O psychoterapii osób niewidzących – zwłaszcza, jeśli samemu zmaga się z sytuacją braku wzroku, trudno jest pisać jedynie z perspektywy eksperta, w moim wypadku psychologa i psychoterapeuty. Stąd ośmielam się – Czytelniku tego artykułu – zwrócić do Ciebie bezpośrednio, w formie swego rodzaju listu, którego treść może Cię skłonić do podjęcia refleksji nad tym, jak przeżywasz swoją niepełnosprawność, a być może zachęcić do poszukiwania pomocy psychologicznej, jeśli uznasz, że masz z tym jakąś trudność. To samo doświadczenie (w tym wypadku brak lub utrata wzroku) nie wywołuje bowiem identycznej reakcji u każdego z nas. Tym, co powoduje, że nie widząc generalnie będziemy czuli się szczęśliwi, smutni czy zrezygnowani, albo przekonani, że nie da się nas kochać, że jesteśmy nie do zaakceptowania, lub, że powinniśmy być „siedem razy lepsi niż inni” – widzący – albo, że nigdy innym nie dorównamy – nawet gdybyśmy angażowali się we wszystko na 100% – jest osobiste znaczenie, jakie ma dla każdego z nas to, że nie widzimy.
Po czym możemy je rozpoznać?
Wyraża się ono w głębokich przekonaniach o sobie (np. „jestem tak samo wartościowy, jak inni ludzie”, „jestem gorszy”, „inni ludzie nie traktują mnie jako partnera”, „świat jest nieprzyjazny dla osób niewidzących”, „mam pewne trudności w życiu, ale generalnie jest ok.” itd.). Zarówno my sami, jak i osoby, z którymi żyjemy na co dzień, możemy je też odnaleźć w powracających motywach naszych wypowiedzi o sobie (monolog wewnętrzny), jak również tych, które kierujemy do otoczenia. Wypowiedzi te podsumowują nasze osiągnięcia lub ich brak (obiektywny, bardzo często jednak postrzegany subiektywnie, wg naszych wewnętrznych standardów, mówią o tym, jak patrzymy na siebie w relacji do innych ludzi, a przede wszystkim czy i w jakim stopniu akceptujemy samych siebie – niezależnie, a nawet pomimo tego, co myślą o nas inni.
Osoby widzące o niewidzących
W literaturze i/lub osobistej wymianie poglądów na ten temat można spotkać takie, które nie przypisują niewidzeniu jakiegoś szczególnego znaczenia (brak wzroku postrzegany jest po prostu jako zaburzenie lub brak analizatora). Kto z nas nie doświadcza jednak przynajmniej czasem wstydu z powodu swojego niewidzenia, poczucia niezrozumienia i/lub skrzywdzenia w związku z odmiennymi metodami realizacji jakiegoś działania. Komu z nas nie zdarzyło się pomyśleć, że najchętniej posiedzielibyśmy w domu, bo mamy dość nadmiernego dotykania, kontrolowania przez osoby widzące, wypytywania o to „co się stało” (patrz: dlaczego nie widzimy). Myślę też w tym kontekście o konkurencyjności rynku pracy, gdzie osoby niewidzące mają znacznie mniejsze szanse zarówno na znalezienie pracy, jak też na pełną samodzielność w jej wykonywaniu.
Podsumowując: Znaczenie wzroku lub jego braku nie ogranicza się jedynie do obecności lub nieobecności zaburzeń w sferze procesów poznawczych. Wpływa też na takie obszary naszego funkcjonowania, jak: codzienne czynności, orientacja przestrzenna, procesy emocjonalne, porozumiewanie się z otoczeniem. Powody skłaniające nas do pójścia na psychoterapię mogłyby więc koncentrować się w tym kontekście na uczeniu się lub też wzmacnianiu umiejętności interpersonalnych, radzeniu sobie z sytuacjami codziennego stresu, rozpoznawaniu znaczenia własnych przeżyć emocjonalnych po to, by w pewnych sytuacjach móc je po prostu zaakceptować, a w innych uczynić częścią dialogu z otoczeniem.
Osoby widzące o niewidzących
Wśród różnych – często pozytywnych doświadczeń kontaktów osób niewidzących z widzącymi, funkcjonują też jednak powtarzające się schematy reagowania osób widzących na obecność osób niewidzących. Kto z nas nie doświadczył choć raz protekcjonalnego potraktowania przez osobę widzącą, kto nie usłyszał czasami od kogoś z otoczenia, że powinien bardziej ufać ludziom, albo być uległy wobec innych i wdzięczny za pomoc – niezależnie od tego, czy jej potrzebuje, czy też nie, albo, że nie powinien robić problemu z tego, co tym problemem nie jest itd.
