Logo Tyfloświat
Na zdjęciu widzimy fragment klawiatury laptopa, obok czarny skórzany notes a na nim położony jest telefon i długopis

Firmy JBL nikomu chyba nie trzeba przedstawiać… To prawdziwy potentat na rynku audio. Historia marki sięga lat dwudziestych ubiegłego wieku, kiedy to w 1928 r. James Bullough Lansing, młody inżynier elektryk z firmy Bell Telephone Laboratories, został wybrany do zaprojektowania systemu audio, dla pierwszego na świecie filmu z dźwiękiem – The Jazz Singer. W 1946 została założona Firma James B. Lansing Sound Inc., później nazwę skrócono do JBL, której celem było wykorzystanie dotychczasowych doświadczeń inżynierów dźwięku, by działać w dziedzinie domowego audio. Dzisiaj logo amerykańskiego giganta spotkamy na profesjonalnym sprzęcie nagłośnieniowym, w studiach nagrań i na estradach całego świata. Sygnowane są nim systemy Car-Audio, a nawet głośniki w niektórych notebookach.

Oferta JBL to jednak przede wszystkim cała gama produktów audio do użytku domowego, w tym również sprzętu przenośnego w postaci wszelkiego rodzaju głośników Bluetooth. Wystarczy wymienić niezwykle popularne modele takie jak Go, Flip, charge czy Extreme, by uświadomić sobie, że firma JBL posiada w swojej ofercie coś dla każdego. Dla kogo zatem jest głośnik JBL Charge 5 w wersji Wi-Fi? Na to i kilka innych pytań postaram się odpowiedzieć w niniejszej recenzji.

Wstęp

Mój opis testowanego głośnika rozpocznę od kwoty jaką przyjdzie nam za niego zapłacić, bo i tym razem nie jest to kwota niska. Oficjalna sugerowana cena tego głośnika to 1199zł, ale można go też kupić w wielu miejscach o 100zł taniej. Ten sam głośnik w wersji bez Wi-Fi kosztuje niemal połowę ceny, bo jedyne 619zł i z pewnością jest równie ciekawą propozycją.

Według wielu recenzentów głośniki brzmią niemal tak samo i to właśnie uboższa wersja jest tą najbardziej opłacalną. Ja jednak nie miałem do czynienia z modelem wyposażonym tylko w Bluetooth, więc nie mam własnej opinii na ten temat, za to obecność Wi-Fi daje nam szereg dodatkowych możliwości, których zalety postaram się przedstawić.

Opakowanie

Głośnik otrzymujemy w sporym, kartonowym pudełku z rzadko spotykanym zamykaniem na magnes, co nadaje mu sznytu nowoczesności, ale poza tym po otwarciu mamy już standardowy kartonik z instrukcjami obsługi i ułożony w sztywnej rynience głośnik. Dołączone materiałowe etui jest cienkie i raczej mało przydatne do ochrony głośnika podczas transportu, a wolałbym by producent to jemu poświęcił więcej uwagi, zamiast skupiać się na magnetycznym pudełku.

Na pochwałę zasługuje za to kabel do ładowania z USB A po jednej i USB C po drugiej stronie, bo jest stosunkowo długi 1,2m i dosyć elastyczny, ale niestety ładowarki już nie dostajemy w komplecie, co stało się chyba standardem.

We wstępie przytoczę jeszcze kilka danych technicznych testowanego głośnika:

  • moc 40W (głośnik nisko-tonowy: 53mm x 93mm o mocy 30W + 10W głośnik średnio-wysokotonowy o średnicy 20mm);
  • pasmo przenoszenia od 60Hz do 20kHz, odstęp sygnału od szumu 80dB;
  • łączność Bluetooth w wersji 5.3 oraz Wi-Fi 2,4Ghz i 5Ghz;
  • akumulator jonowo polimerowy o pojemności 52Wh, czas ładowania to 6h, deklarowany czas odtwarzania do 20h;

Warto jeszcze wspomnieć o odporności głośnika na zalanie i kurz oraz zgodności z normą IP67 i to by było na tyle suchych danych, przejdźmy do wrażeń z praktycznego użytkowania.

