Logo Tyfloświat
Czarny logotyp firmy Apple na białym tle. Logotyp przypomina nadgryzione jabłko.

Tym z naszych czytelników, którzy korzystają z urządzeń Apple z pewnością dobrze znana jest nazwa aplikacji Voice Dream Reader, rozwijany od wielu lat. to z pewnością jeden z tych programów, na które nie szkoda wydać kilkudziesięciu złotych szczególnie, jeśli czytamy dużo, a urządzeniem, na którym chcemy to robić jest iPhone lub iPad. VDR, bo tak pozwolę sobie w dalszej części niniejszego tekstu skrótowo określać tę aplikację pozwala na czytanie zarówno e jak i audio książek, nie są mu straszne różne formaty, a wszystko w przyjaznym interfejsie i w polskiej wersji językowej. Ostatnio jednak aplikacja nie ma dobrej prasy, a wszystkiemu winni są jej nowi właściciele, którzy wybrali się na zakupy bez świadomości i rozeznania rynku, na który wchodzą.

Historia VDR

Początki aplikacji sięgają 2012 roku, kiedy Winston Chen umieścił w sklepie Apple pierwszą wersję programu. Podstawową grupą docelową VDR miały być osoby z problemami ze wzrokowym przyswajaniem czytanego tekstu, tak więc m. in. Dyslektycy, czy właśnie niewidomi lub słabowidzący. Okazało się, że również   część osób dobrze widzących preferuje ten sposób konsumpcji literatury, na przykład w podróży. VDR od samego początku był płatny, a dla polskiego czytelnika ten koszt był podwójny. Musieliśmy zapłacić nie tylko za aplikację, ale także za głos, którym wewnątrz VDR mogliśmy czytać książki. Pamiętam, że w chwili, kiedy dokonałem zakupu dostępna była tylko Ania firmy Acapela Group, chwilę później natomiast przywędrował komplet głosów Ivony. Z czasem i kolejnymi wersjami iOS wymaganie podwójnej opłaty zniknęło, bo kto chciał, mógł po prostu czytać głosami systemowymi. VDR rozwijał się, nowe funkcje się pojawiały, aż w pewnym momencie użytkownicy zaobserwowali zastój. Z drugiej strony, przynajmniej niewidomi nie mieli na co narzekać, autor przez cały czas zwracał uwagę na dostępność, a aplikacja po prostu działała. Wszystko zmieniło się w zeszłym roku.

Nowy właściciel, nowe zasady

Kiedy autor, z różnych powodów, nie chce już zajmować się rozwijaną przez siebie aplikacją, z reguły robi jedną z dwóch rzeczy:

  1. nie robi nic. Aplikacja starzeje się, ale użytkownicy nadal z niej korzystają, jak długo tylko mogą. Z czasem, szczególnie w przypadku Apple z powodu nieopłacania tzw. Konta developerskiego program wylatuje z App Store i pozostaje po nim tylko wspomnienie.
  2. Jeśli autor chce zadbać o interes użytkowników, a nie oszukujmy się również i swój, może chcieć zmonetyzować dotychczas wykonaną pracę, sprzedając rozwijany przez siebie produkt komuś innemu. Może ktoś ze świeżym podejściem do sprawy tchnie w aplikację nowe życie, dodając funkcje, których zmęczony wieloletnią pracą wcześniejszy twórca nie wziąłby nigdy pod uwagę? A może po prostu będzie chciał zarobić na bazie użytkowników, która już zgromadziła się wokół danego produktu? Wnioskując z historii, którą opiszę za moment mam wrażenie, że ta ostatnia idea przyświecała najjaśniej nowym właścicielom aplikacji, firmie Applause Group.

Przejęcie, czyli nikt nic nie wie

Zwykle, kiedy zmienia się właściciel jakiejś aplikacji, dobrze jest zakomunikować ten stan rzeczy społeczności. Przeważnie, w takich sytuacjach mamy do czynienia z kreśleniem wizji świetlanej przyszłości, jaką ma zapewnić nowy zespół na mostku kapitańskim. Jak później to wygląda w praktyce to zupełnie inna sprawa, ale przynajmniej początkowe chęci i zapał wyglądają na szczere. W przypadku przejęcia VDR, które nastąpiło w 2023 roku, mieliśmy do czynienia z głuchą ciszą. Winston Chen był nieosiągalny, a i nowi właściciele nie wyglądali na zainteresowanych, by udzielać jakichkolwiek oficjalnych informacji. Od braku informacji już krótka droga do spekulacji, które chętnie podsycał twórca konkurencyjnej aplikacji w stosunku do VDR, czyli Speech Central na forum AppleVis. Tam i w wielu innych miejscach wywiązała się ożywiona dyskusja na temat aplikacji, jej przyszłych losów oraz podejścia nowych właścicieli do swoich użytkowników. Applause Group nadal nie wystosowało żadnego, oficjalnego komunikatu. Zamiast tego regularnie zaczęło wypuszczać kolejne wersje VDR, w informacjach o zmianach pisząc lakonicznie o poprawkach błędów, lub kilkukrotnie powtarzając te same informacje, np. o dodaniu nowych formatów audio lub poprawianiu wyświetlania plików PDF.