Sęk w tym, że w przeważającej części (ok. 85%) komunikacja między ludźmi, a tym samym opis i ocena „rzeczywistości”, dokonuje się za pomocą wzroku. Zarówno wnioski formułowane w oparciu o badania psychologiczne, jak i te, które ludzie wyciągają w procesie codziennych kontaktów interpersonalnych, uwzględniają w większym stopniu wrażenia czy informacje niewerbalne jako bardziej bezpośrednie, mniej subiektywne, wyzwalające szybsze reakcje w odpowiedzi na bodźce zewnętrzne, pozwalające „pełniej” kontrolować to, co dzieje się wokół nas. Jednym z głównych uzasadnień tego faktu jest wiedza o roli i funkcji mechanizmów obronnych, które mogą zniekształcać nasze uczucia, motywy działania, obraz siebie i innych osób. Ale chyba zbyt często ten podział na „werbalne” i „niewerbalne” obraca się jakby przeciwko osobom niewidzącym.
W komunikacji niewerbalnej możemy wyróżnić kody i gesty pozwalające w sposób do pewnego stopnia spójny na odczytanie i zinterpretowanie przez osoby widzące docierających z otoczenia informacji. Nie widząc, jesteśmy tego w dużej mierze pozbawieni, co ma swoje konsekwencje nie tylko dla naszego poznawczego, ale też interpersonalnego funkcjonowania. Preferowane w sytuacji braku wzroku metody radzenia sobie z codziennymi zdarzeniami, np. sposób orientowania się w przestrzeni, odczytywanie znaczenia zachowania osób widzących wobec nas, bywają przez nich korygowane jako mniej trafne lub wręcz wadliwe, co my, osoby niewidzące, odbieramy często jako przejaw niezrozumienia, bagatelizowania, czasem nawet lekceważenia naszych przeżyć.
Mimo wzrostu wiedzy ludzi widzących o specyfice funkcjonowania osób niewidzących, nadal obecne są jednak społeczne stereotypy stygmatyzujące lub zawierające w sobie oczekiwania co do tego, jak osoba niewidząca powinna albo nie powinna zachować się w danej sytuacji. W tym kontekście moje rekomendacje dotyczące wskazań do podjęcia terapii psychologicznej przez osoby niewidzące koncentrują się wokół takich celów, jak: budowanie zaufania do samego siebie, wzmocnienie asertywnego stylu zachowania wobec samego siebie i innych, jako alternatywy dla agresywnego czy uległego, umiejętność postawienia i obrony swoich psychologicznych granic, szacunek do samego siebie (nie w opozycji, ale w takim samym stopniu, jak wobec innych).
Trochę teorii
Istnieją różne koncepcje psychologiczne wyjaśniające źródła samooceny. Opisują one także wpływ myśli na nastroje, jak również na relacje z samym sobą i z otoczeniem. Chciałabym przytoczyć tę, która jest mi najbliższa podczas codziennej pracy terapeutycznej i pomaga rozumieć przychodzących do mnie pacjentów – tak widzących, jak i niewidzących. Jest to model poznawczy psychopatologii Aarona Becka. Podkreśla on dominującą rolę myślenia w wywoływaniu i podtrzymywaniu uczuć negatywnych, w tym depresji, lęku i złości – sądzę, że osoby niewidzące stosunkowo często, ale nie częściej niż widzące, tylko z zupełnie różnych powodów, doświadczają takich przeżyć. Jeśli nasze myśli są negatywne (niezależnie od tego, czy „przebiegają” przez naszą głowę przez większość dnia, czy dotyczą tylko niektórych obszarów naszego życia), ale pojawiają się jako typowa reakcja na te sytuacje, to powodują zjawisko nazwane przez Becka tendencyjnością poznawczą. Jej funkcja polega na uwrażliwianiu nas na negatywne zdarzenia życiowe – wyolbrzymiamy wtedy straty i przeszkody, odbieramy je osobiście i interpretujemy negatywnie. Beck mówi o istnieniu kilku poziomów oceny znaczenia przeżyć szczególnie tych, które są dla nas ważne. Najbardziej dostępnym każdemu z nas poziomem są spontanicznie pojawiające się w naszej głowie myśli automatyczne; wydają się nam one trafne, czyli zgodne z rzeczywistością. Wiążą się bądź to z przykrymi dla nas emocjami, bądź też z problematycznymi zachowaniami, trudnymi i niezrozumiałymi tak dla otoczenia, jak i dla nas samych (np. wyrażamy wobec siebie lub innych złość niewspółmierną do wywołującej ją sytuacji, albo „spada” nam nastrój, jeśli często czujemy się odrzuceni z powodu czyjejś negatywnej, a może po prostu neutralnej reakcji wobec nas), albo ulegamy innym, a potem jesteśmy niezadowoleni. Negatywne myśli automatyczne zawierają w sobie elementy zniekształceń poznawczych takie, jak: czytanie w myślach innych osób („on myśli, że ja sobie nie poradzę, nie lubi mnie”); personalizacja („to z mojego powodu ona się nudzi” – myśl, która może pojawić się w reakcji na czyjeś chwilowe wycofanie się z kontaktu z nami); nadawanie etykiet („ci przemądrzali widzący, wszystko wiedzący lepiej”); przepowiadanie przyszłości („to się nie uda, i tak okaże się, że nikt nie będzie brał pod uwagę tego, co mówię”); katastrofizowanie czy myślenie dychotomiczne (typu „wszystko albo nic” („jeśli uda mi się zrobić to na 100%, będę zadowolona; jeśli nie, to tak, jakbym nie zrobiła niczego”).
