Logo Tyfloświat
drewniane litery wysypane na stół

Rynek specjalistycznego sprzętu dla osób z dysfunkcją wzroku podlega nieustannym metamorfozom. Wynika to nie tylko z rozwoju technologii, ale także preferencji użytkowników. Ci ostatni, na szczęście dla producentów tyflogadżetów, są niezwykle zróżnicowani w kontekście przeznaczonych dla nich urządzeń. Widać to bardzo wyraźnie na przykładzie upodobań związanych z lekturą książek elektronicznych i to zarówno w formatach audio, jak i ebooków.

Wydawać by się mogło, że w dobie szerokiej gamy aplikacji na smartfony, po które to urządzenia osoby z dysfunkcją wzroku sięgają bardzo chętnie, nieuchronnie nastąpi zmierzch czytników książek pokroju Czytaka, Plextalka czy Oriona. Oczywiście wymienione urządzenia wyposażone są w dodatkowe funkcje takie, jak dyktafon czy radio, ale przecież smartfony również je posiadają. Po co zatem wydawać pieniądze na dodatkowy sprzęt, gdy wszystko można zmieścić w jednym iPhonie czy Samsungu? Tym bardziej, że wspomniane czytniki książek nie należą do najtańszych.

Okazuje się jednak, że mimo wszystko wśród niewidomych wciąż są zwolennicy Czytaka czy Oriona.

Jak wytłumaczyć ten fakt?

Oczywiście najprościej byłoby powiedzieć, że o gustach się nie dyskutuje, a skoro na rynku wciąż można kupić czytnik książek, to nie ma sensu zastanawiać się nad postawionym pytaniem. Innym aspektem jest z pewnością wiek użytkownika. Nie da się ukryć, że seniorzy mimo wszystko wolą mieć do czynienia z urządzeniem wyposażonym w klawiaturę fizyczną i czytnik kart pamięci niż obsługiwać najlepiej nawet udźwiękowiony smartfon z ekranem dotykowym. Nie ukrywam, że do pewnego czasu sam byłem wyznawcą takiej właśnie filozofii, choć nie ze względu na niechęć do nauki obsługi smartfona. Wydawało mi się, że zawsze łatwiej jest coś przełączyć muskając niechcący ekran niż naciskając fizyczny klawisz. No i załadunek księgozbioru jest bardziej skomplikowany w kontekście smartfona, bo przecież do niedawna taki iPhone wymagał zaprzyjaźnienia się z mało sympatycznym iTunesem lub koniecznością posiadania wirtualnego dysku, tzw. chmury, aby dało się przetransportować na niego jakąś książkę. Ten argument upadł w momencie, gdy smartfony firmy Apple zaczęły współpracować z zewnętrznymi pamięciami przenośnymi.

Wielu użytkownikom wystarcza zatem smartfon. Nie do przecenienia jest tu argument ekonomiczny, bo po co wydawać dodatkowe pieniądze, ale i ten ma achillesową piętę w postaci różnych dofinansowań, że wystarczy wspomnieć choćby program Aktywny Samorząd.

A co odpowiedzieć tym, którzy, całkiem słusznie zresztą, wskazują, że baterie w dotykowych telefonach są i tak słabe, więc po co jeszcze obciążać je przez korzystanie z aplikacji do czytania książek? Cóż, można próbować przekonać ich do posiadania power banka. Jest on zdecydowanie tańszy od najtańszej nawet wersji Czytaka. Co prawda zwolennicy czytników książek mogą oburzyć się, że power bank to dodatkowy ciężar w plecaku czy torebce, ale przecież czy sam czytnik nie jest w istocie tym samym? I to o ile droższym!

Kilka lat temu można było jeszcze wskazywać na wygodę, bo rzadko który czytnik był wyposażony w blue tooth, więc wymagał standardowego zestawu słuchawkowego na kablu. Dziś jednak i ten argument to już przeszłość.

Czy zatem mamy do czynienia z kolejną linią podziału, żeby nie powiedzieć wojną? Wciąż toczą się przecież dyskusje o wyższości iPhone’ów nad smartfonami z androidem i o przewodniej roli laptopów z windowsem w kontekście macbooków. Na szczęście nie jest aż tak źle. W social mediach nikt nie wytacza żadnych ciężkich dział, aby udowodnić, że kupowanie czytników książek w dobie smartfonów mija się z celem. Owszem, tu i ówdzie pojawiają się wypowiedzi poparte argumentacją, ale bez wyraźnego zacietrzewienia czy napastliwości.

I bardzo dobrze, bo skoro wciąż jest alternatywa, to nie ma sensu organizować żadnej krucjaty. Chce ktoś czytać książki przy pomocy Czytaka? Niech czyta zatem, a ten, kto nie widzi w tym sensu, bo mu do tego służy smartfon, niech robi to na smartfonie. W Polsce tak czy inaczej czytelnictwo nie jest szczególnie popularne, więc nie o metodę, a sam fakt czytania przecież chodzi.

Tomasz Matczak

 

Partnerzy

 Fundacja Instytut Rozwoju Regionalnego                     Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych

Back to top