W numerze 2 „Tyfloświata” z 2023 r. została opublikowana pierwsza część tekstu poświęconego zawodowi masażysty przez wiele lat uważanemu za idealny dla osób niewidomych i słabowidzących. Miał on charakter ogólny i teoretyczny. Zawierał informacje o historii masażu leczniczego, Sekcji Niewidomych Masażystów i Fizjoterapeutów, oraz wykaz placówek kształcących obecnie w omawianym kierunku osoby z dysfunkcją wzroku. Ponadto autorka dzieliła się na łamach naszego kwartalnika związanymi ze zmieniającą się sytuacją obawami, co do dalszych perspektyw zawodowych dla masażystów z niepełnosprawnością.
Odpowiedź na to pytanie można uzyskać jedynie poprzez rozmowy z ludźmi będącymi najbliżej tematu, czyli niewidomymi i słabowidzącymi masażystami i fizjoterapeutami.
Przeprowadziłam więc dwanaście wywiadów – z sześcioma kobietami i sześcioma mężczyznami. Troje z nich to osoby słabowidzące, pozostali – niewidome. Uczyli się masażu w Chorzowie, Krakowie, Laskach, Łodzi, a jeden z rozmówców we Wrocławiu, w szkole ogólnodostępnej. Są absolwentami z różnych lat – od 1987 do 2022, większość dokształcała się na różnych kursach, a troje ukończyło studia magisterskie z fizjoterapii. Prawie wszyscy są czynnymi masażystami, z wyjątkiem jednej osoby pracującej od kilku lat w innym zawodzie. Ta ostatnia zresztą nie wyklucza powrotu do masażu.
W uzgodnieniu z rozmówcami podaję wyłącznie ich imiona. Niektóre z nich na życzenie moich rozmówców zostały zmienione.
Udało mi się również porozmawiać z dwojgiem nauczycieli zawodu – z Lasek i Łodzi. Pozwoliło to spojrzeć na temat z nieco innej perspektywy.
Motywacja i edukacja
Ewa: Ponieważ od dziecka, poza słabowidzeniem, miała również inne problemy zdrowotne, chciała wykonywać zawód medyczny. Z powodu dysfunkcji wzroku nie mogła zostać lekarką, dlatego pod koniec szkoły podstawowej zdecydowała, że będzie masażystką. Planowała skończyć najpierw liceum, a potem studium masażu, ale z powodu niesprzyjających okoliczności wybrała technikum w Laskach. Ukończyła je w 1987 r.
Jadwiga: od zawsze miała „zacięcie” medyczne. Jako dziecko robiła zastrzyki lalkom, ale wiadomo, że osoba niewidoma nie może być pielęgniarką. Początkowo nie myślała o masażu.
Pod koniec szkoły podstawowej nie miała pomysłu na przyszłość. W ośrodku we Wrocławiu, w którym się wówczas uczyła, była jedynie szkoła zawodowa. Dwie wrocławskie nauczycielki namówiły ją do pójścia do Lasek, gdzie można było uczyć się tylko w technikum masażu albo Elektromontażu, w związku z czym wybór stał się oczywisty. Nie bez znaczenia było zgodne ze stereotypem przekonanie, że niewidomy to masażysta. Bała się trochę, że przerośnie ją duża ilość nauki, ale w 1991 r. bez przeszkód ukończyła czteroletnie technikum.
Paulina: Nie chciała iść do liceum ogólnokształcącego, bo uważała, że taki wybór nie będzie miał wpływu na możliwość znalezienia pracy. Rok przed ukończeniem przez nią szkoły podstawowej w Łodzi powstało, przekształcone z liceum zawodowego, technikum masażu. Bliscy oraz doradcy z poradni psychologiczno-pedagogicznej radzili jej by wybrała właśnie tę szkołę, Ponieważ taki wybór daje osobie słabo widzącej solidne perspektywy zawodowe. Czas spędzony w technikum wspomina jako trudny:
– Nasze pierwsze roczniki były eksperymentalne, sprawdzano, jakie czynności zawodowe niewidomi i słabowidzący mogą wykonywać, a jakich nie. Był to też jednak dobry czas, bo mieliśmy świetnych wykładowców – praktyków z dysfunkcją wzroku, kładących duży nacisk na znajomość anatomii.
Szkołę masażu skończyła w 1996 r. i z perspektywy czasu nie wyobraża sobie, że miałaby wykonywać inny zawód.
Krzysztof: Chodził do liceum ogólnokształcącego, ale miał świadomość, że po jego ukończeniu, jeżeli nie zdecyduje się na studia, nie ma zbyt dużych perspektyw. Razem z innymi słabowidzącymi kolegami zastanawiali się nad wyborem zawodu. Krzysztof zdecydował się na dwuletnie studium masażu w Krakowie. Dyplom uzyskał z końcem lat 90. Był bardzo zadowolony z wyboru szkoły, bo placówka przy Królewskiej cieszyła się opinią jednej z najlepszych polskich szkół kształcących masażystów.
Jacek: Po utracie wzroku nie mógł pracować w wyuczonym zawodzie. Był młody, miał w perspektywie założenie rodziny i nie chciał rezygnować z aktywnego życia, musiał się więc przekwalifikować. Narzeczona powiedziała mu o Zaocznym Studium Masażu w Bydgoszczy. Trudno było się tam dostać (na 20 miejsc było 60 chętnych). Egzaminy wstępne nie należały do łatwych. Kandydaci musieli wykazać się sprawnością fizyczną, a ponadto oraz zdać egzamin z biologii.
– W technikum budowlanym nie miałem tego przedmiotu, musiałem uczyć się wszystkiego od nowa – wspomina Jacek.
Do studium uczęszczał na przełomie lat 90. I 2000. Wbrew temu, co powszechnie uważa się na temat placówek zaocznych, bydgoskie studium było bardzo solidne. Zajęcia odbywały się przez 2 lata podczas tygodniowych zjazdów. Przedmiotów praktycznych uczyła wysoko wykwalifikowana kadra, m.in. ze szkoły krakowskiej – pierwszej w Polsce kształcącej masażystów z dysfunkcją wzroku. Nauka w Bydgoszczy kończyła się egzaminem państwowym, po zdaniu którego absolwenci otrzymywali tytuł technika-masażysty. Czas spędzony w studium utwierdził Jacka w przekonaniu, że chce pracować w nowo zdobytym zawodzie.
Agnieszka: O zostaniu masażystką zaczęła myśleć już w szkole podstawowej, bo lubi pomagać ludziom, a tych potrzebujących masażu nigdy nie brakuje. Jednak jej droga edukacyjna potoczyła się tak, że najpierw ukończyła szkołę zawodową i dopiero potem zdecydowała się pójść do pięcioletniego technikum masażu w Łodzi. Przedmioty zawodowe były tam prowadzone na bardzo wysokim poziomie, a nauczyciele stawiali duże wymagania, co dało jej dobre przygotowanie do zawodu. Po zdaniu matury i egzaminu dyplomowego w 2003 r. czuła się gotowa do pracy jako masażystka.
Dawid: Uczęszczał do technikum masażu w Laskach w latach 2004-2008. Wybrał je, bo nie miał lepszego pomysłu na siebie. W trakcie nauki przekonał się, że chce być masażystą, bo jak mówi: „zawód ten daje możliwość pomagania ludziom. Żeby być masażystą trzeba wyjść z domu, co w przypadku osób niewidomych jest bardzo ważne”.
