Przed wyjazdem do Frankfurtu przeczytałem tekst Damiana Przybyły o renesansie brajla. Tegoroczne targi SightCity zdają się potwierdzać tezę o powrocie rynku do zainteresowania urządzeniami brajlowskimi. Moją uwagę przykuły nie tyle monitory brajlowskie, które różnią się od siebie detalami, ile nowe notatniki brajlowskie.
Wygląda na to, że mamy do czynienia ze zbliżaniem się urządzeń specjalistycznych do urządzeń dostępnych na tzw. głównym rynku. “Nic odkrywczego” powie ktoś, kto choćby pobieżnie przygląda się rozwojowi aplikacji na smartfony, które stopniowo zastępują odtwarzacze książek, notatniki, dyktafony, skanery i niemal wszystko, czego używają i potrzebują niewidomi. Zastępują czasem bardzo niedoskonale (to temat na odrębny artykuł), ale zastępują. Mamy jednak do czynienia z jeszcze innym zbliżeniem, poniekąd bardziej interesującym. Na SightCity firmy Neo Access, HumanWare i Freedom Scientific pokazały notatniki brajlowskie pracujące na współczesnych, nieokrojonych systemach operacyjnych. NeoBraille produkowany przez NeoAccess pracuje na Androidzie 5.1, BrailleNote Touch od HumanWare na Androidzie 4.4, a ElBraille z Freedom Scientific na Windows 10. W przypadku tych urządzeń już sam termin “notatnik brajlowski” nie jest do końca trafiony. Do mnóstwa różnych aplikacji dostępnych w notatnikach brajlowskich jesteśmy przyzwyczajeni od dawna, ale zawsze były to aplikacje dostarczane wraz z notatnikiem. Możliwość dokupienia i doinstalowania czegoś należała raczej do rzadkości i korzystało z niej niewiele osób. Notatnik był urządzeniem zamkniętym, a zmiany wnosiły wyłącznie aktualizacje dostarczane przez producenta. Notatnik też, co bardzo ważne, był z samej definicji urządzeniem dostępnym. Każda niedostępna funkcjonalność była po prostu błędem.
W takim rozumieniu najbardziej tradycyjnym notatnikiem jest NeoBraille. Urządzenie działa na Androidzie 5.1. Teoretycznie na NeoBraille moglibyśmy zainstalować dowolną aplikację, ale technicznie nie jest to możliwe, gdyż dostęp do GooglePlay został usunięty w tym urządzeniu. Twórcy notatnika nie chcieli, by użytkownicy pobierali aplikacje, które nie będą dla nich dostępne. Jest to zapewne istotne, gdy notatnik jest wykorzystywany przez dziecko w szkole, jednak jeśli mówimy o osobach dorosłych, mam wątpliwości co do słuszności tego rozwiązania.
Zewnętrznie urządzenie jest dość klasyczne: monitor brajlowski i klawiatura brajlowska. Komórki brajlowskie są wrażliwe na dotyk, a zestaw portów jest typowy dla ultrabooka, ale to miłe i użyteczne dodatki nie wpływające znacząco na codzienną pracę na urządzeniu.
Inaczej do kwestii otwartości podeszło HumanWare. Ich BrailleNote Touch to bardziej tablet z monitorem brajlowskim niż typowy notatnik. Urządzenie pracuje na Androidzie 4.4,a więc nie najnowszym. Producent twierdzi, że ta właśnie wersja systemu zapewnia największą stabilność pracy. Tablet od HumanWare jest certyfikowany przez Google’a, a jego użytkownicy mogą pobierać aplikacje z Google Play, tak jak użytkownicy każdego rynkowego tabletu lub smartfonu. BrailleNote Touch to tablet, a zatem ma ekran dotykowy. Do obsługi nie używamy TalkBacka, tak jak to jest w klasycznych urządzeniach z Androidem. Głównym interfejsem komunikacyjnym jest KeySoft, znany z innych notatników BrailleNote, ale mocno przebudowany na potrzeby tabletu. Producent podkreśla, że implementacja KeySoft pozwoliła na połączenie funkcjonalności notatnika brajlowskiego z klasycznym tabletem. Te zalety to np. możliwość korzystania ze skrótów literowych i zestaw w pełni dostępnych aplikacji. Tym, co robi wrażenie, jest jednak dotykowa klawiatura brajlowska. Sam pomysł nie jest oczywiście nowością. Są podobne aplikacje dla iOS i Androida, jednak w przypadku BrailleNote Touch mamy do czynienia z rozwiązaniem w pełni zintegrowanym z interfejsem urządzenia. Aby pisać, po prostu kładziemy wszystkie dziesięć palców na ekranie tabletu. Klawiatura się kalibruje, po chwili czujemy sygnał wibracyjny i już możemy pisać. W moim, krótkim teście klawiatura wypadła dobrze. Podobała mi się. Na notatniku można też pisać w sposób bardziej tradycyjny. Tablet można włożyć do specjalnej obudowy, której integralną część stanowi klawiatura brajlowska. Klawiatura jest wyjmowana, a zatem, jeżeli chcemy korzystać z ekranu dotykowego, możemy zdjąć samą klawiaturę, bez konieczności demontowania obudowy. Dodanie fizycznej klawiatury budzi pewne wątpliwości. Spotkałem się z opinią, że fakt dodania klawiatury brajlowskiej do tabletu świadczy o tym, iż klawiatura dotykowa ma raczej charakter gadżetu. Notatnik miałem w rękach tylko przez kilka minut, więc nie jestem w stanie ocenić trafności tej uwagi. Ciekawostkę dotyczącą BrailleNote Touch stanowi fakt, że ekran urządzenia jest mniejszy od powierzchni czułej na dotyk. Mamy zatem większą powierzchnię do pisania niż do oglądania. Jest to dość dziwne rozwiązanie, gdyż zwykle producenci starają się maksymalizować wielkość ekranu.
