był tam też Henry. On wówczas zajął drugie miejsce. Patrzyłem, jak wręczają mu talerz. Marzyłem, aby tak jak on być nagrodzonym, a wówczas przecież biegu nie ukończyłem. W następnych latach udawało mi się zajmować drugie lub trzecie miejsce , a w tym roku wygrałem bieg w Poznaniu. Zajęło mi to, co prawda 6 lat, ale osiągnąłem cel. Marzyłem też o tym, by także w Berlinie zająć miejsce na pudle. Bieg w Berlinie był wyzwaniem, bo to było trudniejsze. Tu jest znacznie trudniejsza trasa niż w Poznaniu, ale się udało.
Trzeba marzyć i do tego, o czym się marzy dążyć. Najpierw marzenia, a potem ciężka praca, aby je spełnić.
HL: A ciężka praca to?
MG: W moim przypadku to około 400 kilometrów pokonywanych co miesiąc na treningach.
HL: Ale po co robić takie biegi dla wszystkich? Przecież ci z niepełnosprawnościami zawsze przegrają.
MG: Ten bieg jest szczególny. Uczestnicząc w nim, wkraczamy w coś, czego nie da się zmierzyć. No bo czym właściwie ci inni różnią się ode mnie? Tym, że widzą lepiej, że mają wszystkie kończyny? Chodzi przecież w ostatecznym rachunku o to, żeby uwierzyć w siebie i w rywalizacji sportowej walczyć do końca. Niczym się nie różnimy, nie! Po prostu trzeba walczyć i tyle.
A kategoria osób z niepełnosprawnościami? To takie narzędzie, żeby było porównywalnie, żeby można było wszystko wyliczyć, zmierzyć. W takim sporcie jest walka, jest równo, ale zawsze pozostaje jakieś piętno, jakieś niespełnienie, bo wprawdzie wygrałeś, ale wygrałeś w swojej kategorii, ze swoją dysfunkcją. Tak można walczyć na mistrzostwach świata, na mistrzostwach, gdzie walczy się o największe trofea. Tak można walczyć, gdy trofea są celem, ale tutaj to nie! Tutaj to jest taka dodatkowa wisienka na torcie, taki smaczek, że wygrałem z pełnosprawnymi. To tak jak w Maratonie Komandosa, gdzie pokonałem wszystkich komandosów. A ja jako osoba niepełnosprawna, która ma kategorię E, czyli niezdolny do służby wojskowej na czas wojny i pokoju, wziąłem udział i mogłem wygrać z wieloma komandosami, zawodowymi żołnierzami. I kto tu jest bardziej niepełnosprawny? – wtrąca Marek Kapela, a Marcin kontynuuje – I kto tu jest bardziej niepełnosprawny? Ja czy ci żołnierze? Tak samo jest tu, na tych zawodach. Kto tu jest bardziej niepełnosprawny? Ja, czy ci pełnosprawni, którzy gdzieś tam dużo, dużo za mną? Nie? Nie ma! Niepełnosprawność dla mnie nie istnieje! Niepełnosprawność jest tylko i wyłącznie w głowie! Sami sobie tworzymy niepełnosprawność. Często nie zadajemy sobie dość trudu, by poznać swoje możliwości i ograniczenia i według własnych wyobrażeń stawiamy barierę.
HL: Dziękuję za rozmowę i życzę startu na olimpiadzie w Tokio.
Henryk Lubawy