Aneta wspomina: Kiedy była w gimnazjum w Laskach i w III klasie musiała podjąć decyzję o dalszej edukacji, nie wiedziała do końca, czym chciałaby się zajmować zawodowo. Technikum masażu wybrała po części z chęci pomagania potrzebującym, a po części dlatego, że większość koleżanek i kolegów tam szła. Ukończoną w 2013 r. laskowską szkołę masażu wspomina dobrze, chociaż uważa, że była zbyt mocno ukierunkowana na masaż klasyczny, a pomijała inne techniki, również bardzo przydatne w pracy z pacjentami.
Marta: Od dzieciństwa była uzdolniona manualnie i lubiła wysiłek fizyczny, zawsze czuła w sobie powołanie do zawodu masażystki, jednak na kształcenie w tym kierunku zdecydowała się dopiero kilka lat po ukończeniu humanistycznych studiów wyższych. Motywacją była chęć pomagania ludziom i coraz bardziej pogarszający się wzrok, bo masaż to zawód, który bez problemu można wykonywać „po niewidomemu”. Chciała się uczyć w Lublinie, ale nie miała pracy, która pozwoliłaby się jej tam utrzymać. Dopiero po przeprowadzce i znalezieniu zatrudnienia w Warszawie poszła do 2-letniego, policealnego studium masażu w Laskach, Mimo że była to szkoła, do której teoretycznie mogły uczęszczać osoby pracujące, zajęcia odbywały się w systemie dziennym, od poniedziałku do piątku.
– Na szczęście miałam wtedy pracę pozwalającą łączyć obowiązki zawodowe z nauką. Rano chodziłam na zajęcia, a po południu pracowałam.
Szkołę masażu ukończyła w 2015 r.
Bartosz: – Będąc w gimnazjum myślałem o pójściu do liceum ogólnokształcącego, a potem na studia prawnicze. Na pozostanie w Technikum Masażu Leczniczego zdecydowałem się ze względu na pierwszą szkolną miłość.
Jednak, jak to często bywa z młodzieńczymi zauroczeniami, uczucie dość szybko się skończyło. Kiedy Bartosz zaczął zgłębiać tajniki anatomii, „zakochał się” w masażu i po ukończeniu technikum w 2016 pozostał wierny wyborowi drogi zawodowej.
Mateusz: Po gimnazjum wybrał technikum administracyjne, ale po jego ukończeniu miał poczucie, że nie daje mu ono żadnych realnych perspektyw zawodowych. Zdecydował się więc na 2-letnią Policealną Szkołę Masażu w Chorzowie. Dyplom technika-masażysty uzyskał w 2020 r.
– Zajęcia były prowadzone na wysokim poziomie. Mieliśmy nauczyciela z 40-letnim doświadczeniem w zawodzie i dość dużo praktyk.
Witold: Mimo że jest niewidomy od dzieciństwa, o zawodzie masażysty zaczął myśleć dopiero jako człowiek dorosły, po trzydziestce. Ponieważ ma bardzo szerokie zainteresowania i wiele umiejętności, przez kilka lat pracował na zasadzie „wolnego strzelca”, m.in. tworząc muzykę we własnym studiu nagrań i pisząc teksty literackie. Momentem przełomowym okazało się przyjście na świat syna.
– Poczułem, że od tej pory jestem odpowiedzialny nie tylko za siebie i że muszę mieć w ręku fach, który zapewni byt mnie i mojej rodzinie, a jednocześnie pozwoli na niezależność od pracodawców, którzy zatrudniają osoby z niepełnosprawnościami tylko ze względu na dotacje z PFRONu, a kiedy przestaje to być opłacalne, zwalniają je.
Poza tym wiedział, że sprawdzi się w masażu, bo nie ma negatywnych odczuć na myśl, że trzeba dotknąć pacjenta. W 2018 r. rozpoczął naukę w studium przy ul. Królewskiej w Krakowie. Spędzony tam rok wspomina bardzo dobrze. Dzięki fenomenalnej nauczycielce i dostępnym w szkole modelom dotykowym zyskał doskonałą bazę wiedzy anatomicznej. Niestety, okoliczności związane z chorobą i operacjami syna sprawiły, że musiał przerwać naukę. W międzyczasie urodziła mu się córka i przeprowadził się do Wrocławia. To z kolei wymusiło decyzję o zmianie szkoły, ponieważ, ze względu na obowiązki rodzinne, nie był w stanie dojeżdżać do Krakowa. Wybrał jedną z ogólnodostępnych wrocławskich szkół masażu. Musiał zacząć naukę od początku, gdyż w czasie, kiedy ją przerwał, zmienił się program i nowo wybrana placówka nie mogła zaliczyć mu roku edukacji przy Królewskiej. Dyrekcja we Wrocławiu początkowo miała obawy, ponieważ do tej pory nie było w szkole niewidomych uczniów. Jednak dzięki rozmowom i otwartości obu stron udało się przełamać opory i został przyjęty.
– Miałem sporo materiałów z Krakowa, mogłem też zawsze liczyć na pomoc widzących koleżanek i kolegów z rocznika. Ponadto sama wrocławska szkoła wykazała się ogromną życzliwością i zrozumieniem: nauczyciele dostarczali mi materiały w formacie DOCX lub pDf, a z czasem, z inicjatywy nauczycieli, dostałem podręczniki w brajlu. Dyplom otrzymał w 2022 r.
Podnoszenie kwalifikacji i praca zawodowa
Tak jak odmienna była droga do zawodu moich poszczególnych rozmówców, tak samo inne są ich doświadczenia z uzupełnianiem kwalifikacji i przebieg ścieżki zawodowej. Niektórzy ukończyli studia fizjoterapeutyczne i są przekonani, że to był dobry wybór, część uważa natomiast, że w przypadku osób z dysfunkcjom wzroku kształcenie na kierunku fizjoterapia nie ma sensu. Większość skończyła dodatkowe kursy – jedni na własną rękę, inni motywowani (często również finansowo) przez pracodawców. Niektórzy prowadzą własną działalność, inni pracują w publicznej służbie zdrowia, jeszcze inni – w gabinetach prywatnych. Dla kilku osób pierwsza praca okazała się stałą, a niektóre przeżyły kilka, a nawet kilkanaście zmian zawodowych.
Ewa: Pracę jako masażystka zaczęła niemal od razu po szkole – w placówce, w której odbywała praktyki. Później nasiliły się u niej problemy zdrowotne. Po uporaniu się z nimi i urodzeniu dzieci wróciła do zawodu.
– Od lat pracuję w tej samej, publicznej placówce medycznej. Nigdy nie wymagano tam ode mnie obsługi sprzętów rehabilitacyjnych, chyba że sama wyszłam z taką inicjatywą.
Na studia fizjoterapeutyczne w Warszawie, które ukończyła w 2019 r., zdecydowała się z kilku powodów.
– Chciałam się rozwijać, zrobić coś dla siebie. Masaż to ciężka praca fizyczna, ze względów zdrowotnych było mi coraz trudniej, pomyślałam, że kiedy zostanę fizjoterapeutką, będę mogła wykonywać lżejsze zadania. Poza tym przychodzili nowi, młodzi współpracownicy z większą wiedzą i umiejętnościami, nie chciałam od nich odstawać. Motywacja finansowa w postaci wyższego wynagrodzenia też miała duże znaczenie. Oprócz tego, nie mając studiów wyższych, nie mogłam zapisywać się na niektóre kursy, np. dotyczące pracy z pacjentami neurologicznymi i osobami starszymi (są one zastrzeżone dla absolwentów wyższych uczelni medycznych).