Przejście na model subskrypcyjny

Pod koniec kwietnia 2023 r. stało się to, co przewidywała część użytkowników. Jeśli ktoś nie kupił jeszcze Voice Dream Readera dla systemu iOS, nie mógł już więcej tego zrobić. Jedyną opcją stał się model subskrypcyjny. Nie spotkało się to z nadmiernym entuzjazmem internautów, ale z drugiej strony część z nich przytaczała racjonalne argumenty. Skoro obecnie program przejęła firma, to prawdopodobnie pracuje nad nim znacznie więcej osób niż pojedynczy developer. Jeśli ma to pomóc w rozwoju VDR – ok, niech i tak będzie, pisali niektórzy. Wydaje mi się jednak, że tak łagodne przyjęcie tej zmiany wynikało z tego, że zwyczajnie większości ona nie dotknęła. Kto miał kupić VDR już tego dokonał, a nowi użytkownicy, cóż… Musieli pogodzić się z zastaną rzeczywistością. Prawdziwa burza rozpętała się pod koniec marca 2024.

Kto daje i odbiera

26 marca światło dzienne ujrzał komunikat nowych właścicieli VDR. Prawdę mówiąc, było to ich pierwsze oficjalne stanowisko w sprawie aplikacji, bo autorem poprzedniego wpisu na blogu jest jeszcze Winston Chen. Sedno komunikatu było jasne: Od pierwszego maja za VDR zapłacą wszyscy. Jeśli ktoś kupił Voice Dream Readera, również będzie musiał przejść na model subskrypcyjny. W przeciwnym razie, z dniem 1 maja nie wczyta do aplikacji już żadnej książki. Każdy, kto zdecyduje się na wykupienie subskrypcji, otrzyma dostęp do VDR w wersji zarówno na iOS, jak i Maca, będzie mógł korzystać również z wszystkich głosów, które pojawiły się wewnątrz aplikacji i które się tam pojawią w przyszłości bez ponoszenia dodatkowych opłat. Dotychczasowym użytkownikom, na otarcie łez zaproponowano dożywotni rabat w wysokości 25%. Reakcje internautów tym razem okazały się być znacznie bardziej nerwowe. Część po prostu złorzeczyła, wylewając swoje frustracje w sieci. Inni zaczęli szukać alternatywnych aplikacji, niektórzy postanowili obniżyć ranking VDR w App Store dodając najniższe z możliwych ocen. Byli też i tacy, którzy w tej całej dyskusji mieli coś konstruktywnego do dodania. Jednym z nich był Mikołaj Hołysz, który w swoim wpisie w sieci Mastodon wskazał na konkretną wytyczną Apple, którą narusza takie postępowanie. To konkretnie podpunkt 3.1.2(a), którego najistotniejszy fragment na język polski można przetłumaczyć następująco:

„Jeśli zmieniasz istniejącą aplikację na model biznesowy oparty na subskrypcji, nie powinieneś odbierać podstawowych funkcji, za które obecni użytkownicy już zapłacili. Na przykład, pozwól klientom, którzy już zakupili “pełne odblokowanie gry”, nadal mieć do niej dostęp po wprowadzeniu modelu subskrypcji dla nowych klientów.”