ElBraille z Freedom Scientific to z kolei urządzenie technicznie odpowiadające tabletowi lub ultrabookowi, ale bez graficznego wyświetlacza, tylko z monitorem brajlowskim i klawiaturą brajlowską. Urządzenie jest dwumodułowe. Mamy część główną, tzw. stację dokującą, pracującą na Windows 10 i monitor brajlowski Focus 14, który można dowolnie podłączać i odłączać. W ElBraille znajdziemy najnowszego JAWSA oraz kilka aplikacji napisanych specjalnie na to urządzenie, np. notatnik głosowy. Reszta oprogramowania to programy typowe dla Windows. Bardzo ciekawym i użytecznym dodatkiem jest program pozwalający na bezwzrokowe wznowienie działania urządzenia bez konieczności restartu systemu i utraty danych, co bywa problemem w przypadku klasycznych komputerów. Wrażenie robi dwadzieścia godzin czasu pracy na baterii. Niestety nie udało mi się dotrzeć do informacji, czy jest to czas pracy z podłączonym Focusem, czy bez niego. Tak czy inaczej to czas pracy nieporównywalny z żadnym ultrabookiem, którego miałem w rękach. W moim odczuciu pewnym ograniczeniem ElBraille może być brak klasycznego monitora. W przypadku pracy z aplikacjami na Windows czasem trzeba się z kimś skonsultować, by dowiedzieć się, co się dzieje i dlaczego jakaś aplikacja nie działa tak, jakbyśmy tego oczekiwali. By zrobić to na El Braille, trzeba podłączyć zewnętrzny monitor.
Wszystkie wymienione wyżej notatniki to więcej niż notatniki. BrailleNote Touch i ElBraille praktycznie nie różnią się funkcjonalnie od rynkowych urządzeń. Możemy na nich instalować aplikacje, które sami pobieramy z sieci. NeoBraille jest pod tym względem bardziej ograniczony, ale tylko dlatego, że producent sam decyduje, jakie aplikacje dopuści na swoje urządzenie.
Innym urządzeniem dotykowym, które wzbudziło żywe zainteresowanie na SightCity był Tactonom firmy Inventivio. Tactonom to monitor dotykowy o bardzo dużej, jak na tego typu urządzenia, rozdzielczości. Monitorów dotykowych nie należy mylić z monitorami brajlowskimi czy z ekranami dotykowymi. Monitor dotykowy technologicznie jest podobny do monitora brajlowskiego, bo tu i tu mamy wysuwane i chowane punkty, ale na monitorze dotykowym prezentowana jest grafika, a nie brajl. Dlatego monitory dotykowe to nie wąskie linijki, ale kwadraty lub prostokąty bez podziału na komórki brajlowskie. Oczywiście można by na nich wyświetlać tekst brajlowski i to w kilku lub kilkunastu liniach, ale trzeba by mieć specjalne oprogramowanie, którego, o ile wiem, nikt dotąd nie napisał. Na monitorze dotykowym możemy za to zobaczyć fragment ekranu komputera, na którym może być wszystko, strona internetowa, tabela, obrazek czy znaki egzotycznego języka, którego się uczymy. Monitor dotykowy zastępuje prostą grafikę dotykową. Przydaje się nie tylko do poznawania świata (np. by zobaczyć, jak wygląda znak “@”), ale także do rzeczy czysto praktycznych, np. do sprawdzenia formatowania pisanego przez nas dokumentu lub porównania informacji podawanych przez screenreader z tym, co faktycznie jest widoczne na ekranie. Monitory dotykowe są zwykle nieduże i bardzo, bardzo drogie. Tactonom spotkał się z takim zainteresowaniem, bo jest wyjątkowo duży. Jego wymiary to mniej więcej 43 x 70 x 12 cm, a do prezentacji grafiki służy ponad 10500 punktów. Do tego, inaczej niż inne monitory brajlowskie i dotykowe, ten nie jest piezoelektryczny, ale mechaniczny, co powoduje, że jego koszt będzie zbliżony do znacznie mniejszych monitorów i nie przekroczy 10000 euro. Oczywiście, jak zawsze jest coś za coś. Mechaniczne wysuwanie punktów, punkt po punkcie, wymaga czasu. Odświeżenie ekranu trwa około siedem sekund, dlatego Tactonom jest przewidziany do prezentowania obrazów statycznych, np. tabel w Excelu, a nie elementów interaktywnych. Urządzenie wciąż jest prototypem, ale Inventivio deklaruje, że wkrótce wejdzie na rynek.