Uzyskanie tytułu magistra fizjoterapii uratowało Ewę przed zwolnieniem. Z powodu coraz większych kłopotów ze zdrowiem nie była już w stanie intensywnie masować, gdyby się nie przekwalifikowała, pracodawca musiałby rozwiązać z nią umowę.
– Niestety, w placówkach budżetowych, takich jak ta, w której pracuję, liczą się punkty z NFZ. Masaż jest dużo słabiej punktowany niż fizjoterapia, przyjmuje się pacjentów „na ilość”, zabiegi trwają po 15 minut, przez co są mało efektywne.
Obecnie wykonuje laser, krioterapię i inne zabiegi fizykalne. Ma świadomość, że taka praca jest możliwa dzięki temu, że trochę widzi. Niewiele urządzeń jest dostępnych w taki sposób, żeby mogły być obsługiwane przez niewidomych. Nawet słabowidzącym często bywa trudno, bo standardowa czcionka używana do wyświetlania komunikatów jest w sprzęcie stosowanym w pracowniach rehabilitacyjnych mała, informacji jest dużo, a zmiana ustawień aparatów jest zazwyczaj niemożliwa. Ewa obsługuje je pamięciowo – po prostu nauczyła się, które miejsce na wyświetlaczu należy nacisnąć, aby uzyskać konkretny efekt. Ma świadomość, że możliwość pracy w takim trybie zawdzięcza przede wszystkim życzliwości pracodawcy, to, że poszedł jej na rękę, gdy znalazła się w trudnej sytuacji zdrowotnej. Gdyby mogła masować mniejszą ilość pacjentów bardziej efektywnie, chętnie wróciłaby do regularnego wykonywania masaży. Robi to prywatnie, poza pracą w szpitalu, włączając też inne zabiegi z terapii manualnej.
Poza studiami fizjoterapeutycznymi zrobiła też wiele kursów – na własną rękę, bo PFRON nie dofinansowuje tej formy edukacji. Natomiast w szpitalu, w którym pracuje, uzupełnianie wykształcenia jest mile widziane, ale finansować rozwój zawodowy trzeba na własną rękę.
Jacek: W bydgoskim Zaocznym Studium Masażu miał dużo godzin praktyk w różnych miejscach: w przychodni i kilku szpitalach – znacznie więcej, niż na późniejszych studiach fizjoterapeutycznych. Już w trakcie pobierania nauki w studium podjął pracę w domu pomocy społecznej. Wykonywał tam masaże, prowadził ćwiczenia rehabilitacyjne dla pensjonariuszy, a także podstawową fizjoterapię na aparatach starego typu, które był w stanie obsługiwać dzięki resztkom wzroku.
W 2001 r. przeprowadził się do innego województwa, co wymusiło zmianę pracy. Przez pół roku nie mógł znaleźć zatrudnienia. Przepracował rok w publicznej przychodni, z której został zwolniony z powodu redukcji etatów. Odszedł stamtąd bez żalu, bo wynagrodzenie było bardzo niskie. W 2003 r. podjął pracę w przychodni, w której, na różnych zasadach, pracuje do dziś, a w 2004 otworzył własny gabinet. Działalność gospodarcza pozwoliła mu na pracę w dwóch przychodniach w ramach samozatrudnienia, co było korzystne i dla niego, i dla pracodawców. Zanim zyskał renomę, prowadzenie gabinetu szło mu kiepsko z powodu małej ilości pacjentów. Po dwóch latach zniechęcił się i go zamknął, jednak na samo zatrudnieniu pozostał bardzo długo – aż do 2019 r. Prowadząc prywatną praktykę przyjmuje nadal pacjentów w domu albo jeździ do nich.
Kiedy pracował w pierwszej przychodni, uznał, że sam masaż to za mało, zdecydował się na podniesienie kwalifikacji. Wybrał kurs terapii manualnej w Katowicach, prowadzony przez bardzo dobrego specjalistę i zakończony egzaminem. Tam nauczył się diagnostyki i konkretnych metod terapii stosowanych przy określonych dolegliwościach.
W 2011 r. rozpoczął w Łodzi studia z fizjoterapii. Podjął je z własnego wyboru bez jakichkolwiek nacisków ze strony pracodawcy.
– W tamtym czasie wszyscy w mojej przychodni mieli wykształcenie techniczne. Zacząłem studia jako pierwszy i początkowo nie chwaliłem się tym w pracy. Później koleżanki i koledzy poszli w moje ślady.
W 2014 obronił licencjat, a w 2017 – pracę magisterską poświęconą nordic-walkingowi jako formie rehabilitacji osób z dysfunkcją wzroku.
Na studiach, z wyjątkiem pani z dziekanatu, nikt nie robił problemu z jego niewidzenia.
– Kiedyś jeden z wykładowców powiedział, że osoby niewidome nie powinny studiować fizjoterapii, ale zrobił to w formie ogólnej uwagi, nie miałem kłopotu z uzyskaniem u niego zaliczenia.
Musiał sam zabiegać o ustalanie alternatywnej formy egzaminów, ale uważa, że to normalne, bo właśnie jemu, a nie wykładowcom, powinno na tym zależeć.
– Raz zgodzili się nawet, żebym przyszedł na egzamin z synem, który mi lek torował.
Po skończeniu studiów otrzymał w pracy nowe zadania: może pomagać pacjentom bardziej kompleksowo. Na podstawie diagnozy sam decyduje, czy dla danej osoby odpowiedni będzie masaż, ćwiczenia izometryczne czy inne zabiegi. Jako technik-masażysta nie mógłby tego robić. Wszystkie formy terapii wykonuje manualnie, nie potrzebuje podłączać żadnych maszyn. Wyższe kwalifikacje mają też oczywiście odzwierciedlenie w kwocie wynagrodzenia.
Bartosz: W technikum masażu w Laskach odbył łącznie 6 tygodni praktyk zawodowych: po 2 tygodnie po II, III i IV klasie. Dały mu one przekonanie, że chce pracować w masażu i poszerzać wiedzę z tej dziedziny, dlatego od razu po maturze zaczął studiować fizjoterapię w Puławach. Uważa, że warto, chociaż części zabiegów fizjoterapeutycznych osoba niewidoma nie jest w stanie wykonywać. W swojej pierwszej pracy obsługiwał jednak niektóre urządzenia do fizjoterapii. Obecnie wykonuje masaż, terapię manualną i ćwiczenia fizykalne, ale wiele z tych umiejętności nabył dopiero na studiach, dlatego uważa, że warto było je skończyć, choć nie obyło się bez problemów.
– Moja pani promotor uważała, że osoba niewidoma nie powinna studiować fizjoterapii i nie chciała dopuścić do egzaminu magisterskiego. Ostatecznie opieką promotorską objął mnie dziekan.
Pierwszą pracę jako masażysta Bartosz podjął w 2017 r.
– Nie musiałem szukać, to praca znalazła mnie.
Była to jedna z przychodni w Puławach. Przepracował w niej półtora roku i odszedł na własne życzenie, sfrustrowany.
– Zwolniłem się z poczuciem, że publiczna służba zdrowia tak naprawdę nie służy zdrowiu ani pacjentów, ani terapeutów. Przyjmowanie pacjentów „na akord”, byle tylko zyskać jak najwięcej punktów z NFZ sprawia, że efektywna rehabilitacja jest absolutnie niemożliwa.