Solidność przede wszystkim

Pierwsze wrażenie jakie sprawia JBL Charge 5 po wyjęciu z pudełka to wow, kawał solidnego sprzętu, ale jednocześnie pierwsza myśl to jaki on duży i ciężki. Co z jednej strony zapowiada, że dźwiękowo może być dobrze, a czas pracy na baterii będzie zgodny z deklarowanymi przez producenta dwudziestoma godzinami słuchania, a z drugiej uświadamia, że nie jest to sprzęt który łatwo zabierzemy ze sobą wszędzie, wrzucając go okazyjnie do plecaka. Mi te gabaryty od razu skojarzyły się z niedużym, beczułkowatym termosem lub 1,5 litrową butelką coli bez szyjki. Można go jednak wygodnie unieść chwytając w dłoń jedną ręką, gdyż niemal całą jego powierzchnię stanowi chropowaty materiał.

Głośnik ma postać walca o wymiarach 22.3cm na 9.7cm na 9.4cm i waży około 1kg, pokryty jest szorstkim, ale przyjemnym w dotyku i delikatnie gumowanym sztucznym tworzywem. Na jego froncie wyróżnia się logo złożone ze znaku wykrzyknika oraz dużych aluminiowych liter JBL, pod którym znajduje się pasek ze wskaźnikiem poziomu naładowania baterii. Z tyłu znajdziemy odkryte złącze USB typu C do ładowania głośnika i umieszczone pod solidną, gumową zaślepką złącze USB A służące do ładowania innych urządzeń na przykład smartphone’a, głośnik może bowiem służyć jako całkiem spory powerbank, stąd nazwa charge. Na spodzie na samym środku znajduje się 8 różnej długości gumowych prążków ułożonych pod skosem, które stanowią podstawę antypoślizgową, ale głośnik możemy również ustawić pionowo, bo boczne krawędzie okalające membrany pasywne również mają gumowane wypustki mogące służyć jako podstawka.

W Internecie można spotkać się z opinią, że wspomniane prążki z czasem odpadają, ale trudno stwierdzić czy jest to powszechne zjawisko, czy pojedyncze incydenty, bo wydają się być porządnie zamontowane i doskonale spełniają swą antywibracyjną rolę. Tak samo wspomniana wodoszczelna zaślepka portu USB jest należytej jakości i nie wisi na włosku, gdy korzystamy z ukrytego pod nią złącza.

Na górnej powierzchni znajduje się 6 przycisków ułożonych w trzech grupach.

  • Dwa najważniejsze na środku są w zalaminowanym zagłębieniu sprawiającym w dotyku wrażenie pojedynczego przycisku, ale po chwili wyczujemy dwa odrębne i są to włącznik urządzenia oraz przycisk służący do parowania Bluetooth;
  • na prawo od nich znajdują się wyczuwalne pod palcami przyciski w postaci znaczków minus i plus służące do zmniejszania i zwiększania głośności;
  • po lewej zaś wyczujemy dotykiem serduszko, o którego funkcji opowiem nieco później i skierowany w prawo trójkącik to oczywiście klawisz play. Tu warto zwrócić uwagę, że oprócz pauzowania i wznawiania odtwarzania służy on również do wybierania następnego utworu po dwukrotnym naciśnięciu i poprzedniego utworu po szybkim trzykrotnym naciśnięciu.

Na bokach walca, w niewielkich zagłębieniach znajdują się metalowe membrany pasywne zawieszone na grubych gumowych resorach i opatrzone elementem logo w postaci wykrzyknika. W pierwszej chwili można pomyśleć, że to właśnie one odpowiedzialne są za wydobywający się dźwięk, a nie zamontowane wewnątrz głośniki. Ich mocno wyczuwalne wibracje pełnią niewątpliwie ważną rolę podczas generowania basów, a wywołane rezonansem ruchy wspomagają pracę całego głośnika nie przenosząc drgań na jego obudowę.

Gdy postawimy JBL Charge 5 pionowo traci on odrobinę niskich tonów i generalnie najbardziej słusznym ustawieniem zdaje się być poziome ułożenie urządzenia. Całość sprawia naprawdę dobre wrażenie i myślę, że głośnik zabrany na plażę czy piknik na trawie nie powinien ulec trudnemu do usunięcia zabrudzeniu, ani jakimś niespodziewanym uszkodzeniom zewnętrznym.