Czy brak możliwości wczytywania książek stanowi podstawową funkcję w programie, który służy do ich czytania? Proponuję, by na tak postawione pytanie odpowiedział sobie każdy z czytelników. W emitowanym na antenie TyfloRadia TyfloPrzeglądzie również zachęcaliśmy polskich niewidomych, by zgłaszali protesty do Apple. Za granicą podobną akcję uruchomił znany w międzynarodowej społeczności niewidomych Jonathan Mosen. W artykule, który umieścił na swojej stronie internetowej wspomniał, że absolutnie nie życzy nowym właścicielom VDR źle. Trudno zresztą go o to podejrzewać, w końcu kilka dni wcześniej gościł przedstawiciela Applause Group w swoim podcastcie Living Blindfully. Nie można jednak, z czym się w pełni zgadzam, dopuszczać do sytuacji, w której jawnie łamane są wytyczne sklepu, w którym umieszczana jest aplikacja. Apple z pewnością przewidziało tego typu pomysły twórców i wydając takie a nie inne wytyczne chciało zabezpieczyć interes użytkowników. Oczywiście, można tu dyskutować, czy zakup poczyniony 10 lat temu powinien uprawniać do korzystania z aplikacji, która jest regularnie rozwijana i mogła się przez ten czas diametralnie zmienić, jednak na rozwiązanie takiego problemu jest z pewnością sporo innych sposobów. Jeden z nich, dość często praktykowany przez twórców aplikacji mobilnych, to wypuszczenie zupełnie nowej wersji, oraz zaprzestanie prac nad poprzednią. Każdy, kto chce, może używać tego, co już ma. Prędzej, czy później na skutek zmian wprowadzanych w systemach operacyjnych stara aplikacja straci na możliwościach, w końcu całkowicie przestając działać. W międzyczasie prawdopodobnie i twórcy w nowej wersji dodadzą coś, co przekona większość do wykupienia subskrypcji. W opisywanym tu przypadku, postanowiono jednak pójść na całość, nie dając użytkownikom prawa wyboru.

I przyszło opamiętanie

Czy do nowych właścicieli odezwało się Apple i pogroziło palcem, czy też sami doszli do wniosku, że popełnili błąd? Tego nie wiemy. Z perspektywy użytkownika cieszę się mimo wszystko, że Applause Group wystosowało następujący komunikat:

„[Aktualizacja: 6 kwietnia]

Po naszym niedawnym ogłoszeniu dotyczącym przejścia z Voice Dream na subskrypcję, otrzymaliśmy przytłaczającą odpowiedź od tysięcy członków naszej społeczności. Wasze opinie, wraz ze wspaniałymi historiami o tym, że Voice Dream jest kluczową częścią Waszego codziennego życia, skłoniły nas do zmiany tej decyzji.

Będziemy nadal zapewniać dostęp do istniejących funkcji aplikacji bez dodatkowych kosztów.

W miarę dalszego rozwoju Voice Dream niektóre nowe funkcje mogą być oferowane w ramach subskrypcji, ale obecne możliwości pozostaną bezpłatne dla osób, które już zakupiły Voice Dream.

Dla tych, którzy już przeszli na subskrypcję, dalsze korzystanie z niej nie jest już konieczne. Subskrypcję można anulować, ale zachęcamy do utrzymania jej aktywności w celu wspierania ciągłego rozwoju.

Tych, którzy chcą wesprzeć Voice Dream, prosimy o rozważenie subskrypcji, jednorazowej darowizny za pośrednictwem naszej strony internetowej lub po prostu pozostawienie pozytywnej recenzji w App Store.

Serdecznie dziękujemy za pełne pasji i lojalne wsparcie Voice Dream. Wasze głosy mają znaczenie.”

Czy było warto?

To pytanie z pewnością zadają sobie teraz zarządzający Applause Group, natomiast wcale nie musi ono dotyczyć tylko sposobu, w jaki komunikowali się ze społecznością. Jako użytkownicy, nie wiemy wielu rzeczy. Na przykład nie znamy ceny, za jaką nowy właściciel przejął VDR od poprzedniego developera. Całkiem możliwe, że liczyli na szybki zysk w krótkim czasie, a może się okazać, że aplikacja w wymuszonym niejako przez społeczność modelu biznesowym zwyczajnie na siebie nie zarobi. Na razie użytkownicy wygrali. Możliwe też, że wygrali wszyscy z twórcami włącznie, a w ramach wdzięczności posypią się subskrypcje. Równie prawdopodobne jest jednak drugie zakończenie tej historii. Skoro aplikacja na siebie nie zarabia, nie ma sensu w nią inwestować, będzie więc zatem jedynie utrzymywana, a o rozwoju możemy zapomnieć. Może zatem mamy tu innego zwycięzcę, twórcę Speech Central? A może gdzieś, jakiś nieznany jeszcze szerszej społeczności twórca w pocie czoła pracuje nad nową aplikacją, która zrewolucjonizuje czytanie książek na iOS i Macu, a może zaoferuje również wersję dla Windows? Może sam VDR kiedyś w przyszłości na to pozwoli? Wiele pytań, odpowiedzi: mało. To, co może być morałem z tej historii dla wszystkich twórców to fakt, że z użytkownikami należy się komunikować. Bez względu na to, co się dzieje, jasny i nie pozostawiający wątpliwości przekaz jest na wagę złota. Ach, no i oczywiście warto znać zasady dystrybucji aplikacji w sklepie, w którym chcemy je sprzedawać.

Michał Dziwisz

 

Partnerzy

 Fundacja Instytut Rozwoju Regionalnego                     Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych

Back to top