Przez kolegę poznał dyrektora Przedszkola Specjalnego dla Dzieci ze Spektrum autyzmu. Przepracował tam 3 lata, masując dzieci z różnymi, często bardzo skomplikowanymi schorzeniami. W tym czasie pracodawca zapewnił mu wiele szkoleń, które pozwoliły na samorozwój i rozpoczęcie własnej działalności gospodarczej. Początkowo, od października 2021, dojeżdżał do pacjentów, natomiast od sierpnia 2022 prowadzi w Puławach stacjonarny gabinet masażu. Nadal współpracuje z przedszkolem i myśli o rozbudowaniu działalności, w tym zatrudnieniu masażysty, być może kogoś z dysfunkcją wzroku.
Paulina: W technikum odbyła w sumie 4 tygodnie praktyk w dwóch łódzkich szpitalach.
– Było to niezwykle ciekawe doświadczenie, bo oprócz wykonywania standardowych zabiegów uczyliśmy rodziców dzieci z niepełnosprawnością wykonywania masażu Shantala, aby mogli pomagać swoim pociechom również w domu.
Pracę znalazła niecały rok po skończeniu szkoły. Jako jedyna z moich rozmówczyń zwraca uwagę na problem panującego jeszcze pod koniec lat 90. Stereotypu, że masażystą powinien być mężczyzna.
– W niektórych przychodniach od razu mówiono mi „nie” tylko dlatego, że jestem kobietą.
Zaczęła pracować w lutym 1997 r. I ta praca jest właściwie jej dotychczasową, ponieważ od ponad 26 lat pracuje w różnych przychodniach, ale prowadzonych przez tę samą firmę, na zasadzie oddelegowania. Należała najpierw do Sekcji, a następnie Stowarzyszenia Niewidomych Masażystów przy PZN i uczestniczyła w organizowanych przez nie kursach. W zatrudniającej ją państwowej placówce medycznej nigdy nie było nacisków, żeby się dokształcała. Nie ma nic przeciwko studiowaniu przez osoby z dysfunkcją wzroku fizjoterapii, ale sama się na to nie zdecydowała, bo uważa, że nie daje to możliwości wykonywania dodatkowych zadań. Całkowicie niewidomi bądź posiadający resztki wzroku nie są w stanie ocenić, czy pacjent prawidłowo wykonuje ćwiczenia ani podłączyć go do sprzętu z wyświetlaczem. Być może osoba niewidoma może się tego nauczyć, ale ona osobiście uważa, że nie. Poza tym nie zamieniłaby masażu na fizjoterapię, bo lubi to, co robi.
Krzysztof: Spore doświadczenie zawodowe zdobył już w trakcie nauki w krakowskim studium masażu, ponieważ w wakacje między pierwszym a drugim rokiem, w ramach wyróżnienia za dobre oceny, przez 2 miesiące pracował w sanatorium, a cały drugi rok brał udział w praktykach w różnych szpitalach w Krakowie. Motywująca do zaangażowania w wykonywane zabiegi była też forma końcowego egzaminu praktycznego, który jego rocznik zdawał, nie, jak to ma zazwyczaj miejsce, na innych kolegach, ale na pacjentach faktycznie potrzebujących konkretnej pomocy.
– Trzeba było dobrać odpowiedni masaż do danej jednostki chorobowej i jak najlepiej go wykonać – wspomina Krzysztof.
Początkowo miał trudności ze znalezieniem pracy, ponieważ wszędzie oczekiwano stażu. Wreszcie udało mu się zatrudnić w jednym z sanatoriów w miejscowości, z której pochodzi oraz w sąsiedniej, ma też doświadczenie z pracą w prywatnym gabinecie.
Jakiś czas temu przeprowadził się do Krakowa. Mimo że teoretycznie znalezienie pracy w dużym mieście powinno być łatwiejsze, Krzysztofowi zajęło to około roku. Tłumaczy to faktem istnienia studium przy Królewskiej, którego wielu absolwentów chce pracować w stolicy Małopolski. Obecnie Krzysztof jest zatrudniony w jednym z dużych krakowskich szpitali.
Ukończył wiele kursów i szkoleń z dziedziny masażu (niektóre z polecenia pracodawcy, inne na własną rękę). Ponieważ jego wzrok sukcesywnie się pogarsza, Krzysztof jest zdania, że studiowanie fizjoterapii nie ma sensu.
Dawid: Po uzyskaniu dyplomu odbył 3-miesięczny staż w Studium Terapii Naturalnej i rozpoczął studia niezwiązane z masażem.
– Kiedyś, chyba na IV roku, podsunąłem koledze z technikum pomysł, żeby założył działalność gospodarczą i zatrudnił znajomych. Powiedziałem to półżartem, ale on wziął sobie moje słowa do serca i otworzył gabinet.
Firma istnieje już 11 lat i systematycznie się rozrasta (obecnie ma dwie siedziby w Warszawie). Dawid jako główny inicjator jej powstania, pracuje w niej od początku.
Skończył kursy z różnych technik masażu – jedne we własnym zakresie, inne finansowane przez pracodawcę.
Kiedy zaczynał pracę jako masażysta, mówiło się, że studia fizjoterapeutyczne są tylko dla osób słabowidzących, więc jako całkowicie niewidomy w ogóle nie brał ich pod uwagę. Aktualnie ma wśród znajomych osoby niewidome, które skończyły fizjoterapię, bo to szeroka dziedzina: można pracować przy użyciu różnych technik, niekoniecznie ze sprzętem. Zyskanie dyplomu fizjoterapeuty na pewno jest korzystne, on jednak, po studiach historycznych, nie miał już siły na kolejny kierunek, poza tym uważa, że jeśli jest się dobrym w swoim fachu, to z wykształceniem technika spokojnie można znaleźć zatrudnienie.
Aneta: Po skończeniu technikum masażu cieszyła się ze zdobytej w szkole wiedzy, chociaż uważa, że nie uczono tam zbyt wielu technik (stawiano głównie na masaż klasyczny). Kiedy zaczęła pracować w zawodzie, zrobiła wiele kursów, m.in. z masażu segmentarnego, sportowego, powięziowego, punktów spustowych czy przy użyciu bańki chińskiej. Nie zamierza studiować fizjoterapii, ponieważ, mimo jej ukończenia, osoba niewidoma i tak nie może obsługiwać większości sprzętów.
Po szkole średniej poszła na studia pedagogiczne niepowiązane z masażem. Na zatrudnieniu w wyuczonym zawodzie zaczęło jej zależeć po obronie pracy licencjackiej. Pierwszym miejscem pracy Anety był zakład aktywności zawodowej w Białymstoku, gdzie masowała pracowników z różnymi niepełnosprawnościami. Pracowała tam od 2017 do 2019 r. Chciała jednak wrócić do Warszawy. W tym czasie w przychodni p.o.z. w Laskach otwierano dział rehabilitacji z gabinetem masażu. Zgłosiła się, w lipcu 2019 została zatrudniona i pracuje tam nadal. Wszystkie kursy i szkolenia, w których decyduje się wziąć udział, opłaca z własnych środków, pracodawca nie wywiera nacisków, aby się dokształcała (początkowo wręcz się tego obawiał uważając, że kiedy podwyższy swoje kwalifikacje, odejdzie z pracy).
Marta: Podczas nauki w studium w Laskach miała praktyki w trzech przychodniach, po 2 tygodnie w każdej z nich. Obecnie pracuje w przychodni w Piasecznie i prowadzi własny gabinet w domu. Uważa, że do dobrej pracy w przychodni wystarczy wykształcenie techniczne i umiejętności związane z drenażem limfatycznym. Dlatego nie zamierza studiować fizjoterapii, ale bierze udział w wielu kursach i szkoleniach zawodowych.