Myśli automatyczne mogą, ale nie muszą mieć potwierdzenia w faktach. Np. myśl: „Ona mnie nie lubi” może być formułowana na podstawie czytania w myślach (nie mamy wystarczających dowodów, by wyciągnąć taki wniosek), ale może też oczywiście pokrywać się z rzeczywistością.
Emocjonalne uwrażliwienie na taką zniekształconą myśl ma źródło w leżących u jej podstaw osobistych, opartych na doświadczeniach z naszego domu rodzinnego i najbliższego środowiska założeniach lub zasadach (na przykład „Aby być wartościową osobą, muszę zdobyć aprobatę całego otoczenia”) oraz schematach osobistych (np. „Nie da się mnie kochać”, „Jako osoba niepełnosprawna jestem bezwartościowa”). Nieprzystosowawcze podstawowe założenia i zasady zwykle są usztywnione, niemożliwe do zrealizowania (nierealne jest np. bycie zawsze miłym dla innych albo spełnianie ich oczekiwań), kierują one wieloma obszarami codziennego życia takimi, jak: samoocena, relacje z otoczeniem, poczucie osobistej satysfakcji; i, co szczególnie ważne, mogą czynić nas bardziej podatnymi na przyszłe epizody depresyjne czy stany lękowe. Np. skłonność do „czytania w myślach” innych osób i obwiniania siebie za problemy lub zachowania innych sprawia, że dostrzegamy odrzucenie nawet tam, gdzie raczej go nie ma. Drugim poziomem oceny jest indywidualny zbiór podstawowych założeń (np. „Jeśli nie zyskuję aprobaty, to znaczy, że jestem bezwartościowa”). Założenia mogą wiązać się ze schematem osobistym („Nie da się mnie kochać”, „Jestem bezwartościowy”, „Mam jakiś defekt”), wzmacniać negatywne przekonanie o sobie oraz potwierdzać słuszność lęku i nieufności w stosunku do otoczenia. Negatywne schematy powodują wybiórczość uwagi i pamięci – częściej wykrywamy, odbieramy i przypominamy sobie informacje zgodne ze schematem, co w rezultacie go wzmacnia. Opisany tu model jest spójny z treścią obszernej literatury psychologicznej poświęconej zachowaniom schematycznym leżącym u podstaw procesów uwagi i pamięci. Może to, choć oczywiście nie musi, prowadzić do głębszych problemów emocjonalnych, określanych przez terapeutów schematów jako życiowe pułapki. I tu również zaryzykowałabym wniosek, że osoby niewidzące nie „wpadają” w nie częściej, ale z zupełnie innych powodów niż widzące.
Czym są życiowe pułapki?
Życiowa pułapka to wzorzec, który powstaje w okresie dzieciństwa i wywiera istotny wpływ na całe nasze życie. Kształtują go doświadczenia zdobywane w relacjach z najbliższymi znaczącymi osobami oraz z rówieśnikami. Porzuceni, krytykowani, otoczeni nadmierną opieką, narażeni na nadużycia, wykluczeni, odizolowani – w taki czy inny sposób zostaliśmy jakby „złapani” w pułapkę, która jednocześnie staje się częścią nas samych. Długo po opuszczeniu rodzinnego domu odtwarzamy sytuacje z dzieciństwa, pozwalając na niesatysfakcjonujące traktowanie, ignorowanie, krzywdzenie, nadmierną kontrolę, co utrudnia nam rozpoznanie i osiąganie zamierzonych celów.