Czysto i wyraźnie

Brzmienie JBL Charge 5 Wi-Fi to jak dla mnie przede wszystkim dynamika i efektywność. Dźwięk jest czysty i donośny, a przede wszystkim niezwykle przestrzenny, jak na pojedynczy głośnik monofoniczny. Brakuje mu może nieco średnich tonów, a charakterystyka częstotliwości ma ewidentnie kształt litery V, ale wiele osób przecież preferuje właśnie taki dyskotekowy dźwięk.

Kojarzyłem zawsze głośniki JBL z mocno przesadzonym basem o kartonowym, dudniącym charakterze, ale tu nic takiego mi nie przeszkadzało. Bas może nie jest tu jakiś głęboki, ale wystarczająco mocny i dobrze korespondujący z resztą pasma. Górnych częstotliwości jest sporo, pewnie znajdą się utwory, w których będzie ich za dużo, ale też dzięki temu głośnik jest tak donośny.

Niektórzy recenzenci zwracają uwagę, że głośnik najlepiej brzmi w zakresie głośności od 40 do 80 procent i coś w tym jest. Jak gra cicho to chce się go podkręcić, żeby nadać barwie pełniejszego brzmienia, ale z kolei w domowych warunkach nie sposób słuchać z głośnością w okolicy maksimum, która mogłaby zniekształcać dźwięk.

Ogólnie brzmienie tego głośnika bardzo mi odpowiadało, bo mimo że ma mocno komercyjny charakter to było selektywne i przyjemne dla mojego ucha niezależnie od gatunku muzycznego jakiego słuchałem. No może nagrania jazzowe wypadają nie najlepiej przy takim profilu dźwiękowym, ale chyba melomani nie kupują tego typu głośników by delektować się niuansami barwy trąbki czy fortepianu.

Jako głośnik domowy do niewielkiego pokoju sprawdzi się on bardzo dobrze, bez problemu wypełniając dźwiękiem pomieszczenie o powierzchni 12-15 metrów kwadratowych. Muzyka rozrywkowa brzmi na nim właśnie tak jak ma brzmieć czyli rozrywkowo i energetycznie.

Nie samym Bluetooth żyje głośnik

Przejdźmy do tego co gadżeciarze lubią najbardziej czyli funkcji Wi-Fi opisywanego głośnika, a więc cechy, która wyróżnia go na tle wielu podobnych konstrukcji. Jest ona niewątpliwie warta uwagi, bo zmienia sposób w jaki z głośnika możemy korzystać.

Dzięki wbudowanej obsłudze Wi-Fi głośnik potrafi grać niejako niezależnie od smartphone’a na przykład za pośrednictwem Spotify Connect. Wówczas dźwięki powiadomień z telefonu czy inne odtwarzane w tym samym czasie treści nie są transmitowane do głośnika jak miałoby to miejsce w przypadku połączenia Bluetooth.

Możemy nawet oddalić się z telefonem, a głośnik nadal będzie grał, co czyni go sprzętem stricte domowym, a nie tylko przenośnym głośnikiem ściśle powiązanym z urządzeniem właściciela. Ponadto jakość dźwięku dostarczonego za pomocą Airplay również wydawała się trochę wyższa niż przez nieco ograniczony pod tym względem Bluetooth.

No i najważniejsze nowa aplikacja do obsługi głośnika JBL One, zastępująca starszą JBL Portable przeznaczoną dla modeli bez Wi-Fi. Nie jest może idealna pod kątem współpracy z VoiceOver, ale i tak daje nam dostęp do najważniejszych funkcji, pozwala sprawdzić stan baterii głośnika czy skonfigurować połączone usługi.

Aplikacja składa się z dwóch nieopisanychsekcji. Karta po prawej to przede wszystkim ustawienia aplikacji takie jak język interfejsu, wersja, dostęp do wsparcia technicznego czy możliwość dodania kolejnych produktów. Przejdźmy zatem do pierwszej karty, która kryje znacznie więcej ciekawych ustawień.