– Jeśli się nie dokształcasz, stoisz w miejscu. Zasada ta obowiązuje w każdym zawodzie.
Jej zdaniem, kursy poszerzają horyzonty i dają szansę na wyższe zarobki, zwłaszcza takie, które są wykorzystywane w kosmetologii. Mimo że nie jest fizjoterapeutką, nie narzeka na brak pracy, wręcz przeciwnie.
– Pacjenci doceniają, że my, masażyści, pracujemy bezpośrednio z ciałem, jesteśmy w stanie doradzić, jakie ćwiczenia wykonywać, żeby zachować dobrą kondycję fizyczną.
Mateusz: W ciągu dwóch lat nauki w Policealnym Studium Masażu odbył aż 2 miesiące praktyk. Jako najmłodszy wiekiem i jeden z najmłodszych stażem moich rozmówców miał największe problemy ze znalezieniem pracy. Już pod koniec pobytu w studium zdecydował się otworzyć własny gabinet, szukał również zatrudnienia poza nim, ale nie było to łatwe, bo pracodawcy od razu pytali, czy umie podłączać sprzęty do fizjoterapii. Nie zamierza studiować tego kierunku, bo uważa, że niewidomy fizjoterapeuta nie będzie efektywny. Skończył za to liczne dodatkowe kursy, np.: z masażu bańką chińską, punktów spustowych, aromaterapii i refleksoterapii – wszystkie we własnym zakresie. Po przeprowadzce ze Śląska do Warszawy nadal prowadzi działalność gospodarczą: ma gabinet w centrum miasta, wykonuje również zabiegi w domach pacjentów.
Witold: W krakowskim studium masażu, jak w większości placówek tego typu, praktyki zawodowe odbywają się dopiero w drugim roku edukacji. Ponieważ musiał przerwać naukę w tej placówce, nie skorzystał z nich. W szkole wrocławskiej, do której się przeniósł, musiał organizować je sobie na własną rękę. Trafił do przychodni rehabilitacyjnej.
– Spędziłem tam mnóstwo czasu, wykonałem liczne zabiegi, ale niewiele się nauczyłem, bo brakowało różnorodności wśród pacjentów. Masowałem głównie osoby starsze cierpiące na bóle kręgosłupa.
Jako człowiek przedsiębiorczy wymyślił sposób na uzupełnienie praktyk.
– Ogłosiłem w Internecie, że w ramach praktyki będę bezpłatnie masował wolontariuszy pomagających uchodźcom z Ukrainy. Dojeżdżałem do nich ze stołem do masażu, kilkakrotnie zdarzyło mi się masować na dworcu.
Kiedy skończył szkołę, jego sytuacja finansowa była na tyle stabilna, że nie spieszył się z podjęciem zatrudnienia jako masażysta. Chciał najpierw zbudować swoją markę w Internecie. Ze względu na niezależną naturę i małe dzieci nie miał ochoty pracować u kogoś i wiązać się godzinowo. Wie, że znalezienie pracy nie jest łatwe, bo przychodnie mają swoich ludzi. Przez pewien czas masował tylko sporadycznie we własnym domu bądź dojeżdżając do pacjentów.
Sytuacja uległa zmianie, gdy jego pies przewodnik zerwał więzadło w łapie i Witold musiał ponieść duże koszty leczenia.
– Nie chciałem organizować zbiórki publicznej, bo uznałem, że jestem sprawny i mogę sam zarobić potrzebną kwotę.
Opisał sytuację na Facebooku i zaoferował swoje usługi jako masażysta, ogłaszając, że zarobione pieniądze przeznaczy na leczenie psa. Zgłosiło się bardzo dużo osób – tyle, że zdecydował się wynająć gabinet. Niektórych pacjentów masował tam, do innych dojeżdżał. Ludzie wykazali się niezwykłą hojnością i otwartością: nie dość, że płacili za zabiegi, to jeszcze pomagali Witoldowi zbierać pieniądze w różnych miejscach.
– Boom już minął, ale trwałym rezultatem zbiórki okazał się gabinet, który nadal z powodzeniem działa. Mam kilkoro stałych pacjentów, oferuję zabiegi wykonywane w ciemności, niedawno otrzymałem też propozycję zmiany lokalizacji i przeniesienia się do centrum Wrocławia.
Przez doświadczenie w pracy z ludźmi z różnymi schorzeniami Witold zdobywa liczne umiejętności, których nie nabył w szkole. Nie chce jednak wchodzić w fizjoterapię, bardziej interesuje go masaż w powiązaniu z psychologią niż leczniczy. Poza tym ma wiele zainteresowań z innych dziedzin i nie zamierza się koncentrować wyłącznie na masażu.
Jadwiga: W czasach jej pobytu w laskowskim technikum było mało praktyk na niskim poziomie.
– Ponadto niektórzy nauczyciele traktowali swoją wiedzę niemal jak tajemną, np. nie pokazywali nam pewnych technik masażu, wychodząc z założenia, że i tak źle je wykonany. Przez jakiś czas uczył nas pulmonolog, który nie miał nic wspólnego z masażem. Włączał nam filmy wideo demonstrujące masaż chiński. A my chcieliśmy jak najlepiej przygotować się do zawodu.
Po ukończeniu szkoły Jadwiga wyjechała do Stanów i przez rok nie miała kontaktu z masażem. Po powrocie znalazła pracę w rodzinnych stronach – w szpitalu w Koźlu. Wspomina ten czas bardzo dobrze:
– Miałam wielu pacjentów, chodziłam na zastępstwa na różne oddziały, w tym do noworodków i na oddział intensywnej terapii. Wykonywałam pojedyncze masaże pacjentom potrzebującym doraźnego wsparcia, jeździłam też prywatnie do jednego z dzieci. W szpitalu pracowałam przez rok.
Udało jej się zrealizować marzenie o zawodowym powrocie do Lasek. Zaczęła pracować w tamtejszej bibliotece, Masaż porzuciła bez żalu, wiedziała jednak, że nie chce utracić sprawności manualnej, dlatego często kogoś masowała, zazwyczaj bezpłatnie i te zabiegi nie były w żaden sposób sformalizowane. Dopiero kiedy zdecydowała się na kupno mieszkania, podjęła poszukiwania pracy w masażu. W 2007 r. zaczęła pracować jako masażystka w salonie kosmetycznym, przez pewien czas masowała też w klubie fitness. Ponownie wyjechała do Stanów, tym razem tylko na 3 miesiące, ale po powrocie przez prawie pół roku nie miała pacjentów, musiała na nowo „wyrobić sobie markę”.
Ponieważ nauczyciele w technikum niechętnie dzielili się swoją wiedzą, kiedy podjęła ponownie pracę w masażu, chciała się dokształcać. Ukończyła kursy z terapii manualnej i technik powięziowych.
– Niestety, nie do końca wykorzystuję zdobyte w ich trakcie umiejętności, bo do wykonywania technik manualnych potrzeba bardzo dużej siły i profesjonalnego stołu do masażu, a ja nie dysponuję ani jednym, ani drugim. Mogę jednak zawsze sięgać po nową wiedzę, aby jak najbardziej efektywnie pomagać pacjentom.
Uważa, że niewidomy masażysta powinien ciągle się dokształcać, bo masaż klasyczny, którego przede wszystkim uczy się w szkołach, to tylko baza. Sama nie myśli jednak o studiowaniu fizjoterapii, traktując masaż jako zajęcie dodatkowe. Lubi masować, cieszy się, że może wykorzystywać swoją wiedzę, ma satysfakcję, kiedy realnie ulży komuś w cierpieniu. Wykonywanie masażu wymaga jednak mnóstwa siły i energii, których ma coraz mniej, a ich brak powoduje niekiedy frustrację. Irytuje ją, że nie może być w pełni skuteczna.
