Logo Tyfloświat

Chcę się z Wami podzielić moimi doświadczeniami z adopcji psów, ponieważ jestem zwolenniczką przygarniania zwierząt. Uważam, że wokół nas jest tak wiele potrzebujących opieki zwierzaków, iż nie ma potrzeby napędzania hodowlanego biznesu.

Rozumiem, że to nie jest drogazawsze łatwa. Ja adoptuję stare psy, często po ciężkich przejściach. Adopcja wymaga odpowiedniego podejścia i nie jest dla każdego, ale za to, kiedy zwierzę na nowo zaufa, to jest najcudowniejszym stworzeniem jakie można przytulić do serca.

Pierwsze pytanie to jakiego zwierzaka szukamy. Nie chodzi o to jaki nam się podoba; to kwestia drugorzędna, ale o dobór zwierzęcia do naszych możliwości, do tego jaki tryb życia prowadzimy, ile mamy czasu i tak dalej. Na przykład, jeśli mieszkamy w mieście, nie lubimy intensywnej aktywności fizycznej lub nie mamy na to siły i czasu, to kupowanie psa w typie husky, lub psa myśliwskiego, który ma dużą potrzebę ruchu, psa, który był wyhodowany do wędrówek w otwartej przestrzeni, jest bezsensownym okrucieństwem.

Jeśli jesteście świadomymi przyjaciółmi zwierząt, a przy tym chcecie mieć jasność co do tego jakiego psa przygarniacie, to najbezpieczniej jest szukać zwierzaków z domów tymczasowych. Sama miałam taki prowadzić, ale obawiam się, że nie oddałabym żadnego podopiecznego. :))

W takim domu znajduje się najczęściej kilka zwierząt. Ich opiekunowie pracują z nimi, sprawdzają jak reagują na inne psy, koty, dzieci. Uczą też psy podstaw życia w domu. Biorąc podopiecznego z takiego miejsca dokładnie wiemy “kto zacz”.

Nie oczekujcie jednak, że nie będzie niespodzianek. Każda adopcja to stres dla zwierzęcia. Może się więc zdarzyć, że trzeba będzie posprzątać efekty stresu, że pies będzie poszczekiwał zagubiony w nowym otoczeniu, jednakże po kilku dniach takie objawy adaptacji powinny ustąpić. Wystarczy łagodność i miłość. Należy jednak zdawać sobie sprawę, że nie zawsze wszystko przebiega bez komplikacji.

Dlatego adoptując psa należy koniecznie uzbroić się w cierpliwość. Pamiętajcie, że rezygnując z adopcji i oddając psa z powrotem fundujecie mu dodatkowy stres związany z odrzuceniem. Każda kolejna próba znalezienia nowego domu będzie dla psa trudniejsza, więc jeśli to możliwe, dogadajcie się z prowadzącymi dom tymczasowy na kilka spacerów, spotkań, tak, by przed podjęciem ostatecznej decyzji o przyjęciu zwierzaka do domu poznać swojego nowego towarzysza.

Inna opcja to przytuliska. Mój pierwszy pies – Argo pochodził z takiego miejsca w Głogowie. Jest tam więcej zwierząt, ale przeważnie przytuliska są wspierane przez sponsorów, a co za tym idzie zwierzęta mogą liczyć na więcej uwagi pracowników. W Głogowie była nawet łąka, gdzie psiaki mogły się bawić razem, sprawdzano reakcję na koty i dzieci, uczono podstawowych komend i sporządzano opis psa tak, że wiadomo było kogo się bierze. Tutaj też można się przeważnie umawiać na spotkania przed adopcyjne.

Najczęściej adoptujemy psy ze schronisk. Tutaj dużo zależy od pracujących tam ludzi. Miejsca te są przepełnione zwierzętami, trudno uzyskać miarodajne informacje o zwierzaku, bo pies w klatce zachować się może inaczej niż w domu. Mój drugi pies, Kolo pochodził ze schroniska pod Łodzią. Było wiadomo, że to taka “ofiara losu”. Nie szczeka, na spacerach jest delikatny tak, że nawet malutkie dzieci mogą trzymać smycz, bo sam „pilnuje się”, żeby nie ciągnąć. Nawet go nie wykastrowano, bo po co, skoro psa który stróżem domu nie będzie i jest stary i tak nikt nie weźmie?

Kiedy go do mnie przywieziono, okazało się, że to zwierzę bojące się każdego nagłego dźwięku; spadająca łyżka, klaśnięcie. Bał się też uniesionej ręki czy nawet zbyt gwałtownie poruszającej się białej laski. Potrzebne były miesiące stopniowego oswajania, pamiętania, by nie wykonywać gwałtownych ruchów. W trakcie badań przedoperacyjnych przed kastracją okazało się, że pies miał ciężkie przejścia: niemal złamano mu miednicę, a pysk ma ślady po urazach spowodowanych poważnymi oparzeniami najprawdopodobniej od ognia, ponad to w badaniu znaleziono śrut wskazujący na postrzał z broni myśliwskiej. Teraz stało się jasne czemu Kolo tak wszystkiego się boi.

Tym bardziej było zdumiewające, że pies jest taki ufny, szuka opieki i bliskości. Nie było w nim agresji w stosunku do ludzi czy zwierząt, a jego ulubieńcem był indor. :))

Po mniej więcej roku pies się otworzył. Bał się nadal nowego dźwięku, ale nie uciekał do konta tylko odskakiwał i wracał zaglądając co to takiego. Nabrał też ochoty na bieganie po łąkach, zafundował mi zjazd zimowy po oblodzonym stoku; ja na obcasach butów, Kolo ciągnący mnie w dół. Miał wielką radochę myśląc pewnie, że go gonię.