Przede wszystkim pojawia się tu panel odtwarzacza, gdy głośnik jest aktywny i wprawdzie przyciski czytane są jako “Player Previous Song” i “Player Next Song”, ale nie utrudnia to jakoś znacząco obsługi, no może regulacja głośności gestami góra dół mogłaby być bardziej precyzyjna niż skoki co 10 procent. Gdy klikniemy w nazwę głośnika przejdziemy do jego ustawień takich jak obsługiwane serwisy muzyczne, korektor EQ czy funkcja Moment. W tym miejscu możemy zainicjować odtwarzanie muzyki, która popłynie wprost z głośnika, bez pośrednictwa naszego telefonu.

Wspomniane serwisy to: TuneIn, Amazon Music, Calm Radio, Napster, Qobuz, Tidal oraz iHeartRadio.

Equalizer to prosty trzypasmowy korektor raczej niewnoszący wiele do dźwięku i osobiście po kilku eksperymentach pozostawiłem wszystkie trzy suwaki w pozycji środkowej ustawione na 50.

Moment to jedna z najciekawszych funkcji jakie dostajemy, albowiem umożliwia ona przypisanie na przykład ulubionej stacji radiowej lub playlisty do klawisza serduszka, o którym wspominałem przy opisie wyglądu głośnika. Jest to świetna sprawa, bo bez dotykania telefonu możemy włączyć urządzenie i rozpocząć odtwarzanie ulubionej muzyki wprost z Sieci za pomocą jednego przycisku.

Ponadto mamy dostęp do ustawień produktu takich jak: zmiana jego nazwy, przywracanie połączenia Bluetooth, a także wyłączenie dźwięków, które urządzenie emituje podczas parowania oraz włączania / wyłączania. W sekcji Sieć możemy także zresetować usługi Airplay, Spotify Connect, Tidal Connect czy Chromecast.

Wszystko działa sprawnie i szybko, a podczas wprawdzie krótkich testów nie odnotowałem żadnych problemów z połączeniem czy opóźnień w synchronizacji Airplay jakie miało niegdyś miejsce w głośniku JBL Portable. Głośnik z Wi-Fi zmienia zupełnie zasady gry i porównywanie go z konkurencją oferującą tylko “Bluetooth” jak początkowo zamierzałem mija się z celem.

Podsumowanie

Testowany w grudniu elegancki i ekskluzywny głośnik Harman Kardon Luna określiłem jako sprzęt mający poprawić brzmienie malutkich głośniczków w naszym smartphonie, świetny do zabrania w podróż i cieszący oko swoim designem. Testowany JBL Charge 5 to również sprzęt przenośny, ale zupełnie innej rangi. Nie tylko ze względu na wyższą cenę, ale również z uwagi na to co ma nam do zaoferowania. Jego rozmiary, ale przede wszystkim brzmienie sprawiają, że może się on stać pełnoprawnym urządzeniem do odtwarzania muzyki w domu, zastępując na przykład archaiczną mini wieże czy odtwarzacz typu boommbox. Jego funkcje Wi-Fi powodują, że jest to całkowicie niezależne urządzenie, do sterowania którym będziemy wprawdzie potrzebowali telefonu, ale nie sposób potraktować ten głośnik jedynie jako sprzęt do przerzucenia na niego dźwięku ze smartphone’a, żeby zagrał głośniej. Osobiście sposób w jaki gra ten głośnik bardzo przypadł mi do gustu, ale ponieważ o gustach się nie dyskutuje to zachęcam wszystkich zainteresowanych zakupem tego typu sprzętu do posłuchania na własne uszy. Nie powinno być z tym problemu, bo oferta głośników od JBL jest szeroko dostępna w popularnych elektro-marketach. Ja ze swojej strony urządzenie gorąco polecam, bo zdecydowanie warte jest uwagi.

Radosław Morawski

Linki

JBL Charge 5 Wi-fi – strona produktowa

JBL One w AppStore

JBL One w GooglePlay

 

 

 

Partnerzy

 Fundacja Instytut Rozwoju Regionalnego                     Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych

Back to top