– Masuję najczęściej 2 dni w tygodniu, mam niewielu pacjentów, którym moje umiejętności wystarczają.
Agnieszka: Praktyki miała tylko w IV i V klasie technikum, ale było ich całkiem sporo. Jesienią i wiosną szkoła organizowała „dni otwartych drzwi”. Osoby z zewnątrz mogły wtedy zgłaszać się ze skierowaniami i były masowane przez uczniów za symboliczną opłatą. W styczniu i lutym odbywały się praktyki w jednym z łódzkich szpitali, na oddziale neurologii, na którym pracował ich nauczyciel zawodu.
Ponieważ po skończeniu technikum Agnieszka planowała powrót do rodzinnego miasta, jeszcze w trakcie nauki w ostatniej klasie zaczęła tam rozsyłać CV. Po powrocie do domu składała dokumenty aplikacyjne w przychodniach i szpitalach, jednak przez długi czas te starania nie przynosiły żadnego efektu. Po roku dostała propozycję pracy wyjazdowej, ale ze względów rodzinnych musiała odmówić. Wreszcie została zatrudniona na umowę zlecenie w hospicjum dziecięcym w swoim mieście.
– Dyrekcja zatrudniła mnie w ten sposób, bo uważała, że skoro sama mam niepełnosprawność i pracuję z dziećmi z niepełnosprawnościami, to nie mogę mieć etatu. Nie mam pojęcia, skąd wziął się taki tok rozumowania, ale nie było sposobu, by przekonać placówkę do zmiany formy umowy.
Po trzech latach zaczęły z koleżanką z hospicjum szukać pracy w oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów miejscowości sanatoryjnej.
– Zostałam zatrudniona w jednym z dużych sanatoriów, otrzymałam tam również pokój, więc nie musiałam dojeżdżać.
Praca ta sprawiała Agnieszce ogromną satysfakcję, bo pozwoliła nabyć sporo nowych umiejętności i umożliwiła duży kontakt z ludźmi. Jednak po pewnym czasie pojawiły się problemy, bo współpracownicy zaczęli wykorzystywać to, że jest cały czas na miejscu i obarczali ją dodatkowymi obowiązkami, np. zabiegami w godzinach późno popołudniowych. Była zatrudniona na ¾ etatu.
– W tamtych czasach limity dorabiania do renty były bardzo niskie. Chciałam ją zawiesić i zatrudnić się na cały etat za przyzwoitą stawkę, ale pracodawca nie zgodził się.
Ponieważ nie miał podstaw do zwolnienia, wymówił jej pokój, co w praktyce zmusiło Agnieszkę do odejścia, bo nie była w stanie codziennie dojeżdżać, nie stać jej też było na wynajem. Ostatecznie rozwiązała umowę z sanatorium za porozumieniem stron. Przepracowała tam rok i 8 miesięcy.
Znalezienie kolejnej pracy zajęło jej 2 lata. W urzędzie pracy otrzymała informację, że Spa poszukuje masażysty. Zgłosiła się tam. Właścicielka początkowo wyrażała ogromne obawy, bo nigdy nie miała kontaktu z osobą niewidomą.
– Zastanawiała się np., jak poradzę sobie z zejściem ze schodów.
Na ostateczną pozytywną decyzję szefowej wpłynęła inna pracownica mająca niepełnosprawne rodzeństwo. W Spa Agnieszka pracowała na pół etatu przez 2 lata, do jego zamknięcia spowodowanego wyjazdem właścicielki za granicę.
Potem znowu nastąpiła ponad roczna przerwa w zatrudnieniu, do momentu rozpoczęcia finansowanego przez urząd pracy stażu w gabinecie kosmetycznym prowadzonym przez koleżankę, z którą pracowała wcześniej w sanatorium. Kiedy staż się skończył, koleżanka zatrudniła ją na pełny etat. Pracowała u niej 3 lata, do zamknięcia gabinetu.
Poszukiwania zatrudnienia w masażu były coraz trudniejsze i nie przynosiły rezultatu, kilka lat temu zaczęła więc pracować w zupełnie innej dziedzinie. Czasem masuje kogoś prywatnie, Gdyby miała możliwość powrotu do etatowej pracy masażystki, nie wahałaby się.
Żaden z pracodawców Agnieszki nie wywierał nacisków na podnoszenie kwalifikacji ani nie zwolnił jej z powodu braku jakichś umiejętności. Nie uczestniczyła w żadnych formalnych szkoleniach kończących się otrzymywaniem certyfikatów, Nie pozwalała jej na to sytuacja finansowa – pensje niewspółmierne do ceny kursów.
Zawód z przyszłością?
Motywacją do napisania niniejszego tekstu były coraz częściej pojawiające się opinie, że masażyści z dysfunkcją wzroku są powoli, ale sukcesywnie wypierani z rynku pracy przez pełnosprawnych fizjoterapeutów, w związku z czym zawód masażysty przestaje być atrakcyjny dla niewidomych i słabowidzących. W trakcie przeprowadzonych wywiadów okazało się jednak, że sytuacja nie wygląda aż tak tragicznie, a konkurencja nie jest jedynym ani tym bardziej głównym problemem zagrażającym przyszłości masażystów.
Moi rozmówcy, choć mają różne poglądy na studiowanie przez osoby z problemami wzrokowymi fizjoterapii, zgadzają się, że żadne zabiegi fizykalne, a tym bardziej prądy czy lasery nie zastąpią rąk profesjonalnego masażysty.
Jadwiga: – Uważam, że dobry fizjoterapeuta nigdy nie będzie dobrym masażystą, natomiast dobry masażysta może nauczyć się ćwiczeń fizjoterapeutycznych. Nie wiem, jak jest z obsługą maszyn i urządzeń do fizjoterapii. Wiadomo, że pracodawcy wolą zatrudnić kogoś, kto obsłuży maszynę-Kombajn, ale moim zdaniem, w indywidualnej pracy z pacjentem żaden inny zabieg nie jest w stanie zastąpić masażu, ponieważ tylko podczas masażu mamy kontrolę nad tym, co dzieje się z ciałem pacjenta. Oczywiście masaż nie rozwiązuje wszystkich problemów i dlatego fizjoterapia też jest potrzebna.
Marta: – W szpitalach panuje trend na zatrudnianie głównie fizjoterapeutów, bo są „od wszystkiego”. Istnieją jednak placówki medyczne (np. ta, w której pracuje, chętnie zatrudniające niewidomych i słabowidzących masażystów. Jeżeli jest się dobrym specjalistą, to nie ma problemu z utrzymaniem się na rynku.
Ewa: Jej zdaniem, od masażystów, zwłaszcza tych z problemami wzrokowymi, nie powinno się wymagać wykonywania zabiegów fizjoterapeutycznych. Zwraca również uwagę na fakt, że ze względu na konieczność wypełniania dokumentacji, której niewidomi nie są w stanie samodzielnie uzupełniać, pracodawcy wolą przyjmować osoby widzące. Technik-masażysta, w przeciwieństwie do magistra fizjoterapii, nie może rozliczać wszystkich zabiegów. Niewidomi i słabowidzący masażyści byliby, być może, w stanie obsługiwać więcej sprzętów do fizjoterapii, ale musiałyby być one ustawione pod osobę z dysfunkcją wzroku i nie można by było tych ustawień zmieniać, a jeśli ten sam sprzęt ma obsługiwać kilkoro pracowników, to jest to niewykonalne.
