Konwencja Organizacji Narodów Zjednoczonych o prawach osób niepełnosprawnych była jednym z aktów prawnych najbardziej wyczekiwanych przez wiele osób z niepełnosprawnościami, ale także przez ich, co bardziej świadomych, przyjaciół czy też członków rodzin. Nic w tym dziwnego, gdyż jej treść naprawdę mogłaby spowodować zmiany na miarę rewolucji, o ile zawarte w niej zapisy zostałyby w pełni wcielone w życie.
Prawie doskonały?
W całej gamie konwencyjnych zapisów, te poświęcone edukacji zawiera artykuł 24. Dla polskiej oświaty ich skuteczne wdrożenie byłoby wydarzeniem na miarę przewrotu kopernikańskiego. Ponieważ jednak nasz system oświaty słynie z postępowości tylko w obszarach, gdzie jest ona najmniej wskazana, to w związku z konwencją nie wydarzyło się nic. Innymi słowy, jej ratyfikacja nie zaowocowała tym, na co tak wielu z nas liczyło. Przypomnijmy, iż najważniejszym zapisem artykułu 24. jest wskazanie na edukację włączającą jako optymalną dla kształcenia i rozwoju osoby niepełnosprawnej.
Konwencja została ratyfikowana i weszła wżycie, a w polskiej edukacji wszystko zostało po staremu, czyli tak jak gdyby nic nie zaszło. Liczba dzieci z niepełnosprawnościami w szkołach ogólnodostępnych stale wzrasta. Proces ten trwa od początku lat 90-tych. Wprawdzie jego dynamika jest raczej mało oszałamiająca, ale stałość wzrostu, mimo braku zmian w systemie, to niewątpliwie zjawisko godne zainteresowania. Po stronie systemu nie pojawiło się jednak nic, co sugerowałoby, że ten tak ważny zapis wszedł w życie, a wzrastające zainteresowanie edukacją włączającą dostrzeżone i potraktowane z należytą powagą.
Czy oznacza to, że nasz system edukacji zupełnie ignoruje fakt tak oczywistych pragnień rodziców oraz dominujących na świecie tendencji? O nie! Żadną miarą! Nasz system oświatowy nie zapomniał o osobach niepełnosprawnych. Rozwiązania ich dotyczące zostały zapisane w tak wielu miejscach, że ktoś kto czyta nasze regulacje prawne, musi odnosić wrażenie, iż system jest prawie doskonały. Zadania bowiem, które w tym obszarze postawiono przed szkołami, a także narzędzia, szczególnie te wprowadzone w ramach ostatniej reformy, stwarzają wrażenie nieomal wyczerpujących zagadnienie. Dlaczego więc prawie doskonały? Otóż dlatego, że teoria, czyli regulacje prawne, to jedno a praktyka, – czyli rzeczywistość, to drugie. I, o ile to pierwsze może być uznane za naprawdę niezłe, o tyle to drugie budzi co najmniej zaskoczenie, a czasem wręcz przerażenie. W praktyce nie dzieje się bowiem nic, choć lepiej byłoby powiedzieć, prawie nic, gdyż są szkoły i nauczyciele, którzy robią, co w ich mocy, a czasem nawet więcej, by zapewnić uczniowi niepełnosprawnemu to, czego mu potrzeba. Są niestety także i tacy, którzy tę inercję systemu postrzegają jako błogosławieństwo i z pełną świadomością prowadzą działania o charakterze dyskryminacyjnym i prowadzącym do wykluczenia uczniów niepełnosprawnych. Tymi ostatnimi powinien zająć się prokurator. Ponieważ mimo wszystko wierzę, iż sprawiedliwość zwycięża, to ufam, że w końcu tak się stanie. Dlatego o tym fragmencie przestrzeni społecznej nie będę dalej pisał.
Spójrzmy więc na tych uczniów, którzy uczą się w szkołach ogólnodostępnych, nie doświadczając jawnej dyskryminacji.
Są takie niesprawności, gdzie brak wsparcia i rozwiązań wspierających nie oznacza, iż nauka jest niemożliwa. Brak wzroku jednak do takich nie należy. Tak więc, w przypadku osób niewidomych, spontaniczne i oddolne wsparcie organizowane przez rodziców czy niektórych nauczycieli – poza pojedynczymi przypadkami – nie będzie prowadzić do pełnego sukcesu. Dzieje się tak dlatego, że kompleksowość skutków niewidzenia wymaga działań na wielu płaszczyznach i to działań prowadzonych przez osoby ze znajomością tematu. Dlatego trudno odmówić prawdziwości twierdzeniom przeciwnych edukacji włączającej nauczycieli szkół specjalnych, że tylko ich placówki mogą dziecku niewidomemu zapewnić wsparcie, jakiego potrzebuje, ponieważ tylko one posiadają zarówno specjalistów, jak i sprzęt specjalistyczny, czyli różnorakie pomoce dydaktyczne i technologie pozwalające osobom niewidomym na pełne uczestnictwo w procesie edukacyjnym.
Jest rzeczą zadziwiającą, że twórcy zreformowanego systemu oświatowego, zauważając potrzebę działań, nie zauważają zupełnie, iż niezbędne jest pełne, wielopłaszczyznowe wsparcie, którego sama dobra wola nie jest w stanie zapewnić, gdyż potrzebna jest wiedza, doświadczenie, specjalistyczne technologie oraz pieniądze. Trzeba podkreślić, że dzięki rozwojowi technologii asystujących, edukacja włączająca stała się możliwa także w tak wymagających obszarach jak nauczanie osób całkowicie niewidomych. To właśnie szeroka gama rozwiązań technologicznych, żeby wymienić tylko kilka podstawowych przykładów jak: monitory brajlowskie, komputery z czytnikami ekranów, drukarki brajlowskie oraz te, pozwalające na produkcję grafiki dotykowej, czy też mówiące systemy GPS, dla wielu osób niewidomych stała się „kluczem do świata”, czyli drogą do pełnego uczestnictwa w życiu, do spełniania ich marzeń, realizacji ich pasji.