Stopniowo tracił wzrok i słuch tak, że pod koniec życia korzystał z węchu, a słyszał tylko klaskanie, którego się już nie bał i wysokie głosy. Mimo to świetnie sobie radził i sam spacerował po podwórku. W ostatnim roku życia Trzeba było dawać mu podkłady na legowisko, bo pojawiły się kłopoty z trzymaniem moczu.

Najtrudniejsza opcja – tylko dla “desperatów” to adopcja psów zabranych z interwencji. Tak trafił do mnie Racuszek. Był to pies wychudzony, od połowy tułowia niemal łysy, tylko z malutką kitką sierści na końcu ogona. Na obcych warczał wściekle, początkowo akceptował tylko mnie i mamę. Na obce koty i psy reagował atakiem, nie znosił dzieci sztywniejąc na ich widok.

Można się wystraszyć? Można. Gdyby taki pies trafił do schroniska i nie opanował agresji w stosunku do innych zwierząt to kto wie czy nie zostałby uznany za trwale niebezpiecznego.

Ja stwierdziłam, że skoro nie wykazuje agresji w stosunku do wszystkich, skoro są osoby, których się nie boi i którym chce zaufać, to należy mu dać szansę i zobaczymy. Mieszkał ze mną i już po dwóch dniach agresja zmalała. Warczał kiedy ktoś go zbyt czule głaskał, ale nie atakował.

Krytyczna chwila nastąpiła wtedy, gdy ubierałam mu szelki. Wolę to od obroży, ponieważ pies nie ma uczucia trzymania za szyję i w razie szarpnięcia siła rozkłada się też na klatkę piersiową.

Kiedy chciałam mu zapiąć pasek pod brzuchem złapał mnie zębami. Reakcja domowników “on chciał cię ugryźć”. Ja pozwoliłam mu trzymać rękę; nie szarpnęłam. Mógłby to odebrać jako zapowiedź ataku, a kości kruszy niczym Jagienka orzechy. Puściłam po prostu pasek i spokojnie powiedziałam “zostaw”. Po kilku sekundach puścił więc cofnęłam rękę, wzięłam szelki, zapięłam w powietrzu pasek, odpięłam drugi. Pies pozwolił sobie założyć paseczek obejmujący szyję i po kolei przełożyć łapki przez dolny pas. Teraz spokojnie zapięłam szelki na grzbiecie. Racuch się po prostu bał rąk pod brzuchem. Może mu robiono jakąś krzywdę, nie wiem. Gdyby chciał mnie ugryźć to by to zrobił, bo psy reagują znacznie szybciej niż ludzie. On tylko ostrzegał.

Podobnie, kiedy malutka siostrzenica brała jakąś moją maskotkę z pokoju. Sztywniał i warczał. To też było ostrzeżenie, że będzie bronił moich rzeczy. To pies z grupy owczarków australijskich typ amerykański. One mają silny instynkt terytorialny i stadny. Siostrzenica była nowa i ruszała coś, co należało do kogoś z jego stada.

Przytulałam go wtedy, siostra prosiła dziecko by spokojnie brało zabawkę. Mówiłam mu, że jest ok, albo sama drugą ręką dawałam np. pluszową gęś. Racuszek szybko zorientował się, że zachowanie dziecka jest przeze mnie akceptowane i też to uznał.

Praca z takimi psami wymaga opanowania. One często reagują agresją ze strachu. Racuszek ma dwa zęby starte niemal do dziąseł, bo chciał uciec z niewoli gryząc kraty. To ja musiałam mu wytłumaczyć, że tutaj nic mu nie grozi.

Po roku u weterynarza nie musiał mieć kagańca przy pobieraniu krwi i szczepieniach. Żadnej agresji. Dzieci go tulą, koty przechodzą pod pyskiem. Jest głodny pieszczot, tulenia. Stał się kulą szczęścia i miłości.

Biorąc stare psy trzeba pamiętać, że niemal zawsze tracą one wzrok. Ślepe psy na zamkniętym terenie, gdzie znają mapę zapachową radzą sobie dobrze. Gorzej na spacerach. Obecnie mój Racuszek nie ma problemu, jeśli jest jasno, ale wejście między drzewa czy w cień budynku powoduje, że pies przytula się do nogi albo idzie wzdłuż wyciągniętej laski. To jego sposób na zachowanie orientacji. Wtedy to ja jestem przewodniczką psa.

Podobnie zimą, kiedy pługi zbudują mury z zasp. Brak zapachu sprawia, że pies idzie wzdłuż ściany śniegu. Nie wie, kiedy wyjść na zaspę by skręcić w dróżkę do naszego domu i to ja muszę wiedzieć. Racuch idzie za mną i dopiero kiedy przeskoczymy wał śnieżny i poczuje swoje ślady wyskakuje niczym bohater. “Teraz to ja poprowadzę” zdaje się mówić merdający ogon.

Podsumowując. Jeśli chcecie mieć psa nie jako przewodnika, ale jako towarzysza, pomyślcie o adopcji. Jest wiele dróg by dopasować charakter zwierzęcia do trybu swojego życia. Najważniejsze byście wiedzieli czego chcecie, ile jesteście w stanie poświęcić zwierzęciu. W każdym związku opartym o miłości trzeba oddać cząstkę siebie; także w związku z psem. W zamian dostajemy coś, bez czego życie nie ma moim zdaniem najmniejszego sensu; miłość, wdzięczność i radość drugiej istoty.

Kamila Świtaj

 

Partnerzy

 Fundacja Instytut Rozwoju Regionalnego                     Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych

Back to top