Na SightCity widać było, że wciąż świetnie mają się urządzenia do skanowania i czytania, zarówno w postaci rozbudowanych skanerów, kamerek podłączanych do komputera, jak i tzw. piecyków, czyli odrębnych urządzeń z wysuwaną kamerą. Jeszcze lepiej od urządzeń czytających mają się powiększalniki. Aż dziw, że rynek wytrzymuje i utrzymuje taką mnogość urządzeń: lupy elektroniczne, powiększalniki przenośne i stacjonarne, z funkcją czytania głosowego i bez, powiększalniki na wysięgnikach do używania w klasach szkolnych oraz tablety i smartfony działające jako powiększalniki. Urządzenia te, bardzo różnych producentów, były niemal na każdym stoisku. To, co zwraca uwagę, to zwrot w kierunku tabletów i smartfonów. Na kilku stoiskach prezentowane były tablety Samsunga leżące na specjalnych statywach, służące jako powiększalniki. U innych wystawców zobaczyć można było same statywy wykonane z tworzywa, metalu, a nawet drewna. Taki statyw to wygodna rzecz. Pod spód kładziemy kartkę, książkę lub inny obiekt, a na statywie, który najczęściej ma kształt horyzontalnej ramy, umieszczamy tablet lub smartfon. I już możemy korzystać z powiększenia lub OCR-u, nie martwiąc się koniecznością wcelowania w tekst. Niestety mimo sporego wyboru, nie znalazłem statywu, który by mnie zadowolił. Statywy są stabilne, ale nawet te składane są zbyt duże, by nosić je wygodnie w małym plecaku. To wciąż zestawy do użytku domowego.
W orientacji przestrzennej dużo się nie dzieje. Oprócz laserowej laski firmy Vistac (dobrze znanej bywalcom SightCity), można było zobaczyć NaviBelt prezentowany przez FeelSpace. Urządzenie jest rozwijane od lat jako prototyp, ale wreszcie pokazano je na targach. NaviBelt to pas z szesnastoma modułami wibrującymi i wbudowanym kompasem. Można go skomunikować z programem nawigacyjnym na komórce i dostawać informacje o kierunku, w którym mamy się poruszać. To wciąż prototyp, więc trudno powiedzieć, jak się przyjmie. Moim zdaniem NaviBelt może być świetnym interfejsem do różnych gier wymagających ruchu, byle tylko ktoś napisał stosowny program. Jedna z azjatyckich firm miała też na stoisku laskę z detektorem ultradźwiękowym. Niestety nikt nie był w stanie powiedzieć mi czegokolwiek o tej lasce. Dokument z ulotką informacyjną, który dostałem po targach, nosił nazwę (tak, to nie pomyłka) “Ultracane”. Zapewniam, że ani wygląd laski, ani opis w ulotce nie odpowiadał znanemu angielskiemu urządzeniu o tej nazwie.
Jeżeli chodzi o aplikacje do nawigacji, przedstawicielka Mipsoft, firmy tworzącej BlindSquare, informowała, że pracują nad nawigacją na Androida. Program ma być nowym produktem, a nie po prostu BlindSquare na Androidzie.
Na targach zwróciły też moją uwagę smartfony z uproszczonym interfejsem i z klawiaturą. Kilka firm pokazywało takie urządzenia. Jest to ciekawe, bo pomysły na telefony specjalnie dla niewidomych, bez ekranu, ale z klawiaturą lub sterowaniem głosowym, kończyły się wielką klapą. Specjalne smartfony, z ekranem, ale o ograniczonej funkcjonalności i uproszczonej obsłudze, mają jednak, jak się okazuje, grupę oddanych odbiorców.
Targi SightCity były całkiem interesujące. Cieszy stała obecność polskich firm – Altix i Harpo – które mają swoją eksportową ofertę. Kolejne SightCity za rok, od 3 do 5 maja. Najlepiej już kupować bilety na samolot i rezerwować hotel, bo im bliżej maja, tym ceny wyższe. A na SightCity jeździć warto.