Jak w kwestii dostępu do najnowszych technologii wygląda sytuacja ucznia niewidomego w polskiej szkole?
Jak już powiedzieliśmy, jeśli uczy się on w szkole specjalnej, to sprawa ma się całkiem dobrze. Szkoły bowiem, mając własnych specjalistów, wiedzą co jest dobrym rozwiązaniem, posiadają też środki pozwalające na zakup takich rozwiązań. Jednak, gdy uczeń idzie do szkoły ogólnodostępnej, wtedy sytuacja ma się zupełnie inaczej. Szkoła nie posiada specjalistów w dziedzinie tyflopedagogiki, ani też – tym bardziej – w dziedzinie technologii adaptacyjnych. Co gorsza, nie posiada też wiedzy, gdzie takich specjalistów szukać. Najczęściej więc nie robi nic, albo też przerzuca na rodziców ucznia odpowiedzialność za znalezienie odpowiednich rozwiązań wspierających oraz za ich zdobycie.
Jest to o tyle kuriozalne, iż za dzieckiem niewidomym do organu prowadzącego szkołę, czyli w większości przypadków do gminy lub powiatu, idą całkiem pokaźne kwoty. Zgodnie z zapisem rozporządzenia ministra edukacji o podziale części oświatowej subwencji ogólnej, wydawanego w grudniu każdego roku na kolejny rok kalendarzowy, kwota ta, po uwzględnieniu także subwencji podstawowej, jest prawie cztery razy wyższa niż w przypadku uczniów pełnosprawnych i wynosi ok. 20 tysięcy złotych rocznie. Daje to kwotę powyżej stu tysięcy złotych na okres całej nauki w szkole podstawowej. Byłoby więc za co kupić niezbędne urządzenia i pomoce, a także zatrudnić niezbędnych specjalistów takich jak nauczyciele brajla czy instruktorzy orientacji przestrzennej. Niestety, sposób zakwalifikowania tych środków jako części subwencji, nie daje szans na skuteczne egzekwowanie zgodnego z pierwotnym przeznaczeniem ich wydatkowania. Samorządy bowiem nie muszą rozliczać się ze sposobu wydatkowania subwencji. Jedynym sposobem dochodzenia swego prawa jest więc udowadnianie szkole, iż nie realizuje ona ciążących na niej zadań.
Jeśliby jednak pieniądze były, to i tak dyrektor szkoły staje wobec braku jakiejkolwiek informacji, jakie specjalistyczne urządzenia i/lub działania są w przypadku takiego ucznia konieczne. W przeciwieństwie bowiem do wielu krajów europejskich, w Polsce nie został stworzony żaden system doradztwa i informacji w zakresie kształcenia uczniów z niepełnosprawnościami. Ministerstwo też nie scedowało tych zadań na żadną z placówek specjalnych, co dałoby im możność wykorzystania swego potencjału na wsparcie zamiast na walkę o przejmowanie uczniów ze szkół ogólnodostępnych.
W takich krajach jak np. Wielka Brytania istnieją wskazane przez Państwo centra, które niejako prowadzą osobę niepełnosprawną w doborze odpowiednich technologii czy też innych niezbędnych rozwiązań. Szkoła o tym wie i bazuje na rekomendacjach, jakie uczeń tam otrzymuje.
Wydaje się, że wdrożenie takiego rozwiązania jest przede wszystkim kwestią odpowiednich decyzji, gdyż środki pozostające w gestii organów prowadzących mogłyby zostać wykorzystane także na pokrycie kosztów doradztwa tego typu.
Póki co na ogół to rodzice są siłą sprawczą postępu i to oni pozyskują środki w ramach programów indywidualnego wsparcia, finansowanych najczęściej przez Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób niepełnosprawnych. Rozwiązanie to ma jednak kilka istotnych wad, które prawie całkowicie podważają jego skuteczność.
Po pierwsze, nie gwarantuje się uczniowi jakiejkolwiek ciągłości w zapewnieniu urządzeń odpowiednich do jego wieku i stopnia rozwoju. Programy są najczęściej jednorazowe lub gwarantują pomoc cykliczną, ale pozbawioną obiektywnego systemu doradztwa i ewaluacji.
Po drugie, przy braku wspomnianego doradztwa, rolę doradców przejmują firmy i to pod ich dyktando kupowane są urządzenia, co nie zawsze odpowiada potrzebom ucznia.
Po trzecie wreszcie, szkoła może, ale nie musi wdrożyć nabyte przez rodziców rozwiązania. Tak więc, może okazać się, że z takim trudem zdobyte urządzenia nie zostaną właściwie wykorzystane.
Mimo tych wszystkich trudności, coraz więcej osób niewidomych uczy się w szkołach ogólnodostępnych. Wynika to przede wszystkim z ich pragnienia normalnego życia – życia w rodzinie, wśród pełnosprawnych rówieśników, czyli tak jak pragnie żyć większość z nas. Należy więc mieć nadzieję, że stała presja różnych środowisk, wywierana na MEN w celu wdrożenia profesjonalnego systemu wsparcia, przyniesie wreszcie tak oczekiwany rezultat.