Jacek: – Zawód masażysty ma przyszłość, bo nic nie zastąpi pracy na ciele pacjenta. W służbie zdrowia jest widoczna tendencja, żeby jeden człowiek wykonywał wszystkie zabiegi i obsługiwał sprzęt do fizjoterapii, ale ludzie potrzebują też masażu relaksacyjnego. Osoba niewidoma z dobrym wykształceniem technicznym może utrzymać się na rynku, a wiedzy zdobytej na studiach nie będzie miała szans w pełni wykorzystać, dlatego nie jest ona jej niezbędna. Poza tym nadal panuje przekonanie, że masażysta z dysfunkcją wzroku jest lepszy od widzącego, bo ma wyczulony dotyk. Przez lata pracy Jacek zaobserwował, że kobiety w obecności niewidomego masażysty czują się bardziej komfortowo.
Paulina: – Od masażystów oczekuje się również wykonywania zabiegów fizjoterapeutycznych. Z drugiej strony fizjoterapeuci nie zastępują masażystów w trakcie ich urlopów czy zwolnień, bo to dla nich zbyt ciężka praca. Jest tak w placówkach publicznych, w prywatnych niewidomi masażyści są zatrudniani rzadko, wszystkie zabiegi wykonują fizjoterapeuci, którzy mają mnóstwo obowiązków, dlatego zdarza się, że w ciągu serii zabiegów tego samego pacjenta codziennie masuje ktoś inny, a przecież nie powinno tak być.
Zdaniem Dawida to właśnie w przychodniach publicznych jest tendencja do zatrudniania jednego pracownika „do wszystkiego”, osobom niewidomym i słabowidzącym łatwiej znaleźć pracę w gabinetach prywatnych.
– Od niedawna sam korzystam z usług fizjoterapeutów i wiem od nich, że uzupełniają się z masażystami, przesyłając sobie wzajemnie pacjentów, którym są potrzebne konkretne zabiegi. Tak naprawdę wszystko zależy od strategii poszczególnych gabinetów i przychodni. Konkurencja na rynku jest duża, ale myślę, że jeżeli ktoś jest dobrym technikiem, to da sobie radę. Pacjenci są często niezadowoleni z zabiegów wykonywanych przy użyciu maszyn, mówią, że nie przynoszą oczekiwanych efektów, że nic nie zastąpi rąk dobrego masażysty.
W rozmowie z Dawidem wybiegliśmy nieco w przyszłość. Zapytałam, czy masażyści mogą zostać wyparci przez coraz powszechniej stosowaną w różnych dziedzinach sztuczną inteligencję. Według niego w tym przypadku roboty nie sprawdziłyby się, bo raczej nie byłyby w stanie określić poziomu bólu, jeszcze za wcześnie, żeby obawiać się ich działania.
Bardziej pesymistycznie na przyszłość masażystów patrzy Agnieszka, od kilku lat mająca problem ze znalezieniem pracy w tym zawodzie:
– Pracodawcy nadal obawiają się osób z niepełnosprawnościami. Poza tym są wygodni: wolą zatrudnić widzącego fizjoterapeutę, który zrobi byle jaki masaż, ale oprócz tego wykona zabiegi fizykalne, niż niewidomego, który zrobi masaż dobrej jakości, ale będzie to tylko masaż.
Zdaniem Mateusza, mimo dużej konkurencji ze strony fizjoterapeutów, dobry masażysta nadal ma szansę być atrakcyjny na rynku.
Bartosz: Obecnie rynek fizjoterapii i masażu wygląda tak, że aby dostać i utrzymać pracę, trzeba coś sobą reprezentować. Znaczenie ma też to, gdzie mieszkamy: w dużych miastach jest większa otwartość na pracowników z niepełnosprawnościami, w mniejszych miejscowościach lęk związany z niewidzeniem może być większy. Na szczęście na masaż zawsze będzie zapotrzebowanie, a duża część społeczeństwa ciągle uważa, że niewidomy masażysta to dobry masażysta.
Według Witolda większość przychodni ma masażystów, którzy pracują w nich od lat i młodym ludziom trudno się przebić.
– Dotyczy to również widzących specjalistów, bo moje koleżanki i koledzy ze szkoły masażu też mają problemy ze znalezieniem pracy.
Krzysztof: – Konkurencja jest coraz większa nie tylko ze względu na fizjoterapeutów, ale również dlatego, że powstaje coraz więcej szkół masażu. W samym Krakowie do niedawna była tylko placówka przy Królewskiej, a obecnie są już 3. Jednak wiele przychodni i szpitali, choćby ten, w którym pracuję, wciąż chętnie zatrudnia masażystów, w tym niewidomych i słabowidzących.
Osobną kwestię stanowi „polityka” Narodowego Funduszu Zdrowia i wynikające z niej dla masażystów z dysfunkcją wzroku problemy. Chodzi przede wszystkim o punkty za poszczególne zabiegi. NFZ używa systemu punktowego do wyceny procedur medycznych.
Ewa: Masaż ma dużo niższą punktację niż zabiegi wykonywane przez fizjoterapeutów, dlatego, żeby „zarobić” tych punktów jak najwięcej, w publicznych przychodniach liczy się ilość, a nie jakość. Na masaż jednego pacjenta przeznaczonych jest zazwyczaj 20 minut, z czego samo wykonywanie zabiegu to praktycznie tylko 15, bo reszta to czas, w którym pacjent się przebiera. W kwadrans można bardzo niewiele zrobić, dlatego faktyczna pomoc udzielana pacjentom jest znikoma.
Paulina dodaje, że w NFZ najwyżej punktowani są magistrzy fizjoterapii z co najmniej 5-letnim stażem pracy.
– Mimo to w ostatnim roku obserwuję wzmożony popyt na techników-masażystów.
Problem w tym, że aby masażysta z wykształceniem technicznym mógł być zakontraktowany, powinien pracować 7,35 godziny dziennie, a niewidomi zatrudnieni w publicznej służbie zdrowia mogą pracować najwyżej 6. W rezultacie wykonywane przez nich zabiegi nie są punktowane przez NFZ.
Zdaniem Dawida wiele przychodni zatrudnia jednego człowieka „do wszystkiego” i wtedy nie może to być masażysta z dysfunkcją wzroku tylko widzący fizjoterapeuta, a Mateusz dodaje, że NFZ, prawdopodobnie ze względu na niską punktację, zleca mało masaży.
Niektóre kwestie prawne związane z przyznawaniem przez NFZ punktów za poszczególne usługi medyczne wyjaśnia Jacek:
– W Polsce mamy Ustawę o Zawodzie Fizjoterapeuty, w oparciu o którą działa Krajowa Izba Fizjoterapeutów. Również minimalne stawki dla pracowników medycznych posiadających określone wykształcenie są uregulowane prawnie w procentowym stosunku do średniej krajowej. Spośród osób zajmujących się rehabilitacją najmniej zarabiają te z wykształceniem technicznym, nieco więcej absolwenci studiów magisterskich z fizjoterapii, a najwięcej – magistrzy fizjoterapii ze specjalizacją. Tych ostatnich jest niewielu i pracują w kilku miejscach naraz, bo każda przychodnia ma ustawowy obowiązek zatrudnienia takiego specjalisty.
Bartosz uzupełnia:
– Trwają prace nad Ustawą o Zawodzie Technika-masażysty. Póki co, technik po 4-letniej szkole ma takie same uprawnienia, jak osoba, która ukończyła 4-godzinny kurs.