Życiowa pułapka determinuje sposób, w jaki myślimy, czujemy, zachowujemy się czy odnosimy się do innych. Jest bodźcem spustowym, który aktywizuje intensywne uczucia złości, smutku czy niepokoju. Nawet w sytuacji, kiedy wydaje się, że życie ułożyło się nam stosunkowo dobrze: mamy określoną pozycję społeczną, fajne małżeństwo, szacunek najbliższych, sukces zawodowy – z jakiegoś bardziej czy mniej zrozumiałego dla nas powodu nie możemy jednak cieszyć się życiem i być dumni z naszych osiągnięć – niezależnie, a nawet pomimo tego, co myślą o tym inni.
Jak je rozpoznać?
Czy możesz powiedzieć o sobie, że zazwyczaj wchodzisz w relacje z ludźmi, którzy są wobec Ciebie oziębli?
Czy masz poczucie, że nawet najbliższe osoby są wobec Ciebie obojętne i tak naprawdę to nikt Cię nie rozumie?
· Czy masz głębokie przeświadczenie o tym, że jesteś bezwartościowa/bezwartościowy i gorsza/gorszy od innych, dlatego nikt, kto Cię bliżej pozna, nigdy Cię nie pokocha?
· Czy stawiasz potrzeby innych przed swoimi albo zbyt dużo wymagasz od innych, a w konsekwencji nigdy nie jesteś w stanie tych potrzeb zaspokoić, a być może nie potrafisz również ich sprecyzować?
· Czy często się obawiasz, że przydarzy Ci się coś złego?
· Czy niezależnie od tego, ile społecznej aprobaty i uznania otrzymujesz, czujesz się nieszczęśliwy, niespełniony i niepotrzebny?
Jeśli odpowiedź na przynajmniej część z tych pytań jest twierdząca, kontakt z mądrym psychologiem, a być może podjęcie systematycznej terapii psychologicznej okażą się pomocne.
Terapeuci mówią o takich sposobach radzenia sobie z życiowymi pułapkami, jak: potwierdzanie ich w naszym życiu, unikanie ich poprzez kontratak (uważam, że jest to dość częsta postawa obronna przyjmowana przez osoby niewidzące) lub nadmierna kompensacja. Wśród różnych jej form (np. przecenianie swoich możliwości, nadmierny dystans albo zobojętnienie wobec otoczenia), trudno jest pominąć wcale nie tak rzadko spotykane u osób niewidzących uzależnienia – zwłaszcza, ale nie wyłącznie od alkoholu (również np. od seksu).
Gdzie w takim razie zgłosić się na terapię?
Melduję moją bezradność wobec możliwości jednoznacznej rekomendacji takich miejsc osobom niewidzącym i słabowidzącym. Zarówno internetowy research, własne doświadczenia, jak i rozmowy ze znajomymi – w tym psychologami, ale też mającymi swoje doświadczenia w poszukiwaniu możliwości podjęcia psychoterapii prowadzą mnie do wniosku, że osobiście na takie miejsca nie trafiłam. Myślę, że w wielu przypadkach (choć oczywiście są wyjątki) dużym problemem w początkowym okresie kontaktu z potencjalnym terapeutą może być przełamywanie jego własnych stereotypów dotyczących tego, czym jest niewidzenie i co z tego wynika. Ze względu na znajomość środowiska, pewną barierą dla niektórych z nas może być relacja z niewidzącym terapeutą. nie jestem jednak odosobniona w przekonaniu, że ze względu na wspólnotę doświadczeń niewidzący terapeuta może stanowić atut przy podejmowaniu decyzji o zaangażowaniu się w intymną relację terapeutyczną – oczywiście nie jest to warunek konieczny. Najważniejsze, byśmy czuli się w takiej relacji rozumiani, akceptowani i żeby pomagała nam ona się rozwijać.
Przy Polskim Związku Niewidomych w Warszawie istnieje poradnia rehabilitacyjna (Warszawa, ul. Karmelicka 26). Nieocenioną rolę – moim zdaniem odgrywają takie miejsca, jak FIRR czy Fundacja Vis Maior, oferujące pomoc psychologiczną w mniejszym lub większym zakresie. Wydaje się, że pracownicy okręgów PZN mogą mieć informacje o nierozpropagowanych na większą skalę projektach, w których umożliwia się uczestnikom korzystanie ze wsparcia psychologicznego. A może niszowa specyfika problemu mogłaby być wyzwaniem dla niewidzących terapeutów do podjęcia wspólnych przedsięwzięć w tej sprawie?