Brzmi to bardzo pesymistycznie i demotywująco, ale nadzieja w tym, że istnieją placówki medyczne stawiające jednak przede wszystkim na jakość kwalifikacji swoich pracowników. Krakowski szpital, w którym zatrudniony jest Krzysztof, bardzo chętnie angażuje osoby niewidome i słabowidzące, ale pod warunkiem, że mają ukończone studium. Jego zdaniem, kilkugodzinne czy kilkumiesięczne kursy wystarczają jedynie czasami w gabinetach kosmetycznych.
Z perspektywy nauczycieli – czy nie zabraknie masażystów?
Marcin Chełmicki, od września 2022 r. nauczyciel przedmiotów zawodowych w technikum masażu w Laskach, zapytany o przyszłość tego zawodu, zwrócił uwagę na niezwykle istotną kwestię:
– W ośrodkach szkolno-wychowawczych dla niewidomych uczy się coraz mniej osób, u których dysfunkcja wzroku jest jedyną niepełnosprawnością. Niestety, również spośród nich spora grupa nie kwalifikuje się do zostania masażystami.
Obecnie w laskowskiej szkole masażu kształci się 11 uczniów (dawniej tylu potrafił liczyć jeden rocznik). Zdaniem nauczyciela tylko dwie osoby spośród tej jedenastki mają szansę zostać dobrymi masażystami.
– Większość nie potrafi poprawnie wykonać technik, których uczy się od listopada, nazwać prawidłowo poszczególnych kości. Tracą orientację na ciele, co nie pozwala na dobre wykonanie zabiegu, a społeczeństwo staje się coraz bardziej wymagające i domaga się usług wysokiej jakości.
Kiedy on sam kończył szkołę w Laskach w 2014 r., większość osób z jego klasy i o rok młodszych dobrze się uczyła, w kolejnych latach było coraz gorzej.
– W pewnym stopniu do tej sytuacji dopuścili nauczyciele prowadzący rozmowy kwalifikacyjne przed przyjęciem do technikum masażu. Chociaż często sami nie byli pewni, czy kogoś można zakwalifikować, podejmowali decyzję pozytywną.
– Jeśli komuś takiemu uda się nawet skończyć technikum, to będzie masować automatycznie odtwórczo, bez wkładu samodzielnego myślenia, co nie daje szans ani na udział w kursach doszkalających, na których jest duże tempo pracy, ani na stabilne zatrudnienie, bo pacjenci do takiego masażysty po prostu nie przyjdą.
Ilekroć Marcin dostrzega, że któryś z uczniów nie nadaje się do zawodu, od razu mu to komunikuje.
– To są często zdolni, utalentowani ludzie, ale w innych dziedzinach. Radzę im, żeby skończyli liceum i poszli na studia, np. prawo lub psychologię, w zależności od predyspozycji, bo w masażu nie osiągną sukcesu.
Jest zdania, że im wcześniej młody człowiek dowie się o braku uzdolnień w danej dziedzinie, tym lepiej – straci mniej czasu.
– Utrzymując uczniów na kierunku, do którego się nie nadają, obniża się też ich samoocenę. Może ci najlepsi z najsłabszych znajdą pracę w przychodniach publicznych, ale nawet tam jakość masażu się liczy i prędzej czy później pacjenci poznają, że masażysta jest kiepski.
Obecnie młodzież boi się ciężko pracować, jest przerażona ilością materiału do opanowania, roszczeniowa, wyręcza się zdolnymi kolegami, przez co jeszcze bardziej obniża sobie poprzeczkę. Później takie osoby nie nadają się do pracy.
Opinię Marcina Chełmickiego potwierdza Lidia Jastrzębska, od 2008 r. ucząca przedmiotów zawodowych w łódzkim technikum i studium policealnym.
– W naszej szkole w bieżącym roku na masażystów kształci się 7 osób (jest to tylko II klasa) i nie wiadomo, jak będzie wyglądał nabór na rok 2023/2024. Mamy też studium masażu.
Pocieszający jest fakt, że prawie 100 procent absolwentów łódzkich szkół masażu znajduje pracę (od tego roku każda przychodnia, aby zawrzeć kontrakt z NFZ, musi zatrudniać co najmniej jednego masażystę. Większość decyduje się też na studia fizjoterapeutyczne.
Moi rozmówcy-nauczyciele, choć zgodni co do małej ilości uczniów i wpływu na to niepełnosprawności sprzężonych, mają inne podejście do form edukacji osób z dysfunkcją wzroku.
Lidia Jastrzębska uważa, że słabemu naborowi do techników masażu winna jest coraz bardziej rozpowszechniona „moda na edukację włączającą.
– Poradnie psychologiczno-pedagogiczne niechętnie kierują osoby z dysfunkcją wzroku do ośrodków specjalnych, bo już sama ich nazwa źle się kojarzy (z niepełnosprawnością intelektualną lub psychiczną). Próbowaliśmy wywalczyć zmianę na „specjalistyczne”, ale póki co, bez rezultatu.
Zdaniem Marcina Chełmickiego, gdyby więcej osób z dysfunkcją wzroku uczyło się w szkołach integracyjnych, to przekładałoby się to na większą świadomość, że istnieją ludzie z różnymi niepełnosprawnościami, chętniej przyjmowano by niewidomych i słabowidzących kolegów-masażystów na kursach czy korzystano by z wykonywanych przez nich zabiegów.
Do głosów nauczycieli dołącza Bartosz – absolwent ośrodka w Laskach potwierdzając informację o wielu uczniach z niepełnosprawnością sprzężoną. I dodaje:
– Nauczyciele nie powinni namawiać nikogo, kto do końca tego nie czuje albo nie ma predyspozycji, żeby szedł na masaż tylko po to, żeby klasa nie została zlikwidowana. W moim roczniku była co najmniej jedna osoba, która skończyła technikum „na siłę” i teraz nie pracuje w zawodzie.
Zawód z przyszłością, ale nie dla każdego
Z powyższego streszczenia wywiadów z masażystami i nauczycielami zawodu można wyciągnąć kilka wniosków, wbrew wcześniejszym obawom z reguły pozytywnych.
Znaczna większość moich rozmówców nadal czynnie zajmuje się masażem, odczuwając z tego satysfakcję, niektórzy ciągle podnoszą swoje kwalifikacje, choć nie wszyscy na studiach fizjoterapeutycznych.
Dowodzi to jasno, że zawód masażysty nadal jest przyszłościowy. Jednak przed podjęciem decyzji o kształceniu w tym kierunku trzeba zdać sobie sprawę, że to ciężka praca (już na etapie edukacji), wymagająca siły fizycznej, chęci do pracy z ludźmi i reagowania na ciągle zachodzące zmiany na rynku pracy, aby cały czas być konkurencyjnym. Liczy się nie tylko sprawność fizyczna i umiejętności techniczne, ale także stopień zaangażowania, to, jak masażysta się prezentuje (również wizualnie), a w wielu sytuacjach także „żyłka” do biznesu.
Obawą napawa natomiast spadek liczby osób z dysfunkcją wzroku obecnie kształcących się na masażystów. Pozostaje mieć nadzieję, że jeśli nauczyciele i bliscy nie będą wywierali nacisków na tych, którzy nie nadają się do tego zawodu, niewidomych i słabowidzących masażystów będzie może w przyszłości mniej, ale poziom świadczonych przez nich usług pozostanie wysoki.
Jeszcze raz dziękuję wszystkim moim rozmówcom za poświęcony czas i cenne informacje.
Aleksandra Bohusz